21. Śmierdzi mi tu coś i to nie ja fajkami.
„Zbyt długie udawanie wywołuje nienawiść. Nienawiść do tego, kim się jest naprawdę."
Andrew Fukuda - Polowanie
Po rozmowie z Cameronem, miałam ochotę wyjść z tej imprezy. Nic mnie w zasadzie na niej nie trzymało, prócz dziwnie zachowującej się Carmel, która naprawdę chyba zaszalała z alkoholem.
— Ej, wszystko gra? — zapytałam rozbawiona, a ona spojrzała na mnie wymownie.
— Gra jak nigdy! — przytuliła się do mnie. Posłałam Larze zaniepokojone spojrzenie, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Musiałam zweryfikować, gdzie jest Todd, albo Lachlan. Czarna czupryna tego pierwszego rzuciła mi się w oczy między tłumem pijących pierwszaków.
— Zostań z nią, pójdę po Todda. — poleciłam Larze. Przy nim nagle zjawił się także Lachlan.
— Coś się stało? — zagadnął mój przyrodni brat.
— Nie, nic się nie stało, chodzi o Carmel. — wskazałam za siebie kciukiem. — Czy któryś z was mógłby pomóc mi ją stąd zabrać, nie chcę, żeby coś jej się stało, albo później żałowała czegoś, czego nie chciała robić.
— Zostań tutaj, ja ją zabiorę do nas. — Lachlan uśmiechnął się do mnie i zabrał dziewczynę, a ja poczułam ulgę.
— Widziałaś się z Cameronem? — zapytał Todd, stając obok mnie.
— Yup. — uśmiechnęłam się słabo. — Nic dobrego z tego nie wynikło, znaczy tak, ale... Dalej naciska na ten związek z udawaniem, a po cholerę mielibyśmy udawać związek, skoro czujemy coś do siebie? — wymieniłam z chłopakiem spojrzenie pełne nadziei na odpowiedź.
— Wiesz, czasami ludzie mają głupie pomysły, Cameron nie lubi się angażować, pewnie dlatego nie chce wchodzić w coś poważnego, a wie... A wie, że jesteś dziewczyną, która nie wchodzi w przelotne związki, a on takie preferuje. Mimo tego, że realnie może cię kochać.
Roześmiałam się soczyście.
— Cameron mnie kochać? Todd, słyszysz się? Czy on kiedykolwiek kochał kogoś bardziej, niż siebie? Nie liczę rodziny.
— Zdarzyło mu się, Lizzy. — mrugnął do mnie porozumiewawczo. — O wilku mowa. — Henderson stanął przed nami z bladym uśmiechem.
— Obgadujecie moje idealne ciało, czy twarz?
— Nie schlebiaj sobie, obgadujemy moje ciało. — droczył się z nim przyjaciel. — Chcecie cos do picia, czy abstynenci?
— Wiesz, że nie piję. — Henderson uniósł dłoń w górę.
— Ja podziękuję, muszę się zająć Carmel później i chcę być w stanie. — rozłożyłam ręce w geście kapitulacji.
— Nudziarzeee. — zbeształ nas. — Zaraz wracam.
— Cameron, zgadzam się. — opluł się prawie własną śliną.
— C-co? — stanął naprzeciw mnie.
— Wejdę w ten udawany związek, mimo, że kompletnie nie mam pojęcia, czemu ma to służyć. — uśmiechnęłam się, a chłopak podniósł mnie w górę i zrobił obrót wokół własnej osi, śmiejąc się.
— Tak się cieszę, Elizabeth. — odstawił mnie na ziemię. — Naprawdę się cieszę. — musnął dłonią moją twarz, po czym złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a wtedy usłyszeliśmy trzaskanie się szkła, a za roztrzaskaną szklankę był odpowiedzialny Todd, który nie spodziewał się zastać nas w takiej sytuacji po naszej rozmowie.
* * *
Nie widziałam się z moim "chłopakiem" przez weekend, przez co trochę było mi smutno, ale przecież nie mogłam tego wymagać od udawanego związku.
W poniedziałek bałam się wejść do szkoły i miałam słuszność.
Wszyscy się na mnie gapili.
Dosłownie wszyscy.
— Proszę, proszę. — przede mną wyrosła Christine, jak grzyb po deszczu. — Nasza Nelson sypia z Hendersonem, jak do tego doszło? — przeszyła mnie wzrokiem, ale nie miałam ochoty odpowiadać.
— Nasze życie seksualne nie powinno cię interesować, więc możesz juz sobie iść. — nagle obok mnie zjawił się Cameron, obejmując mnie ramieniem.
— Serio? — zakpiła Christine. — Czego niby mi brakuje, że wybrałeś właśnie ją?
— Nie zastanawiaj się, czego ci brakuje, zastanów sie, co ma Elizabeth. Wtedy sama wydedukujesz. — puścił jej perskie oko i pociągnął mnie w przód. — Nie da ci spokoju, ale spokojnie, od teraz muszę cię bronić. — cmoknął mnie w czoło. — Nie rób takiej zdziwionej miny, jesteś moją dziewczyną przecież.
— Wiesz, trochę dziwnie z dnia na dzień przechodzi mi się w taką relacje.
— Ludzie tak zwykle robią, nie wiedziałaś? — uśmiechnął się szeroko.
— Wiedziałam, ale... to... Wiesz przecież, jakie to dla mnie dziwne. — założyłam ręce na krzyż, stając przed swoją szafką.
— Zgodziłaś się, nie masz wyboru, musisz mnie znosić, jeszcze za wcześnie na kłótnie. — dotknął palcem czubka mojego nosa. — Zobaczymy się później, cześć. — skinął na mnie głową i uciekł.
— No bez jaj! — Lara zaczęła się śmiać. — Naprawdę jesteście razem?
— Udajemy tylko. — sprostowałam.
— Udajecie? — uniosła brwi w górę. — Po cholerę macie udawać, skoro was do siebie ciągnie?
— Zadałam to samo pytanie Toddowi, powiedział, że Cam nie lubi się angażować, dlatego chce udawać, żeby oczyścić swoje mienie w szkole. — zironizowałam.
— Śmierdzi mi tu coś i to nie ja fajkami, Lizzy. — zrzedła jej mina. — Mam pewne przypuszczenia.
— Zakład? — podrapałam się po głowie.
— Mhm. — przytaknęła. — Wiesz, nie życzę wam źle, ale... Po prostu intuicja. — wzruszyła ramionami. Wtedy dołączyła do nas Carmel.
— Ludzie, co się dzieje. Ja się schlałam, Lizzy jest z Hendersonem, może jeszcze ty jesteś z Toddem? — zwróciła się do Lary. — Czuję się jak gówno od soboty, mam dość. Nigdy więcej nie piję alkoholu w takiej ilości, ohyda! — skrzywiła się.
— Wyglądasz całkiem dobrze, jak na twój stan. — pocieszyłam ją.
— To dzięki twojej cudownej opiece i herbacie Lachlana.
Moja opieka była cudowna, herbata Lachlana naprawdę była dobra, a związek z Cameronem był dziwny.
Dziwnie było mówić, że moim chłopakiem jest Cameron Henderson.
Mimo, że na niby.
Mimo, że pewnie na niby coś czuł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro