Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Joel

Do pomieszczenia wszedł Eric, który obraził się na Zabdiela i Jesy i od teraz dzieli z nami sypialnię. Dzięki Bogu że tylko niecałą dobę.

- Przeszkadzam? Stało się coś?

- Nie przeszkadzasz, tylko cicho.

- Co się stało?

- Po dzisiejszej kłótni z mamą Becky znowu się pocięła... to wszystko moja wina.

- Co ty gadasz, stary?

- Matka ma do niej pretensje o to,że rozwala im rodzinę, jest egoistką i tak dalej.

- Kiepsko.

- Bardzo. A tak w ogóle, jak Pezz? Ostatnio jakoś mało gadamy, odkąd mieszkam u Becky.

- Niby wszystko dobrze, ale... zaczynam się martwić. Ostatnio jest jakaś przybita, nie wiem...

- Pogadaj z nią zanim będzie za późno. Bo mam w rękach żywy dowód.

- Masz rację, tak zrobię.

Eric wrócił na dół, a ja położyłem Bee na swoim ramieniu i poszedłem spać.

Rano obudziła mnie ogólna krzątanina. Po południu wracaliśmy do domu, więc wszyscy się pakowali, a Jess na wszystkich krzyczała. Co będzie, jak Becks kiedyś zajdzie w ciążę? Boże chroń i ratuj, pozabija nas chyba.

Becky jeszcze spała. Wyszedłem na korytarz.

- Możecie być trochę ciszej?! Bee śpi.

- Jeszcze? Dziewiąta jest. - zdziwiła się Leigh-Anne. - Za cztery godziny musimy wyjechać na lotnisko.

- To był dla niej trudny dzień, chcę dać się jej wyspać.

- Jasne. Zbierajcie się.

Becks obudziła się o jedenastej, o dwunastej trzydzieści zjedliśmy obiad i wyruszyliśmy na lotnisko. Samolot wystartował o 16.05. Gdy mogliśmy odpiąć pasy, Bee usiadła między moimi nogami i oparła się o mój tors.

- Co tam? - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Może powinnaś pogadać z mamą? Wytłumaczyć jej wszystko?

- Nie. Skoro według niej jestem taką pieprzoną egoistką, a Stephanie taką świętoszką, to ja nie zamierzam wyciągać ręki.

- A skoro to ja spierdoliłem, to może ja z nią pogadam?

- To nie ma sensu. Mama jest uparta.

- Dobrze. Jak się czujesz?

- A jak mam się czuć?

- Psychicznie. - wzruszyła ramionami.

- Dupnie.

- Będzie dobrze. - pocałowałem ją w szyję. - Musi być.

Jade

Siedziałam oparta o ramię Chris'a.

- Wiesz co? - zaczęłam.

- Hm?

- Zaczynam się bać. Do ślubu tylko ponad tydzień...

- Chcesz to odwołać? Przełożyć?

- Nie nie... po prostu... rozumiesz?

- Rozumiem, kochanie. Też się denerwuję. W końcu zaczynamy inne życie, nie?

- Tego się trochę boję. Przeraża mnie wizja dziecka. - zaśmiałam się.

- Wiesz, że nic na siłę, skarbie.

- Ale ja tego chcę! Chodzi o to że... wyobraź sobie, że musisz teraz, w samolocie przewinąć dziecko, tak jak właśnie idzie zrobić to Leigh-Anne.

- Ale sama widzisz, że się da. Poza tym zobacz, Ali jest... jakby nie patrzeć wpadką i... co innego jeśli stwierdzasz, że jesteś gotowa na dziecko i podejmujesz taką decyzję. Richard zrobił głupotę, a do tego jest zbyt narwany. - zaśmiał się.

- No to akurat prawda. To spójrz na Jesy i Zabdiela. Te dwa niewyżyte stworzenia w końcu musiały wpaść.

- To prawda. Teraz czekać tylko na Becky i Joel'a.

- Kochanie?

- Hm?

- Ale żadnych striptizerek na wieczorze kawalerskim.

- Heh, powiedziałbym, że obiecuję, ale naprawdę nie mam pojęcia, czego się spodziewać po tych idiotach, a już zwłaszcza po Jonathanie.

- Pilnuj włosów. - zaśmiałam się.

- Ej ty, faktycznie.

- Za bardzo je kocham. - pocałowałam go w policzek.

- Musimy teraz poważnie pogadać. Co ci się stało? Zjadłaś dzisiaj cały obiad nic nie mówiąc. To dziwne.

- Nie jem-źle. Jem-też źle.

- Nie o to chodzi. To po prostu było dziwne.

Podeszła do nas pani z obsługi z jedzeniem. Chris zamówił nam po grillowanej kanapce. Stwierdziłam, że skoro znalazłam sposób na to, żeby jeść, ale nie jeść, to czemu mam go denerwować. Gdy zjadłam, ruszyłam do łazienki.

Perrie

- Słońce? - zaczął Eric.

- Hm?

- Wszystko w porządku?

- Tak... a czemu coś ma być nie w porządku?

- No nie wiem, chodzisz ostatnio trochę przybita, martwię się.

- Nie ma czym. - pocałowałam go w policzek. - Wszystko jest okej.

- Na pewno?

- Na pewno.

- Wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć? Cokolwiek by się nie stało?

- Wiem.

- Posłuchaj, a to przypadkiem nie chodzi o to, że wczoraj spotkałaś Zayn'a?

- No może trochę. Wiesz, na pewno miłe to nie było, jak musiałam go mijać liżącego się z Gigi, ale to i tak nic. Szału to on musiał dostać, jak odbierałyśmy trzecią statuetkę. - zaśmiałam się.

- Chciałbym zobaczyć jego minę.

Zabdiel

- Idę rzygać. - oznajmiła Jesy i pobiegła do toalety. Zagadałem do Perrie.

- Pezza, bo sprawa jest.

- No, dajesz.

- Chciałbym oświadczyć się Jess. - dziewczyna pisnęła.

- No nareszcie! Myślałam, że nie dożyję!

- Tyle że nie mam pomysłu, jak to załatwić. Ani jaki pierścionek wybrać.

- Tym się zajmiemy później. Powinieneś... hm... co by tu się spodobało Jesy... ej laski! - odwróciła się do dziewczyn. - Szybko pomysł na oświadczyny dla Zabdiela.

- Uwu!!! - ucieszyła się Leigh-Anne. - Hm... No nie wiem, ja tam bym chciała dostać pierścionek na tym moim klifie, ale to moje marzenia. Jess jest zbyt wymagająca!

- A może... Weź ją w jakieś zajebiste miejsce. Zawsze chciała pojechać do Paryża. Weź ją na Wieżę Eiffela i tam się jej oświadcz? - zaproponowała Jade.

- Sporo zachodu. - zauważyła Becky.

- No ale chyba Jesy jest tego warta, nie? - Pezz spojrzała na mnie znacząco.

- No oczywiście. Chyba tak zrobię. Ale chyba już po waszym ślubie. - zwrócił się do Chrisa i Jade.

- No pewnie! Ona mi tu teraz niezbędna jest, co ty sobie w ogóle myślisz że co? - zaśmiała się Jadey.

- No właśnie, a jaki tort będzie? - spytał Eric.

- Ten wiecznie o jedzeniu i alkoholu... - westchnąłem.

- Myślimy nad czekoladowo-toffie.

- A jak będzie wyglądał?

- Zastanawiam się między tymi dwoma. - Jade wyciągnęła telefon.

- Mój Boże... - westchnęła Jesy, która właśnie do nas wróciła. - Ten piękny i ten piękny.

- Oba szkoda pokroić, nie? - zaśmiał się Chris.

- No a który wam się bardziej podoba? - spytała Pezz.

- No właśnie chodzi o to, że Chris woli ten typu "naked", a ja ten drugi.

- No to macie problem. Musicie sprawdzić, który bardziej będzie pasował do wystroju przyjęcia. - zauważyła Becks.

- Zjadłabym ten tort. Sama. A potem i tak to wyrzygała. Ale w dupie. - zaśmiała się Jess.

- Wybacz braciszku, ale mi się bardziej podoba ten Jade. - wystawił mu język Jonathan.

- O ty chujku.

******

Ej weźcie powiedzcie który tort lepszy, bo mam dylemat.

****

Kocham te rozdziały bez fabuły.

Ten jest tak beznadziejny, że nie mogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro