Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 • ślimaki nie mają nóg, bo inaczej uciekłyby z talerza

Od zawsze marzyła o wolności.

Chciała czuć wiatr we włosach, piasek na mokrym ciele, małe kamienie w butach wbijające się lekko w stopy.

Chciała uciekać z pracy w samym bikini, tańczyć z gliniarzami w areszcie i kołysać się przy kubańskiej muzyce, gdy jej twarz ogrzewana była płomieniem ogniska.

Chciała życia.

Odczuwała nieosiągalne pragnienie bycia jak powietrze — bycia wszędzie, bycia zawsze, bycia nieskończenie.

Teraz jednak siedziała w taksówce i z niecierpliwością zeskrobywała z płytki paznokcia czerwony lakier, chcąc zająć czymś myśli. Srebrny Mercedes w którym siedziała, od godziny próbował dostać się do jej akademika w Nicei.

Na samą myśl, że będzie tutaj w bardziej realny sposób, niż poprzez Google Street View, chciało jej się ściągnąć ubrania i biegać nago po ulicy.

Nie zrobiła jednak tego. Uważała, że kierowca taksówki jest chyba zbyt staroświecki. To byłoby faux pas. Zdecydowanie w złym guście.

Spojrzała więc za okno, próbując pochłonąć jak najwięcej widoku, aby zachował się w jej pamięci jak najdłużej.

Jechali wzdłuż Promenady Anglików, dlatego po jej prawej stronie, dosłownie na wyciągnięcie ręki, znajdowały się liczne kawiarnie i kluby, które ozdobione palmami i parasolami, zapraszały do swoich prywatnych kawałków plaży.

Jemima Rosales Rocío była z pochodzenia Hiszpanką, co powinno wskazywać na to, że jest przyzwyczajona do takich widoków. Nie było tak jednak. Mając zaledwie pięć lat, została wyciągnięta przez matkę pod pachą z mieszkania i usadzona w siedzeniu ostatniej klasy najtańszego lotu do Wielkiej Brytanii, by zamieszkać tam już — jak pewnie jej matka planowała — do grobowej deski.

Mała pięcioletnia Jem siadywała więc przed oknem, które zawsze pokryte było deszczem. Wpatrywała się w szare Glasgow, by przywołać w pamięci choć odrobinę ciepła, słońca, tańca i szaleństwa, które w Hiszpanii było tak zwyczajne, jak krew pulsująca w żyłach żywego człowieka.

Próbowała wtedy odtworzyć w pamięci obraz swojego ojca, który wychowany na Kubie, potrafił tańczyć jak jeszcze żaden człowiek nigdy. Jej papa, jej cudowny ojciec...

Poczuła lekkie szturchnięcie i zorientowała się, że taksówka zahamowała. Kierowca spojrzał się na nią wymownie, orientując się już wcześniej, że to dziwne dziewczę za cholerę nie potrafi mówić po francusku. Opanowany podał jej więc karteczkę, na której napisał — sporą notabene — sumę euro za przejazd.

Merci — powiedziała lekko, podając mężczyźnie pięćdziesiąt euro. Tak naprawdę wcale mu nie dziękowała, facet oskubał ją z jednej czwartej pieniędzy, jakie przy sobie miała. Uśmiechnęła się jednak lekko i widziała, jak mężczyzna topi się pod jej urodą, niczym bałwan na słońcu.

Zdawała sobie sprawę ze swojego piękna. Nie należała nigdy do przemądrzałych i zarozumiałych, ale posiadała niezburzoną świadomość własnej wartości, której nikt nie mógł jej pozbawić. Nie mogła sobie bowiem pozwolić na słabości, gdy jej matka była taka, jaka była. Jemima musiała być twardą skałą, nie pozwalającą sobie na jakiekolwiek próby złego potraktowania ze strony mężczyzn czy też innych kobiet.

De rien. — Jego nie ma za co brzmiało bardziej francusko niż cokolwiek, co ona wcześniej próbowała powiedzieć w całym swoim życiu. Rozbawiona chwyciła swój mały bagaż i rozpoczęła ciągnąć za klamkę.

Jej nowe życie. Właśnie otwierała do niego drzwi.

Mogła wgramolić się do mieszkania o wiele wcześniej, niż po czterdziestu minutach, podczas których trzymała dzielnie swoją torbę ze wszystkim, co miała. Cóż jednak z tego za przyjemność, skoro mogła oglądać najmniejszą drobnostkę architektoniczną przepięknej budowli, jaką był jej akademik?

Gdy wreszcie dotarła do swojego nowego domku, którym miał być pokój dzielony z inną studentką, było grubo po siedemnastej. Ludzie zdążyli wrócić z zajęć i teraz każde francuskie oko spoczywało na bujającej biodrami Jemimie, która próbowała odszukać w swej torebce kluczy. Oparła się w tym precedensie o drzwi i w tej samej chwili wpadła do środka, niczym ryba w sidła.

—  Salut, ça va? — Usłyszała nad głową chwilę po tym, jak zorientowała się, że oparła się o niezamknięte drzwi i teraz siedziała rozkraczona na ziemi, szukając jakiegokolwiek puntu zaczepienia. Spojrzała w górę, by dostrzec długonogą, kościstą blondynkę o krótkich włosach, czerwonych ustach i niebiańsko błękitnych oczach. Jej kości policzkowe wyglądały na wyrzeźbione z marmuru. Stała pewnie, mając na sobie białą, u góry rozpiętą, koszulę i czarne spodnie. Wyglądała, jak prawdziwa francuska bogini. Jemima patrzyła na nią długo i nic nie mówiła, chwytając się jedynie za łokieć, który rozbolał ją po upadku. — Vous parlez francais?

Pas beaucoup. Tak właściwie, to prawie nic nie umiem po francusku, więc lepiej jakbyś umiała chociaż hiszpański — powiedziała raczej do siebie, niż do niej. Przeczuwała, że tamta jej nie zrozumie. Francuzi bowiem, z mało wiadomej przyczyny, nie chcieli uczyć się języka angielskiego. Plotki wśród historyków głosiły, że to dlatego, że są zazdrośni o fakt wygryzienia francuskiego przez angielski, ale któż mógł to wiedzieć?

— Oczywiście, że umiem angielski, pokrako. — Wskazała z drwiną na siedzącą na ziemi dziewczynę i teatralnym gestem wyciągnęła w jej stronę dłoń. — Wstań z podłogi, to w złym guście.

Jemima przyjęła zaproszenie do powstania od swojej nowej współlokatorki i już po chwili równała się z nią wzrostem.

— Jemima, jak mniemam? — Blondyna podniosła swą brew ku górze i przyjrzała się dokładnie towarzyszce, szybko kończąc fizyczny z nią kontakt, jakim było uściśnięcie dłoni. Była tak wyuzdanie francuska, że bardziej się chyba nie dało. — Jestem Camille, witaj. Muszę poinformować cię też, że spóźniłaś się na rekrutację na fakultety. — Wyciągnęła w stronę Hiszpanki białą kartkę z napisami w języku, którego tamta wcale nie znała. Równie dobrze mogło tam być napisane Sikam pod prysznicem, bo to ekologiczne, a ona i tak by o tym nie wiedziała (co nie zmieniało faktu, że uważała tę czynność za ekologiczną). — Dlatego pozwoliłam sobie sama cię wpisać. Będziesz musiała przez pół semestru być cheerliderką, ale patrząc na twoje walory, to raczej nie będzie problem.

— Nie ma sprawy, skarbie, ale następnym razem nie szufladkuj mnie za mój wygląd. — Podeszła do niej i pstryknęła ją w nos, oglądając najzabawniejszą reakcję ze strony Camille, jakiej mogła się spodziewać. Francuzka bowiem wydawała się tak zaskoczona gestem, że otworzyła usta w duże o i przez chwilę trzymała swój niewyparzony język za zębami.

— Wow — powiedziała w końcu, gdy Jemima zajęła się zbieraniem swych rzeczy, artystycznie rozrzuconych na podłodze. — Jesteś... Jesteś fajna. — Blondyna z niedowierzaniem wypowiedziała te słowa, a jej wszystkie przeświadczenia w ten sposób, zmyły się jak plama ze spodni po praniu.

— Ty też — odpowiedziała jej Rocío. — Podoba mi się ten twój charakterek.

— Masz ochotę coś zjeść, Jemimo? Wybieram się wkrótce ze znajomymi na ślimaki.

Na samą myśl o potrawie, dziewczynie zrobiło się słabo. Z utęsknieniem spojrzała na swoją tapetę w telefonie, na której znajdowała się enchilada.

— Ślimaki? — Spojrzała na Camille z takim bólem, jakby ta chciała wbić jej nóż w serce. — Wiesz czemu nie mają nóg?

— Co nie ma nóg?

— No ślimaki. — Jemima stanęła na wprost Camille i posłała jej spojrzenie karcącej nauczycielki. — Nie mają nóg, bo inaczej uciekłyby z talerza. Fuj.

— Zupełnie tak samo, jak ten kurczak, którego pewnie zjadasz tonami. — Wzruszyła w odpowiedzi ramionami. — Bez ślimaków we Francji? To nie przejdzie, kobieto.

Jemima zaśmiała się na poważne oskarżenia Camille, ostatecznie kończąc wieczór na trzech butelkach opróżnionego z Francuzką wina, chichocie przy próbie oglądania jakiejś francuskiej produkcji, której nie rozumiała i próbie wypakowania swych rzeczy, która i tak nie została zrealizowana. Zasnęła więc błogo w stercie ubrań na podłodze, a gdy nie mogła już tego dostrzec, blond dziewczyna owinęła ją kocem, ukazując życzliwość i przyjacielskość, na którą Francuzów nie stać.

Nie należy jednak oceniać książki po okładce.

📝 dziś mikołajki, więc życzę wam dużo słodyczy, miłych niespodzianek i samego szczęścia🎅🏼

francuskie zwroty:
merci — dziękuję
de rien — nie ma za co
salut, ça va? — cześć, jak leci?
vous parlez francais? — mówisz po francusku?
pas beaucoup — trochę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro