Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Rozdział 12

Królowa Maria

Grudzień 2017

Chrzciny Księżniczki Diane

Moja kochana córeczka była odziana w piękną, zaprojektowaną przeze mnie szatę. Była w kolerze śnieżnej bieli oraz miała przyszyte co jakiś czas różowe różyczki.

Jeszcze przed uroczystością królewski fotograf zrobił kilka rodzinnych zdjęć, na których była nasza trójka.

- To kiedy kolejne chrzciny? - Spytałam, po przyjęciu w naszej sypialni.

- Kolejne chrzciny? - Powtórzył, podchodząc do mnie i łapiąc mnie w
talii. - Jako student medycyny, stwierdzam że powinniśmy trochę poczekać z drugim dzieckiem. Dla twojego dobra. - Wyjaśnił, gładząc moje włosy.

- Oj tam, ale stęskniona żona może liczyć na upojną noc? - Pocałowam męża na zachętę, po czym opadłam na łóżko.

***

Styczeń 2018 roku

Odesłałam nianie, kucharzy, pracowników biurowych i wszelkich innych do domu. Zostali tylko strażnicy. Chciałam sama spędzić trochę czasu z córką, co robiłam już od tygodnia.

- Mama zaraz się obudzi, księżniczko.

Mówił jakiś nieznajomy głos, gdy objęcia Morfeusza postanowiły mnie wypuścić.
Spałam na małym łózku, które było w sypialni mojej córki. Gdy otworzyłam oczy zauważyłam jednego ze strażników, trzymającego Diane.

- Coś się stało?

- Wasza królewska mość, jej królewska wysokość, Księżniczka Diane obudziła się, ale nie chciałem budzić Ma'am.

Jego wypowiedź zabrzmiało bardzo wykwintnie, chociaż nieco śmiesznie przez te tytuły.

- Dziękuję, ale mógł mnie pan obudzić, poruczniku... - W tym momencie się zacięłam.

- Meltrix, poruczniku Meltrix.

- Dobrze, proszę mi dać księżniczkę i wracać do swoich zadań. Dziękuję poruczniku.

Młody i przystojny porucznik opuścił mój pokój, a właściwie pokój Diane. Dalej byłam w piżamie, gdy do pokoju wszedł jeden z moich doradców. Niespodziewałam się go tu.

- Pani Berou, nie miała być pani w domu?

Spytałam zaraz po naszym przywitaniu. Przyznam, że czułam się trochę niezręcznie podczas, gdy Pani Berou była ubrana w elegancką sukienkę.

- Obawiam się niestety, że mamy problem, Ma'am. - Szkotka położyła na małym stoliku kilka raportów. - Nasze służby podejrzewają, że kilka osób przeniknęło do służby w zamku.

- Osób? Jakich osób?

- Podejrzewanych o chęci skrzywdzenia pary królewskiej.

- W takim razie nie mamy czym się martwić. Odesłałam całą naszą służbę, oprócz strażników do domu.

- Przepraszam, ale to jest skrajnie nieodpowiedzialne, Wasza Królewska Mość.

- Będzie dobrze, proszę się nie przejmować.

Nie widziałam w tym większego problemu. Od samego początku pojawiały się takie informacje, ale do tej pory nic się nie stało. Dlatego nie zamierzałam panikować teraz i skracać służbie urlopu.

- Jak się miewasz, Ma'am? Od kąd król Franciszek studiuje.

- Trochę samotna, ale daję radę. W końcu sama go do tego namawiałam.

***

Kiedy Diane spała przedpołudniem, ja mogłam się wreszcie wziąć za papiery. Nie wszystkie były pilne, jednak codziennie dostawałam papiery ważne na teraz. Tak mijały mi kolejne dni... dziecko... dokumenty... i jedzenie pomiędzy tym. Dużo czasu spędzałam także ze strażnikiem, który od czasu do czasu zajął się Diane.

- Księżniczka jest cudowna, tak bardzo podobna do królowej.

Mówił, gdy raz jedliśmy razem kolację.

- Nie musisz mi słodzić, Luke.

- Okazuję szacunek mojej królowej i księżniczce.

- Twojej przyszłej królowej.

Uśmiechnęłam się, na co uroczy brunet wziął łyk wina.

- To pewne?

- Jak najbardziej, to kwestia czasu. Teraz ty opowiedz mi trochę o sobie, poruczniku Meltrix.

- Jestem Szkotem...

- To chyba jednak, oczywiste. - Przerwałam. - Może powiesz mi dlaczego się zdecydowałeś na pracę tutaj?

- Potrzebne były mi pieniądze, dalej są...
Jestem... jestem chory. Wolę być w pracy niż o tym myśleć.

- Nie chciałbym być natrętna, ale co to za choroba?

- Nie chciałbym zanudzać, waszej królewskiej mości.

- Proszę mów mi Marie, jestem dla ciebie małolatą.

- Ale skądże, wasza królewska mość. Młoda i zdrowa królowa bardzo cieszy krajan.

- Tak czy inaczej, będzie mi miło, gdy będzie mówić się mi po imieniu.

***
Dwa tygodnie później...

Razem z Luke'iem spędzaliśmy wiele czasu przez następne tygodnie. Służba wróciła do pałacu, ale spędzała tutaj mniej czasu niż zazwyczaj. Mój mąż pilnie studiował, zatem nic dziwnego, że nie widzieliśmy się na zbyt często. Ciągle przychodziły raporty o niebezpieczeństwie dla szkockiego dworu królewskiego. Jednak starałam się to ignorować.

- Słyszałem, że masz nowego przyjaciela.

Zaczął ironizować, podczas naszej rozmowy internetowej, Francis

- Mam, dotrzymuje mi towarzystwa. - Potwierdziłam, na co przyjrzałam się zastanawiającemu się nad czymś Francuzowi. - Zazdrosny?

- Szczerze? Jak diabli i nie podoba mi się to, Marie.

Powiedział jak najszczerszej.

- Och, nie przesadzaj.

- Nie przesadzam, mówię co czuję. Dlatego prosiłbym cię, abyś zaprzestała spędzania towarzystwa z tym chłopakiem, kimkolwiek jest.

- Popadasz w paranoję!

- Jeśli mnie kochasz, zrobisz to.

- Szantaż?! - Westchnęłam. - Chcę ci tylko przypomnieć, że w piątek uczestniczymy w obradach!

Przypomniałam, po czym zamknęłam klapke laptopa, rozłączając się zarazem.

***
Piątek

Razem z mężem byliśmy ubrani w królewskie szaty, w których mieliśmy odwiedzieć parlament i oficjalnie ogłosić, że Diane jest następczynią tronu oraz, że każde dziecko będzie miało swoją kolejność w sukcesji niezależnie od płci.

- Widziałem, że wzięłaś tu swojego faworyta. - Powiedział uszczypliwie mąż, gdy byliśmy na osobności.

- Luke jest moim przyjacielem, poświęca mi trochę czasu.

- Abyście się niezapomnieli.

- Powinieneś się uspokoić ze swoją zazdrością.

- Martwię się po prostu, że pewnego dnia, gdy wrócę do domu na moim tronie będzie siedział twój nowy pupil.

- Jesteś nienormalny.

***

Spałam, gdy nagle ktoś wdarł do mojej sypialni. Było ich trzech w mundurach szkockich królewskich strażników. To jedyne co mogłam rozpoznać przez oświetlający ich blask księżyca. Ich twarze, które również były oświetlone również mogłam dostrzec. Jednak żadnego z nich nie znałam.

- Coś się stało, Panowie? - Spytałam, podnosząc głowę ze stosu poduszek.

Jednak zamiast jakiejkolwiek odpowiedzi usłyszałam tylko zamykanie drzwi na klucz. Przeraziłam się nie na żarty. Straż nie może weź do komnat od tak, a w żadnym wypadku nie może zamykać drzwi ani nie odpowiadać na moje pytania.

- No to teraz się pobawimy, królowo.

Powiedział jeden z nich bardzo lekceważąco, po czym rzucił się na mnie. Dwóch pozostałych złapało mi nogi i ręce, abym nie mogła się wyrwać, choć usilnie próbowałam. Całowali i dotykali mnie wszędzie, podwijając moją koszulę nocną. Czułam te okropne ręce wszędzie. Byłam tak bezsilna. Prosiłam ich o litość.

W pewnym momencie napastnicy rozrzeszyli mi siłą nogi, które do tej pory starałam się trzymać zwarte.

- Lepiej abyś nie rozluśniła, inaczej będzie cię boleć.

Oprzyrztomniałam, bo wiedziałam do czego to zmierza.

- Puść mnie!

Mogłam krzyczeć, gdyż dwójka moich napastników odeszła. Jednak doszło do niezaprzeczalnego, gdy poczułam jak ciepło rozchodzi się w moim podbrzuszu.

Znalazłam coś pod jedną z wolnych dłoni i mogłam uderzyć napastnika mocniej niż chciałam. Cios padł na głowę, a ja mogłam uciec z komnaty. Biegłam przez korytarze, jakbym nigdy ich nie znała.
W końcu z jednego z zaułków wyszła armia mężczyzn, a na ich czele Paul.

- Wasza królewska mość, czy królowa ma się dobrze? - Spytał, ale ja zignorowałam to pytanie.

- Co z księżniczką? Co z księżniczką Diane?

- Dobrze, napastnicy nie dotarli do komnat księżniczki.

- Król został poinformowany o ataku na zamek, królowa powinna wrócić do komnat. Jego mość król jest już w drodzę.- Oznajmił mój sekretarz, który się tu pojawił.

Wróciłam do komnaty, ale nie swojej. Nie chciałam wracać do miejsca, gdzie to wszystko się stało. Gdzie... gdzie zostałam zgwałcona. Wolałam zostać w komnacie córki i patrzeć na jej spokojny sen. Wygoniłam z komnaty dość oschle nianie Diane i sama zajęłam miejsce na kanapie. Nie mogłam tego dłużej w sobie trzymać. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Same wcześniejsze potwierdzenie wszystkim, że mam się dobrze i napastnicy mnie nie tknęli było powyżej moich sił na następne tygodnie.

- Dzięki Bogu, żyjecie. - Usłyszłam, gdy drzwi do pokoju Diane się otworzyły.

Widziałam jak podszedł do łóżeczka naszej córki, następnie chciał mnie przytulić i uspokoić, widząc najpewniej moją rozhisteryzowaną twarz.

- Proszę, nie dotykaj mnie.

Odsunęłam się od męża, był zdziwiony taką reakcją tak samo jak jakaś część mnie.

- Wszystko już jest dobrze, napastnicy zostali złapani. - Mówił rzeczowo, lecz dalej trzymając się na dystans. Na jego słowa rozpłakałam się jeszcze bardziej.

Czułam się jak ostatnia szmata, którą można było wycierać stare, brudne, brzydkie podłogi.

Francis zmniejszył dystanas dzielący nas.

- Jesteś najpiękniejszym co mnie spotkało. - Zapewnił.

Mąż widział jaka jestem roztrzęsiona. Widziałam skraca dystans między nami, chcąc wziąć mnie w swoje ramiona. Co mu się udało.

- Boję się, Francis. - Przyznałam w ramionach króla.

- Sprawcy poniosą karę, możesz być pewna.

Nie byłam w stanie przyznać przed własnym mężem, przed królem, że zostałam sponiewierana. Zmieszana z błotem. Zgwałcona. Pewnie po tym całym wyznaniu nawet by mnie nie tknął.

***

Następnego dnia wymagano od nas, abyśmy pokazali się przed narodem. Zapewniając ich w ekranach telewizorów, że para królewska oraz dziedziczka korony mają się dobrze i żadne z nas nie ucierpiało.

Byłam królową, nie mogłam zatem zrobić nic innego wykonać postawione przede mną zadanie z uśmiechem na twarzy.

Poprosiłam, aby przygotowano dla mnie białą bluzkę z długim rękawem. Zaprzeczenie tego kim jestem. Nie jestem już biała i nieskazitelnia, ale brudna. Długie rękawy miały zasłonić ślady na zaczerwienionych nadgarstkach.

- Wasza mość, król już... - Usłyszałam głos Luke'a, gdy drzwi do mojego gabinetu się nagle otworzyły.

Oglądałam wtedy wcześniej wspomniane nadgarstki, a on niezaprzeczalnie widział w jakim są stanie. Wszedł do gabinetu, zamykając drzwi.

- Marie? Co to jest? Co ci się stało? 

Spytał, ale ja nie miałam sił po raz kolejny opowiadać zmyślonej historii o moim samopoczuciu. Mój wzrok mówił sam za siebie.

- Czy oni cię skrzywdzili? - Spytał, ale spuściłam wzrok i to mu wystarczyło. - Czy król wie?

- Nie i się nie dowie. Nie może o tym wiedzieć.

- Marie jesteś moją królową, ale twój mąż jest królem. Muszę mu powiedzieć.

- Nie powiesz mu, jeśli zależy ci na mojej przyjaźni. Przyjaźni twojej królowej.
----------------

Tak więc wracam do Was z nową energią po dwumiesięcznej przerwie, która przyniosła kolejne pomysły na opowiadania. Dzisiaj jednak spytam się Wam podobał rozdział 12 historii młodej królowej, Marii? Zapraszam do komentowania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro