Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Jade

Wróciliśmy do domu. Miałam jeszcze jeden telefon do wykonania.

- Em... Ari?

- Jadey?! Suko, jak my się dawno nie widziałyśmy! Chciałam podejść do was po tym rozdaniu, ale jakoś szybko się zebraliście.

- No tak, bo Jesy jest w ciąży i źle się czuła, a Leigh-Anne i Richard zostawili jego córeczkę z moimi rodzicami i musieliśmy się zbierać.

- Ło ło ło... ja widzę, że bardzo dużo mnie ominęło.

- No sama wiesz że ostatni raz widziałyśmy się rok po trasie koncertowej na której cię supportowałyśmy.

- Musimy to koniecznie nadrobić!

- No właśnie... słuchaj, Ariana, bo jest taka sprawa... wychodzę za mąż i pomyślałam, że... jakbyś miała chwilę, to może... byś wpadła?

- O kurwa! Ale że od razu ślub? Mój Boże, jeszcze niedawno w trakcie „Dangerous Women Tour" bałaś się wyjść na scenę, a teraz wychodzisz za mąż! Ale jestem dumna!

- No to... przyjedziesz?

- No oczywiście! Jakbym mogła nie? A Nicki też będzie?

- Tak! Boże, przez cały ten czas nie wpadłam na to, żeby z tobą pogadać. Nicki jest super! Bardzo dobrze się dogadujemy.

- Wiedziałam! Dobra, śliczna, muszę kończyć, bo mnie wołają. Wyślij mi wszystko mailem, będę na pewno. Buziaki, śliczna!

- No, buźka, papa!

- A więc Ariana Grande na moim ślubie. – Chris wszedł do sypialni. – Tego jeszcze nie grali.

- Hm. No widzisz? Masz ze mnie jeszcze jakieś korzyści. Boże, jutro jest tyle do zrobienia... muszę jechać zamówić tort, wybrać alkohol, zawieźć kartę z wybranym jedzeniem i umówić się do fryzjera i kosmetyczki, nie zapominając już o tym, że po jutrze przylatują rodziny dziewczyn i moja. To jest jakaś masakra.

- Może ja coś zrobię za ciebie?

- Pójdziesz za mnie do kosmetyczki? Wątpię.

- Dobra, nie przejmuj się tym teraz i chodźmy spać.

- Racja.

Wstałam o ósmej. Pojechaliśmy z Chris'em zamówić tort (oczywiście stanęło na jego wyborze) i wybrać alkohol. Potem pojechałam zawieźć zamówienie z jedzeniem i zadzwoniłam do kosmetyczki i fryzjerki. Później spotkałam się z naszą wedding plannerką.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry. Dobrze, że znalazła pani czas. Musimy wybrać dekoracje.

- Jasne. Miejmy to już za sobą.

Po godzinie wszystko było dopięte na ostatni guzik. W piątek rano miałam przyjechać i zatwierdzić, czy wszystko jest w porządku. Wróciłam do domu i usiadłam przy stole z kartką i długopisem.

- Co robisz? – Chris wszedł do pokoju.

- Myślę nad tym, gdzie kogo upchnąć.

- W sensie że ze spaniem?

- Ta...

- My możemy spać u mnie, dziewczyny z chłopakami niech będą u was. U ciebie w sypialni mogą być bracia Jesy, a na materacu jej siostra. W salonie siostry Leigh-Anne, a na podłodze brat Pezz. Właśnie, będzie jej tata?

- Chyba żartujesz! Pezz go nienawidzi, a ja widziałam go parę razy w życiu. Zapraszam rodziny dziewczyn tylko dlatego, że zawsze byliśmy ze sobą blisko, a ojciec Perrie to ewenement. Dalej. W pokoju Joela wsadzimy moich rodziców i Karla na podłodze. Pokój Richarda zajmą rodzice Lee, pokój Zabdiela rodzice Jesy. Do mojej sypialni chciałabym wrzucić Ari i Nicki. Lecą tu z drugiego końca świata. U Joel'a jego bracia, u Erica jego siostra. I tak oto udało się nam ze wszystkimi. Wydech. – odetchnęłam.

- Masz coś jeszcze do zrobienia?

- Tak, muszę ogarnąć jak kogo usadzić przy stole, ale to jutro i sama. Muszę to w spokoju przemyśleć.

- Dobrze. To teraz powinnaś trochę odpocząć. – zadzwonił jego telefon. – Co znowu? Co? Nie! Kto? Boże... aaa, dobra. Em... Jadey, czy ludzie w których zaproszeniu było „ciocia Alma i wujek Alvaro" potwierdzili przybycie?

- Em... - zajrzałam w listę. – Tak.

- Tak. Boże, kto to w ogóle jest? Aa... to ci ludzie którym musiałem wysyłać zaproszenia na Sycylię. Spoko. Dobra, chcesz coś jeszcze? Boże, teraz? Mhm, już jadę. – rozłączył się. – Muszę jechać do Jonathana, bo zepsuł samochód. Niedługo wrócę. – pocałował mnie i wyszedł z mieszkania.

Chris

Wróciłem pół godziny później. Dziewczyny kończyły jeść obiad, a Jade po zjedzeniu udała się do łazienki.

- Chris? – zaczęła Jesy. – Co ty jej powiedziałeś? Co ty w ogóle zrobiłeś? Zjada wszystko i w ogóle...

- No wiem. To nieco dziwne, ale to chyba dob... - usłyszałem kasłanie dobiegające z łazienki. Spojrzeliśmy po sobie z dziewczynami, po czym ruszyłem do toalety.

A więc Jade po prostu znalazła sobie sposób. Że też na to nie wpadłem. Cały ten czas, kiedy wydawało mi się, że jest lepiej, ona wymiotowała wszystko, co zjadła.

Ukucnąłem za nią i odgarnąłem jej włosy za plecy. Gdy dziewczyna skończyła przytuliłem ją do siebie i usiadłem na ziemi opierając się o ścianę. Jadey zaczęła płakać.

- Przepraszam... ja... nie umiem inaczej, a... patrzyłam jak przykro jest tobie, dziewczynom, chłopakom, Karlowi... musiałam coś...

- Ćśś... już nic nie mów. Już dobrze.

Siedzieliśmy w ten sposób chyba pół godziny. Jade cały czas płakała, aż w końcu zmęczona tym wszystkim, zasnęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Wróciłem do dziewczyn.

- Nie mieści mi się to w głowie. – Westchnęła Leigh-Anne. – Jak mogłam nic nie zauważyć? Jak wszyscy mogliśmy tego nie zauważyć?

- Czasem zastanawiam się... - parsknąłem. – Czemu wy wszystkie minęłyście się z powołaniem i nie zostałyście aktorkami?

- Trafne spostrzeżenie. – mruknęła Perrie.

- Co ja mam teraz zrobić?

- Zrobić tak, żeby poczuła, że nie musi tego robić. Żeby poczuła się przy tobie najpiękniejsza. No my próbowałyśmy wszystkiego. – Powiedziała Jesy.

- Masz rację. – Odparłem. – Tak zrobię.

Tej nocy spałem u Jade. Położyłem się obok niej i objąłem ją ramionami. Pod palcami poczułem jej wystające żebra. Tak dłużej być nie może.

Obudziliśmy się o dziewiątej.

- Cześć piękna moja.

- Cześć. – uśmiechnęła się.

- Jak tam?

- Dobrze. Okej, wstajemy i do roboty. Muszę zrobić ustawienie stołów i usadzenie gości, a o 13 przylatują moi rodzice i Karl, a o szesnastej rodzinki dziewczyn.

- Najpierw śniadanko. – dziewczyna cicho jęknęła. Wziąłem ją za rękę i poszliśmy do kuchni.

- Gofry... - westchnęła Jade. W jej tonie głosu słyszałem nieco żalu, w stylu „szkoda, że i tak to wyląduje w kiblu". No to nie tym razem, moja droga.

Usiedliśmy przy wyspie kuchennej. Pezza nałożyła nam jedzenie. Wydaje mi się, że Jadey tak naprawdę wiedziała, że tym razem nie pozwolę jej pójść do łazienki. Wziąłem ją za rękę, a ona lekko ją ścisnęła. Tak jak zakładałem, po skończonym posiłku wstała i skierowała się w stronę toalety. Pogrzebałem jednak jej plany, łapiąc ją za biodra i przyciągając do siebie.

- Chris...

- No way, słoneczko.

*********

Idk czy zauważyliście, ale w poprzednim rozdziale jest pewna podpowiedź co do tego, co ma się wydarzyć. Jest ona zawarta w jednej z wypowiedzi Chris'a, ale więcej wam podpowiedzieć nie mogę :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro