Poranek
Michael
Obudziłem się nadzwyczaj szybko. Było to spowodowane nadmiernym ciepłem,a dokładnie Banani, która słodko przytulała się do mojej klatki piersiowej. Wyglądała tak bezbronnie.Popatrzyłem na zegarek. Godzina 7:00. Trzeba będzie budzić minionka. Na szybko napisałem esemesa do Judy, aby spakowała rzeczy do szkoły Bani. Poczułem,że białowłosa delikatnie się wierci.
- Minionku czas wstawać-wyszeptałem do jej ucha. Przy okazji zwróciłem uwagę,że dziewczyna posiada dość dużo kolczyków.
- Nie-powiedziała dość pewnie. Wciąż miała zamknięte oczy.
- Aniołku, spóźnisz się do szkoły. - po tych słowach szybko zerwała się z miejsca. Popatrzyła się na mnie z wyrzutem i wstała z łóżka. Otwarzyła drzwi i na chwilkę się zawahała.
- Ee masz jakieś ciuchy, bo nie chcę paradować przed chłopakami w twojej koszulce- powiedziawszy to lekko się zarumieniła. Westchnąłem głośno i wstałem z cieplutkiego wyrka. Z szafy wyciągnąłem moje rurki i podałem je dziewczynie.Ta podziękowała cicho i pobiegła w stronę łazienki. Zeszedłem do kuchni, aby zrobić mi jej i reszcie śniadanie.
- Jezu Michael co ty tu robisz?-zapytał wystraszony Ashton. Jego mina w tym momencie była bezcenna.
- Gotuje nie widać?
- Właśnie widzę i jestem pod wrażeniem jak Banan mógł cię tak zmienić-pokręcił z niedowierzaniem głową. Po niecałych 10 minutach do kuchni weszła Banani z resztom chłopaków. Wyglądała nieziemsko w moich rurkach oraz koszulce zawiązanej w pasie.
- Halo Mike mówię do ciebie-pomachała mi przed oczami ręką.
- Co?
- Mówiłam do ciebie idioto!! - wyglądała tak słodko gdy się złościła. Chwila co? Słodko... Co ona ze mną robi.
- Więc skarbie co mi mówiłaś?
- Że nie mam rzeczy do szkoły i...-już nie słuchałem jej, popatrzyłem błagalnie na Luke'a. Ten pokręcił głową i cicho się zaśmiał.
- Okej jedz.-powiedziałem nie przejmując się zabójczym wzrokiem białowłosej. Podstawiłem przed nią talerz z naleśnikami.Fuknęła coś na mnie i zabrała się do jedzenia śniadania.
- Mike rób więcej razy twoje naleśniki. Są pyszne-powiedział Calum uśmiechając się prosząco . Banani pokiwała głową i uśmiechnęła się w ten jej sposób.
- Zawieziesz mnie do domu, bo muszę jeszcze się spakować?-spytała wstając od stołu . Pokiwałem głową i po chwili znaleźliśmy się w moim samochodzie.
-Przyjechać dziś po ciebie?- zapytałem,gdy powoli zbliżaliśmy się do domu Ban.
- Możesz zawieść mnie do pracy.
- Ty pracujesz?! - byłem zaskoczony, bo jak zauważyłem wcześniej jej rodzice byli dość bogaci.
- U Tonny'ego. Lubię przebywać w towarzystwie instrumentów. - pokiwałem głową. Wiedziałem o co jej chodzi. Też nie mógłbym przeżyć bez mojej gitary. Zaparkowałem przed domem dziewczyny. Jak na zawołanie Judy wybiegła z domu i rzuciła białowłosej torbę z jej rzeczami.
- Ty to zaplanowałeś-powiedziała wsiadają. Widać było,że próbowała wyglądać poważnie, ale nie wychodziło jej to. Zaśmiałem się cicho i włączyłem radio.Po pierwszych taktach rozpoznałem moją (na dzień dzisiejszy) ulubioną piosenkę. Czyli 7 years Lukasa Grahama. Od razu zacząłem z nim śpiewać.
Once I was seven years old,
My momma told me,
Go make yourself some friends,
Or you'll be lonely,
Once I was seven years old.
Po chwili Banani śpiewała ze mną. Tak upłynęłam nad droga do szkoły.
- O której mam być?
- 14-odpowiedziała Bani i pobiegła w stronę szkoły. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie,że dziewczyna dalej jest ubrana w moje rzeczy. Uśmiechnąłem się do siebie i włączyłem auto( włącza się auto??)
Nie uświadamiałem sobie,że ta białowłosa tak rozkręci moje szalone życie...
..........
Hejka :) Co tam u Was?
Gwiazdkujcie, komentujcie :)
Wasza Marta :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro