Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~2~


Mama dziewczynki wybiegła do nich z domu by uściskać córkę i Małego Rycerza. Zaprosiła chłopca do domu. W środku było przyjemnie i schludnie. Przytulne rodzinne gniazdko było jednak niepełne. Niczym puzzle bez brakujących elementów.

Razem wypili herbatę rozmawiając po prostu o życiu.

- Wie pani, Pat jest bardzo mądrym człowiekiem. Często to powtarzam, ale w końcu tak jest. On zawsze wie, co robić. Przydałby się tutaj teraz. Ah, jestem zbyt małym rycerzem żeby ratować, aż dwie damy... Chociaż tak sobie myślę, że mogę coś zrobić. Pójdę poszukać pani męża. Jeszcze dzisiaj przyprowadzę go na podwieczorek.

- Mój malutki, to przecież szaleństwo! To nie wykonalne!

- Dla chcącego nic trudnego.- to powiedziawszy wziął parasol i wyszedł. Po chwili po chłopcu nie pozostał nawet ślad.

~*~

Niezawodny parasol niósł go szybko między chmarami ptaków. Im dalej był tym mniej widział trawy. Coraz więcej spalonych lasów i opustoszałych wiosek. Porzucone samochody, czołgi i śpiący w ich okolicach ludzie. Mały Rycerz pokręcił głową. Jak oni mogą tak spać na ziemi wśród pyłu i piasku? Dlaczego nikt ich stamtąd nie zabrał?

Babcia mówiła, że jeśli człowiek zaśnie w ten sposób trzeba go umieścić w trumnie żeby było mu ciepło, bo będzie spał bardzo długo. Tym na dole musiało być zimno, chociaż spanie w letni ciepły dzień na zewnątrz nie jest takie złe.

Wtedy zobaczył pod sobą człowieka i jego konia. Maszerowali dzielnie, chociaż widział, że są zmęczeni. Czuł, że i oni potrzebują pomocy. Wylądował obok.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry- opowiedział nieznajomy.

- Dokąd pan idzie?

Mężczyzna przystanął i odwrócił się w jego stronę.

- Nie wiem aniołku. Chwilę temu miałem jeszcze jakiś cel. Gdy zapytałeś zapomniałem, czym był.

- Może mogę panu pomóc? Już dzisiaj odstawiłem pewną dziewczynkę do jej domu a teraz szukam jej taty. Przez chwilę myślałem, że może to pan, ale to nie możliwe.

- Dlaczego?

- On jest pilotem. Poza tym jest pan za młody by mieć taką córkę.

Tamten tylko uśmiechnął się mrużąc oczy.

- Jestem już starym człowiekiem.

Chłopiec zlustrował go dokładnie wzrokiem.

- Pat mówił, że wygląd nigdy nie oddaje prawdziwego wieku człowieka. Jest pan młodym starcem.

Nieznajomy zaśmiał się chrapliwie.

- Ten twój Pat to mądry człowiek.

- Wszystkim to powtarzam!

Oparł się o swojego konia.

- Możesz mi pomóc. Jestem zmęczony i chciałbym pójść spać, a tutaj na ziemi będzie mi niewygodnie. Wykopiemy razem dół. Będzie mi w nim cieplej. Za pomoc dostaniesz wisiorek dla swojej księżniczki, co ty na to?

Mały Rycerz pokiwał gorliwie głową.

- Umowa stoi.

Razem zaczęli kopać. Chłopiec pożyczonym szpadlem, mężczyzna łopatą. Razem pracowali w milczeniu dopóki koń nie zacharczał i nie położył się.

- Co się stało twojemu rumakowi?

- Nic, jest po prostu śpiący.

- Nie będziemy kopać dołu dla niego?

Nieznajomy machnął ręką.

- To wytrzymały koń. Da sobie radę. Uf... Chyba wreszcie skończyliśmy. Proszę twoja zapłata.

- Chyba pan sobie żartuje!

Nieznajomy zdziwiony spojrzał na niego. Mały upaćkany ziemią stał na skraju mogiły z oburzoną miną.

- Chce pan się tam kłaść? Będzie panu niewygodnie!

- Naprawdę się tym przejmujesz?- na jego twarzy odmalowywało się szczere zdziwienie.

Chłopiec kiwnął głową.

- Jeśli biorę się za coś to chciałbym zrobić to porządnie. Naznoszę panu trawy i gałęzi. Powinno być wygodniej.

Jak powiedział tak i zrobił. Po chwili zimny dół wyglądał jak miękkie i ciepłe posłanie, w którym miło jest się położyć po ciężkim dniu pełnym pracy.

- Dziękuję ci aniołku.

- Nie ma za co młody starcu.

Wisiorek przeszedł z ręki do ręki.

- Niech pan śpi dobrze.

Mężczyzna ułożył się wygodnie w dole.

- Nie zapomnij dać tego swojej księżniczce.

- Nie zapomnę. Babcia na pewno się ucieszy- Mały Rycerz zaśmiał się szczerze, rozłożył parasol, pobiegł i poleciał.

- Dowidzenia! – krzyknął jeszcze na pożegnanie. Nie dostał odpowiedzi.

Koń i jego jeździec zasnęli na bardzo długo.

~*~

Leciał tak jeszcze kilka godzin, przez te pustynne wręcz tereny aż wreszcie dostrzegł samolot i jedenastu mężczyzn przy nim.

Gdy zapytał czy któryś z nich jest pilotem pięciu odpowiedziało twierdząco. Gdy powiedział o dziewczynce i jej matce tylko trzech przyznało się do tego, że zostawili swoje żony i córki. Tylko, który z tych pilotów to ten, którego szuka?

- A może ktoś z was łowił ze swoją córką raki?

Rękę podniósł jedyny do tej pory milczący człowiek.

- Ja łowiłem.

- Dlaczego wcześniej się pan nie odezwał? Wie pan ile czasu pana szukałem?

- Eh, nie było, po co mówić. I tak nie dam rady wrócić. Nie mam jak.

Chłopiec uśmiechnął się sam do siebie. Córka pilota była do niego bardzo podobna i z wyglądu i z charakteru.

- One pana potrzebują.

- To silne kobiety. Dadzą sobie radę.

- Tak mówił mój znajomy o swoim koniu, a nawet ja wiem, że koń już nie wstanie. Myślałem, że jest pan dość silny by im pomagać, że jest pan ich rycerzem.

Pilot pokręcił głową. Na jego twarzy zmartwienia odcisnęły już swoje piętno wieloma zmarszczkami i bliznami.

- Wojna zmienia ludzi mój chłopcze.

Mały złapał się za głowę i pobladł.

- Co pan powiedział?

- Szczerą prawdę.

- O Boże w niebiosach! Szybko proszę się mnie łapać!

- Dlaczego? Dokąd ci się śpieszy?

Chłopiec spojrzał na niego zszokowany.

- Jak to? Muszę się śpieszyć, bo jeszcze wojna zmieni Pata i babcię!

~*~

Lot z pilotem trwał dłużej. Mężczyzna obciążał parasol, ale trudy podróży wynagrodziła Małemu Rycerzowi radość, którą sprawił powrót ojca do domu. Matka i córka miały łzy szczęścia w oczach na przemian ściskając chłopca i pilota.

Podziękowania nie miały końca, a on przecież tak bardzo się śpieszył!

W końcu jednak udało mu się wytłumaczyć, że musi już lecieć. Przed odejściem zatrzymała go jeszcze żona pilota.

- Mam dla ciebie coś w podzięce. To tylko jabłko, ale więcej nie mam, co ci dać. Jeśli będziesz potrzebował się gdzieś zatrzymać ze swoją babcią i Patem śmiało możesz przyjść tutaj.

- Dziękuję pani.- opowiedział biorąc owoc.

- Jeśli mogę chciałbym jeszcze dziś ich tu odstawić.

Kobieta mocno go przytuliła.

- Oczywiście. Jesteście tutaj mile widziani.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro