Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Damy radę

- Ban, obudź się.- usłyszałam cichy szept Tonny'ego. Przetarłam ospale oczy i zobaczyłam śpiącą przede mną Judy.Szybko wstałam z kolan chłopaka i podeszłam do łóżka siostry. Wyglądała tak marnie. Lewa strona jej twarzy była lekko poparzona. Prawa ręka była w gipsie.

- Ile już tak leży?- zapytałam pocierając skronie. Nie umiałam sobie przypomnieć końca operacji.

- Osiem godzin. Jest teraz w śpiączce. Jej stan nie jest zbyt dobry. Musimy być dobrej myśli.

-Gdzie chłopcy?

- Przekładają koncerty. Postanowili pobyć z tobą tydzień.

- Czyli trasa jest zawieszona?

- Tak jest skarbie.- do pomieszczenia wszedł Mike. Na jego ustach widniał delikatny uśmiech. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie w czoło. Oderwałam się od jego ciepłego uścisku i odwróciłam się w stronę Judy. Dalej nie mogłam uwierzyć, że przeze mnie stało jej się coś złego.

- Nie dręcz się. To nie twoja wina kochanie. Butla była nieszczelna. W każdej chwili mogła wybuchnąć. -powiedział Clifford.

- A co jeśli ta suka mi ją odbierze? Co ja bez niej zrobię.

- Nie oddamy jej. Będziemy o nią walczyć. Obiecuję ci. - powiedziawszy to Michael schylił się i pocałował mnie w usta.

- Ehm my tu jesteśmy.- powiedział głośno Ashton. Westchnęłam ciężko i wraz z chłopakami i moim przyjacielem usiedliśmy przy mojej siostrze.

......

Cała sytuacja oczami Mike'a

Akurat weszliśmy do naszego pokoju, gdy nagle zadzwonił telefon Ashton'a. Chłopak szybko rzucił się w stronę aparatu i odebrał go.

- Siema Ban co ta...- nie zdążył dokończyć gdy z ust Banani wyszedł zdławiony szept

- Judy walczy o życie-na chwile moje serce się zatrzymało. Jak to możliwe? Co się stało

- O kurwa- wymsknęło się Luke'owi

- Skarbie już się pakujemy i za parę godzin będziemy u ciebie. - powiedziałem starając żeby mój głos był jak najbardziej spokojny. Spojrzeliśmy na siebie.

- To ja zadzwonię do Rick'a, aby go powiadomić o zaistniałej sytuacji.-powiedział Calum i wybrał numer naszego managera. Poszedłem do moich walizek i wszystko spakowałem.

Po 30 minutach byliśmy gotowi. Czekaliśmy na lotnisku na nasz samolot. Jeszcze tylko 4 godziny i będziemy z moim minionkiem.

- Chodzicie chłopcy!-zawołał nasz pilot Mark. Wsiedliśmy do naszego samolotu i usiedliśmy na miękkich kanapach. Całą drogę milczeliśmy.

Po długich godzinach lotu wreszcie dojechaliśmy do szpitala. Wjechaliśmy na odpowiednie piętro podane przez recepcjonistkę i przeszliśmy korytarz w poszukiwaniu Bani.

- Miałaś ją pilnować! Przecież to jeszcze dziecko. Pewnie znów ganiałaś za jakimiś chłopakami.- usłyszałem głos matki dwóch sióstr- Jak jej stan się polepszy wyjeżdża z nami do Londynu!

- Byłam w pracy dla twojej wiadomości. Nie pozwolę ci jej mi odebrać. Teraz po trzech latach wreszcie uświadomiliście sobie,że macie dwójkę dzieci! - krzyknęła Ban lekko załamanym głosem.

- Nie mów do mnie takim tonem dziwko. - po tych słowach kobieta uderzyła Ban w twarz.

- Banani- zawołał Luke. Dziewczyna odwróciła się w naszym kierunku i pobiegłam do nas. Gdy rzuciła się na mnie z jej pięknych oczu płynęły strużki łez. Przytuliłem ją mocno do siebie.

- Cichutko minionku, nie płacz już.- wyszeptałem. Popatrzyłem dziewczynie w oczy. Widziałem w nich jedynie smutek. Ogromny smutek.

.....

Coraz bardziej zbliżamy się do końca :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro