Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Jade

- Przepraszam, co powiedziałeś? - tata wyłonił się z kuchni. Mama posłała mi przepraszające spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niej. Zmierzając w stronę drzwi wystawiłam bratu środkowy palec.

Wsiedliśmy do auta i pierwsze kilka minut przejechaliśmy w milczeniu.

- W prawo.- poprosiłam.

- Hej, nie przejmuj się. - powiedział Chris wrzucając kierunkowskaz. - Przecież wiesz, że to nieprawda.

- Wiem wiem, tylko chodzi o to, że on naprawdę tak o mnie myśli.

- Nie przejmuj się. Może mu przejdzie.

- Oby, bo mama się wykończy, w lewo.

Dojechaliśmy do domu cioci Alice, mojej chrzestnej.

- Jadey, skarbie,jak ja cię dawno nie widziałam!

- Cześć, ciociu.

Później ruszyliśmy do kilku ciotek i wujków, następnie do wujka Ben'a, mojego chrzestnego, a potem do babci i rodzeństwa mamy i taty. Wróciliśmy do domu po siedemnastej.

- Jesteście?! - mama wyszła z kuchni wycierając dłonie o fartuch. - Zaraz będzie lazania. Wszystkich udało się wam zaprosić?

- Tak. Jaka ta mała cioci Avy jest śliczna!

- Missy? To prawda.

- Ślicznie razem wyglądałyście. - powiedział mi na ucho Chris.

Gdy zjedliśmy, postanowiliśmy przejść się na spacer. Pojechaliśmy autem do centrum, potem przeszliśmy się Tower Bridge, obok Big Ben'a, a później chłopak zaciągnął mnie na London Eye.

- Zaczynam się bać. - powiedziałam, gdy wsiedliśmy do gondoli.

- Chodź. - przyciągnął mnie do siebie. - Pójdziemy sobie później do Mac'a?

- Nie jestem głodna. - skłamałam.

- Pójdziemy.

- Jak nie dopnę się przez ciebie w suknię ślubną to nie wiem w czym pójdę do ołtarza.

- Dla mnie wyglądałabyś pięknie nawet w worku na ziemniaki. A jeśli już jesteśmy przy sukni to...

- Nie, nie możesz mnie w niej zobaczyć. - zaśmiałam się. - Chris, to ma być niespodzianka! W ten sposób nie będzie efektu, więc skończ temat pókim cierpliwa.

- Dobrze już, dobrze.

Kilkanaście minut później dotarliśmy na szczyt koła.

- Jak tu pięknie... - westchnęłam.

- Weźmy ślub na London Eye. - zażartował Chris.

- Bałabym się, że obrączka mi wypadnie. - zaśmiałam się.

Gdy zjechaliśmy na dół poszliśmy do McDonalds' po żarcie na wynos i poszliśmy pod Buckingham Palace, a następnie pojechaliśmy autobusem do Muzeum Madame Tussauds, a po nim do Domu Sherlock'a Holmes'a. Wieczorem metrem wróciliśmy w miejsce, gdzie zostawiliśmy samochód i pojechaliśmy do domu.

Gdy weszliśmy do środka usłyszeliśmy rozmowę taty z Karl'em.

- Myślę, że powinieneś ją przeprosić. Wiesz, jaka jest twoja siostra. Nie pokazuje tego, ale to, co powiedziałeś na pewno ją zraniło, każdego by to zraniło.

- Jesteśmy! - oznajmiłam wchodząc po schodach.

- Ma perfekcyjne życie i zero problemów, szkoda bardzo.

- Zrób z tym co będziesz chciał, ale dobrze ci radzę, przeproś ją. - usłyszałam jeszcze, zanim Chris zamknął drzwi.

- Idziesz się myć, czy ja mam iść pierwsza?

- Już idziemy spać?

- Jestem padnięta. Bolą mnie nogi.

- To możesz iść pierwsza.

- Ookej.

Wzięłam więc prysznic, po mnie Chris, i położyliśmy się na łóżku i włączyliśmy komputer.

- Druga część Grey'a czy Inna Kobieta, wiem, standardowe pytanie.

- Pytasz dzika czy sra w lesie? Obejrzyjmy Grey'a.

Poszliśmy spać około północy. Następnego dnia pojechaliśmy zaprosić moich dawnych znajomych, i następne dwa dni mieliśmy tylko dla siebie. W piątek pojechaliśmy na lotnisko dwoma samochodami po naszych przyjaciół. Napisaliśmy na kartce "Najlepsza ekipa na świecie (i Jonathan)". Gdy tylko dziewczyny nas zauważyły, od razu rzuciły się do nas biegiem.

- Hej! Stęskniłyśmy się!

- A ja niekoniecznie. Szkoda, że to były tylko niecałe 5 dni bez was. Nareszcie!

- Mer mer. - Becky poruszyła brwiami.

- Siemaneczko! - przywitał się Joel.

- Heeej! - przytuliłam go, a następnie resztę chłopaków.

- Czyli ja nie należę do najlepszej ekipy na świecie? Foch forever.

- Też się stęskniłem, braciszku.

Pojechaliśmy do domu. Mama przygotowała dla wszystkich obiad, a potem upchnęliśmy się w 11 osób w 3 pokojach. Po osiemnastej usiedliśmy sobie wszyscy w moim pokoju i, z Inną Kobietą w tle, miło sobie rozmawialiśmy.

- Chris, zgadnij co załatwiłem ci na wieczór kawalerski. - zagadnął Jonathan.

Oho, zaczyna się.

- Wyjazd w tropiki?

- Luksusowe kino?

- Rajd Bugatti?

- Pokaz striptizerek? - zaproponował mój narzeczony.

- Nie, nie, nie i... Chris, brakuje ci czegoś?

- Wiesz kochanie, to się zawsze da załatwić. - wystawiłam język.

- Czyżbyście snuli plany na noc poślubną? - zażartowała Perrie.

- Wiesz co, Jade? Naprawdę cię polubiłem. Ty się braciszku lepiej nią dobrze opiekuj, bo ci zajebię.

- Aww, to kochane. - uśmiechnęłam się. - Nie da się lepiej mną opiekować. - pocałowałam Chris'a.

- Uwierz mi, że da się. I gdybym tylko mógł, to bym tak zrobił.

- Mówiłam ci, że nie ma się czym przejmować. Mam swoje granice. - mrugnęłam.

- Mogę wiedzieć, o czym rozmawiamy? - spytał Jonathan.

- Mogę? - upewnił się Chris.

- Możesz. Przecież rodziną zaraz będziemy. - uśmiechnęłam się.

- Sprawa wygląda tak... nie mów nikomu, ok?

- Mam anoreksję, a twój brat obchodzi się ze mną jak z jajkiem. - zaśmiałam się.

- Co? - Karl wparował akurat w tym momencie do pokoju.

- Kurwa... - jęknęłam wstawając. - Pierwsza rzecz, rodzice o niczym się nie dowiedzą, mama chybaby się załamała, jasne?!

- Jade, o co tu chodzi? Czemu o niczym mi nie powiedziałaś?

- Co, nadal mam takie idealne życie, zero problemów i jestem dziwką?! Wszystko słyszałam. Naprawdę tak o mnie myślisz?

- Nie... Jadey, przepraszam cię za to wszystko, co o tobie powiedziałem. Jest mi tak przykro...

- A gdybyś tego nie usłyszał? Nadal byłoby ci przykro?

- Tak! Siostra, przecież po to tu przyszedłem. Przepraszam cię. Naprawdę, nie powinienem niczego takiego powiedzieć, a poza tym zgotowałem wam wspaniałe powitanie i na pewno zrobiłem świetne wrażenie na twoim narzeczonym.

- Akurat nie to jest najważniejsze. - zauważył cicho Chris.

- Czy ty wiesz, co ty sobie robisz? - oczy Karla zaszły łzami. - Wiesz co ci grozi?

- Zawał serca, mój organizm zacznie żywić się sam sobą i w końcu umrę? Tak, wiem. Słyszałam to od psychiatry, lekarza który mnie dwa lata temu reanimował i każdego z tych idiotów siedzących tutaj. - wyliczałam. - Z wyjątkiem Jonathana. I, do kurwy nędzy, to nie jest takie łatwe jak się wydaje. Wiem co robię, ale przychodzi moment, w którym nie da się już przestać, i choć się bardzo chce, to nie można nic z tym zrobić! - rozkleiłam się. Chris wstał i mnie przytulił.

- Przepraszam. - powiedział Karl i wyszedł.

- Nie płacz już... - szepnął Chris.

- Jest kolejną osobą, którą sobą zawiodłam

- Kochanie, nie myśl tak. Słońce, nikogo nie zawiodłaś. Daj mu czas do jutra. Przemyśli sobie wszystko i będzie jak dawniej. Hm?

- Okej. - wciągnęłam powietrze.

- Jadey, idziemy jutro na zakupy? Przydałoby się kupić jakieś ciuszki na rozdanie. - zaproponowała Leigh-Anne.

- Dobry pomysł.

- Ej, ale tak jak teraz o tym myślę, striptizerki są niegłupim pomysłem. - wypalił Johnnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro