Rodzice
-Mamo? Co ty tu robisz? Miałaś być przecież z tatą dopiero na święta.-powiedziałam zdenerwowana. Nie lubiłam gdy przyjeżdżali wcześniej.
- Mamy tydzień wolny od pracy. Kto to?-wskazała na blondyna.
- Jestem Michael Clifford. Bardzo mi miło panią poznać.-powiedział poważnie.Uśmiechnął się do niej delikatnie i podał rękę.
- Katty Forest. Czy ty nie jesteś przypadkiem idolem Judy?
- Tak się składa,że akurat nim jestem- mama popatrzyła na niego z niedowierzaniem- Poznaliśmy się wszyscy na koncercie.Dzięki pani córce i jej cudownemu imieniu teraz tu jestem.
Mama uśmiechnęła się serdecznie i poszła poszukać Judy.Postanowiliśmy razem z Mike'iem,że przejdzie się. Po drodze na szczęście nie spotkaliśmy mojego taty. Wtedy zaczęłoby się wypytywanie.
- Dlaczego cały czas dla mnie się poświęcasz Mike?- zapytałam siadając na piasku. Byliśmy na jednej z piękniejszych plaż w Sydney. Szkoda,że tak mało ludzi o niej wiedziało.
- Bo jesteś intrygująca? Nie jesteś taka jak reszta pustych dziewczyn. Jesteś sobą...
- Przebyłam długą drogę do bycia ''normalną''- z kieszeni wyciągnęłam papierosa. Wiem nie miałam palić,ale była to nagła potrzeba. Zaciągnęłam się mocno i wypuściłam z płuc biały obłok dymu.- Chcesz?
- Nie dzięki. Nie palę i ty też nie będziesz tego robiła od następnego razu-powiedział z poważnym tonem. Widziałam,że denerwuję go zapach.
Siedzieliśmy w ciszy patrząc się w morską toń. Słońce powoli chowało się za oceanem. Na całym niebie porozchodziły się czerwono-pomarańczowe pasy światła.Uwielbiałam ten widok.
- Kocham zachody słońca-mruknął Mike uśmiechając się przed siebie. Widać było,że jest naprawdę rozluźniony. Gdy słońce znikło z naszego widoku, wstaliśmy i poszliśmy do domów.
Następnego dnia nie poszłam do szkoły. Moja najukochańsza rodzinka postanowiłam wyjechać za miasto. Jakoś mnie do tego nie ciągnęło. Wolałam pójść do szkoły, a potem do Tonny'ego pomóc mu ze sprzedażą instrumentów. Nie żebym się nie cieszyła z tego,że mama i tata wrócili do domu, ale byłam naprawdę na nich zła. Woleli zostawić swoje ''najukochańsze córeczki'' same w domu,a sami pojechać do Londynu, aby pilnować budowy... Kiedyś cieszyłam się,że mamy dość dużo pieniędzy, ale teraz wolałabym mieć swoich rodziców w domu.
- Gdzie jedziemy?!-zawołała Judy kiedy wsiadaliśmy do auta.
- Za miasto kochanie. To niespodzianka-powiedziała mama mocno się uśmiechając. Od zawsze cieszyłam się,że nie jestem do niej podobna. Nie powiem mama była bardzo piękna,ale nie chciałam być taka jak ona.Byłam za to bardzo podobna do mojego ojca. Zawsze nasza rodzina uchodziła za ''idealną''.
Powoli dojeżdżaliśmy na miejsce. Wiedziałam gdzie jedziemy. Do najdroższej restauracji w całej Australii.
- Jesteśmy dzieci!-zawołał tata wychodzą ze samochodu. Powoli weszliśmy do długich schodach okrytych czerwonym dywanem. Wnętrze było zachwycające. Parter oraz pierwsze piętro było urządzone w odcieniach czerni i bieli. Za to drugie w czerwieni oraz czerni. Usiedliśmy przy duży stole. Od razu obok nas pojawiła się kelnerka z czterema kartami menu. Na szybko wybrałam dość gustowne danie,żeby odbyło się bez różnych nie potrzebnych rozmów i zamyśliłam się nad słowami jednej z moich piosenek.
- Ziemia do Ban-powiedziała Judy kopiąc mnie delikatnie w kostkę. Potrząsnęłam głową i popatrzyłam się na siostrę.
- Chcieliśmy wam coś powiedzieć-zaczęła mama-Musimy zostać w Londynie.Więc postanowiliśmy,że przeprowadzimy się tam.
- Mamy dla was propozycję. Możecie zamieszkać z nami. Nasz dom jest bardzo tego w Sydney nawet większy. Więc decyzja należy do was-popatrzyłam się z nienawiścią na rodziców. Wiedziałam,że tak będzie. Ale cóż...
- Zostajemy. Nie zamierzam wyjeżdżać gdzieś gdzie nie muszę. - powiedziawszy to wstałam od stołu i po prostu wyszłam z restauracji. Z moich oczu wypłynęły łzy. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam brak prawdziwej rodziny. Wyciągnęłam z mojej torebki telefon i zadzwoniłam do Asha.
- Ashton-pociągnęłam głośno nosem-Mógłbyś po mnie przyjechać?
-Jezu Ban ,co się stało? Gdzie jesteś?
- Nic nie mów chłopakom. Przy wjeździe do Sydney.- przed rozłączeniem się usłyszałam jak klnie.
Po okołu 10 minutach Luke i Ashton byli po mnie. Zdziwiłam się na widok Hemmingsa, ale nic nie mówiłam. Obaj mocno mnie przytulili i zaciągnęli w stronę samochody. Posłusznie do niego wsiadłam i cichutko wyszeptałam, żeby zawieźli mnie do nich. Po kolejnych 15 minutach staliśmy przed domem chłopaków.
...................
Co o tym myślicie? Wolicie krótkie rozdziały, ale regularnie czy dłuższe i nieustalonych terminach?
A co do rozdziału ten obrazek idealnie pasuję xD
Gwiazdeczki+komentarze= ładnie proszę i do następnego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro