~Chapter Two~
*POV YoonGi*
- HoSeok, proszę Cię, ćwiczyłeś to wczoraj. - westchnąłem cicho, siadając z nim na ławkę rezerwowych.
- Wiem, wiem, ale za dużo problemów ostatnio mam... - spuścił głowę.
- Co się dzieje? - położyłem dłoń na jego ramieniu, próbując dodać mu otuchy.
- Mam złe wyniki z nogą... Zostaję z wami do końca sezonu, później wyjeżdżam na trzy miesiące do szpitala za granicę... - spojrzał na mnie.
- HoSeok... Dlaczego dowiaduję się tego dopiero dzisiaj...? Nie dawałbym Ci takiego wycisku i nie kazał ćwiczyć więcej... Od kiedy to wiesz...?
- Pół roku... - odwrócił wzrok.
Zamarłem. Od połowy roku wie, że ma problemy i nie powiedział mi tego wcześniej? Czysta głupota! A co, jeśliby mu się coś stało? Byłbym odpowiedzialny za to, że przeze mnie chłopak ma coś ze zdrowiem. Nie chciałem stracić dobrego zawodnika, ale jego zdrowie jest w tym momencie najważniejsze.
- Posłuchaj... Teraz pójdziesz się przebrać, a ja skończę trening i odwiozę Cię do domu.
- Ale...
- Nie dyskutuj. Do szatni i za dwadzieścia minut widzimy się przy moim aucie, jasne? - spojrzałem na niego poważnie.
- Ech... Jasne... - pokiwał głową i wstał.
Zrobiłem to samo, gwiżdżąc do chłopaków.
- Drużyna! - krzyknąłem, by każdy usłyszał.
Chłopcy stanęli na linii.
- Słuchajcie, zaraz kończymy trening, bo muszę załatwić coś ważnego, dlatego ostatnia szybka runda i do szatni!
Wszyscy pokiwali głowami i zaczęli grać. Po chwili runda się skończyła. Chłopcy poszli do szatni, co sam też uczyniłem. Przebrałem się w swoim pomieszczeniu, następnie idąc do auta, gdzie czekał już HoSeok. Wpuściłem go, otwierając drzwi. Sam też wsiadłem i ruszyłem w stronę jego domu.
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Wysiadłem, otwierając chłopakowi drzwi, by łatwiej mu było wysiąść.
- Dzięki, trenerze. - uśmiechnął się delikatnie, wysiadając.
Podprowadziłem go pod drzwi, pukając. Po chwili otworzyli mi jego rodzice.
- Dzień dobry, państwu.
- Czyżby Pan Min YoonGi? - kobieta uśmiechnęła się delikatnie. - Przyjechał Pan pochwalić naszego syna? - zachichotała.
- Tak, to ja... Ale nie dlatego przyjechałem. - spojrzałem na HoSeoka. - Mógłbym wejść i porozmawiać?
Kobieta pokiwała głową i wpuściła nas.
~~~*~~~
- HoSeok od dawna ma problemy... Ale zawsze stawiał wymówki, że jest dobrze, że może normalnie ćwiczyć...
- Hope jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale jego zdrowie jest dla mnie ważniejsze. - patrzyłem poważnie na kobietę.
- Dziękuję, że Pan go odwiózł... Mogłoby się coś jeszcze po drodze stać... - westchnęła cicho.
- Proszę z HoSeokiem jak najszybciej pojechać do lekarza... Nie może ćwiczyć, jak ma problemy ze zdrowiem... I nie zawiedzie mnie tym, że go nie będzie na boisku... W tym momencie zawiódł mnie dlatego, bo nie powiedział prawdy i ukrywał to przez pół roku. Wyobraża sobie to Pani? Przez ten czas już mógłby być zdrowy, a tymczasem może być jeszcze gorzej... Proszę z nim o tym porozmawiać, a na razie będę musiał zawiesić go... Jeśli będzie czuł się na siłach i lekarz na to pozwoli, to wróci, obiecam mu to, ale teraz ma się wyleczyć.
Kobieta ze łzami w oczach pokiwała delikatnie głową.
- Dziękuję Panu... - przytuliła mnie mocno.
Odwzajemniłem uścisk.
- Ja już będę się zbierać, a Ty HoSeok... - spojrzałem na niego. - Weź sobie to do serca, dobra?
- Tak. - uśmiechnął się delikatnie, co odwzajemniłem. Wyszedłem z domu, żegnając się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro