Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝐵𝒶𝒾𝓁𝒶𝓃𝒹𝑜

Hej! Wraz z kilkoma bardzo utalentowanymi osóbkami biorę udział w challengu #challengepiszemyshoty. Polega on na wylosowaniu ilości słów, shipu i 6 losowych słów.

U mnie było to 3500 słów (finalnie wyszło ich 3800), Carbela a słowa, które wylosowałam to :

kawa spaghetti księgowy kaszel atrament krata

Pozostałe osoby biorące udział znajdziecie pod hasztagiem znajdującym się wyżej no i co?

Zapraszam, mam nadzieję że się spodoba!

~~~~~~

Męczący dzień pracy dochodził do końca. Dwudziesto-cztero letni Dante Capela przemierzał korytarze komendy głównej policji żeby pojawić się w księgowości. Ktoś przysłał mu jakąś paczkę, i zamiast na jego adres zamieszkania, pojawiła się ona tam. Westchnął cierpiętniczo i mijając jak zwykle uśmiechniętego Alexa Adrewsa wszedł do pokoju. 

-Podobno coś dla mnie masz, Mark. - powiedział bez przywitania

-Ta- tym samym tonem powiedział mężczyzna, nie odwracając wzroku od monitora. Wziął w rękę śnieżnobiałą kopertę i rzucił nią w stronę czarnowłosego. 

-Dobra, dzięki. Miłej roboty. Ja spadam do domu bo padam na twarz.

Wsadził pakunek do tylnej kieszeni spodni i ruszył do policyjnego forda mustanga, gotowy by nareszcie, położyć się spać. Niebieskie oczy, mimo zmęczenia czujnie spoglądały na drogę przed nim. Osiemnasta trzydzieści, a on już był w mieszkaniu. Nie zdarza się to często, więc zamierzał z tego skorzystać. Jak tylko odłożył klucze na szafkę i zdjął buty ruszył do malutkiej łazienki by wziąć prysznic. 

Z białym, puchowym ręcznikiem przepasanym w pasie ruszył w stronę kuchni. Wolność Tomku w swoim domku jak to się mówi, więc dlaczego miałby trudzić się z ubieraniem, skoro za chwilę idzie spać. To była logika Dante wieczorami. 

Z zamrażarki wyjął pizzę, którą następnie wsadził do piekarnika. Popatrzywszy na okno, uznał, że skoro jest jeszcze w miarę jasno na dworze, mógłby chociaż nałożyć bokserki. Dlatego chwilę później miejsce ręcznika zajęła szara bielizna.

-Nie będę przecież jadł w ciszy - mruknął biorąc do ręki pilot. Włączył losowy kanał w telewizji i trafił akurat na jeden ze swoich ulubionych programów. Dopóki czekał na jedzenie, postanowił wrócić się po kopertę i sprawdzić jej zawartość.

-Co to kurwa jest? - szepnął wyciągając ze środka "jakiś kawałek papieru". Kaligraficzny, atramentowy napis głosił - Renee Wells i Hartley Stewart mają zaszczyt zaprosić Dante Capelę wraz z osobą towarzyszącą na uroczystość zaślubin, która odbędzie się dwudziestego pierwszego sierpnia bla bla bla w Millennium Knickerbocker Hotel w Chicago- prychnął - no tak. Kochana kuzynka zaprasza mnie na swoje wesele. Tak cholernie nie chce mi się iść, nienawidzę wesel, ale... darmowy bilet lotniczy dla mnie i jeszcze jednej osoby do rodzinnych stron zapewniony przez Renee kusił tak bardzo.

Jego rozmyślania przerwało pikanie piekarnika. Odłożył więc zaproszenie na stolik kawowy i ruszył do kuchni po swoją pyszną, gorącą serową pizzunię.

***

-Alex, mam sprawę, a raczej dwie

-No, co tam?- zapytał swoim miłym tonem szef policji

-Chciałbym wykorzystać swój urlop- na to oczy Andrewsa szeroko się otworzyły

-Ja-jasne. Kiedy? I na ile dni?

-Od dwudziestego do dwudziestego szóstego sierpnia.

-Jedziesz gdzieś?

-Kuzynka ma wesele, głupio mi się nie pojawić więc no...

-Dawno nie byłem na weselu. Pojechałbym sobie chętnie- rozmarzył się blondyn

-Wiesz, właściwie to drugą sprawą było to czy nie chciałbyś może jechać ze mną jako osoba towarzysząca. No wiesz, przyjacielu.- spojrzał na niego z lekkim uśmiechem

-Uwierz mi Dante, w tym momencie byłoby to moim marzeniem, ale mam na głowie akademię- pokiwał przepraszająco głową a mina młodszego zżędła

-A mógłbyś dać wolne komuś innemu? Nie wiem, Grześkowi, Xanderowi, Hankowi?

-Wybacz, potrzebuję ich jako FTO i do pomocy z organizacją. Musisz chyba poszukać kogoś spoza komendy. Może, któraś z twoich byłych się zgodzi?

-No nic...pogadam z nimi. I tak dzięki Peepi. Wracam na służbę

Patrol był spokojny. To znaczy jak na to miasto. Rozdał kilka mandatów, upomniał lokalnych, i nie otrzymywał wezwań na żaden napad. Nie zapowiadało się na zmianę kiedy nagle pędzące audi uderzyło w panią przechodzącą przez przejście. Sprawcy oczywiście jak tylko udało się wyhamować samochód wysiedli i pomogli Dantemu wsadzić kobietę do jego radiowozu. 

-Nie chciałem pani nic zrobić- lamentował Sindacco - Wyszła pani jak miałem zielone!

-Pierdolisz głupoty, chłopcze - prychnęła, widocznie nie będąc w takim złym stanie na jaki wyglądała

Capela zabrał ją więc swoim radiowozem na szpital, wcześniej wypisując potężny mandat Albertowi i Vasqiemu.

Jak tylko dowiedział się, że kobietą potrąconą przez Vasqueza i Speedo zajął się jakiś medyk postanowił wykorzystać swoją szansę i postarać się zdobyć osobę towarzyszącą na wesele. Pierwszą, a zarazem jedyną opcją, którą rozważał była jego była dziewczyna, z którą do tej pory utrzymuje przyjacielskie relacje- Pola. Skoro pracowała w tym samym szpitalu, w którym się znajdował, to dlaczegoby z tego nie skorzystać?

Z w miarę pozytywnym (jak na niego) nastawieniem przemierzał korytarz szpitala w poszukiwaniu gabinetu kobiety. Dwieście jeden, dwieście dwa, aż nareszcie dotarł do tego z numerem dwieście trzy. Zapukał, wziął głęboki wdech i kiedy usłyszał "proszę", wszedł. 

Niestety dla niego, Nero nie była sama. Na kozetce leżał rozwalony niczym żaba na liściu Nicollo Carbonara. Biały grzyb był posklejany i gdzieniegdzie ubrudzony krwią, Dante miał nadzieję, że należała do Włocha. Brązowe oczy, mimo widocznego zmęczenia, na widok policjanta ożywiły się. 

-To może ja jednak przyjdę później...

-Za chwilę będę miała pacjentkę na operację więc albo teraz się streszczasz, albo musisz poczekać nie wiem jak długo.

-Ale to prywatna sprawa- zawahał się- poza tym, zajmie to tylko chwilkę.

-No właśnie dlatego zrób to teraz. - ponaglała go kobieta

-Ja zatkam sobie uszy- nareszcie odezwał się Carbo

Capela westchnął głośno, wplótł palce we włosy, spojrzał na sufit i nareszcie się odezwał

-No to ten...Dostałem ostatnio zaproszenie na wesele do swojej kuzynki, no i chciałem się zapytać czy nie chciałabyś być moją  osobą towarzyszącą? Ja wiem, że to dziwne iść ze swoim byłym, ale no tak sobie pomyślałem. Oczywiście-

-Dante- przerwała mu - Kiedy?

-Dwudziestego pierwszego sierpnia

-Przecież to za dwa tygodnie!

-Wiem, nie moja wina, że przyszło to dopiero teraz!

-Wybacz Dante, ale każdy już ustalił sobie urlop i nie mogę nagle wypalić, że chcę mieć kilka dni wolnego za dwa tygodnie. Musisz poszukać kogoś innego. Może Nine?

-Wyjechała na miesiąc do Francji.

-A nie możesz wziąć jakiegoś kolegi z komendy? 

-Myślałem o tym, ale Alex nie może pozwolić sobie na puszczenie żadnego z nich z powodu akademii...-westchnął - Nie pójdę też sam, bo to trochę lamerskie...

-Ja pójdę - nagle odezwał się, lekko głośno Carbonara

-Co-z gardła policjanta wyrwał się nerwowy kaszel

-No ja zawsze jestem chętny na imprezy.

-Naprawdę nie trzeb-

-Nie ma sprawy Dante. Będę gotowy. Nie pożałujesz tego.

Tylko Capela już żałował. To nie było tak, że nie lubił Nicollo. Właściwie mógł powiedzieć, że byli czymś w rodzaju przyjaciół. Problemem było to, że... właściwie to sam nie wiedział. Czuł się dziwnie z myślą, że idzie z nim na wesele. Coś jakby strach, ale też jakieś podekscytowanie. Nie wiedział czym było to spowodowane, ale nie wróżyło to nic dobrego. 

Cały patrol spędził na zastanawianiu się jak to będzie. Był przekonany, że cały wieczór dwudziestego pierwszego sierpnia będzie przepełniony niezręcznością. Dante nieumiejętnie obchodził się na spotkaniach ze swoimi dziewczynami a co mówić o przyjacielu kryminaliście. Dodatkowo musiał spędzić z nim kilka godzin lotu samolotem...Może chociaż Włoch pozwoli mu na samotne podróże po znanym z dzieciństwa mieście. Tak- prychnął śmiechem- nadzieja matką głupich.

***

-No już idziemy, do jedynki - prowadził swojego ostatniego tego dnia przestępcę do celi

-No idę przecież! - prychnął Erwin

Kiedy go już przeszukał, odkuł i wyszedł za kraty, które ich oddzielały zaczął czytać mu zarzuty

-Rabunek sklepu, kradzież samochodu i kolejno ucieczka przed policją, to będzie-

Przerwał mu basowy głos kolegi, który właśnie pojawił się obok nich

-Ja się nim zajmę Dante, możesz już iść do domu

-Na pewno? 

-Ta- spojrzał na uśmiechającego się Knucklesa - na pewno.

***

Dwa tygodnie minęły w oka mgnieniu i zanim się obejrzał już stał na lotnisku razem ze swoją walizką i Carbonarą. 

Przez bramkę zdążyli przejść kilka minut przed jej zamknięciem z powodu ich zgubienia się na lotnisku. Dante oczywiście nie rozstawał się ze swoim specyficznym wyrazem twarzy, który był nieco śmieszny w zestawieniu z szerokim uśmiechem Nicollo. Resting Bitch Face sprawiał, że ludzie bali patrzeć się mu w oczy, żeby tylko na nich nie nakrzyczał. Capelę cieszyło, że nikt nie wie, że tak naprawdę to nie wydarłby się na nikogo gdyby spytał go o drogę, ale to o niebo ułatwiło mu podróż. Podekscytowanie z powodu powrotu do rodzinnych stron powodowało, że nie irytowało go nawet ciągłe trajkotanie Carbonary koło jego ucha. Wiedział, że jak tylko usiądzie na swoim miejscu w samolocie, będzie mógł się wyciszyć z pomocą słuchawek i swojego telefonu. 

-Dawno nie latałem. A serio to lubię, no może nie tak jak samą jazdę samochodem. Chociaż...jakbym miał swój prywatny samolot i licencję pilota to byłoby to pewnie tak samo fajne.

-Mhmm...-potakiwał lekceważąco Capela

-Mógłbyś chociaż udawać, że mnie słuchasz - dodał oburzonym tonem Carbo

-Słucham przecież.

-No to co powiedziałem?

-Że chciałbyś mieć samolot i licencję, żebyś sobie latał jak samochodem.- odpowiedział patrząc białowłosemu wyzywająco w oczy - Nigdy nie lekceważ mojej policyjnej podzielności uwagi, Carbonara.

-Dobra, dobra Panie Podzielna Uwaga- pomachał rękami po czym spojrzał na swój bilet i wybałuszył oczy - Ty!

-Co ja?

-Skąd ta twoja kuzynka wytrzasnęła dwa bilety w klasie biznesowej? Znaczy no ja mam w chuj kasy, Erwin też, a zawsze lataliśmy ekonomiczną

-Jeśli wy macie kasy jak lodu, to oni mają lodowiec. Ale jak miałbym być szczery, to takiemu Knucklesowi odwaliło od forsy dwa razy bardziej - wzruszył ramionami- Chodź, wpuszczają do samolotu.

***

-Dziwnie mi widzieć jednego z największych gangsterów w Los Santos w kościele- mruknął Capela do siedzącego obok Carbonary

-A kto niby należy do zakonu?-posłał mu psotny uśmieszek- Wiesz u nas, we Włoszech, szczególnie w mojej rodzince nie ma, że nie idziesz do kościółka w niedzielę

-To twój stary też nie był gangsterem?

-No był i co?

-To się wyklucza trochę. Jednego dnia zabijasz sobie jakiegoś człowieka, a za chwilę niczym najbardziej pobożny facet na ziemi stoisz w pierwszych ławkach na mszy.

-Oj, jak to było...kochaj grzesznika, nienawidź grzechu, czy jakoś tak. 

***

Dante dziękował sobie, że udało mu się wypożyczyć samochód, którym będą mogli poruszać się po Chicago, bo dzięki temu dużo szybciej niż pozostali goście dostali się na salę weselną. Mimo to, czerwony jeep nie był pierwszy na parkingu. Stało tam także białe porsche cayman. Oparta o nie była jego właścicielka Delancey Wells ubrana w złotą, błyszczącą, długą sukienkę w stylu syrenki, a obok niej chłopak wyjęty niczym z okładek magazynów modowych. Capela westchnął cierpiętniczo, przybrał sztuczny uśmiech i wyszedł z auta kierując się w jej stronę nie czekając na Włocha.

-Dante!- pisk wydarł się z gardła kobiety na widok jej kuzyna, rozparła ramiona i pobiegła w jego stronę na swoich dwunastocentymetrowych szpilkach. Była dzięki nim nareszcie wyższa i sięgała mu brody

-Cześć Delancey- przywitał się z udawanym miłym tonem - Miło cię widzieć.

-Kurwa mogłeś chociaż na mnie poczekać!- rzucił w jego stronę z wyrzutem Carbonara - O! Dzień dobry pięknej pani. - spojrzał w jej stronę i ujmując jej dłoń ucałował ją delikatnie- Nicollo Carbonara

-Delancey Wells, kuzynka Dantego - uśmiechnęła się - Nie wiedziałem, że masz takich przystojnych kolegów 

-Ta. Carbo, chodźmy na salę trzebaby złożyć życzenia młodej parze. - złapał białowłosego za ramię i pociągnął go w stronę środka

-Niezła ta twoja kuzynka

-Może i jest ładna, ale tak samo jest pierdolnięta

-Zrobiła ci coś?

-Powiedzmy tylko, że nie jest taka milutka jak sprawia wrażenie. Renee jest całkowicie inna, nie rozumiem jakim sposobem są siostrami.

-Takim jak Mareczek jest bratem Grześka i Nina siostrą Dii- zaśmiał się białowłosy

-Fakt. No, ale już nie ważne, bo zaraz nas panna młoda usłyszy. 

Jak na zawołanie brązowowłosa kobieta ubrana w piękną, gładką, białą sukienkę w stylu literki "A" obróciła się z szerokim uśmiechem w ich stronę. Capela odwzajemnił jej gest i pociągnął Carbonarę, który nie wiedział nawet kiedy złapał go za dłoń w jej stronę.

-Hej Ren. Hartley - pokiwał głową do stojącego obok jego kuzynki wysokiego szatyna - Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. - przytulił ich - To jest-

-Nie złość się Dante- szepnął w międzyczasie do ucha Capeli Włoch - Nicollo Carbonara, chłopak Dantego. 

Policjanta zamurowało. Oczy miał szeroko otwarte a zwyczajowo blada cera, nabrała krwisto czerwonych odcieni

-To nie-

-Gratulacje. Myślałam, że nigdy nie ogarniesz

-Nie jestem gejem...

-Ale hetero też nie jesteś- mrugnęła do niego okiem- No nic, kolejni goście już idą, wiecie gdzie macie stolik?- Carbo pokiwał głową - To bawcie się dobrze

Kiedy tylko odeszli od młodych Dante wygarnął

-Czy ciebie już do reszty pojebało, Carbonara? Jakim kurwa chłopakiem? 

-Oj, nie złość się Nunuś. Złość piękności szkodzi - mrugnął oczkiem - Poza tym, sam narzekałeś w samolocie, że twoje ciotki męczą ci dupsko o dzieci i żonę. Problem z głowy- wzruszył ramionami - Chodź lepiej do stołu bo umieram z głodu.

***

-No chodź!

-Nie. Ja - pokazał na siebie - nie tańczę

-A ja - przedrzeźnił - mam to w dupsku. Albo tańczysz, albo wszyscy dowiedzą się, że udawałeś, że nie jesteś singlem

-Ale to ty mnie w to wkręciłeś!

-Oni o tym nie wiedzą

-Jesteś - zbrakło mu słowa

-Zajebisty, wiem. Teraz - podał mu rękę lekko się skłaniając - zapraszam szanownego pana na parkiet

Umęczony policjant westchnął cierpiętniczo i ociężale wstał z krzesła. W porównaniu do kręcącego biodrami w rytm "Despacito" Włocha wyglądał komicznie będąc sztywnym jak deska.

-Rusz tymi bioderkami, Dantuś - policjant zignorował go, więc gangster położył swoje dłonie i narzucił rytm miednicy starszego - No, tak się rusza do takich nut

Capela nie spodziewał się, że Nicollo będzie się czuł na parkiecie jak ryba w wodzie. Jego twarz była beztrosko wykrzywiona w szerokim uśmiechu, ruszał się jakby nikogo wokół nie było. I byłoby to okej. Gdyby nie to, że pociągnął czarnowłosego do swojego szalonego układu.

-Despacito, quiero desnudarte a besos, despacito, firmar las paredes de tu laberinto y hacer de tu cuerpo todo un manuscrito. - śpiewał, o dziwo czysto, białowłosy patrząc w niebieskie oczy swojego "chłopaka"

-Czy ty wiesz w ogóle co to znaczy?

-Oczywiście, że tak Dantuś, znam kilka języków, w tym hiszpański.

-No to, dlaczego śpiewając o całowaniu i grze wstępnej patrzysz mi się tak chamsko w oczy? 

-Jesteś w końcu moim chłopakiem Ciapciela. A pary robią takie rzeczy, nie mów, że nie. Słyszałem o twoich esemesach z Polą - pokazał swoje białe zęby

-Zamknij już mordę, Spaghetti - przewrócił oczami i uśmiechnął się lekko

-Spaghetti? Oryginalnie

Pod sam koniec piosenki, kiedy obaj byli w drodze na zewnątrz; Carbo żeby zapalić, a Dante dla towarzystwa zaczepiła ich jedna z ciotek policjanta. Siostra jego babki- Aurelia, najbardziej upierdliwa ze wszystkich kobiet.

-Dante, witaj cukiereczku - złapała go obiema rękami za policzki i mocno je ucałowała odbijając na nich swoją metalicznie brązową szminkę. - Właśnie chciałam z tobą porozmawiać. 

Oho! Zaczyna się - pomyślał

-Masz już dwadzieścia cztery lata! A z tego co widzę nie zabrałeś żadnej dziewczyny tutaj! Młodszy nie będziesz, trzeba się ustatkować. Żona, dzieci, praca.

-Mam pracę-

-Ale żony brak! Obejrzyj się wokoło. Zobacz ile pięknych kobiet masz wokół siebie

-Właściwie-

-Co cię powstrzymuje?

-To mogę być ja, tak właściwie...- wtrącił się Włoch, chcąc uratować kolegę

-Nie wiesz, że to nieuprzejme tak przerywać ludziom w rozmowie? Kim ty tak właściwie jesteś?

-To - policjant zawahał się- mój chłopak Nicollo. - dokończył i spojrzał na ciotkę

-Co?! - jej twarz wykrzywiła się w obrzydzeniu - Nie jesteś chyba poważny? Nie jesteś przecież jednym z tych...

-Homoseksualistów? - podsunął Nico, a Aurelia pokiwała zdegustowana głową

-To prawda, nie jestem - westchnęła z ulgą - Jestem biseksualny.

-To tylko te twoje młodzieńcze humorki! Jak spotkasz odpowiednią kobietę i urodzi ci dzieci to przejrzysz na oczy! - Odburknęła i odeszła od nich, żeby prawdopodobnie plotkować ze swoimi siostrami.

-Sorry

-Za co?

-No, powiedziałem jej, że jesteś moim chłopakiem, bo zaczęła mi robić wyrzuty

-Przecież dlatego zrobiliśmy ten szwindel-żeby takie babska dały ci spokój. 

-Ale to musiało być dla ciebie niezręczne...

-Gdyby było nie rozpocząłbym tej gry. Dante, jesteśmy przyjaciółmi, wiem, że moja praca na to nie wskazuje, ale serio cię lubię. A prawdziwych przyjaciół-

-Poznaje się w biedzie, racja. Dzięki, Carbo.

-No już się nie rozklejaj, Capela. - Dopalił papierosa, zgasił go w popielniczce i wyciągnął dłoń do starszego - Chodź, jest już pora na degustację bimbrów z wiejskiego stołu.

-Nie piję. 

-Wiem, ale ja tak. 

-To ja sobie zrobię kawę, bo nie wytrzymam tutaj z pijanym tobą.

Ze złączonymi rękami mężczyźni ruszyli w stronę drewnianego stołu ustawionego zaraz przy wyjściu na dwór. Oprócz własnoręcznie pędzonego przez rodzinkę Wellsów alkoholu było na nim także wiele rodzajów wyrobów mięsnych. Kiełbasy, szynki, boczki. Obok tego słoiki z kiszonkami i chleb. Ulubione miejsce Carbonary na każdym weselu. 

-Który pierwszy? - zapytał Capelę

-To chyba bez różnicy, skoro jedyne co będziesz czuł to pieczenie. To ma przecież z 70%! 

-Może dla ciebie. Ja jestem koneserem. Nalej mi jednego, jeśli zgadnę smak zatańczysz ze mną do każdej piosenki do jakiej poproszę. - 

-Deal- Carbonara zamknął oczy a Dante wziął w palce kieliszek i nalał zielonkawego płynu - Masz

Nawet się nie wahając przechylił szkło i chwilę posmakował płyn

-Mięta, daj coś trudniejszego

Kolejny był ten koloru bordowego...

-Porzeczka 

...potem brązowawy...

-Cynamon i jabłko

...żółty...

-Hmm...cytryna, limonka coś takiego. Nie mam głowy do cytrusów

...niebieski...

-To jest trudniejsze. Specyficzne. Coś jak...-zastanowił się- Kojarzysz te lody smerfowe? Tak to smakuje.

-To... Jak ty to zrobiłeś? Zgadłeś wszystkie! 

-Jestem znawcą, Dantusiu. Nigdy nie wątp w Nicollo Carbonarę! A teraz - bailando!

Jak na zawołanie dj przełączył dotychczasową piosenkę na utwór Enrique Iglesiasa o tym samym tytule. Hiszpańskie nuty natychmiastowo rozkołysały ciała większości gości, w tym dwójki przyjaciół stojących przy wiejskim stole. Ponownie Nikodem złapał policjanta za rękę i pociągnął go na parkiet. W tańcu wyglądał tak naturalnie jak podczas jazdy samochodem. Błogi wyraz twarzy, oczy wpatrzone w te Dantego i energiczne ruchy idealnie wpasowane w dźwięki piosenki. 

-Mhmm Contigo vivir contigo  bailar contigo tener contigo- śpiewał fragmenty, które umiał wypowiedzieć po wypitym alkoholu Carbonara - Una noche loca, ay besar tu boca! 

Capela nic nie rozumiał z tego co ten bełkotał (bo dla niego był to bełkot), ale jego głos był bardzo przyjemny do słuchania. Był też zdziwiony jak dobrze umiał poprowadzić jego sztywne niczym deska ciało to poruszania się do takiej muzyki. Obracał go kilkukrotnie, sam także robił piruety. Kiedy przychodził refren łączył swoją prawą rękę z lewą czarnowłosego i na odwrót. Potem przekładał je za ich głowy żeby przejść metr i znowu obracać Dantem. Nie obyło się też bez klasycznego kroku - od siebie i do siebie. 

-Bailando! - śpiewał głośno

-Bailandoo! - postanowił dołączyć Dante

Powtarzali te kilka kroków aż utwór się nie skończył. Zaraz po tym rozpoczął się kolejny hit, znany dobrze każdemu mieszkańcowi Los Santos, który miał kiedykolwiek do czynienia z pewnym głośnym, brązowowłosym, jednookim policjantem

-Weselny klimat, tak się zaczyna - zaczęli naśladować ruchy, których nauczył ich wspaniały znawca piosenki Gregory Montanha - jest biały welon a w nim dziewczyna!

Carbonara wyciągnął telefon, odpalił aparat i zaczął nagrywać ich dwójkę, żeby chwilę później wysłać to Grześkowi. Na odpowiedź nie trzeba było czekać długo i za moment otrzymali filmik jak Grzechu wygina się ze swoimi kolorowymi pałeczkami, w tle "Weselny Klimat" i... przechodzący w samym ręczniku na biodrach Erwin.

Kiedy tylko siwa czupryna mignęła im na ekranie obaj spojrzeli się na siebie i jednocześnie odezwali się uśmiechnięci

-Morwin! 

***

-Wybiła północ! Wiecie na co pora! - odezwał się drużba Hartleya

-No to ja się gdzieś ulatniam - mruknął Dante i już chciał się wymykać, ale białowłosy zdążył złapać go za fragment jego czarnej koszuli. 

-Eee- pokiwał palcem - Nie ma uciekania, Capelson. 

-No nie powiesz mi, że masz zamiar brać udział w tych żałosnych zabawach.

-My mamy zamiar- poprawił go

-O nie! Pojebało cię chyba

-Nie każe ci grać w to wybieranie kolejnego pana młodego, ale reszta jest fajna. 

Policjant nie odpowiedział już na to posyłając gangsterowi tylko mordercze spojrzenie, na które ten się szeroko uśmiechnął

Tak jak powiedział Carbonara nie rwali się do konkursu łapania muchy (bukietu też nie), czekali na ciekawsze(zdaniem młodszego) zabawy. Nadeszła ona po kilku minutach bardzo dziwnych gier. 

-Myślę, że kiedy widzicie to - wodzirej pokazał na pałkę ułożoną poziomo na dwóch palach - od razu wiecie co będzie teraz waszym zadaniem. Potrzebuję śmiałków do gry w limbo! Zobaczymy jak nisko potraficie się zgiąć!

Od razu kiedy zobaczył minę białowłosego wiedział, że nie uda mu się wybłagać go o nie branie udziału, więc cicho poddał się i udał się za nim w kolejkę do przechodzenia

-Zaczniemy sobie od lightowego poziomu - ustawił poprzeczkę na wysokości swojej klatki piersiowej (co już w oczach Dantego było problemem, ponieważ prowadzący był od niego o głowę niższy) - Do boju!

Kiedy rozpoczęła się kolejna już hiszpańska nuta wszyscy chętni ruszyli, żeby sprawdzić swoje umiejętności. Na szczęście (lub nie) policjantowi i gangsterowi udało się dotrwać do dalekiego fragmentu, kiedy poprzeczka zawieszona była na wysokości ich bioder. Większość ich konkurencji odpadło, zostało ich łącznie czworo kiedy Capela nie dał rady się wygiąć i sprawił, że tyczka spadła

-Niestety, pan...

-Dante! - krzyknęła panna młoda

-Pan Dante odpada, więc mamy finał. Nie będziemy się pierdzielić - wziął patyk w swoje ręce i ustawił go tak nisko, że Carbonara miał go na poziomie trochę powyżej kolan - Kto wygra dostanie od państwa młodych butelkę najlepszej na świecie wódeczki weselnej! - Nikodem podszedł do wodzireja, szepnął coś na ucho i po chwili odsunął się z uśmiechem- Pan w białych włosach ma wymagania! Jeżeli jakimś sposobem uda mu się gładko przejść pod poprzeczką, chce zamiast wódki, butelkę wybranego przez siebie bimbru

Na widowni rozbrzmiały gwizdy i pochwalania dla Włocha, który szeroko się uśmiechnął i posłał swojemu "chłopakowi" buziaka, szepnął "życz mi szczęścia, Danuś" i rozpoczęła się finałowa runda

Pierwsza była Delancey, której udało się dojść tak daleko, jednak zgięła się za mocno na siebie, przez co się przewróciła. Potem był ktoś z rodziny Hartleya, facet w grafitowym garniaku, ten utworzył pomiędzy swoimi plecami a nogami kąt prosty nie potrafiąc zejść niżej i także upadł. Ostatni był Nico, pomachał Capeli i ruszył. Udawał, że nie umie i cofał się co chwilę z uśmieszkiem, żeby wrócić chwilę później i kiedy nikt nie spodziewał się, że mu się uda, ten płynnie prześlizgnął się pod tyczką. 

-Mamy to! - krzyknął

-No i jest zwycięzca! Jak się nazywasz? 

-Nicollo 

-Chciałbyś podziękować komuś za sukces?

-Tak, to było dla ciebie Dante, wiesz jak lubię się wyginać - posłał mu dwuznaczne spojrzenie, a czarnowłosy spalił buraka - No to co? Tego cytrusowego tego bimberku bym prosił - popatrzył na Renee i jej męża, a kobieta pokazując mu kciuk w górę popędziła Hartleya żeby przyniósł wygranemu nagrodę.

Kiedy tylko otrzymał swoją flaszkę podszedł do Capeli, który nie wiedział o co chodzi młodszemu mężczyźnie, przyciągnął go jak najbliżej się dało i pocałował na oczach wszystkich gości. Szepty ciotek brzmiały niczym najbardziej irytujące komary letnią nocą, jednak Dante się (o dziwo!) nimi nie przejmował. Usta Nico smakowały tym zasranym alkoholem i fajkami, które ten nałogowo popalał, mimo to- w tej sytuacji podobał mu się ten posmak. Nie próbowałby nawet tego przerywać, ale przypomniał sobie, że znajdują się na weselu. Jego kuzynki. Wokół pełno ciotek, które już palą go spojrzeniami. Oderwał się lekko czerwony i pociągnął Nikodema na zewnątrz

-Coś ty odjebał!?

-Podobało ci się! 

-Być może, ale nie przy ludziach!

-Wolałbyś robić to w samotności? Zapamiętam na przyszłość

-Jesteś niemożliwy, Spaghetti. - przewrócił oczami - Ale teraz każda ciotka będzie wytykać mnie palcem

-Chuj tam. - posłał mu pytające spojrzenie - Ile razy się z nimi widzisz? Co kilka lat, więc nie musisz się nimi przejmować. Teraz sobie zapalę - wyciągnął papierosa - A potem idziemy...- pokazał, że czarnowłosy ma dokończyć

-Tańczyć, jej! - zironizował

***

Od powrotu do Los Santos minął tydzień. Od przyjazdu nie widział się z białowłosym gangsterem, aż nagle zauważył go siedzącego na ławce w celi na komendzie. Carbonara nie zauważył go z początku i dalej nucił sobie pod nosem wystukując rytm na ścianie

-Bailando, bajlandooo 

Capela przewrócił oczami, uśmiechnął się i z zaskoczenia odczytał mu wyrok

-No, ale tak długi? Nie da się czegoś dla mnie zmniejszyć?

-Za takie "bajlando" jakie odwaliłeś się płaci

-To tylko kilka gramów tej mety było! 

-Piętnuj grzech, nie grzeszników - powtórzył jego słowa z kościoła - W tym wypadku to chyba nie zadziała, ale - rozejrzał się czy byli sami - zadzwoń jak wyjdziesz. Chętnie powtórzyłbym to i owo - puścił mu oczko i zadzwonił po służby więzienne.

~The End...~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro