Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pożar

- Kocham cię- wyszeptał cicho i po chwili zniknął w samolocie. Serce zaczęło mocniej bić. Co się przed chwilą stało? Czy on naprawdę mnie kocha? W mojej głowię ułożyło się setki pytań dotyczących niebieskowłosego . Pragnęłam go mieć teraz przy sobie. Tak samo jak resztę chłopaków. 

- Wiedziałam, wiedziałam - usłyszałam za sobą szczęśliwy głos Judy. - Pasujecie do siebie. 

- Och, zamknij się mała- zaśmiałam się cicho. 

...

Trzy tygodnie później

Wracałam powoli do domu z pracy gdy nagle obok mnie przejechały dwie jednostki straży pożarnej wraz z pogotowiem i policją. Jakoś dziwnie mnie to przejęło, więc szybko pobiegłam do domu. Na swoim podwórku zastałam parunastu strażaków próbujących ugasić pożar mojego domu. 

- Przepraszam kim pani jest?-zapytał dość wysoki policjant. 

- To mój dom. Gdzie jest moja siostra? I co do cholery się tu stało?- powiedziałam patrząc się na ogień, który z minuty na minutę znikał. 

- W pani mieszkaniu wybuchła butla z gazem. Pani siostra w ciężkim stanie została przewieziona do szpitala. - moja najukochańsza siostrzyczka jest w szpitalu. Bożę dlaczego?

- Zawiezie mnie tam pan?- powiedziałam do drugiego z policjantów. Ten tylko kiwnął głową i pokazał abym wsiadła do auta. Po paru minutach znajdowałam się na szpitalnym korytarzu. Od jednej z pielęgniarek dowiedziałam się, że Judy leży na sali operacyjnej, a lekarze walczą o jej życie. Opadłam bezwładnie na podłogę. Nie zastanawiając się szybko wybrałam numer Ashtona. 

- Siema Ban co ta...

- Judy walczy o życie.

- O kurwa- usłyszałam głos Luke'a. 

- Skarbie już się pakujemy i za parę godzin będziemy u ciebie.-powiedział Mike. Po chwili usłyszałam szmery i głośne klniecie chłopców.Rozłączyłam się i oparłam głowę o zimną ścianę.  Nagle z końca korytarza usłyszałam głos mojej matki. Chyba pierwszy raz ucieszyłam się z ich przybycia. 

- Proszę pani gdzie jest moja córka?- spytał lekko podenerwowany tata. 

- Dalej na sali. Operacja trwa już 4 godziny i jak na razie nadal życie państwa córki wisi na włosku. Ale proszę być dobrej myśli. - powiedziała spokojnie młoda lekarka. Po chwili koło mnie zjawiła się mama. 

- Miałaś ją pilnować! Przecież to jeszcze dziecko. Pewnie znów ganiałaś za jakimiś chłopakami.- prychnęłam po cichu- Jak jej stan się polepszy wyjeżdża z nami do Londynu!

- Byłam w pracy dla twojej wiadomości. Nie pozwolę ci jej mi odebrać. Teraz po trzech latach wreszcie uświadomiliście sobie,że macie dwójkę dzieci! 

- Nie mów do mnie takim tonem dziwko. - po tych słowach uderzyła mnie w twarz. 

- Banani!- usłyszałam wołanie Luke'a. Szybko wstałam z mojego miejsca i pobiegłam do chłopaków. Po drodze z moich oczy zaczęły ciec łzy. Wpadłam w ramiona Mike'a. 

- Cichutko minionku, nie płacz już. - wyszeptał cicho Clifford. Odwróciłam się w stronę mamy, która patrzyła się na mnie z obrzydzeniem.  Nienawidziłam jej. Na szczęście tata wziął ją pod ramię i gdzieś zaprowadził. Wytarłam łzy rękawem mojej czarnej bluzy. Podeszłam do ściany i zsunęłam się z niej. Dlaczego jej się to przytrafiło? 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro