Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 'Save'

*perspektywa T.O.P'a*

Weszliśmy do domu. Tyły nie były obstawione przez co łatwiej mogliśmy się zorientować a ja mogłem wymienić jeszcze parę uwag z chłopakami.
Kiwnąłem głową na TaeYanga i Smoka.
Ruszyłem w prawo.
Musieliśmy znaleźć schody, bo słyszałem rozmowę na piętrze.
Natknęliśmy się na jednego z przyjaciół Sugi, ale GD pozbył się go jednym, pewnym uderzeniem kolbą piostoleta w potylicę.
Wchodziłem po schodach trzymając pistolet w wyprostowanych rękach.
Wychyliłem się zza rogu.
Szlag.
Dwie osoby do usunięcia...
Pokazałem TaeYangowi dwa palce.
Chłopak pokiwał głową i kazał mi się przesunąć.
Zagwizdał trzy razy.
Brunet przyległ do ściany.
Zza rogu wychylili się zamaskowani mężczyźni, ale zanim zdążyli sięgnąć po broń ja i TaeYang pozbyliśmy się ich ciosem w tył głowy.
Ruszyliśmy ku drzwiom przy ,których stała przed chwilą tamta dwójka chłopaków.
Palec trzymałem na spuście pistoletu.
Byłem gotów strzelić Sudze prosto w głowę jeśli będzie się rzucał.
Daesung i Seungri zostali przy wejściu na górę.
TaeYang i G-Dragon byli tuż za mną.
Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi kopniakiem...

Pierwsze co zobaczyłem to ją.
Przygniecioną do ściany przez tego skurwysyna.
To był ułamek sekundy.
Doskoczyłem do Sugi, złapałem za fraki i rzuciłem o podłogę.
Podniosłem go i popchnąłem na ścianę.
Poleciał jak szmaciana lalka.
Słyszałem jak uderzył o twardy beton i osunął się na podłogę.
Znów do niego podszedłem.
- Teraz już nie jest tak zabawnie, co? - wywarczałem a on splunął w moją stronę. - Zła odpowiedź. - wymierzyłem mu cios w twarz.
Krew polała mu się z nosa.
Przygniotłem go do podłogi.
Chwyciłem blondyna za włosy i uderzyłem jego głową o podłogę.
Krzyknął z bólu.
Powtórzyłem uderzenie z cztery razy, sam nie wiem.
TaeYang odciągnął mnie od chłopaka, bo ten już stracił przytomność a ja wpadłem w trans.
Próbowałem się wyrwać.
Chciałem żeby mnie puścił, chciałem żeby ten gnój zginął.
- Zostaw go do cholery! Nie po niego tutaj przyjechałeś! - YoungBae szarpnął mną.
Przeanalizowałem jego słowa i przestałem się rzucać.
Usiadłem zamroczony na podłodze.
Miałem ją stąd zabrać a tymczasem okładałem Yoongiego pięściami.
Spojrzałem w stronę dziewczyny.
Płakała.
Zacisnąłem szczenkę.
Ona nigdy więcej nie będzie płakała.
Nigdy.

*perspektywa TaeYeon*

Siedziałam wciśnięta między drzwi samochodu a Seungriego.
Byłam zarówno szczęśliwa, jak i przerażona.
Łzy leciały mi po policzkach a ja tylko wycierałam je rękawami.
Nie umiałam zapomnieć o sytuacji przed pojawieniem się T.O.P'a.
Ohyda.
Czułam się naprawdę fatalnie i marzyłam o prysznicu.
Chciałam zmyć z siebie to wszystko.
Jakbym wierzyła, że mydło zmyje mój smutek i poczucie beznadziejności.
Marzyłam o tym, by położyć się spać a potem obudzić się jak, gdyby nigdy nic się nie stało.
- Będzie dobrze... Nie mogę patrzeć jak wylewasz łzy bezsensu, pomyśl o dzieciach w Afryce. - powiedział cicho Seungri a ja zaśmiałam się przez łzy.
- Jesteś kiepski w pocieszaniu. - zauważyłam patrząc na niego jakby przez taflę.
- Ale przynajmniej teraz się uśmiechasz. - odparł chłopak. Oparłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy.
Zrobili dla mnie tak wiele.
Zaryzykowali swoje życie i zdrowie, by mnie odzyskać.
Przecież mogli mnie zostawić Yoongiemu.
Nic dla nich nie znaczyłam.
Dzisiaj poczułam, że jednak mam dla nich znaczenie.
Dla każdego z osobna.
Nie wiedziałam dlaczego, ale cieszyło mnie to.
Poczułam się częścią czegoś wspaniałego.
Częścią ich więzi.
Mimo, że średnio to okazywali to wiedziałam, że jeden za drugiego oddałby życie.
Właśnie to było takie piękne.
Ich oddanie i lojalność.

Obudziłam się z uśmiechem na twarzy.
Nie obchodziło mnie teraz nic.
Byłam szczęśliwa, nie myślałam na razie o powrocie do SM.
Przeciągnęłam się i spojrzałam w stronę okna.
Październikowe promienie słoneczne przebijały się przez rolety.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy.
Wyciągnęłam czarną bluzę i jeansy.
Na palcach poszłam do łazienki.
Przemyłam twarz, umyłam zęby i zaczesałam włosy w dwa warkocze.
Ubrałam zestaw i wyszłam nucąc cicho 'Rain'.
- Mówił Ci ktoś, że ładnie śpiewasz?
Odwróciłam się gwałtownie.
Na moim łóżku leżał wyciągnięty Seungri.
- Przestraszyłeś mnie. - odparłam patrząc na bruneta z wyrzutem.
- Jakże mi przykro. - wyszczerzył się chłopak i przewrócił na plecy.
- Nie masz kolegów? - spytałam siadając na łóżku i kładąc nogi na brzuchu Seungriego.
- Mam Ciebie, nuna. - uśmiechnął się chłopak mrugając do mnie.
Parsknęłam śmiechem.
Seungri mnie bawił, sprawiał, że się uśmiechałam.
Był trochę jak młodszy brat.
Bardzo go polubiłam.
- Chciałbyś... Po co tutaj przyszedłeś? - spytałam patrząc jak brunet bawi się moim trampkiem.
Wyrwałam mu nogę.
- No ej... - zajęczał chłopak. Posłałam mu znaczące spojrzenie. Brunet odchrząknął. - Nudzi mi się. - oznajmił Seungri zupełnie poważnym tonem.
Westchnęłam i wstałam z łóżka.
- Idziemy coś zjeść. - oznajmiłam i pociągnęłam bruneta za ramię.

To był zły pomysł.
Naprawdę zły.
Stałam nad miską z masą na naleśniki i próbowałam wyszarpać z niej łyżkę.
- Jesteś pewny, że tam było napisane dziewięć łyżek stołowych mąki?
- Ta... Ups. - spojrzałam na chłopaka.
Twarz miał ubrudzoną masłem a na włosach jajko.
- Co?
- Trzymałem do góry nogami. Miało być sześć. - uśmiechnął się przepraszająco chłopak a ja uderzyłam go szmatą.
- I co my z tym zrobimy? - spytałam patrząc na syf,  burdel, zniszczenie i pożogę w kuchni.
Seungri usiadł na krześle, ale chwilę później podniósł się z niego.
- Nie no... To jest przesada. - obrócił się do mnie tyłem.
Spodnie miał ubrudzone białkiem z jajek, na których usiadł.
Zaśmiałabym się nawet, gdyby nie fakt, że przed nami było jakoś tak z dwie godziny sprzątania.
- Seungri nie wi... - do kuchni wszedł TaeYang i urwał wpatrując się w pobojowisko. - Co wyście zrobili?! - wydarł się brunet.
- Miały być naleśniki z dżemem brzoskwiniowym. - oznajmił najmłodszy uśmiechając się niepewnie.
- Co to jest? - spytał TaeYang patrząc na okno usmarowane czymś brązowym.
- Nutella. - odparł spokojnie Seungri.
- G-Dragon Cię zabije.
Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy bruneta.
Rzucił we mnie jakąś ścierką i wybiegł z kuchni.
- Co on robi?
- Prawdopodobnie jest już w połowie drogi do sklepu. - zaśmiał się TaeYang.

*perspektywa T.O.P'a*

Wysiadłem z samochodu.
Jazda po nocy pomogła mi zebrać myśli i uspokoić się po wczorajszych wydarzeniach.
Otworzyłem drzwi i zderzyłem się z Daesungiem.
- Miałem Cię już jechać szukać. - wskazał na mnie palcem szatyn.
- Dom się pali?
- To już swoją drogą... - spojrzałem na niego pytająco. - Długa historia. - odparł wymijająco chłopak.
- Więc co się dzieje? - spytałem.
- Wyścig.
Pomasowałem skronie.
- Okej... O której?
- 22:00, Gwacheon. - oznajmił Daesung a ja kiwnąłem głową i go wyminąłem.
Skierowałem się do swojego pokoju i położyłem się na łóżku.
Wreszcie mogłem spokojnie spać.
Zamknąłem oczy, ale usłyszałem skrzypnięcie drzwi.
Delikatnie rozchyliłem powieki, by zobaczyć kto to.
TaeYeon.
Szła na palcach z kubkiem w ręce.
Odłożyła kubek na moje biurko i spojrzała na mnie.
Blondynka wzięła koc z krzesła, po czym  przykryła mnie nim.
Wyszła równie cicho jak weszła.
Zasnąłem z lekkim uśmiechem na ustach.

Sprawdzałem listę przeciwników wywieszoną na przeznaczonym dla mnie stanowisku.
W tym roku są tu lepsze osoby, jak choćby na przykład Song Minho.
Miło będzie porywalizować z dobrymi przeciwnikami na poziomie.
- Dlaczego z wyścigu na wyścig twój samochód ma coraz lepsze parametry? - spytał Daesung zapisując coś w notesie.
- Możesz go spytać. - odparłem bawiąc się telefonem.
Daesung rzucił mi spojrzenie typu: Normalnie umarłem ze śmiechu. 
Do wyścigu zostało conajmniej pół godziny.
Postanowiłem iść do stanowiska Minho.
- Miło Cię dzisiaj widzieć. - klepnąłem chłopaka w ramię a ten się odwrócił.
- Ciebie też. Rywalizacja będzie miała jakikolwiek poziom. - zaśmiał się brunet.
Dawno go nie widziałem, bo miał wypadek spowodowany nieczystym zagraniem jednego z kierowców.
Mojego , jak i Minho, największego wroga.
Nieważne, to już przeszłość.
- Ze mną zawsze... Jak się czujesz, wróciłeś do swojej zajebistej formy? - spytałem a on uśmiechnął się pod nosem.
- Zdecydowanie. Jestem gotowy skopać wszystkim zderzaki.
Parsknąłem śmiechem.
- Powodzenia. - powiedziałem i udałem się do swojego stanowiska.
Muszę wygrać ten wyścig.

______________________________________

Wena wróciła w nienajlepszych okolicznościach, ale wena to wena :')

Dziękuję osobom, które komentują i głosują na moje opko ;*
Nie przestawajcie! ^^

Dodaję ten rozdział na osłodzenie początku roku szkolnego ♡

Komentarz + gwiazdka = motywacja 💜

Do kolejnego 😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro