17.
Jungkook zagryzł wargę, starając się zapanować nad bijącym sercem, które znowu płatało mu figla i waliło jak oszalałe. Stresował się jak nigdy. Po wczorajszym nieprzyjemnym zajściu bał się spojrzeć Tae w oczy, w końcu wykorzystał go i zostawił, nawet nie wysilając się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Tak nie powinno być. Mógł wyjaśnić, że po prostu się pogubił, bo wyszło na to, że chciał go jedynie ruchać, nie tratując tego wszystkiego poważnie. Nie było tak przecież, prawda? Coś go ze starszym łączyło i coś przyciągało do niego. W jakiś sposób mu na nim zależało i naprawdę czuł się szczęśliwy, gdy całował jego usta czy wpatrywał się w słodką twarz chłopca. Gdzieś w środku chciał go poznać i dowiedzieć się, czy może to nie jest jego ideał? Może pod maską słodziaka kryje się ktoś, kogo jest w stanie kochać?
Odetchnął ciężko i poprawił kołnierz koszuli, po czym zapukał do drzwi. Raz kozie śmierć.
- Proszę! - gdy tylko usłyszał głos blondyna, nacisnął klamkę i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który jednak szybko zniknął.
- Co tu robisz, Min?
Ciemne oczy Kooka z niezadowoleniem zaczęły lustrować zielonowłosego, który siedział obok Tae i oglądał z nim film, co wywnioskował po odgłosach wydobywających się z laptopa blondyna. Nie podobało mu się to. Był wściekły, że ten idiota pozwalał sobie na tak wiele. Nie powinien się tutaj zjawiać.
- Oglądam film z Tae, geniuszu - mruknął chłopak, klikając coś na komputerze. Dźwięk przestał się sączyć. Jungkook zacisnął dłonie w pięści czując, że jego zdenerwowanie przed salą nijak ma się do tego, które zawładnęło jego ciałem w tym momencie. Już miał powiedzieć coś kąśliwego, gdy usłyszał niepewny głosik Kima.
- Um, cześć, Jungkookie?
Najmłodszy spojrzał na blondyna i mentalnie przywalił sobie w twarz. Jego życiowe nieogarnięcie bolało, nawet się z nim nie przywitał.
- Hej, księżniczko. Jak tam nos i noga? Bolą? - powiedział cicho i podszedł do chłopaka od drugiej strony. Ucałował jego policzek, zerkając z satysfakcją na Yoongiego, który mimo to zachował pokerową twarz, nie okazując ani zniesmaczenia, ani niezadowolenia. Nieco to Jeona wkurzyło, jednak jego hyung zazwyczaj pozostawał niewzruszony, czegokolwiek świadkiem by nie był. Było to nieco przerażające, bo odczytanie emocji, które nim władały, to wręcz niemożliwy wyczyn.
- Jest lepiej. Opatrunek mi przeszkadza i nie mogę za bardzo chodzić, ale dam radę. Muszę wrócić do pracy, więc gnicie tutaj nie ma sensu.
- Poradzisz sobie? - usiadł obok niego, obejmując go ramieniem. Blondyn tylko uśmiechnął się słodko i kiwnął głową.
- Zamieszkamy razem do czasu, aż jego stan się nie poprawi, więc nic złego się nie stanie.
Jungkook natychmiast wbił zaskoczone spojrzenie w Mina, który tym razem wygiął kąciki ust w zadziornym uśmieszku.
- Że co?
- Obiecałem Tae, że się nim zajmę i pomogę mu w poruszaniu się po jego mieszkaniu, póki noga nie przestanie mu dokuczać. Mam dużo wolnego czasu.
Jungkook poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go w brzuch kijem bejsbolowym z maksymalną mocą. Jak to do cholery będą razem mieszkać?! Czemu nie on, a ten kurdupel?
Przez resztę wizyty Jeon był nieobecny. Czuł się zraniony, że Kim wybrał Mina do roli swojego opiekuna. Co z tego, że nie byli razem? Co z tego, że zachował się jak palant? Tae był jego własnością, tylko on mógł mieć do niego dostęp, więc to cholernie niesprawiedliwe, że jakiś idiota będzie mógł mieć go dla siebie od rana do wieczora. Przez te kilka dni ich kontakt może się polepszyć, albo co gorsza Yoongi upije jego maluszka, a potem go zgwałci. Cholera jasna! Przecież to niebezpieczne. Taeś powinien uważać kogo bierze do domu. Wprawdzie jego hyung był porządnym człowiekiem, jednak w towarzystwie takiego anioła mogło mu odbić i nie zapanuje nad swoimi żądzami. Przecież on nie zniesie tego, że Kim może być dotykany przez kogokolwiek innego!
Siedzenie tutaj było męczące. Yoongi nie miał zamiaru wyjść, sam więc musiał się pożegnać i życzyć Tae powrotu do zdrowia. Czuł się z tym źle, ale przebywanie we trójkę jeszcze gorzej działało na jego samopoczucie tym bardziej, że to on był tym najmniej potrzebnym, bo pozostała dwójka rozmawiała o rzeczach, o których nie miał pojęcia i choćby chciał, to nic mądrego by nie wtrącił. Pozostał mu więc powrót do domu i zadowolenie się pierwszym lepszym alkoholem. Nie miał oczywiście ochoty się spić, raczej zrelaksować, po soju bowiem myślał nieco efektywniej, a przynajmniej podejmował jakieś decyzje. Był zbyt nierozgarnięty i niepewny czegokolwiek, by zastanawiać się nad rozwiązaniami na trzeźwo.
Butelka za butelką, a w głowie wszystko mu się przejaśniało. Nie zostawi tego wszystkiego tak, jak wygląda to teraz. Nie przegra z jakimś idiotą, w końcu jest Jeon Jungkookiem, a Tae jego własnością.
***
- Dziękuję, hyung - Taehyung uśmiechnął się delikatnie, poprawiając poduszkę na kanapie w pokoju dziennym. Nie był przyzwyczajony do korzystania z kul, więc każdy ruch sprawiał mu nie lada problem, na szczęście Yoongi zawsze był chętny do pomocy ratując go przed krępującym upadkiem i dodatkowym uszkodzeniem.
- Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- Nie. I tak już mi wystarczająco pomogłeś.
Starszy skinął głową i odszedł, po drodze zabierając ze stołu swoje okulary. Wyglądał na zadowolonego, co nieco Kima dziwiło, w końcu był teraz uwiązany z kaleką, jednak w jakiś sposób podnosiło go to na duchu. Nie sądził, że ktoś bezinteresownie zechce przy nim być, nie licząc Jina i Namjoona, którzy najchętniej nie odstępowaliby go na krok. Zielonowłosy jednak był obcy, a mimo to przynosił mu herbatę, podtrzymywał, gdy chciał wejść na piętro oraz spełniał większość jego głupich zachcianek. Czasami wręcz miał wrażenie, że chłopakowi w jakiś sposób na nim zależy, jednak szybko pozbywał się z głowy tak niedorzecznych myśli, było to przecież niemożliwe. Min był zbyt inteligentny, zbyt dobry, zbyt idealny, by zechcieć na niego chociażby spojrzeć, on zaś i tak miał już złamane serce, więc nawet lepiej, że nic się tu nie narodziło. Istniało ono tylko dla Jungkooka, który nawet, jeśli miał go w dupie, to nadal był dla Tae wszystkim, czego potrzebował.
Sam nie wiedział, kiedy go pokochał. Cała ich znajomość była na tyle szalona, że nim się nie zorientował, był już po uszy zakochany w tym przystojnym brunecie i robił naprawdę głupie rzeczy, byleby go zatrzymać przy sobie. Niby obiecywał, że nigdy już nie pokocha, że nie pozwoli znowu tak ze sobą postępować, jednak nic nie mógł poradzić na to, że perfekcyjność Jeona go zniszczyła. Nie miał nawet siły się bronić, bo uczucie, którym kiedyś darzył Wu, było niczym w porównaniu do tego, jak jego serce szalało, gdy młodszy łapał go za rękę i całował jego usta. Kochał go, po prostu go kochał. Mógłby nawet teraz ze zwichniętą nogą, paść na kolana i błagać go, by poświęcił mu jeszcze jedną noc, by znowu wziął go, i kochał, chociażby czysto fizycznie. Nie wymagał przecież od niego miłości. Wiedział, że to biznes, ale nie przeszkadzało mu to. Może gdzieś w środku cierpiał, może i miał czasami dość, i chętnie odciąłby się od wszystkiego, ale nie mógł. Był czyjąś własnością i chciał nią zostać do końca życia.
Czasami jego podejście do Jungkooka go przerażało. Nigdy z własnej woli nie wskoczyłby w spódniczkę, jednak czuł, że ten chce go zostawić. Tylko to podpowiedział mu internet i udało się. Jeon był jego na kolejne kilka dni, co stało się osobistym sukcesem Tae. Miał ochotę to powtórzyć, nie było już jednak kiedy. Jego nowe, jeszcze nienoszone kostiumy leżały w kartonie i zapewne wylądują w koszu, nigdy bowiem już czegoś takiego nie ubierze, bo po co? Miał dość uczuć, nieodwzajemnionych relacji, w które ciągle popadał. Skoro nie kochała go matka, potem Wu i Jungkook, to ktoś inny miałby to uczynić? Nie posiadał w sobie siły, by chociaż chcieć się odkochać w brunecie, więc zapewne wyidealizuje swoje niespełnione uczucie i zostanie zgorzkniałym starcem. Czwarty raz już nie pozwoli na to, by jego serce się rozpadło.
Nie był do końca normalny. Wiedział to. Nie raz, nie dwa chciał ze sobą skończyć. Gdy słyszał w dzieciństwie rozmowy braci z matką, zawsze wybuchał płaczem. Nigdy się z nim nie spotkała, nigdy nie zadzwoniła. Po rozwodzie przyjeżdżała tylko po Namjoona i Jina, zabierała ich potem do miasta czy wesołego miasteczka. Zawsze wracali z prezentami i chociaż miało to miejsce tylko kilka razy w roku, to był zwyczajnie zrozpaczony. Nie tyle zazdrosny, co smutny, że go nigdy nie chciała. Nie potrafił tego zrozumieć przez długie lata, dopiero gdy podrósł, jakoś to przetrawił, chociaż jego serce nigdy się już nie zagoiło. Chętnie w ogóle by się nie narodził. Nie miał jednak na to wpływu, widocznie świat go chciał, co było beznadziejnym nieporozumieniem, chociaż chciał się zmienić, to wszystko było przeciwko niemu. Chciał być jak Namjoon - nie wyszło. Próbował dorównać Jinowi - podobnie. Ludzie w szkołach go nie lubili, na studiach od niego stronili, a w pracy pewnie po cichu wyśmiewali jego głupie nadzieje, które wiązał z Yifanem. Naprawdę w jego życiu nie było niczego, co pozwalałoby mu się odbić i zacząć żyć. Nie wegetować, a po prostu coś robić. Miał tylko ojca, który wprawdzie kochał go nade wszystko i rozpieszczał od dnia, w którym matka się go wyrzekła, jednak ciągle pracował i nie miał dla niego tyle czasu. Bracia również starali się jak mogli, by było mu dobrze, jednak mieli własne sprawy i nawet, jeśli też obchodzili się z nim jak z jajkiem, to czuł się samotny. Właśnie dlatego czasami miał ochotę łyknąć kilka tabletek i po prostu się nie obudzić. Jaki sens bowiem miało życie, gdy liczyła się tylko praca, cotygodniowe obiady we czwórkę i kolejna książka do kolekcji? Wszystko to było bezowocne i go drażniło, nie mógł jednak zranić rodziny. Tata go kochał i dawał mu każdą rzecz, jaką zapragnął. Zaakceptował jego homoseksualizm, co przecież w Korei było nie do pomyślenia, nawet nie pytał jak to, dlaczego. Po prostu życzył mu idealnego męża i chciał, by był z nim szczęśliwy. Seokjin podobnie. Tylko Namjoon miał na początku jakieś przeciwwskazania, ale to raczej dlatego, że był nadopiekuńczy i miał ochotę pogonić od niego każdego adoratora, był przecież jego księżniczką. Nie potrafiłby ich zostawić tak, jak go opuściła matka. Musiał żyć nawet, jeśli było to bolesne. A teraz pojawił się Jungkook...
Westchnął ciężko i wpakował do ust czekoladkę. Przy nim odżył. Miał po co wstawać, zjeść i po prostu być. Nie musiało być to czyste, pełne i odwzajemnione. Taehyung chciał tylko czuć, że ktoś przy nim jest, że komuś się podoba. Jego samoocena była zerowa, a każdy komplement bruneta sprawiał, że chociaż trochę zaczął siebie doceniać. Nie uważał już siebie za nieatrakcyjną kluskę, bo Jeon mógł przecież mieć każdego i nie umawiałby się z kimś brzydkim. Wprawdzie niby każdy chwalił jego urodę i ładne ciało, nie obchodziło go to jednak, bo w końcu coś musiało być nie tak, skoro nikt go nigdy nie chciał. Młodszy dawał mu za to wszystko. Miał z kim spędzać czas, był zabierany na randki i każdego ranka budził się wtulony w cudowne ciało chłopaka, który niemal zawsze pragnął go posiąść. Chociaż każdy normalny człowiek uznałby to za zwykłe wykorzystywanie, to Tae był szczęśliwy. Chciał być głupią dziwką Jeona, byleby go mieć i nie musieć znowu żyć samemu. Teraz jednak chyba będzie na to skazany...
Nie chciał lecieć do Japonii. Bał się obcego kraju. Bał się, że sobie nie poradzi. Najbardziej jednak przerażała go myśl, że będzie tam kompletnie sam. Nie będzie mógł zobaczyć się z Jinem, Namem czy ojcem. Nie znajdzie tam żadnej żywej duszy, którą chociaż by kojarzył. Co jednak mógł zrobić? Wszyscy byli potrzebni tutaj, a on sam nie miał nikogo. Nie trzymały go tu nawet najgłupsze zobowiązania, bo jakby nie patrzeć, był skończonym zerem i jedyną osobą, która z własnej woli z nim rozmawiała, było jego odbicie w lustrze, bo niejednokrotnie zamieniał sam ze sobą kilka słów, by chociaż poudawać, że ktoś chce go wysłuchać. Jungkook miał go gdzieś i nawet, jeśli wypowiadał tak piękne słowa, to Tae wiedział, że na tym to się zakończy. Młodszy zawsze tylko mówił i był zbyt wielkim tchórzem, by do niego wrócić. Może i bruneta pociągały jego uda, ale w środku raczej nigdy nic mu mocniej nie zabiło, by zechciał stworzyć z nim cokolwiek. Nie miał mu tego za złe. Ba! Był wdzięczny, że chciał go w ogóle w tym szpitalu. Mimo, że Tae później pół nocy przepłakał, to nie chciałby cofnąć czasu, bo to najlepsze, co go w ciągu ostatnich dni spotkało.
- Tae, płaczesz?
Młodszy nieco poderwał się na fotelu, szybko ocierając policzek tak, by nie uszkodzić opatrunku na nosie. Nie czuł tego, jednak nie dziwiło go to ani trochę. Często płakał, gdy był sam.
- Nie, coś mi wpadło do oka, hyung - posłał nieco niewyraźny uśmiech zielonowłosemu, który nieprzekonany usiadł obok, niespodziewanie obejmując go ramieniem. Blondyn zadrżał, gdy szczupłe ręce oplotły go całkowicie, jednak nie odsunął się. Było to przyjemne. Yoongi był przyjemny. Tae nie wiedział jak, ale w jakiś sposób muzyk go uspokajał i sprawiał, że problemy stawały się mniejsze. Może to ta tajemnicza bratnia dusza? Anioł stróż?
- Niech więc wypadnie. Musisz zacząć żyć, Tae.
Kim nieco niepewnie przesunął dłonie na plecy chłopaka, wtulając się w niego mocniej. Słyszał nierówne bicie jego serca, które jego samego relaksowało. Czuł się lepiej, po prostu.
Nie wiedział, ile czasu spędził w tej pozycji. Nie liczyły się dla niego sekundy, minuty, może godziny. Ciepło starszego było jego lekarstwem, które może nie uleczyło jego serca, ale chwilowo pozwoliło zapomnieć.
/ Teraz mam masę nauki, więc z moim pisaniem będzie źle, musicie mi wybaczyć ;c Dzisiaj z racji koreańskich urodzin Kóczka i moich (1 września team wita, świętuję z kakao) będzie rozdzialik. Dziękuję Kiri za poprawienie błędów. W sumie jestem średnio zadowolona z tego parta, ale jak już napisałam, to wrzucę. Mało się dzieje, ale KOOK ZACZYNA MYŚLEĆ. Szkoda, ze tak późno ;c
Standardowo - komentarze mile widziane <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro