22.
Jade
Nie wiem, czy w całym swoim życiu byłam równie zestresowana jak tego dnia. Ochrzaniłam Chris'a, oparzyłam się lokówką i prawie zabiłam Ali ale wszyscy żyją, żeby nie było. Byłam wyjątkowo dumna z wyboru fryzury.
- Jadey? - Mama weszła do pokoju. Byłam już w 100% gotowa. - Wyglądasz tak pięknie. - Przytuliła mnie. - Nie mogę w to uwierzyć. Wydaje się, że dopiero co uczyłaś się chodzić... cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Jestem z ciebie taka dumna.
- Dziękuję. - Przytuliłam ją.
- Kochana, czas nam się kończy, możemy już jechać? Jonathan do mnie wydzwania. - Leigh-Anne weszła do pomieszczenia.
- Jasne, chodźmy. No to... do zobaczenia na ceremonii, dziewczyny!
Auto Leigh było udekorowane kwiatami i wstążkami. Wsiadłyśmy do niego i po paru minutach siłowania się z welonem wyruszyłyśmy. Po drodze zabrałyśmy Jonathana. Cały czas miał pretensje o to, że musi siedzieć z tyłu.
- W porządku? - Dziewczyna położyła dłoń na moim kolanie. Pokiwałam głową. - Cieszę się, że to właśnie Chris. Jesteście przesłodcy, wspaniale razem wyglądacie. Jestem taka dumna. - Uśmiechnęła się.
Byliśmy coraz bliżej. Znaleźliśmy się już na plaży. Lee podjechaław miejsce, gdzie stali nasi przyjaciele.
- Boże, pięknie wyglądasz, Jade! Ty, Leigh-Anne też. - Powiedział Richard. - Jaki jest plan?
- Wysadzamy Jonathana i idziecie pod ołtarz. Ustawiacie się tak, jak się umawialiśmy. Tata Jade już jest? - Spytała ciemnoskóra.
- Tak.
- Czyli nie ma się czym stresować. Będzie dobrze. Będzie dobrze. - Nie wiem czy przekonywała bardziej siebie niż mnie, ale olbrzymia część przygotowań była na jej głowie i chciała, żeby wyszło perfekcyjnie.
Odczekałyśmy chwilę aż wszyscy doszli do ołtarza i dziewczyna ruszyła.
- Już nie ma odwrotu kochana. Wszystkiego dobrego. - Ścisnęła moją dłoń. Czułam jak żołądek mi się zaciska.
Podjechałyśmy pod łuk weselny. Lee zatrzymała auto, wysiadła i pomogła mi z wyjęciem welonu. Później jeszcze raz się do mnie uśmiechnęła i szybko poszła stanąć równolegle do Jonathana, przy ołtarzu. Tata podszedł do mnie i podał mi ramię. Uśmiechnął się do mnie. Ruszyliśmy w stronę ołtarza.
Chris już tam stał. W szarym garniturze z bordowym krawatem, patrzył na mnie ze łzami w oczach.
Myślałam, że się przewrócę. Było mi słabo, gorąco, chciało mi się pić i czułam, jakbym za chwilę miała zwymiotować. Wreszcie doszliśmy do ołtarza. Tata przekazał moją dłoń Chrisowi.
- Wyglądasz przepięknie. - Szepnął.
- Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby połączyć węzłem małżeńskim tych dwoje młodych ludzi. - Chwila ciszy. Czułam w uszach, jak bije mi serce. - Miłość nie wybiera. Tych dwoje ludzi zakochali się w sobie zupełnie bez powodu, a już za chwilę pozostaną na zawsze ze sobą połączeni. Przejdźmy zatem do przysięgi. - Mężczyzna wskazał na Becky, Jesy i Perrie, które podeszły z obrączkami.
- Ja, Christopher, biorę Ciebie, Jade, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci." - Wsunął mi na palec obrączkę, wciąż patrząc mi w oczy.
- Ja, Jade, biorę Ciebie, Christopherze za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci." - Mówiłam, nie odrywając wzroku od jego tęczówek. Drżącymi dłońmi podniosłam obrączkę i włożyłam ją na palec Chris'a. Dziewczyny oddaliły się do ławki.
- Ogłaszam was mężem i żoną, możecie się pocałować.
Chris przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Już czułam spokój.
- Kocham cię, moja żono, Jade Amelio Thirwall-Velez.
*******
God, wiecie jak mi serce waliło jak pisałam ten rozdział? I tym oto sposobem Chrade jest małżeństwem! Nawet nie macie pojęcia, jak się jaram. Żeby uprzedzić wasze pytania, następny rozdział w poniedziałek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro