Rozdział 22 'Without'
Przeczytajcie notkę pod rozdziałem :)
*perspektywa TaeYeon*
Spojrzałam na mężczyznę przede mną.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Na nosie miał okulary przez co nie mogłam dojrzeć wyrazu jego oczu.
Pokój, w którym się znalazłam był zimny i przerażający.
Światło dawała jedynie mała przykurzona lampka zawieszona na kablu.
Poruszyłam się na krześle, które skrzypnęło złowrogo.
Ten okropny dźwięk przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Kim TaeYeon... - zadrżałam, kiedy mężczyzna wypowiedział moje imię.
Same jego słowa sprawiały, że się bałam.
Brunet zacmokał i wstał z krzesła, po czym zaczął przechadzać się po pokoju.
- Ukochana T.O.P'a, króla ulicy, mistrza.
Co on powiedział?
T.O.P mnie nie kochał, on mnie nienawidził.
- Pewnie zastanawiasz się co tutaj robisz? - spytał z kpiącym uśmiechem mężczyzna.
To był chyba nastraszniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam.
Miałam ochotę skulić się i zniknąć.
Zapaść się pod ziemię, cokolwiek byleby nie patrzeć na tego człowieka.
- To bardzo proste... - mężczyzna kontynuował swój monolog. - Jesteś słabością T.O.P'a i kiedy Cię zabiję, zabiję jego.
Ale śmierć nie jest taka prosta. - ciągnął brunet a ja starałam się ze wszystkich siły nie zacząć krzyczeć.
Mój strach chyba sięgnął zenitu.
- Najpierw trzeba poczuć ból. Zarówno Ty jak i on z pewnością go poczujecie. - powiedział spokojnie mężczyzna.
Spojrzałam w mały punkt na ścianie i starałam uspokoić myśli.
Potrzebuję Cię, SeungHyun.
Bez Ciebie jestem nikim.
Bez Ciebie upadam.
Bez Ciebie nie istnieję.
Bez Ciebie nie chcę żyć.
*perspektywa T.O.P'a*
TaeYang nie wytrzymał.
- Jak będziesz mi sapał nad uchem to z pewnością nic nie znajdę. Znajdź sobie jakieś zajęcie. - fuknął chłopak.
Normalnie bym go odrobinę poszarpał, ale nie miałem na to siły.
Wyszedłem, rzucając wiązanką przekleństw.
Coś się we mnie pokruszyło.
Zacząłem dopuszczać do siebie myśl, że jednak w moim życiu zaszły zmiany.
Jakby mój mur obojętności runął w chwili, gdy dowiedziałem się gdzie znalazła się TaeYeon.
Nie byłem taki sam i prawdopodobnie już nigdy nie będę.
Ale to chyba kolej rzeczy.
Czułem się podle.
Życie straciło sens.
W moim życiu nadszedł taki moment, że żaden wulgaryzm nie określał tego co czuję.
Straciłem ją, zawiodłem siebie a przede wszystkim TaeYeon.
Mogłem nie dać jej odejść i teraz mieć ją przy sobie.
Czuć jej obecność, patrzeć w jej śliczne oczy i sprawiać, że na jej ustach gościł uśmiech.
Najbardziej ze wszystkich rzeczy na świecie chciałem żeby była moja.
Pragnąłem tego tak bardzo a jednak pozwoliłem jej wrócić.
Pozwoliłem na to żeby teraz cierpiała i bała się.
Dlaczego byłem taki głupi?
Taki uparty?
Dlaczego skrzywdziłem samego siebie?
Zacisnąłem ręce w pięści.
Nie wiem gdzie jesteś, ale przysięgam że Cię odnajdę, TaeYeon.
Tym razem nie odpuszczę.
Minuta ciągnęła mi się w nieskończoność.
Postanowiłem zrobić coś ze sobą.
Nie mogłem już tylko myśleć, teraz trzeba było się wyciszyć.
Szybkim ruchem ręki zabrałem z biurka kluczyki i wyszedłem z domu.
Odpaliłem samochód i wyjechałem z posesji.
Oparłem wygodnie głowę o fotel i pozwoliłem sobie na absolutne wyłączenie.
Teraz byłem tylko ja i samochód.
Prędkość pozwalała mi się uwolnić od natłoku emocji.
Dopiero teraz zauważyłem, że mało się ostatnio ścigam.
Nic dziwnego skoro organizatorzy jak narazie milczą.
Rozumiałem, że się bali podobnego incydentu co na rajdzie u Minho.
Z drugiej strony uważałem, że mogliby nie pokazywać swojego strachu i zorganizować wyścig.
Tęskniłem za atmosferą panującą na wyścigach.
Za adrenaliną buzujacą we krwi kiedy brałeś przeciwnika na zakręcie.
Za rozpierającą klatkę dumą kiedy jako pierwszy, przejeżdżając linię mety, triumfowałeś.
Przyspieszyłem, czując potrzebę ucieknięcia przed sigającymi mnie myślami.
Jakbym wierzył, że moje obawy nie wrócą kiedy wysiądę z auta.
Chciałem wierzyć w wiele rzeczy.
Kiedyś wierzyłem, że miłość to coś pięknego.
Coś co trzyma Cię przy życiu.
Później zbudowałem wokół siebie mur, wyparłem się miłości, nie potrafiłem kochać.
A teraz?
Na nowo odkrywam znaczenie słowa miłość.
*perspektywa TaeYeon*
Ból.
Rozlewający się po całym ciele.
Nie wiedziałam, że uderzenie batem może tak bardzo zaboleć.
Ci ludzie to potwory.
Miałam liczyć uderzenia, ale nie byłam w stanie tego robić.
Potrafiłam tylko krzyczeć.
Błagałam żeby przestali, jednak oni czerpali swego rodzaju przyjemność z mojego cierpienia.
Sadyści.
Kolejne uderzenie wymierzone w moje plecy i upadłam.
Nie potrafiłam już klęczeć.
Łzy wypływały spod zaciśniętych powiek.
Takiego bólu jeszcze nigdy nie zaznałam.
To było jak męka, każdy bat rozrywał mi skórę i zostawiał po sobie krwawą szramę.
Czułam jak krew spływała mi po plecach.
- Mieliście jej nie okaleczać, jeszcze nie teraz. - usłyszałam głos, który dochodził jakby z oddali.
Nie wytrzymałam.
Ból wygrał, osunęłam się w ciemność.
Na dobrą sprawę mogłabym umrzeć.
Byłoby to dużo mniej bolesne od tego przez co wczoraj przeszłam.
Delikatnie dotknęłam swoich pleców.
Szramy nadal piekły i boleśnie przypominały o tym, że to dopiero początek.
Ciężko było mi myśleć pozytywnie.
Ciężko wogóle było myśleć.
Jedyne czego byłam pewna to tego, że śmierć byłaby dużo lepszym rozwiązaniem.
Mogliby po prostu mnie zabić.
Jeszcze nigdy nie poczułam się taka bezsilna i słaba.
Taka bezbronna.
Przymknęłam powieki.
Ile teraz bym dała żeby znaleźć się w bezpiecznych ramionach T.O.P'a.
Uświadomiłam sobie jedno.
Jeśli jakimś cudem, przeżyję to piekło... Powiem mu o wszystkim.
Powiem jak bardzo mi na nim zależy i jak bardzo go kocham.
Bo właśnie taka była prawda.
Kochałam go.
Był lepszą częścią mnie, może nigdy się do tego nie przyznałam, ale tak było.
Kiedyś miałam szczęście w życiu.
Tylko, że to minęło.
Teraz jedynym moim szczęściem jest właśnie on.
Jedynie nadzieja na to, że znowu będę mogła usłyszeć bicie jego serca trzyma mnie przy życiu.
Bez niego nie miałabym dla kogo żyć.
*perspektywa T.O.P'a*
Lubiłem wspominać czasy, w których wszystko było łatwe.
Kiedy nie przejmowałem się nikim.
To było takie proste.
Teraz czułem, że ktoś przywiązał mi do gardła worek pełen kamieni i wrzucił mnie do rzeki.
Szedłem na dno.
Odwróciłem się w stronę telewizora.
Nie leciało nic ciekawego, ale sam fakt przerwania ciszy był dla mnie ulgą.
Nienawidziłem ciszy.
Wydobywała ze mnie wszystkie najgorsze wspomnienia.
- Wyglądasz źle. - obok mnie usiadł GD z talerzem kanapek. - I nie jesz praktycznie nic już od wczoraj. - blondyn podał mi do ręki przygotowane jedzenie.
Chciałbym zdobyć się kiedyś na taki bezinteresowny gest.
- Co Ty nie powiesz... - odparłem i wziąłem kęs kanapki.
Była naprawdę dobra.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jaki głód odczuwałem do tej pory.
- Nie możesz sobie tego robić. Sam się niszczysz.
- Może powiesz mi jak przestać. Bardzo chętnie posłucham. - rzuciłem blondynowi spojrzenie z ukosa.
Chłopak westchnął.
Zawsze tak robił, kiedy widział się na straconej pozycji.
- Pamiętasz jak mnie spotkałeś? - zapytał blondyn po chwili milczenia. Kiwnąłem głową.
To była jedna z sytuacji, których nigdy nie zapomnę.
- Co mi wtedy powiedziałeś?
- Nawet jeśli zawalił Ci się cały świat, możesz przecież zbudować nowy... Nie rozumiem jak to się ma do mnie. - odparłem.
- Tobie jeszcze do końca nic się nie zawaliło. - powiedział chłopak i wstał. - Uratuj to co się ostało a nie płacz nad tym, czego już nie możesz ocalić.
Obudziłem się cały zlany potem.
Dręczyły mnie koszmary i nie potrafiłem spokojnie spać.
Podniosłem się z łóżka i spojrzałem na zegarek.
Było przed trzecią.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej bluzę i spodnie.
Założyłem ubrania i po cichu wyszedłem z pokoju.
Nie byłem w stanie spać.
Zabrałem kurtkę po czym opuściłem dom.
Postanowiłem przejść się po okolicy, trzecia w nocy to przecież idealna pora na taki spacer.
Zamknąłem dom i wyszedłem z terenu posesji.
Udałem się w stronę niewielkiego zagajnika.
Pamiętałem jak pierwszy raz się w nim znalazłem.
Wpadłem do oczka wodnego.
Mimowolnie lekko się uśmiechnąłem.
Znalazłem paczkę papierosów w kieszeni i odpaliłem jednego.
Musiałem w jakiś sposób rozładować napięcie.
Przedarłem się przez średniej wielkości krzaki i znalazłem się nad pamiętnym oczkiem wodnym.
Usiadłem na wilgotnym kamieniu i w spokoju mogłem dokończyć papierosa.
Ona teraz mogła być wszędzie.
Tak bardzo chciałem żeby była bezpieczna, żeby była szczęśliwa.
Znowu mi się nie udało.
Najgorsze chyba było to, że ja się powoli poddawałem.
Że traciłem wolę walki.
Smok miał rację mówiąc, że nie jestem w stanie wpłynąć na rzeczy, które już się wydarzyły.
Miał też rację kiedy mówił, że muszę ją ocalić... Nie mogłem się poddać.
Jeśli stracę ją kolejny raz to tego nie przeżyję.
Spojrzałem na swoje odbicie w tafli oczka wodnego.
Byłem taki twardy i chłody na zewnątrz.
Szkoda tylko, że w środku czułem jak się kruszę.
Czułem jaki jestem bezsilny i słaby.
Pokręciłem głową.
Nawet jeśli upadasz, możesz się podnieść.
Musiałem ją odzyskać, nie było innej możliwości.
Wstałem i ruszyłem spowrotem do domu.
Teraz już wiedziałem co robić.
______________________________________
Doom dada!
Nowy rozdział ^^
Zbliżamy się do końca i mam dylemat apropos zakończenia...
Swój zamysł mam, ale jak to wyjdzie?
Co wy myślicie?
Rozdział w sumie jest pisany pod wpływem chwili więc przepraszam za różne niejasności, jeśli takowe będą :)
Kto się cieszy z nowego MV Got7?! 😍😍
Gwiazdka + komentarz = motywacja 😘
Do następnego, kochani 💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro