Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III

Mimo moich wszelkich obaw było świetnie. Lot samolotem okazał się strzałem w 10-tke. Ellie była zachwycona. Co chwilę szarpała mnie za rękaw bluzy wołając: "Shawn, spójrz tam!", "Shawn, jakie to piękne, widziałeś?". Na końcu naszej...randki? powiedziała do mnie: "To była najpiękniejsza rzecz, jaką ktoś dla mnie zrobił". Zapunktowałem i to bardzo wysoko, chyba po raz pierwszy w swoim życiu. Rzadko, kiedy robiłem coś za co, dostawałem pochwały. Raczej za psucie, niszczenie, obrażanie nie słyszy się pozytywnych komentarzy, a wręcz przeciwnie. W sumie sam nigdy nie lubiłem klepania po plecach i słuchania pochwał, a mimo to, ten jeden raz czułem się z tym jakoś naprawdę dobrze, byłem z siebie dumny, a to cholernie, dziwne uczucie nawet, jak na mnie. Po locie balonem zabrałem ją jeszcze do wesołego miasteczka. Byliśmy na diabelskim młynie, w domu strachów, domu z lustrami, a do tego zestrzeliłem dla niej dużego, pluszowego misia. Cały dzień się śmiała i uśmiechała, widać było, że dawno tego nie robiła bo po całym wypadzie była bardzo zmęczona. Nie uwierzycie, ale niosłem ją na rękach do domu. Z jednej strony było to zabawne, a z drugiej dość uroczę, kiedy wisiała tak na moich ramionach, jakby wypiła pół flaszki wódki. Nie chce wiedzieć, co myśleli ludzie widząc nas tak, ale wiecie co? Mam to gdzieś bo przecież czemu miałoby mnie to, interesować, skoro nigdy się tym nie przejmowałem? No właśnie. Jeśli wcześniej się nie przejmowałem, to czemu pomyślałem o tym teraz? Cholera. Co się ze mną dzieje? Nie, nie, nie...nie chcecie tego powiedzieć. Nie mówcie tego na głos, bo oszaleje. To nie prawda. Koniec, nie będę o tym mówił. Wróćmy do mojej historii. 
Wszedłem do domu z uśmiechem na ustach i wtedy przy schodach ujrzałem matkę, opartą o balustradę. Patrzyła na mnie zaciekawionym, przeszywającym wzrokiem, jakby próbowała mnie rozgryźć. Nie mogłem dłużej patrzyć, jak siłuje się ze swoimi myślami, dlatego szybko się odezwałem.
- Cześć mamo - pomachałem do niej jakby stała na drugim końcu ulicy.

- Cześć skarbie. Długo Cię nie było. - Zmrużyła oczy, myśląc, że tego nie widzę. Liczyła, że teraz odpowiem coś w stylu "Bo wziąłem Ellie na lot balonem, a potem do wesołego miasteczka". Chyba ją rozczaruję, mówiąc:

- Tak wiem nie było mnie na obiedzie, odgrzeje sobie. - Uśmiechnąłem się tak, by wyglądało to w miarę na szczery uśmiech. Matka patrzyła na mnie jeszcze przez moment i kiwnęła głową po czym odwróciła się i ruszyła schodami na górę. Odetchnąłem z ulgą, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Miała obsesje na punkcie moich związków, zwłaszcza, dlatego, że żaden dotąd nie był prawdziwy. Zresztą co ja mówię, ja i Ellie nie jesteśmy w związku, po za tym słabo się znamy. W końcu miałem ją tylko zaliczyć, nie? więc tym bardziej powinna pozostać w sekrecie. Jeśli Aaliyah się dowie, że z kimś się spotykam, to mam przesrane. Poszedłem do kuchni, zrobiłem sobie jakąś ogromną kanapkę, nie miałem ochoty na odgrzewany obiad, po czym udałem się do swojego pokoju.

Przed snem dostałem krótką wiadomość: "Było świetnie, Dziękuje za dziś - Ellie". 

Kolejnego dnia wstałem, jak zwykle niewyspany, spóźniony i nieogarnięty. Zebrałem się dość szybko, zakładając to, co wpadło mi w ręce. Przemyłem twarz wodą, żeby się orzeźwić, zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem, tak szybko by nie natchnąć ani na matkę ani na siostrę. Mogę się założyć, że  Aaliyah podsłuchiwała wczorajszą rozmowę i ma inny scenariusz dotyczący mojego powrotu o tej godzinie. Musiałem zachować wszelkie środki ostrożności. Wszedłem do sali lekcyjnej, spóźniony już półgodziny, co nie było niczym zaskakującym. Zająłem swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic. Nauczyciele nawet już nie komentowali mojego lekceważącego stosunku do szkoły, wiedzieli, że ich gadanie niczego nie wskóra, a matka i tak nie ma na mnie wpływu. Oczywiście chłopaki byli ciekawi, jak minęła nasza "randka", w sensie moja i Ellie. Dlatego, jak tylko usiadłem, zaczęli mnie szturchać. 

- Ty Shawn i jak tam wczoraj z Ellie?

- Bzyknąłeś ją?

- No opowiadaj!

Nalegali podekscytowani. Oparłem się łokciem o oparcie krzesła i pochyliłem się delikatnie krzesłem do tyłu.

- Spoko - wzruszyłem ramionami.

- I tylko tyle?

- A co chcecie więcej usłyszeć? - uniosłem brwi, patrząc na każdego z nich.

- No jakieś pikantne szczegóły - Iwo poruszał zabawnie brwiami. 

- Nie przeleciałem jej - odpowiedziałem, chrząkając, chcąc zagłuszyć te słowa.

- Jak to? A zakład?

- Mam jeszcze czas, dopiero się rozkręcam - odwróciłem się przodem, tym samym urywając gadkę na temat mnie i Ellie. Nie chciałem dłużej ciągnąć tej rozmowy, wiedziałem, że będą mnie podpuszczać i, że czekali aż to zrobię. Okej może jestem łamaczem kobiecych serc i wykorzystuje dziewczyny, ale Elile, to była inna bajka i inny plan. Nie chciałem, żeby to było raz, dwa i koniec. Poszłoby za łatwo i za szybko. Zero zabawy. Mimo wszystko wiedziałem, że koledzy nie będą ciągle kupować tej historyjki. Musiałem się zatem zastanowić, czy zależy mi na nich czy na Ellie.

Po lekcjach postanowiliśmy wybrać się na szkolne boisko by pograć w piłkę. Rzuciłem plecak pod ławkę i ściągnąłem podkoszulkę. Zauważyłem kilka dziewczyn idących w stronę trybun, wyglądało na to, że chcą pooglądać, jak gramy. Nie było to nic dziwnego, dziewczyny z różnych klas przychodziły na nasze treningi czy mecze. W końcu, co jak co, ale laski uwielbiają wysportowanych kolesi, zwłaszcza piłkarzy. Jednak nie te dziewczyny przykuły moją uwagę, a jedna z nich. To była moja rudowłosa. Szła podśmiewając się z opowieści koleżanek, jej włosy unosiły się na wietrze. Stałem tak i gapiłem się na nią z rozdziawioną buzią, o czym przypomniałem sobie po dobrych paru minutach, kiedy zauważyłem, że macha do mnie i zmierza w moim kierunku. Co miałem zrobić? Uśmiechnąłem się jak debil, odkrywając śnieżnobiałe zęby, kiwnąłem do niej głową, jakbym spotkał kumpla z dawnych lat.

- Nie chwaliłeś się, że grasz -Założyła ręce na klatce piersiowej, spojrzała zza moje plecy, a potem na mnie.

- Zamierzam wstąpić do drużyny - podrapałem się z tyłu głowy, kiedy poczułem klepanie po placach jednego z kumpli.

- To ta laska, którą masz przelecieć? - wyleciał jak Filip z konopi, a ja o mało nie zapadłem się pod ziemię. 

- Skończ z tymi idiotycznymi żartami - spojrzałem na niego znacząco.

- Że co proszę? - uniosła brwi, patrząc na niego oburzona. Zbliżały się kłopoty.

- No Shawn się założył, że Cię puknie... - zaśmiał się i spojrzał na mnie. Widząc mój wyraz twarzy "Po co to kurwa powiedziałeś?! Pogięło Cię?!" dodał:

- Aaa...fakt mieliśmy tego nie mówić - powiedział tak, jakby wreszcie zakapował czym właściwie jest zakład.

- Shawn to prawda? - spojrzała na mnie z takim wyrazem twarzy jakby ktoś jej zabił szczeniaka.

- Eee...y...- zacząłem się nerwowo jąkać, to była chujowa sytuacja, a ja słabo kłamałem w takich momentach.

- Wiedziałam!  Jesteś tacy jak wszyscy! Jesteś kolejnym dupkiem w tej szkole! A ja myślałam, że serio jesteś inny. Nie pisz, nie dzwoń, nie odzywaj się do mnie. Nie chce Cię więcej widzieć!

Powiedziała ze złością i łzami w oczach. Odwróciła się jak poparzona i pognała w stronę szkoły. Teraz wiedziałem już, że nie wygram ani zakładu ani nie zdobędę jej sympatii. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że normalnie nie zrobiło by to na mnie wrażenia i był bym obojętny, ale nie tym razem. Poczułem coś, nie miałem pojęcia co, ale wiedziałem, że to coś znaczy, a ja musiałem dowiedzieć się co.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro