Pożar
- Kocham cię- wyszeptał cicho i po chwili zniknął w samolocie. Serce zaczęło mocniej bić. Co się przed chwilą stało? Czy on naprawdę mnie kocha? W mojej głowię ułożyło się setki pytań dotyczących niebieskowłosego . Pragnęłam go mieć teraz przy sobie. Tak samo jak resztę chłopaków.
- Wiedziałam, wiedziałam - usłyszałam za sobą szczęśliwy głos Judy. - Pasujecie do siebie.
- Och, zamknij się mała- zaśmiałam się cicho.
...
Trzy tygodnie później
Wracałam powoli do domu z pracy gdy nagle obok mnie przejechały dwie jednostki straży pożarnej wraz z pogotowiem i policją. Jakoś dziwnie mnie to przejęło, więc szybko pobiegłam do domu. Na swoim podwórku zastałam parunastu strażaków próbujących ugasić pożar mojego domu.
- Przepraszam kim pani jest?-zapytał dość wysoki policjant.
- To mój dom. Gdzie jest moja siostra? I co do cholery się tu stało?- powiedziałam patrząc się na ogień, który z minuty na minutę znikał.
- W pani mieszkaniu wybuchła butla z gazem. Pani siostra w ciężkim stanie została przewieziona do szpitala. - moja najukochańsza siostrzyczka jest w szpitalu. Bożę dlaczego?
- Zawiezie mnie tam pan?- powiedziałam do drugiego z policjantów. Ten tylko kiwnął głową i pokazał abym wsiadła do auta. Po paru minutach znajdowałam się na szpitalnym korytarzu. Od jednej z pielęgniarek dowiedziałam się, że Judy leży na sali operacyjnej, a lekarze walczą o jej życie. Opadłam bezwładnie na podłogę. Nie zastanawiając się szybko wybrałam numer Ashtona.
- Siema Ban co ta...
- Judy walczy o życie.
- O kurwa- usłyszałam głos Luke'a.
- Skarbie już się pakujemy i za parę godzin będziemy u ciebie.-powiedział Mike. Po chwili usłyszałam szmery i głośne klniecie chłopców.Rozłączyłam się i oparłam głowę o zimną ścianę. Nagle z końca korytarza usłyszałam głos mojej matki. Chyba pierwszy raz ucieszyłam się z ich przybycia.
- Proszę pani gdzie jest moja córka?- spytał lekko podenerwowany tata.
- Dalej na sali. Operacja trwa już 4 godziny i jak na razie nadal życie państwa córki wisi na włosku. Ale proszę być dobrej myśli. - powiedziała spokojnie młoda lekarka. Po chwili koło mnie zjawiła się mama.
- Miałaś ją pilnować! Przecież to jeszcze dziecko. Pewnie znów ganiałaś za jakimiś chłopakami.- prychnęłam po cichu- Jak jej stan się polepszy wyjeżdża z nami do Londynu!
- Byłam w pracy dla twojej wiadomości. Nie pozwolę ci jej mi odebrać. Teraz po trzech latach wreszcie uświadomiliście sobie,że macie dwójkę dzieci!
- Nie mów do mnie takim tonem dziwko. - po tych słowach uderzyła mnie w twarz.
- Banani!- usłyszałam wołanie Luke'a. Szybko wstałam z mojego miejsca i pobiegłam do chłopaków. Po drodze z moich oczy zaczęły ciec łzy. Wpadłam w ramiona Mike'a.
- Cichutko minionku, nie płacz już. - wyszeptał cicho Clifford. Odwróciłam się w stronę mamy, która patrzyła się na mnie z obrzydzeniem. Nienawidziłam jej. Na szczęście tata wziął ją pod ramię i gdzieś zaprowadził. Wytarłam łzy rękawem mojej czarnej bluzy. Podeszłam do ściany i zsunęłam się z niej. Dlaczego jej się to przytrafiło?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro