25. Cameron nie zostaje na deserze.
„Pozwalanie sobie na uczucia sprawia, że łatwo nas zranić."
Jamie McGuire - Chodząca katastrofa
Ludzie czasami spotykali się z dnem oceanu, staczając się. Tego dnia mój humor spotkał się z dnem i nie miał siły się odbić, ani wypłynąć. Na szczęście miał dobre płuca, które pozwoliły mu tam zostać na dłużej.
— Lachlan, ubierz tę koszulę. — Rachel podała mu granatową.
— Mamo, po co mam się stroić, Jezus. — wywrócił oczami i wziął od niej koszulę. Ja sama byłam już gotowa w czarnej sukience z długimi rękawami.
— Ponieważ, mój drogi, to jest kolacja, a na kolacji wypada wyglądać przyzwoicie, tym bardziej przy swojej dziewczynie.
— Carmel nie jest moją dziewczyną. — upomniał ją.
— Ale na pewno ma klasę. — uśmiechnęła się i ulizała mu kciukiem brew, po czym rozkazała mu się pospieszyć i zeszła na dół.
— Co za paranoja. — wyrzucił z siebie.
— Wyglądać dobrze możesz, nie zaszkodzi ci. — zaśmiałam się. — Słuchaj, nie wiem, co się będzie działo, ale cokolwiek by to nie było, proszę cię, nie wtrącaj się. — ścisnęłam jego ramię.
— Lizzy, czy ty jesteś na mnie zła? — spochmurniał nagle. Nie byłam kłamczuchą, więc musiałam powiedzieć to, co cisnęło mi się na usta.
— Nie, Lachlan, jestem wkurwiona. — uśmiechnęłam się złośliwie i również zeszłam na dół, w akompaniamencie dzwonek do drzwi. Stanęłam wraz z moim tatą, bez ubierania fałszywego uśmiechu i czekałam, aż zobaczę tę zakłamaną twarz.
Pierwsza była Carmel w szarej, zwiewnej sukience.
— Dobry wieczór, cześć. — skinęła do mnie i mojego przyrodniego brata. I wtedy zaraz za nią, objawiła się facjata idioty roku.
— Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się po mojej córce takiego wyboru. — powiedział mój tata, podając dłoń Cameronowi.
— Niech pan mi wierzy, ja też. — uśmiechnął się czarująco. Rachel stała podniecona jak dziecko lizakiem, a mnie żenada łapała coraz mocniej.
— Chodźmy do stołu, pieczeń już jest.
Zaczynamy teatrzyk.
* * *
Śmiechy, rozmowy, historie z życia taty i Rachel, które nikogo nie obchodziły i pytanie, które padło.
— Lizzy, jak wy się poznaliście w ogóle? — zagadnął tata.
— O, to bardzo proste. — zaczęłam. — Typowo książkowy początek znajomości; Cameron uderzył Carmel piłką, a następnie zdeptał jej okulary, na szczęście Lachlan je odkupił. — uśmiechnęłam się szeroko.
Miny ludzi bezcenne.
— A tak serio? — tata uniósł brwi.
— To było serio. — odparłam poważnie. Spojrzałam na Hendersona, który zabijał mnie wzrokiem, ale jakoś średnio mnie to obchodziło.
— Cóż. — Rachel odchrząknęła. — Kto się czubi, ten się lubi, prawda? — zaczęła się nerwowo śmiać. — Podam deser, pomożesz mi Lachlan?
— Oczywiście.
— Pójdę po wino do piwnicy. — poinformował mój ojciec.
— O co ci chodzi? — zapytał od razu Cameron.
— O to, co nie wchodzi. — burknęła Carmel. — Dziwisz jej się?
— Elizabeth chyba potrafi mówić, powiesz mi? — zwrócił się do mnie. — A może lepiej porozmawiajmy w cztery oczy. — wstał. Poszłam w ślad za nim i w momencie byliśmy na zewnątrz.
Patrzyłam na niego z pogardą, brzydziłam się nim. Mimo całej otoczki, która była dobra, nie potrafiłam wyrzucić tego z głowy.
— Co się dzieje? — miał łagodny ton. — Hmm?
— Jak mogłeś się zgodzić na tę kolację w takiej sytuacji? — założyłam ręce na krzyż.
— Chciałem naprawić tę sytuację, wyobraź sobie, tak robią pary w związku, wiesz? — przeczesał włosy dłonią.
— Cameron, my udajemy związek, przypominam, a jeżeli nie chcę cię widzieć, to powinieneś to uszanować. — krzyczałam szeptem, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
— Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz mnie widzieć...? — jego oczy zrobiły się szklane. — Aż tak zraziłem cię do siebie tym, że powiedziałem, że cię kocham? Elizabeth, nie chciałem cię okłamywać. — pokręcił głową.
— A jednak to zrobiłeś. — spojrzał na mnie wystraszony.
— Co...?
— Nie powiesz mi, że nie brałeś udziału w durnym zakładzie.
— Jakim...
— Nie kompromituj się. — przerwałam mu. — Lachlan cię wsypał, niedosłownie, ale szło się domyślić. — prychnęłam. — Tylko co miałeś wygrać? Pochwal się.
— Elizabeth, przepraszam... — on płakał. — Przegrałem ten głupi zakład, tak? Zakochałem się w tobie, a o to w nim chodziło, przespać się z tobą i nie zakochać.
— Mój Boże. — zaśmiałam się bez krzty wesołości. — Byłam poza wiankiem, bo wplątaliście mnie w zakład. Można wiedzieć, z kim, kurwa, się założyłeś?
— To było na początku...
— Nie obchodzi mnie kiedy, obchodzi mnie z kim i o co. Ile warty był seks ze mną?
— Brak konkurencji w walce o stypendium. Nie, nie dla mnie, ja go nie potrzebuję, dla Tylera, tego chłopaczka z rudymi włosami, który na meczach jest pomijany, a drzemie w nim potencjał. Założyłem się właśnie o to, z chłopakami z drużyny, w tym z Lachlanem i Toddem... — opuścił głowę w dół.
Zabolało mnie to. Nieważne jak świecki cel za tym stał, nie mieli prawa.
— Deser już podany, chodźcie. — zza drzwi wychyliła się Rachel.
— Cameron nie zostaje na deserze. — odparłam, ledwo hamując łzy.
— To prawda. Było bardzo smacznie i miło, dziękuję. Dobrej nocy życzę. — bez żadnych zbędności odszedł.
Wyminęłam Rachel w progu i rozpłakałam się jak bóbr. Szlochając, próbowałam się dostać na górę. Carmel wystraszona pobiegła za mną, za nią Lachlan.
— Słodki Jezu, co się stało? — zapytała.
— Miałyśmy rację. — pociągnęłam nosem. — To wszystko to był pierdolony zakład, a ty Lachlan mnie zawiodłeś. Zawiodłeś mnie bardzo, biorąc w tym udział. Zejdź mi z oczu, cała wasza drużyna jest obrzydliwymi świniami, którzy nie dbają o uczucia ludzi, tworząc wianki z zaliczonymi dziewczynami, jakby to było jakieś trofeum. Rzygać mi się chce. — zakończyłam swój wywód cała posmarkana, rozgoryczona i smutna.
Byłam smutna, bo uwierzyłam, że w Cameronie znalazłam światło, a to był tylko fałszywy zimny ogień, który palił się na moment.
________________________________________________
Przepraszam za tak długi odstęp czasu, aczkolwiek złapała mnie okropna niemoc twórcza i nie chciałam zmuszać się do pisania na siłę, bo wtedy teksty są inne, niedobre, nie takiej, z których byłabym zadowolona.
Jednocześnie zbliżamy się do końca z tą historią, ale w wakacje pojawi się następna, miła, przyjemna, tajemnicza, pełna plot twistów, mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Pozdrawiam ciepło!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro