Rozdział 5
Rozdział 5
Maria
Babcia powitała mnie jak zawsze ciepło w Nowych Szkotach. Powitanie było tym cieplejsze jak zobaczyła koło mnie Franciszka.
- To jest wasz pokój. - Powiedziała babcia, zostawiając nas w pokoju gościnnym z małżeńskim łóżkiem.
- Jak to jest, że wszyscy wokół mnie chcą tego ślubu bardziej niż ja?
- To nic, prześpię się na podłodze.
- Nie wygłupiaj się. Wieczorem wyciągnęmy drugą pościel, nie muszą wiedzieć jak nam się układa.-Uśmiechnęłam się do narzeczonego. - Idę zobaczyć się z siostrami do ogródka. Chcesz iść ze mną?
- Nie, zostanę tutaj. Spotkamy się później.
***
Razem z Elżbietą i Katarzyną piłyśmy herbatę w sadzie dziadków między jabłkami. Był tam stół oraz trzy krzesła.
- Babcia cieszy się z waszego ślubu.
Oznajmiła Katarzyna coś tak oczywistego.
- Serio? Niezauważyłam. Przygotowała nam łóżko małżeńskie.
- Zrobiła to? - Spytała zaskoczona Elżbieta, ale moja wina mówiła sama za siebie.
- Wiecie co jest najgorsze? Że to rodzice mnie z tym sprzedali. Umowa, którą podpisywałyśmy zmusza mnie do zawarcia małżeństwa.
- Co?! - Wykrzyknęły obydwie aż kilka ptaków z najbliżej jabłoni poderwało się do lotu.
- Oczywiście, nie możecie o tym nikomu powiedzieć. Nie chcę skandalu.
***
Wieczorem nie wzięłam udziału w "rodzinnej" kolacji. Miałam dość wszelakich intryg i uśmiechów babci. Kolacja odbyła się bez mojej obecności.
Chciało mo się tylko i wyłącznie płakać, zatem i to robiłam w pół ciemnym pokoju.
- Moje kochanie znowu płacze?
Spytał Franciszek, zamykając drzwi do sypialni.
- Jak pomyślę, że coraz bliżej ślubu to jakoś sama się rozklejam.
Rzekłam, patrząc jak gniotę chusteczkę, którą ocierałam łzy.
- Będzie dobrze, zobaczysz.
Pocieszył mnie, łapiąc mnie za jedną dłoń.
- A co jeśli do siebie nie pasujemy? Będziemy nieszczęśliwi? Nieszczęśliwi do końca naszego życia? - Pytałam, ale Francuz niespodziewanie zamknął moje usta pocałunkiem.
- Ja uważam, że będziemy idealnym małżeństwem.
Szepnął mi do ucha, na co spojrzałam na niego. Niespodziewałam się takiej reakcji.
Czułam jak się zarumieniłam.
- To było miłe. - Stwierdziłam nieśmiale, po czym nastała niezręczna cisza. Wstałam. - To ja wyciągnę pościel.
Podeszłam do szafy wnękowej i wyciągnęłam z niej drugą pościel okrytą poszwą.
- Mogę spać na podłodze.
Przypomniał Franciszek, uśmiechając się do mnie.
- Nie musisz, po prostu będziemy leżeć po przeciwnych stronach łóżka. Nic więcej nie chcę. Ułożysz to wszystko? Chciałabym się umyć.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
***
Wzięłam gorącą kąpiel, starając się odprężyć. Wszystko szło w dobrym kierunku do momentu, gdy przypomniałam sobie, że nie wzięłam piżamy. Nawet szlafroka. Siostry wraz z dziadkami były na dworze, więc nie było szansy ich zawołać. Założyłam nieco przykrótkawy ręcznik i udałam się sypialni. Zapukałam i otworzyłam kawałek drzwi, wciąż trzymając ręcznik.
- Możesz się obrócić do mnie tyłem?
- Coś się stało? - Spytał nie rozumiejąc mojej prośby.
- Po prostu się obróć i nie patrz.
- Już nie patrzę. - Oznajmił, a ja początkowo uchyliłam drzwi, aby przekonać się czy mówi prawdę.
Uff... na szczęście mówił prawdę. Widziałam tylko jego tył oraz piękne, złociste włosy.
Na łóżku leżała moja piżama, usiadłam i nie ściągając ręcznika, zaczęłam się przebierać, ale w pewnym momencie spojrzałam w lustro przede mną. Franciszek z lekko obróconą głową spoglądał na mnie.
- Miałeś nie patrzeć.
- Głowa mi ścierpła.
- Kłamca! - rzuciłam go dla zabawy kapciem, gdyż akurat się przebrałam
- Osz ty! Niech cię tylko złapie. - zawołał, na co chciałam zacząć uciekać, lecz potchnęłam się o ręcznik.
Koło mnie natychmiast pojawił się Franciszek, podając mi rękę i pomagając wstać.
- Wszystko dobrze? Nie chciałabym, aby coś ci się stało. Szczególnie przed ślubem.
- Nie chciałabyś, abym wtedy została twoją żoną? - Spytałam, siadając na łóżku.
- Nie chciałabym, abyś za dwadzieścia lat wypominała mi jak to źle wyszłaś na zdjęciach ślubnych.
- Mówisz, że wyjdę źle?
- Każda kobieta tak mówi.
- Ale ja nie jestem każda.
- Wiem, Wasza Królewska Wysokość, ale wiem, że każda dziewczyna pragnie jeden rzeczy.
- Tak? - Pytałam nierozumiejąc, gdy ten uklęknął przede mną, otwierając czerwone pudełko. - Mario, Królowo Szkocji czy zostaniesz moją żoną?
Co miałabym odpowiedzieć? Skoro i tak sprawa jest przesądzona.
- Tak.
Odrzekłam, a przyszły król założył mi pierścionek.
- Jeśli nie pasuje, możemy zmienić rozmiar.
- Nie, jest idelany. Dziękuję. - Uśmiechnęłam się lekko i spuściłam głowę. - Czy w ramach... Czy w ramach podziękowań mogę cię pocałować, Wasza Królewska Wysokość.
- Będę zaszczycony, królowo.
Odpowiedział, gdy położyłam rękę na policzku Francuza i nieśmiało spojrzałam mu w jego piękne, niebieskie oczy. Złożyłam delikatny pocałunek.
- Może jednak coś z tego wyjdzie?
Spytałam, jakby pytając sama siebie. Miałam prawdziwą nadzieję na nasz happy end.
- Musi wyjść. - Uśmiechnął się.
- Co zatańczymy nas nasz pierwsza taniec? Myślałam o czymś spontanicznym, nie mam siły na uczenie się jakiegokolwiek nowego układu.
- Będzie jak chcesz, kochanie.
Uśmiechnęłam się szczególnie na ostatnie słowo.
- Bardzo mi się podoba pierścionek zaręczynowy.
- Dała mi go moja babcia. Powiedziała, że idelanie odzwierciedla stanowisko królowej.
- Miała rację, podziękuj jej w moim imieniu.
***
- Marysia, Marysia... wstań masz gościa.
Szeptał mi nad uchem głos mojej młodszej siostry, Elżbiety.
- Kto to?
- Nie powiem, zejdziesz to zobaczysz.
Moja siostra była okrutna pod tym względem. Wyszła z pokoju, a ja spojrzałam na Franciszka, który spał po przeciwnej stronie łóżka. Wzięłam ubrania i udałam się do łazienki, aby ubrać swoją czerwoną sukienkę oraz przygotowania się na niespodziewane spotkanie. Zeszłam na dół witając się z dziadkami, a następnie wyszłam na taras.
- Cyprian, jak miło Cię widzieć. - Powiedziałam na samym początku, ale chwilę później poczułam mieszane uczucia.
Nie odzywałam się do mojego polskiego przyjaciela od czasu, gdy wyjechałam nagle do Szkocji. Dopiero teraz przypomniałam sobie o nocnym telefonie podczas pobytu w Balmoral.
- Królowo Mario.
Popatrzył znacząco na mnie, a ja dopiero się zorientowałam, że patrzy na strażników z tyłu po moim prawym i lewym boku.
- Zostawcie nas.
Rzekłam do strażników, a razem z Cyprianem udałam się na spacer do sadu. Szliśmy między jabłonkami i dopiero po dłużej chwili zabrał głos.
- Czyli to prawda, że wychodzisz zamąż.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam.
- Nie możesz.
- Przepraszam? - Spytałam nierozumiejąc sytuacji. Stanęłam w miejscu.
- Nie możesz wyjść za tego Francuza.
- Nie roz... - W połowie słowa moja wypowiedź została mi przerwana, gdyż przyjaciel przyparł mnie do jabłonki i wbił się w moje usta.
- Kocham cię, Mario.
Oznajmił, patrząc na mnie i przejeżdżając lekko dłonią po moim policzku.
- Nie możesz, nie możemy... to jest niesprawiedliwe... Ja nie powinnam. Jestem przeznaczona innemu.
- Ale czy twoje serce należy do niego tak jak moje do ciebie?
- Marie? Marie? - Usłyszałam ten francuski akcent z daleka i dopiero teraz Cyprian mnie puścił.
- Szukałem cię, strażnicy mówili, że poszłaś do ogrodów z kimś. - Powiedział, całując mnie na dzień dobry.
- Tak, to jest mój przyjaciel Cyprian, a to mój narzeczony Król Franciszek.
Panowie uścisnęli sobie ręce, ale widziałam po Polaku, że nie jest zadowolony ze spotkania.
- Babcia mówi, abyśmy przyszli na śniadanie.
- Oczywiście, Cyprian już sobie idzie.
Musiał sobie pójść. Nie miałam ochoty, aby ktokolwiek mieszał mi jeszcze w głowie. Nie teraz.
***
2 tygodnie później
Szkocja
Razem z Franciszkiem byliśmy nowymi mieszkańcami zamku królewskiego Edinburgh Castle. Jednak mieszkaliśmy w innych komnatach na noc przed naszym wielkim dniem. Ślub miał zacząć się o godzinie jedenastej w Kings Church Edinburgh. Miałam się już kłaść do łóżka, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Wasza królewska mość. - Szeptała jedna z moich pokojówek przez drzwi. - Król prosi, aby Królowa wyjrzała ze swojego balkonu.
- Dziękuję, już to robię. - Powiedziałam głośniej. - Dobrej nocy, Sophie.
- Dobrej nocy nocy, Królowo Marie.
Odpowiedziała, a ja wyszłam na balkon, patrząc na ogrody Edinburgh Castle, a szczególnie na to co tam się dzieję.
Kilkunastu mężczyzn puszcza chińskie lampiony, a na trawniku napis ułożony chyba z tysiąca świec "Vous êtes ma vie" co oznaczało "Ty jesteś moim życiem".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro