13
Jade
- Przepraszam, co powiedziałeś? - tata wyłonił się z kuchni. Mama posłała mi przepraszające spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niej. Zmierzając w stronę drzwi wystawiłam bratu środkowy palec.
Wsiedliśmy do auta i pierwsze kilka minut przejechaliśmy w milczeniu.
- W prawo.- poprosiłam.
- Hej, nie przejmuj się. - powiedział Chris wrzucając kierunkowskaz. - Przecież wiesz, że to nieprawda.
- Wiem wiem, tylko chodzi o to, że on naprawdę tak o mnie myśli.
- Nie przejmuj się. Może mu przejdzie.
- Oby, bo mama się wykończy, w lewo.
Dojechaliśmy do domu cioci Alice, mojej chrzestnej.
- Jadey, skarbie,jak ja cię dawno nie widziałam!
- Cześć, ciociu.
Później ruszyliśmy do kilku ciotek i wujków, następnie do wujka Ben'a, mojego chrzestnego, a potem do babci i rodzeństwa mamy i taty. Wróciliśmy do domu po siedemnastej.
- Jesteście?! - mama wyszła z kuchni wycierając dłonie o fartuch. - Zaraz będzie lazania. Wszystkich udało się wam zaprosić?
- Tak. Jaka ta mała cioci Avy jest śliczna!
- Missy? To prawda.
- Ślicznie razem wyglądałyście. - powiedział mi na ucho Chris.
Gdy zjedliśmy, postanowiliśmy przejść się na spacer. Pojechaliśmy autem do centrum, potem przeszliśmy się Tower Bridge, obok Big Ben'a, a później chłopak zaciągnął mnie na London Eye.
- Zaczynam się bać. - powiedziałam, gdy wsiedliśmy do gondoli.
- Chodź. - przyciągnął mnie do siebie. - Pójdziemy sobie później do Mac'a?
- Nie jestem głodna. - skłamałam.
- Pójdziemy.
- Jak nie dopnę się przez ciebie w suknię ślubną to nie wiem w czym pójdę do ołtarza.
- Dla mnie wyglądałabyś pięknie nawet w worku na ziemniaki. A jeśli już jesteśmy przy sukni to...
- Nie, nie możesz mnie w niej zobaczyć. - zaśmiałam się. - Chris, to ma być niespodzianka! W ten sposób nie będzie efektu, więc skończ temat pókim cierpliwa.
- Dobrze już, dobrze.
Kilkanaście minut później dotarliśmy na szczyt koła.
- Jak tu pięknie... - westchnęłam.
- Weźmy ślub na London Eye. - zażartował Chris.
- Bałabym się, że obrączka mi wypadnie. - zaśmiałam się.
Gdy zjechaliśmy na dół poszliśmy do McDonalds' po żarcie na wynos i poszliśmy pod Buckingham Palace, a następnie pojechaliśmy autobusem do Muzeum Madame Tussauds, a po nim do Domu Sherlock'a Holmes'a. Wieczorem metrem wróciliśmy w miejsce, gdzie zostawiliśmy samochód i pojechaliśmy do domu.
Gdy weszliśmy do środka usłyszeliśmy rozmowę taty z Karl'em.
- Myślę, że powinieneś ją przeprosić. Wiesz, jaka jest twoja siostra. Nie pokazuje tego, ale to, co powiedziałeś na pewno ją zraniło, każdego by to zraniło.
- Jesteśmy! - oznajmiłam wchodząc po schodach.
- Ma perfekcyjne życie i zero problemów, szkoda bardzo.
- Zrób z tym co będziesz chciał, ale dobrze ci radzę, przeproś ją. - usłyszałam jeszcze, zanim Chris zamknął drzwi.
- Idziesz się myć, czy ja mam iść pierwsza?
- Już idziemy spać?
- Jestem padnięta. Bolą mnie nogi.
- To możesz iść pierwsza.
- Ookej.
Wzięłam więc prysznic, po mnie Chris, i położyliśmy się na łóżku i włączyliśmy komputer.
- Druga część Grey'a czy Inna Kobieta, wiem, standardowe pytanie.
- Pytasz dzika czy sra w lesie? Obejrzyjmy Grey'a.
Poszliśmy spać około północy. Następnego dnia pojechaliśmy zaprosić moich dawnych znajomych, i następne dwa dni mieliśmy tylko dla siebie. W piątek pojechaliśmy na lotnisko dwoma samochodami po naszych przyjaciół. Napisaliśmy na kartce "Najlepsza ekipa na świecie (i Jonathan)". Gdy tylko dziewczyny nas zauważyły, od razu rzuciły się do nas biegiem.
- Hej! Stęskniłyśmy się!
- A ja niekoniecznie. Szkoda, że to były tylko niecałe 5 dni bez was. Nareszcie!
- Mer mer. - Becky poruszyła brwiami.
- Siemaneczko! - przywitał się Joel.
- Heeej! - przytuliłam go, a następnie resztę chłopaków.
- Czyli ja nie należę do najlepszej ekipy na świecie? Foch forever.
- Też się stęskniłem, braciszku.
Pojechaliśmy do domu. Mama przygotowała dla wszystkich obiad, a potem upchnęliśmy się w 11 osób w 3 pokojach. Po osiemnastej usiedliśmy sobie wszyscy w moim pokoju i, z Inną Kobietą w tle, miło sobie rozmawialiśmy.
- Chris, zgadnij co załatwiłem ci na wieczór kawalerski. - zagadnął Jonathan.
Oho, zaczyna się.
- Wyjazd w tropiki?
- Luksusowe kino?
- Rajd Bugatti?
- Pokaz striptizerek? - zaproponował mój narzeczony.
- Nie, nie, nie i... Chris, brakuje ci czegoś?
- Wiesz kochanie, to się zawsze da załatwić. - wystawiłam język.
- Czyżbyście snuli plany na noc poślubną? - zażartowała Perrie.
- Wiesz co, Jade? Naprawdę cię polubiłem. Ty się braciszku lepiej nią dobrze opiekuj, bo ci zajebię.
- Aww, to kochane. - uśmiechnęłam się. - Nie da się lepiej mną opiekować. - pocałowałam Chris'a.
- Uwierz mi, że da się. I gdybym tylko mógł, to bym tak zrobił.
- Mówiłam ci, że nie ma się czym przejmować. Mam swoje granice. - mrugnęłam.
- Mogę wiedzieć, o czym rozmawiamy? - spytał Jonathan.
- Mogę? - upewnił się Chris.
- Możesz. Przecież rodziną zaraz będziemy. - uśmiechnęłam się.
- Sprawa wygląda tak... nie mów nikomu, ok?
- Mam anoreksję, a twój brat obchodzi się ze mną jak z jajkiem. - zaśmiałam się.
- Co? - Karl wparował akurat w tym momencie do pokoju.
- Kurwa... - jęknęłam wstawając. - Pierwsza rzecz, rodzice o niczym się nie dowiedzą, mama chybaby się załamała, jasne?!
- Jade, o co tu chodzi? Czemu o niczym mi nie powiedziałaś?
- Co, nadal mam takie idealne życie, zero problemów i jestem dziwką?! Wszystko słyszałam. Naprawdę tak o mnie myślisz?
- Nie... Jadey, przepraszam cię za to wszystko, co o tobie powiedziałem. Jest mi tak przykro...
- A gdybyś tego nie usłyszał? Nadal byłoby ci przykro?
- Tak! Siostra, przecież po to tu przyszedłem. Przepraszam cię. Naprawdę, nie powinienem niczego takiego powiedzieć, a poza tym zgotowałem wam wspaniałe powitanie i na pewno zrobiłem świetne wrażenie na twoim narzeczonym.
- Akurat nie to jest najważniejsze. - zauważył cicho Chris.
- Czy ty wiesz, co ty sobie robisz? - oczy Karla zaszły łzami. - Wiesz co ci grozi?
- Zawał serca, mój organizm zacznie żywić się sam sobą i w końcu umrę? Tak, wiem. Słyszałam to od psychiatry, lekarza który mnie dwa lata temu reanimował i każdego z tych idiotów siedzących tutaj. - wyliczałam. - Z wyjątkiem Jonathana. I, do kurwy nędzy, to nie jest takie łatwe jak się wydaje. Wiem co robię, ale przychodzi moment, w którym nie da się już przestać, i choć się bardzo chce, to nie można nic z tym zrobić! - rozkleiłam się. Chris wstał i mnie przytulił.
- Przepraszam. - powiedział Karl i wyszedł.
- Nie płacz już... - szepnął Chris.
- Jest kolejną osobą, którą sobą zawiodłam
- Kochanie, nie myśl tak. Słońce, nikogo nie zawiodłaś. Daj mu czas do jutra. Przemyśli sobie wszystko i będzie jak dawniej. Hm?
- Okej. - wciągnęłam powietrze.
- Jadey, idziemy jutro na zakupy? Przydałoby się kupić jakieś ciuszki na rozdanie. - zaproponowała Leigh-Anne.
- Dobry pomysł.
- Ej, ale tak jak teraz o tym myślę, striptizerki są niegłupim pomysłem. - wypalił Johnnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro