16
Joel
Do pomieszczenia wszedł Eric, który obraził się na Zabdiela i Jesy i od teraz dzieli z nami sypialnię. Dzięki Bogu że tylko niecałą dobę.
- Przeszkadzam? Stało się coś?
- Nie przeszkadzasz, tylko cicho.
- Co się stało?
- Po dzisiejszej kłótni z mamą Becky znowu się pocięła... to wszystko moja wina.
- Co ty gadasz, stary?
- Matka ma do niej pretensje o to,że rozwala im rodzinę, jest egoistką i tak dalej.
- Kiepsko.
- Bardzo. A tak w ogóle, jak Pezz? Ostatnio jakoś mało gadamy, odkąd mieszkam u Becky.
- Niby wszystko dobrze, ale... zaczynam się martwić. Ostatnio jest jakaś przybita, nie wiem...
- Pogadaj z nią zanim będzie za późno. Bo mam w rękach żywy dowód.
- Masz rację, tak zrobię.
Eric wrócił na dół, a ja położyłem Bee na swoim ramieniu i poszedłem spać.
Rano obudziła mnie ogólna krzątanina. Po południu wracaliśmy do domu, więc wszyscy się pakowali, a Jess na wszystkich krzyczała. Co będzie, jak Becks kiedyś zajdzie w ciążę? Boże chroń i ratuj, pozabija nas chyba.
Becky jeszcze spała. Wyszedłem na korytarz.
- Możecie być trochę ciszej?! Bee śpi.
- Jeszcze? Dziewiąta jest. - zdziwiła się Leigh-Anne. - Za cztery godziny musimy wyjechać na lotnisko.
- To był dla niej trudny dzień, chcę dać się jej wyspać.
- Jasne. Zbierajcie się.
Becks obudziła się o jedenastej, o dwunastej trzydzieści zjedliśmy obiad i wyruszyliśmy na lotnisko. Samolot wystartował o 16.05. Gdy mogliśmy odpiąć pasy, Bee usiadła między moimi nogami i oparła się o mój tors.
- Co tam? - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Może powinnaś pogadać z mamą? Wytłumaczyć jej wszystko?
- Nie. Skoro według niej jestem taką pieprzoną egoistką, a Stephanie taką świętoszką, to ja nie zamierzam wyciągać ręki.
- A skoro to ja spierdoliłem, to może ja z nią pogadam?
- To nie ma sensu. Mama jest uparta.
- Dobrze. Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć?
- Psychicznie. - wzruszyła ramionami.
- Dupnie.
- Będzie dobrze. - pocałowałem ją w szyję. - Musi być.
Jade
Siedziałam oparta o ramię Chris'a.
- Wiesz co? - zaczęłam.
- Hm?
- Zaczynam się bać. Do ślubu tylko ponad tydzień...
- Chcesz to odwołać? Przełożyć?
- Nie nie... po prostu... rozumiesz?
- Rozumiem, kochanie. Też się denerwuję. W końcu zaczynamy inne życie, nie?
- Tego się trochę boję. Przeraża mnie wizja dziecka. - zaśmiałam się.
- Wiesz, że nic na siłę, skarbie.
- Ale ja tego chcę! Chodzi o to że... wyobraź sobie, że musisz teraz, w samolocie przewinąć dziecko, tak jak właśnie idzie zrobić to Leigh-Anne.
- Ale sama widzisz, że się da. Poza tym zobacz, Ali jest... jakby nie patrzeć wpadką i... co innego jeśli stwierdzasz, że jesteś gotowa na dziecko i podejmujesz taką decyzję. Richard zrobił głupotę, a do tego jest zbyt narwany. - zaśmiał się.
- No to akurat prawda. To spójrz na Jesy i Zabdiela. Te dwa niewyżyte stworzenia w końcu musiały wpaść.
- To prawda. Teraz czekać tylko na Becky i Joel'a.
- Kochanie?
- Hm?
- Ale żadnych striptizerek na wieczorze kawalerskim.
- Heh, powiedziałbym, że obiecuję, ale naprawdę nie mam pojęcia, czego się spodziewać po tych idiotach, a już zwłaszcza po Jonathanie.
- Pilnuj włosów. - zaśmiałam się.
- Ej ty, faktycznie.
- Za bardzo je kocham. - pocałowałam go w policzek.
- Musimy teraz poważnie pogadać. Co ci się stało? Zjadłaś dzisiaj cały obiad nic nie mówiąc. To dziwne.
- Nie jem-źle. Jem-też źle.
- Nie o to chodzi. To po prostu było dziwne.
Podeszła do nas pani z obsługi z jedzeniem. Chris zamówił nam po grillowanej kanapce. Stwierdziłam, że skoro znalazłam sposób na to, żeby jeść, ale nie jeść, to czemu mam go denerwować. Gdy zjadłam, ruszyłam do łazienki.
Perrie
- Słońce? - zaczął Eric.
- Hm?
- Wszystko w porządku?
- Tak... a czemu coś ma być nie w porządku?
- No nie wiem, chodzisz ostatnio trochę przybita, martwię się.
- Nie ma czym. - pocałowałam go w policzek. - Wszystko jest okej.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć? Cokolwiek by się nie stało?
- Wiem.
- Posłuchaj, a to przypadkiem nie chodzi o to, że wczoraj spotkałaś Zayn'a?
- No może trochę. Wiesz, na pewno miłe to nie było, jak musiałam go mijać liżącego się z Gigi, ale to i tak nic. Szału to on musiał dostać, jak odbierałyśmy trzecią statuetkę. - zaśmiałam się.
- Chciałbym zobaczyć jego minę.
Zabdiel
- Idę rzygać. - oznajmiła Jesy i pobiegła do toalety. Zagadałem do Perrie.
- Pezza, bo sprawa jest.
- No, dajesz.
- Chciałbym oświadczyć się Jess. - dziewczyna pisnęła.
- No nareszcie! Myślałam, że nie dożyję!
- Tyle że nie mam pomysłu, jak to załatwić. Ani jaki pierścionek wybrać.
- Tym się zajmiemy później. Powinieneś... hm... co by tu się spodobało Jesy... ej laski! - odwróciła się do dziewczyn. - Szybko pomysł na oświadczyny dla Zabdiela.
- Uwu!!! - ucieszyła się Leigh-Anne. - Hm... No nie wiem, ja tam bym chciała dostać pierścionek na tym moim klifie, ale to moje marzenia. Jess jest zbyt wymagająca!
- A może... Weź ją w jakieś zajebiste miejsce. Zawsze chciała pojechać do Paryża. Weź ją na Wieżę Eiffela i tam się jej oświadcz? - zaproponowała Jade.
- Sporo zachodu. - zauważyła Becky.
- No ale chyba Jesy jest tego warta, nie? - Pezz spojrzała na mnie znacząco.
- No oczywiście. Chyba tak zrobię. Ale chyba już po waszym ślubie. - zwrócił się do Chrisa i Jade.
- No pewnie! Ona mi tu teraz niezbędna jest, co ty sobie w ogóle myślisz że co? - zaśmiała się Jadey.
- No właśnie, a jaki tort będzie? - spytał Eric.
- Ten wiecznie o jedzeniu i alkoholu... - westchnąłem.
- Myślimy nad czekoladowo-toffie.
- A jak będzie wyglądał?
- Zastanawiam się między tymi dwoma. - Jade wyciągnęła telefon.
- Mój Boże... - westchnęła Jesy, która właśnie do nas wróciła. - Ten piękny i ten piękny.
- Oba szkoda pokroić, nie? - zaśmiał się Chris.
- No a który wam się bardziej podoba? - spytała Pezz.
- No właśnie chodzi o to, że Chris woli ten typu "naked", a ja ten drugi.
- No to macie problem. Musicie sprawdzić, który bardziej będzie pasował do wystroju przyjęcia. - zauważyła Becks.
- Zjadłabym ten tort. Sama. A potem i tak to wyrzygała. Ale w dupie. - zaśmiała się Jess.
- Wybacz braciszku, ale mi się bardziej podoba ten Jade. - wystawił mu język Jonathan.
- O ty chujku.
******
Ej weźcie powiedzcie który tort lepszy, bo mam dylemat.
****
Kocham te rozdziały bez fabuły.
Ten jest tak beznadziejny, że nie mogę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro