10
Jesy
Sobotę tradycyjnie Harry spędzał u nas.
- AAA! - pisnęłam, gdy chłopak mnie połaskotał.
- Jesy, możesz się zamknąć?! - zajrzała z korytarza Perrie. - Jedziemy z dziewczynami na plażę.
- Papa.
Dziewczyny zbierały się jeszcze latając po ręczniki i koce, a my z Hazzą położyliśmy się na leżakach na moim balkonie. Po chwili laski krzyknęły, że wychodzą.
- Jess?
- Hm?
- Ty i Zabdiel to coś poważnego?
- Hm. - zaśmiałam się krótko. - Tak myślę. Kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
- A może po prostu nie wyobrażasz sobie życia bez kogoś obok?
- Do czego zmierzasz?
- Jesy, ty tego naprawdę nie widzisz? Zależy mi na tobie. - chciałabym zobaczyć własną minę. Chłopak przysunął się do mnie i mnie pocałował.
- JESY?! - usłyszałam zaskoczony i zawiedziony głos Zabdiela. No tylko nie to. Odepchnęłam Harry'ego.
- Zabdiel! Daj mi to wytłumaczyć! - poszłam za chłopakiem. - Zabdiel, proszę cię, to nie tak!
- A JAK?! - odwrócił się w moją stronę. - Cały czas mówiłaś "Hazza to tylko mój przyjaciel, nie wiem o co ci chodzi"
- Bo to prawda! - broniłam się ze łzami w oczach.
- Wiesz co? Myślałem, że bierzesz nas na poważnie. Powodzenia na nowej drodze życia. - powiedział i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Jess...
- Wynoś się! Jak mogłeś?! Zniszczyłeś wszystko! Wynoś się! - wskazałam Harry'emu drzwi, a po chwili chłopak wyszedł.
Drogi Boże, wszystko zniszczyłam, a żeby było fajniej jestem w ciąży! Przecież on mi nigdy nie wybaczy...
- To wszystko moja wina... - szepnęłam sama do siebie. - Głupia idiotko.
Wtedy w mojej głowie krążyła jedna myśl: nie powinnam żyć.
Wzięłam kartkę, długopis i zaczęłam pisać. Nie wiedziałam co robię. Działałam automatycznie. Wiedziałam, że Leigh-Anne ma jeszcze leki nasenne. Odkopałam pudełko w jej szafce przy łóżku. Wróciłam do salonu, usiadłam na kanapie.
- Przepraszam. - szepnęłam, po czym połknęłam leki. Później nie ma już nic.
Perrie
Na plaży byłyśmy raptem piętnaście minut. Rozpętała się burza, więc w popłochu się zebrałyśmy i wróciłyśmy do domu.
- Boże, Jess, ale się rozpadało! - zaśmiałam się od progu. Moje włosy były całkowicie mokre. - Jesy? - zawołałam, nie uzyskawszy odpowiedzi. Weszłam do salonu. - JESY! - doskoczyłam do dziewczyny gdy zobaczyłam co się wydarzyło. Po chwili do pomieszczenia wpadły dziewczyny. Jade od razu zadzwoniła na pogotowie. Dalej nie pamiętam nic. Zadzwoniłam do Eric'a:
- Hej kochanie, co tam?
- Eric... musicie tu przyjechać. Weźcie Zabdiela.
- Już jedziemy, ale co się stało?
- Jess... chciała się zabić.
- Już jesteśmy w drodze. Zbierajcie się. Wszystko będzie dobrze, kochanie.
Chłopcy przyjechali już po kilku minutach. Od razu przytuliłam się do Eric'a.
- Jedźmy do szpitala. Muszę wiedzieć, co z nią.
Musieliśmy wcisnąć się w 9 osób do pięcioosobowego auta.
- To w dużej mierze moja wina. To były moje tabletki, przecież skoro ich nie używam mogłam je wyrzucić, cokolwiek! - obwiniała się Leigh-Anne.
- Hej, Lee, nie mów tak. Nic nie mogłaś zrobić. - pocieszyła ją Becky.
- Ale... co się właściwie stało? - zastanawiałam się.
- Wy wyszłyście, minęliśmy się w drzwiach, nie? - zaczął Zabdiel. - Poszedłem do jej pokoju. Siedziała z Harry'm na balkonie i się całowali.
- Co?! - nie dowierzała Jade. - Nie wierzę. Nie nasza Jesy.
- Ale poczekaj, stary. Oni się całowali, czy on pocałował ją? To jest różnica. - zauważył Joel. - Bo ja też nie wierzę, żeby Jess była zdolna do czegoś takiego.
- Słuchajcie, uspokójmy się. Roztrząsanie teraz całej sprawy jest bez sensu, najważniejsze jest chyba zdrowie Jesy, prawda? - powiedział Richard. - Musimy dowiedzieć się co z nią i to jest najważniejsze.
- Przydałoby się zadzwonić do Jade, Jonathana i Josepha. - westchnęłam.
- Jakiej Jade? Jade siedzi tutaj. - zaśmiał się Joel.
- Jade to siostra Jess. - wyjaśnił Zabdiel. - Nie ta Jade. Moim zdaniem na razie nikogo nie martwmy. Mama Jesy choruje na serce, a znając chociażby Jonathana to zaraz zrobią aferę.
- Racja. Jak Jess raz spadła z roweru to Jonnie naopowiadał ich mamie takich rzeczy, że biedna pani Janice myślała, że Jesy conajmniej złamała kręgosłup. - zaśmiałam się na to wspomnienie.
- Oh tak! Pamiętacie? "Jessica, ja myślałam, że się przynajmniej zabiłaś!" - udawała panią White Leigh-Anne.
- A potem: "Mamo, pełnym imieniem? Co tak groźnie? Poza tym to Jonathan poleciał po ciebie, a mówiłam że nic mnie nawet nie boli i tylko spadłam z roweru, ale ten idiota nie!" - śmiała się Jade.
- Jeśli coś jej się stanie... - szepnęła Lee.
- Nawet tak nie myśl. - wycedził Zabdiel. Też musiał być na skraju załamania nerwowego.
Dojechaliśmy do szpitala. Zabdiel podał się za narzeczonego Jess i po pół godzinie podszedł do nas lekarz.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, co z Jesy? - spytał chłopak.
- Mam dobrą i złą wiadomość, i jedną taką pół na pół. Dobra to że udało się nam wypłukać żołądek. Ta gorsza to że kobieta zapadła w śpiączkę. Bardzo mi przykro.
- Ale... jak to? A ona się wybudzi?
- Powinna. I jeszcze... wiedział pan, że jest w ciąży? - wszystkich nas zamurowało.
Zabdiel
- Co? Nie, to niemożliwe. Nic mi nie mówiła. - byłem w ogromnym szoku.
- Wie pan, dla nas to nie do końca dobrze, bo nie każdy organizm w śpiączce jest w stanie utrzymać ciążę. Dodatkowo, nie każdy lek będziemy mogli podać. Ale mam nadzieję, że sobie poradzimy.
- Kiedy... kiedy będziemy ją mogli zobaczyć?
- Zapraszam ze mną.
- Idziecie? - spytałem przyjaciół.
- Idź najpierw ty. - uśmiechnęła się Perrie.
Poszedłem za lekarzem. Weszliśmy do sali. Jess leżała na łóżku, blada jak ściana.
Usiadłem obok niej na krzesełku. Ująłem delikatnie jej dłoń. Była tak słaba, że bałem się, czy nie zrobię jej krzywdy. Tak słaba, krucha... moja Jesy.
Dotknąłem jej brzucha. Nie był jeszcze zaokrąglony, ale miałem świadomość, że tam w środku rozwija się moje dziecko, syn albo córka.
Do pomieszczenia weszły dziewczyny.
- Pojedziesz wziąć jakieś jej rzeczy? - poprosiła Jade.
- Jasne. - odparłem biorąc od niej klucze do domu.
Gdy dotarłem do mieszkania od razu zabrałem się za zbieranie podstawowych rzeczy. Wszedłem też na chwilę do salonu. Zauważyłem leżącą na kanapie złożoną kartkę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać.
Kochanie,
Tak strasznie cię za wszystko przepraszam. To wszystko moja wina. Gdybym mogła cofnąć czas Harry nawet nie poznałby mojego imienia. Teraz nie mogę już nic zrobić. Jeśli to czytasz mnie już zapewne nie ma. Nie chciałabym jednak zostać zapamiętana jako suka bez serca, która cię zdradzała, więc chcę wytłumaczyć jedno: to Harry mnie pocałował, bez mojej zgody. Jest mi jedynie przykro, że uwierzyłeś w to, że mogłabym cię zdradzać. Myślałam, że mi ufasz. Teraz to nie ma znaczenia.
Gdybym jeszcze żyła, za 9 miesięcy tonęlibyśmy w pieluchach. Byłam w ciąży. Przepraszam, że zachowałam się tak egoistycznie odbierając sobie życie mając świadomość, że jednocześnie odbieram życie niewinnemu dziecku, ale ja nie powinnam żyć. Uwierz. Nie zasługuję na to. Nie zasługuję na Ciebie. Nie zasługuję na tak wspaniałych przyjaciół, jacy mi się trafili. Nie zasługuję na to wszystko dobre, co mnie w życiu spotkało.
Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że dobrze mnie zapamiętacie.
Wybacz mi proszę,
kocham Cię,
Jesy.
Nie chciałem jej nawet słuchać. Mogłem dać jej wytłumaczyć. Mogłem temu zapobiec. Mogłem zrobić cokolwiek. Nie zrobiłem nic.
*************
Wiem, że mnie zabijecie, ale cała ta książka to nie jest komedia romantyczna, nie bijcie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro