Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~3~


Dom był ponury, cichy i zimny. Chłopiec wbiegł do środka. Wszędzie porozrzucane rzeczy i meble dawały przerażający efekt grozy. Po raz pierwszy Małego Rycerza ogarnął strach. Szedł przez korytarz, a później do kuchni.

Na krześle przy blacie siedziała otulona w koce babcia. Nie miała swoich pończoch.

- Babciu...

- Wnusiu!

Padli sobie w ramiona. Nie minął jeszcze cały dzień, a wydarzyło się tak wiele rzeczy, że chłopiec czuł się jak gdyby nie było go w domu całe lata. A może tak właśnie było?

- Oh, babciu droga... Zabieram cię stąd. Jest taka rodzina mieszkająca w takim domku w okolicach jeziora... Powiedzieli, że możemy z nimi zamieszkać.

Babcia otarła zbierające się w kącikach oczu łzy.

- Zabiorę ciebie i Pata. Właśnie... Gdzie jest Pat?

- Wyszedł, skarbeńku. I nie sądzę żebyś dał radę zabrać naszą dwójkę ze sobą. Parasol nie udźwignie takiego ciężaru. Poczekajmy na Pata. Ja zostanę.

Mały Rycerz pokręcił żarliwie głową.

- Nie ma takiej mowy. Najpierw wezmę ciebie później wrócę po Pata.

~*~

Babcia cieszyła się z lotu. Uśmiechała się do powoli zachodzącego słońca jak gdyby wiedziała, że nie stanie się już nic złego, że wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.

~*~

Chłopiec szedł ciemnymi ulicami nawołując przyjaciela. Co raz przebiegały pod jego nogami szczury, koty albo bezpańskie psy tak jakby wszyscy ludzie z miasta zamienili się w zwierzęta. Kostka brukowa odbijała dźwięk jego kroków zamieniając je w stąpanie groźnego giganta. Mały Rycerz był poważnie zmartwiony. Co się stało z Patem? Jak dobrze byłoby gdyby spotkał kogokolwiek...

I po tej myśli ktoś wyszedł zza rogu. Był to brudny obdarty i brodaty człowiek o złych czarnych oczach.

- Szukasz kogoś chłopczyku?- zapytał jadowicie.

-Tak, szukam mojego przyjaciela- odpowiedział- Dziwnie pan patrzy. Jest pan głodny? Mam jabłko, jeśli pan chce.

Wyciągnął przed siebie piękny czerwony owoc.

W odpowiedzi usłyszał szczęk odbezpieczanej broni. Srebrna lufa zabłyszczała w prawie zagasłym już świetle dnia. Takie małe narzędzie, a potrafi narobić tyle szkody.

- Chyba nie chce mnie pan zastrzelić? Pat mówił, że tak robią tylko ludzie głupi albo dzikusy. Normalni ludzie nie zabijają się bez powodu. Proszę, może pan wziąć moje jabłko.

Człowiek nie chciał brać prezentu. Padł strzał i chłopiec usłyszał krzyk. Po chwili, gdy upadł prosto w brudną kałużę uświadomił sobie, że to był jego własny krzyk. Poczuł jak człowiek grzebie w jego kieszeniach. Pachniał rybą. Był to rybak, od którego co niedzielę kupował rybę na obiad. Nie do wiary.

Ponownie usłyszał huk strzału i wtedy rybak padł martwy na bruk obok. Robiło się coraz –

ciemniej, gdy Pat wziął go na ręce.

- O Boże... Nie... Nie...- szeptał jego przyjaciel.

Mały Rycerz przytulił się do niego mocniej.

- Wreszcie cię mam. Gdzie się schowałeś Pat?

- Po co tu wróciłeś?- odpowiedział pytaniem na pytanie tamten.

- Po ciebie. Nie chcę żeby wojna cię zmieniła, jesteś dobry taki, jaki jesteś.- zakaszlał krwią.

Pat zakrył usta dłonią hamując szloch.

- Jestem bardzo zmęczony- powiedział chłopiec.

- Nie zasypiaj, nie możesz jeszcze iść spać! Tutaj niedaleko jest doktor on ci pomoże...

- Cicho. Sam mówiłeś, że czasem człowiek jest tak zmęczony, że musi iść spać. Ja teraz też jestem tak bardzo śpiący. Tak samo jak ludzie na wojennej pustyni i jak nieznajomy z jego koniem. To będzie bardzo długi sen.

Pat kręcił głową.

- Nie możesz, jesteś jeszcze zbyt mały by odchodzić.

- Nie oceniaj wieku po wyglądzie tylko po stanie duszy, pamiętasz? Musisz polecieć do babci. Jestem pewien, że parasol cię zaprowadzi. Mam ostatnie pytanie.

- Słucham cię mój przyjacielu.

- Czy byłem odważnym rycerzem?

- Tak. Najodważniejszym, jakiego spotkałem i jakiego spotkam.

- Ale nie byłem taki jak król Artur albo Lancelot.

- Masz rację. Oni robili zbyt wielkie i wzniosłe rzeczy. Ty pomagałeś w tym w czym trzeba było. Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro