Rozdział 2
Wyglądało na to, że moje groźby o policji w jakiś magiczny sposób zadziałały, bo przez cały poniedziałek Matteo się do mnie nie odezwał. A przynajmniej na razie. Przez pierwsze godziny spędzone w szkole mogłam wyczuć na sobie jego spojrzenie. Nie byłam głupia. Doskonale wiedziałam, że chłopak tylko czekał na idealny moment, żeby do mnie podejść i porozmawiać. Oczywiście to się nie wydarzy. Zakończyłam z nim wszystko, co rozpoczęłam. Możliwe, że było to trochę dziwne, bo przecież minęło dopiero kilka dni, które w zupełności wystarczyły. Odzwyczaiłam się od niego szybciej, niż przypuszczałam. I szczerze? Było mi z tym dobrze. Nawet bardzo. Odkochałam się szybciej, niż zakochałam. Było to moim przekleństwem i równocześnie zbawieniem.
Zakochiwałam się w każdym chłopaku, który zwrócił na mnie uwagę. Nieważny czy był brunetem, blondynem, czy był nerdem czy sportowcem. Wystarczył zaledwie jeden uśmiech i dłuższe spojrzenie w oczy, żebym przepadła na następne dni. Mój mózg nie rozumiał, że to nic szczególnego i nie powinnam była tak na to wszystko reagować. Próbowałam nad tym panować, ale mi nie wychodziło. Zawsze kończyłam w związku, bądź obsesji, która mijała równie szybko, co się pojawiła.
Tak samo było z Matteo.
Zainteresował się mną i to wystarczyło, żebym przepadła. A jego zdrada była wystarczająca, żebym otrząsnęła się z bańki, w której żyłam. Prawdziwy świat oblał mnie wodą, dzięki czemu przejrzałam na oczy. Matteo Holden wcale nie był tak idealny jak go sobie wyobrażałam. Miał wady. Jak każdy zresztą.
– Ness! – Usłyszałam krzyk przyjaciółki. Z książkami w ręce odwróciłam się do tyłu napotykając jej radosny wzrok, co było dla mnie zaskoczeniem. Przecież byliśmy w szkole, a to było niczym więzienie. Nie powinna się tak cieszyć.
– Co tam? – zapytałam, gdy tylko znalazła się obok mnie. Razem zaczęłyśmy kierować się w stronę stołówki. Przez te kilka godzin zdążyłam zgłodnieć.
– Mam dla ciebie super propozycję – zaczęła podekscytowana, a ja już wiedziałam, że to będzie coś okropnego. Lola zwykle miała okropne pomysły. Chociaż czasami zdarzały się te mądre. Ale były one rzadkością. Naprawdę rzadkością.
– Co znowu?
– Ja plus ty równa się zakupy. Dzisiaj. O osiemnastej – oznajmiła.
– Lola, skarbie. Chyba musisz zapisać się na korepetycje z matematyki, bo nie umiesz najprostszych obliczeń.
Każdy kto znał mnie choć trochę dłużej wiedział, że ja i zakupy to totalne przeciwieństwa. Nie wiedziałam, co musiałoby się wydarzyć, żebym z własnej woli wybrała się do miejsca, gdzie ludzie dobrowolnie wydawali swoje wszystkie pieniądze. Nie to, że byłam skąpa i wolałam oszczędzać, bo tak nie było, ale ja po prostu nienawidziłam chodzić po sklepach i wybierać ubrania. To była pieprzona katorga.
– No proszę... Thea nie chce ze mną iść.
Nie no zajebiście. Nie dość, że chciała, żebym szła z nią na zakupy to dodatkowo byłam tą drugą opcją. Po prostu zajebiście! Niech sama sobie idzie, bo Nessa Queen nie jest pieprzonym starym telefonem, na który przenosisz się, gdy nowy przestaje działać.
– To masz problem. – Wzruszyłam ramionami i ruszyłam dalej w stronę stołówki.
– Oho – powiedziała nagle. Zaskoczenie w jej głosie sprawiło, że niemal od razu odwróciłam się z powrotem. I wtedy go zobaczyłam. Matteo szybkim krokiem zmierzał w moją stronę. Ja pierdolę. Jeszcze jego mi tutaj brakowało. – Chyba obie mamy problem, skarbie.
– Problem to on będzie miał jak odezwie się do mnie jeszcze raz – prychnęłam, a następnie wzięłam pod ramię blondynkę, całkowicie ignorując fakt, że przecież miałam udawać obrażoną, za to, że jako pierwsza nie dostałam propozycji zakupów. Prawdopodobnie i tak bym odmówiła, ale chodziło tu o zasadę.
Jebana, niepisana zasada, którą ona złamała.
– Nessa. – Usłyszałam jego irytujący głos, tuż za plecami. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele. Jak to możliwe, że kiedyś uważałam ten głos za coś niewyobrażalnie przyjemnego do słuchania? Przecież on brzmiał jak pierdolony odkurzacz! – Możemy...
Nie dokończył, bo w tym samym momencie odezwałam się ja, po raz kolejny popisując się swoim jakże rozmaitym słownictwem.
– Spierdalaj, Matteo – rzuciłam, a następnie, odchodząc pokazałam mu środkowy palec.
Była to jedna z bardziej dziecinnych rzeczy jakie kiedykolwiek zrobiłam. W końcu dorośli i odpowiedzialni ludzie rozwiązywali problemy rozmową, a nie kłótnią.
Całe szczęście nie byłam dorosła. A już szczególnie odpowiedzialna.
– Myślisz, że w końcu odpuści – zapytała Lola.
Matteo był tym typem człowieka, który nie znał słowa „nie". Miał dzianych starych i dosłownie zawsze dostawał to, co chciał. Nie mówię, że chciał taki być, ale zwyczajnie tak został wychowany. Z tego więc wniosek jest jeden.
To nie była jego wina, że był taki spierdolony.
– Myślę, że nie.
Znałam go wystarczająco długo, by wiedzieć, że będzie drążył temat do momentu, aż wyjdę za mąż. Właśnie taki był Matteo Holden. Rozpieszczony bachor, który chce mieć wszystko i nie jest przyzwyczajony do odmowy. Ale na całe szczęście ja go do niej przyzwyczaję.
W końcu weszłyśmy do jedynego pomieszczenia w szkole, gdzie większość osób spotykała się w jednym miejscu. Stołówka szkolna. Właśnie w tym miejscu podział na grupy był najbardziej zauważalny. W samym centrum znajdował się stolik słynnej elity. Chyba w każdej szkole są takie osoby, które są popularne przez wygląd, czy pieniądze. U nas takie osoby miały jedno i drugie. Michael Holden należał do najpopularniejszej grupki w tej szkole. On i jego przyjaciele: Nate, Will, Xander i Aiden. Pieprzona elita. Nic do nich nie miałam, bo w sumie to nigdy nie miałam okazji z nimi rozmawiać. Oczywiście nie licząc Michaela, który mieszkał w tym samym domu, co Matteo, ale mimo to nie rozmawiałam z nim jakoś dużo.
Mimo, że go nie znałam to i tak go nie lubiłam. Tak po prostu było. Coś mi w gościu zwyczajnie nie pasowało. To było trochę dziwne, ale każdy z nas ma jakąś taką swoją aurę. Niektórzy wręcz przyciągają do siebie ludzi. Nie tyle co zachowaniem, ale sposobem bycia. Inni z kolei odstraszają na kilometr. Michael zaliczał się do tej drugiej grupy. I właśnie dlatego unikałam go jak ognia.
Kilka minut później razem z Lolą zajmowałyśmy miejsce przy naszym ulubionym stoliku, który znajdował się po drugiej stronie całej sali z dala od miejsca, gdzie siedział Matteo. Przypadek? Oczywiście, że nie. Po prostu nie chciałam zwymiotować jedzenia, które bym zjadła tylko dlatego, że gdzieś na horyzoncie jego brzydka i zdradziecka twarz napatoczyłaby mi się na oczy.
– Czy tylko mi się wydaje, czy zamieniamy się w te samotne dziewczyny, których nikt nie lubi? – zapytała z przerażeniem moja przyjaciółka. Przewróciłam oczami, a następnie zaczęłam mieszać sos do mojej sałatki.
– Jeśli chcesz możesz iść do dziewczyn. – Wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę nie potrzebowałam jej towarzystwa. Równie dobrze sama mogłam zjeść lunch. Przecież miałam siedemnaście lat. Nie bałam się Matteo i jego natarczywości. Umiałam radzić sobie z facetami.
Co nie zmieniało faktu, że jako pierwsza z całej tej szkoły dałam mu kosza, co skutkowało tym, że zaczął za mną biegać jak piesek. Satysfakcja byłaby nie do opisania, gdyby nie to, że cholernie mnie to irytowało.
– Ale tam siedzi Matteo – oznajmiła. – Nie będę przebywała z nim w tak małej przestrzeni.
– Ja też nie.
– No to chuj – westchnęła. – Jesteśmy skazane na samotność.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Lola była tym typem dziewczyny, która uwielbiała być otoczona ludźmi. Samotny tryb życia do niej nie pasował w odróżnieniu do mnie. Nie przeszkadzało mi, gdy byłam sama. Kiedyś może i tak było, ale wiele miesięcy temu naprawdę polubiłam spędzać czas sama ze sobą. Odkryłam, że moje towarzystwo jest znacznie przyjemniejsze, niż towarzystwo przyjaciół, którzy tylko udawali, że mnie lubią, bo byłam w związku z osobą, która była popularna.
– Mamy siebie, co nie? – Uśmiechnęłam się, biorąc do buzi kawałek jedzenia.
– I nikogo więcej nie potrzebuję.
Wiedziałam, że kłamała, ale nie zamierzałam ciągnąć tematu. Nie trzymałam jej tutaj siłą. Jeśli tylko by chciała to mogłaby usiąść z tą swoją Theą, czy inną koleżanką. Równocześnie wiedziałam, że tego nie zrobi.
– Nessa... – zaczęła powoli Lola, po kilku chwilach ciszy. Już wtedy zaczynałam domyślać się, o co mogło jej chodzić.
– Co tam? – Podniosłam na nią wzrok, przeżuwając sałatę. To było chore, że kilka warzyw i dobry sos mogły smakować tak dobrze. Niebo w gębie.
– Skoro nie masz już chłopaka...
I już wiedziałam do czego dążyła.
– Nie – wtrąciłam natychmiast.
– Nawet nie wiesz o co chciałam zapytać – oburzyła się blondynka. Westchnęłam i posłałam jej znaczące spojrzenie. Obie wiedziałyśmy, co chciała powiedzieć.
– Nie umówię się z twoim bratem, Lola – oznajmiłam. – I skończ ciągnąć ten temat.
– No ale dlaczego? – Dziewczyna widocznie posmutniała, ale ja mimo to zostałam twarda.
– Nie wiem, kurwa, bo ma szesnaście lat? – prychnęłam.
Odkąd pamiętam Lola miała jeden cel w swoim życiu. Chciała, żebyśmy były rodziną i zamierzała to osiągnąć w bardzo prosty sposób. A przynajmniej prosty dla niej. Bowiem moja najlepsza przyjaciółka z całych sił próbowała spiknąć mnie ze swoim szesnastoletnim bratem – Justinem. A gdy dowiedziała się, że młody Stevens się we mnie podkochuje to stała się jeszcze bardziej zdeterminowana, by to osiągnąć.
– Wiek to tylko liczba – oznajmiła poważnie. – Za kilkanaście lat to nie będzie między wami żadnej różnicy.
– Skończ, Lola – powiedziałam poważnie. – To już chora obsesja. Poza tym prędzej wrócę do Matteo, niż będę z twoim irytującym bratem – skłamałam.
Tak naprawdę wolałam już być z tym nerdem Justinem, niż tak bardzo się ośmieszyć i wrócić do faceta, który mnie zdradził.
– Justin nie jest nerdem – oburzyła się.
Czasami to, jak broniła brata było dla mnie czymś niesamowitym. Mieli ze sobą jakąś dziwną więź, przez którą byli skłonni zrobić dla siebie wszystko. Było inaczej niż w większości serialach, które oglądałam. W tym przypadku rodzina była najważniejsza i chyba nawet nigdy nie widziałam, żeby się kłócili. Ostro pojebane.
– Próbujesz oszukać siebie czy mnie? – zaśmiałam się. – On gra w Fortnite, Lola. To już samo mówi za siebie.
– Ja też gram – odparła niemal natychmiast. – Czasami – dodała po chwili.
– To co innego.
Miałam już dość tego tematu. Wolałam na spokojnie zjeść sałatkę i przeżyć jakoś resztę tego dnia. Szczególnie, że na wieczór zaplanowałam sobie maraton Zmierzchu.
Odkręciłam butelkę wody i wzięłam łyk. W sumie to zrobiłam to bardziej po to, żeby nie musieć nic mówić do przyjaciółki. Znałam ją i wiedziałam, że byłaby skłonna gadać o tym jak cudownie moje życie mogłoby się zmienić, gdybym tylko zechciała być w związku z Justinem.
– Lepiej się nie odwracaj – odezwała się nagle Lola.
Czy ja naprawdę prosiłam o tak wiele? Chciałam zjeść ten pieprzony lunch i iść na lekcje.
– Nie zamierzam. – Chwilę później naprzeciwko mnie usiadł Matteo, razem ze swoim jedzeniem, a następnie posłał mi delikatny uśmiech i zaczął, kurwa, jeść jak gdyby nic. Tak, jakby wszystko było po staremu. Problem w tym, że nie było. – Co ty odpierdalasz?
O mało co nie wybuchłam śmiechem na ten widok.
– Jem – odparł.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na przyjaciółkę, która o mało co się nie dusiła przez powstrzymywany śmiech. Zdrajczyni. Powinna mnie teraz ratować.
– Nie możesz gdzieś indziej? – prychnęłam. – Posłuchaj, zaczynasz mnie irytować. Zerwaliśmy, do cholery. Mam ci to przeliterować, żebyś zrozumiał?
– Nie zgadzam się – powiedział nagle, odkładając sztućce. Teraz całą swoją uwagę miał skupioną na mnie.
– To chyba nie zależy od ciebie – prychnęłam, a następnie odchyliłam się delikatnie do tyłu i założyłam ręce na piersi. – Nie jesteśmy już razem, więc spierdalaj.
– Nie widzę nigdzie twojego nowego chłopaka, więc myślę, że jednak jesteśmy.
Dokładnie w tym momencie zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, gdzie był ten chłopak, gdy rozdawali mózg. Prawdopodobnie w kolejce po głupotę. Przysięgam, że jeszcze nigdy nie spotkałam tak pojebanej osoby. Jemu dosłownie brakowało komórek, które były odpowiedzialne za łączenie kropek! Pierdolonej piątej klepki!
– To, że go nie widzisz nie znaczy, że go nie ma – odezwała się nagle moja przyjaciółka. Wytrzeszczyłam oczy i natychmiast odwróciłam się w jej stronę.
Co ona, do cholery, wygadywała?!
– Co ty... – Chciałam dokończyć niecenzuralnym słowem, ale w tym samym czasie poczułam ból na łydce. Jebana mnie uderzyła!
– Co? – zdziwił się brunet. W sumie to nie on jeden. Chłopak natychmiast odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi najbardziej nienawistne spojrzenie, jakie kiedykolwiek miałam okazję widzieć. Mimo to całkowicie to zignorowałam, dalej masując obolałą nogę. Jak to możliwe, że taka drobna dziewczyna miała tyle siły? – Minęły zaledwie trzy dni, a ty już masz nowego? Żartujesz sobie?
Oburzenie w jego głosie było wręcz żenujące.
Kątem oka spojrzałam na Lolę, która posłała mi jedno z tych spojrzeń, przez które wiedziałam, że nie było odwrotu. Skłamała i teraz byłam zmuszona ciągnąć to do końca, żeby nie wpaść.
W końcu westchnęłam i odparłam:
– Masz z tym jakiś problem?
I właśnie tymi słowami przypieczętowałam swój los.
– Tak! – Chłopak natychmiast się podniósł, przez co teraz patrzył na mnie z góry. Nie wiem, co było dla mnie bardziej satysfakcjonujące. Jego złość, czy fakt, że uwierzył w tak słabe kłamstwo. – Jak mogłaś tak szybko o nas zapomnieć?
No teraz to się wkurwiłam.
– Jakich, kurwa, nas?! – krzyknęłam, gwałtownie podnosząc się na równe nogi, przez co jedzenie prawie spadło na podłogę. Czułam na sobie coraz więcej spojrzeń, ale w tamtym momencie mi to nie przeszkadzało. Musiałam wyrzucić z siebie to, co tak długo tłumiłam. – Nigdy nie było nas, nie rozumiesz?! Zdradziłeś mnie, do cholery, więc jesteś ostatnią osobą na tej pierdolonej planecie, która może mówić mi coś takiego!
Gdy tylko wykrzyczałam te słowa zdałam sobie sprawę, jak głośno to zrobiłam. Sam Matteo zastygł w bezruchu i wpatrywał się we mnie w szoku. Wzięłam głęboki oddech, po czym złapałam za rękę Lolę, tym samym zmuszając ją do wstania. Miałam dość tego miejsca i mojego psychicznego byłego, który nie dawał mi spokoju.
– Nessa... – Znowu ten okropny głos.
– Wypierdalaj! – A następnie zrobiłam coś, czego sama po sobie bym się nie spodziewała. Wzięłam butelkę wody i podeszłam do Matteo tylko po to, by następnie całą zawartość wylać prosto na niego. Gdy woda zetknęła się z jego koszulką, która teraz przylepiała się do skóry, brunet natychmiast ode mnie odskoczył.
A ja odwróciłam się na pięcie i razem z Lolą ruszyłam do wyjścia, ignorując dziesiątki par oczu, które teraz się we mnie wpatrywały. Wszystkie ze zdziwieniem, bądź przerażeniem.
A jedne z zaciekawieniem.
***
Późnym wieczorem, gdy tylko dotarłam do domu znowu powitała mnie ta sama pustka. Byłam tylko ja i ściany pustej rezydencji mojej rodziny. Jako dziecko brakowało mi obecności rodziców. Przez swoją pracę bardzo często gdzieś wyjeżdżali. Tata był prawnikiem, który za cel postawił sobie to, by cały świat poznał jego imię. Natomiast mama była reżyserką filmów, przez co często była na planie filmowym, a ich jedyna córka zostawała z opiekunką. Po jakimś czasie w końcu przywykłam do tego i w sumie to nawet pokochałam taki tryb życia.
Samotność nie była taka przytłaczająca, gdy w końcu odnajdywało się w niej samego siebie.
Mogłabym robić co tylko chciałam. Urządzić ogromną domówkę. Palić różne rzeczy i wypić całe wino z piwniczki. Ale ja taka nie byłam. Zamiast tego całymi dniami czytałam albo oglądałam filmy. Właśnie tak wyglądało moje życie. I nie zamieniłabym go na żadne inne.
Równo o dwudziestej drugiej trzydzieści sześć usłyszałam dzwonek do drzwi. Chociaż może mi się przesłyszało? Przecież wyraźnie pamiętałam jak zamykałam bramę. Nie było nawet takiej możliwości, żeby ktoś mógł przez nią przejść i w dodatku tylko po to, by zadzwonić pieprzonym dzwonkiem do drzwi. Chociaż ostatnio miałam jakieś problemy ze słuchem i obstawiałam, że to przez mojego byłego chłopaka, który uprzykrzał mi życie, zmuszając do słuchania swojego pierdolenia. I właśnie dlatego zignorowałam dźwięk i znowu skierowałam swoje spojrzenie na ekran wielkiego telewizora. Salon był najlepszą częścią tego domu.
Wepchnąłem do buzi kolejną garść popcornu, czekając, aż Bella w końcu zauważy Edwarda, który już za chwilę miał wejść do stołówki.
Znałam ten scenariusz na pamięć.
Bella już miała zapytać Jessicę o to, kim oni są, ale w tym samym momencie dzwonek znowu dał o sobie znać. Ktoś ewidentnie stał na moim tarasie i dobijał się do mojego domu. Jeśli to seryjny morderca to trochę chujowo, bo serio chciałam po raz kolejny obejrzeć ten jakże wybitny film. Może gdybym go poprosiła to przeniósłby plan morderstwa na następną godzinę? Albo kto wie, może obejrzałby ze mną całą serię? Przez takiego mordercę to mogłabym zostać zamordowana.
W końcu westchnęłam, a następnie zatrzymałam film i zaczęłam iść w stronę wejścia. I właśnie w tamtym momencie przypomniałam sobie, że dawno temu Matteo dostał klucz do mojego domu od rodziców, którzy bali się zostawić mnie tutaj samą. Teraz to wszystko nabierało sensu. Ten idiota znowu mnie nawiedzał.
Wkurwiona już otwierałam drzwi, by powiedzieć mu, co myślałam o jego krzywej mordzie. I w tamtym momencie zatkało mnie jebane kakao. Pieprzony Michael Holden, starszy brat mojego psychicznego eks i najprzystojniejszy chłopak w całej szkole stał na moim tarasie. Po prostu, kurwa, stał.
Był to chyba czwarty raz w życiu, kiedy znajdowałam się jakiś metr od niego. Jeszcze trochę i pomyślę, że ma obsesję na moim punkcie.
– Co tu robisz? – zapytałam ze zmarszczonymi brwiami. – Jak Matteo jest z tobą to dzwonie na psy.
Jego kącik ust nieznacznie się uniósł.
– Spokojnie, jestem sam – zapewnił.
– Jak tu wlazłeś? Brama była zamknięta – stwierdziłam. Matteo miał klucz, a coś wątpię, że po tej całej akcji dobrowolnie by mi go oddał, a już szczególnie nie oddałby go swojemu bratu.
– Zabrałem mu klucz, żeby jeszcze bardziej cię nie nachodził – powiedział, w tym samym czasie wyciągając go z kieszeni. Wystawiłam dłoń, na którą chłopak powoli opuścił moją własność. Czy to właśnie po to tutaj przyszedł? A nawet jeśli chciał mi je oddać to... dlaczego? Przecież nigdy nie rozmawialiśmy. Czasami nawet się zastanawiałam, czy on wie o moim istnieniu. Więc, dlaczego?
– Dziękuję, ale nie musiałeś ich tutaj przynosić. Mogłeś mi je dać po prostu w szkole i też byłoby spoko. – Wzruszyłam ramionami.
Ta rozmowa robiła się trochę drętwa i najchętniej bym ją zakończyła. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Byłam już gotowa zamknąć drzwi i nawet powoli je przechyliłam, ale w tym samym czasie chłopak złapał za nie i przytrzymał. Zdziwiłam się na ten ruch.
Kurwa, a może on jest seryjnym mordercą?
– Czego chcesz? Jestem trochę zajęta – rzuciłam trochę bardziej suchym tonem. Tak naprawdę nie wiedziałam jakie miał zamiary względem mnie. Może to był jakiś dziwny spisek, który uknuł Matteo? Pewności co do tego nie miałam.
– Porozmawiać.
– Porozmawiać? – powtórzyłam.
– Tak – przytaknął. – Daj mi pięć minut i sobie pójdę.
Nie wiem, co było bardziej pojebane. To, że pierdolony Michael Holden stał sobie na moim ganku w środku nocy, czy fakt, że chciał gadać.
Chociaż wydaje mi się, że żadna z tych rzeczy nie była dziwniejsza od mojej reakcji.
Bo oto ja, Nessa Queen wpuściłam do domu typa, z którym rozmawiałam raz w życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro