Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Śmierdzi mi tu coś i to nie ja fajkami.

„Zbyt długie udawanie wywołuje nienawiść. Nienawiść do tego, kim się jest naprawdę."

Andrew Fukuda - Polowanie











Po rozmowie z Cameronem, miałam ochotę wyjść z tej imprezy. Nic mnie w zasadzie na niej nie trzymało, prócz dziwnie zachowującej się Carmel, która naprawdę chyba zaszalała z alkoholem.

— Ej, wszystko gra? — zapytałam rozbawiona, a ona spojrzała na mnie wymownie.

— Gra jak nigdy! — przytuliła się do mnie. Posłałam Larze zaniepokojone spojrzenie, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Musiałam zweryfikować, gdzie jest Todd, albo Lachlan. Czarna czupryna tego pierwszego rzuciła mi się w oczy między tłumem pijących pierwszaków.

— Zostań z nią, pójdę po Todda. — poleciłam Larze. Przy nim nagle zjawił się także Lachlan.

— Coś się stało? — zagadnął mój przyrodni brat.

— Nie, nic się nie stało, chodzi o Carmel. — wskazałam za siebie kciukiem. — Czy któryś z was mógłby pomóc mi ją stąd zabrać, nie chcę, żeby coś jej się stało, albo później żałowała czegoś, czego nie chciała robić.

— Zostań tutaj, ja ją zabiorę do nas. — Lachlan uśmiechnął się do mnie i zabrał dziewczynę, a ja poczułam ulgę.

— Widziałaś się z Cameronem? — zapytał Todd, stając obok mnie.

— Yup. — uśmiechnęłam się słabo. — Nic dobrego z tego nie wynikło, znaczy tak, ale... Dalej naciska na ten związek z udawaniem, a po cholerę mielibyśmy udawać związek, skoro czujemy coś do siebie? — wymieniłam z chłopakiem spojrzenie pełne nadziei na odpowiedź.

— Wiesz, czasami ludzie mają głupie pomysły, Cameron nie lubi się angażować, pewnie dlatego nie chce wchodzić w coś poważnego, a wie... A wie, że jesteś dziewczyną, która nie wchodzi w przelotne związki, a on takie preferuje. Mimo tego, że realnie może cię kochać.

Roześmiałam się soczyście.

— Cameron mnie kochać? Todd, słyszysz się? Czy on kiedykolwiek kochał kogoś bardziej, niż siebie? Nie liczę rodziny.

— Zdarzyło mu się, Lizzy. — mrugnął do mnie porozumiewawczo. — O wilku mowa. — Henderson stanął przed nami z bladym uśmiechem.

— Obgadujecie moje idealne ciało, czy twarz?

— Nie schlebiaj sobie, obgadujemy moje ciało. — droczył się z nim przyjaciel. — Chcecie cos do picia, czy abstynenci?

— Wiesz, że nie piję. — Henderson uniósł dłoń w górę.

— Ja podziękuję, muszę się zająć Carmel później i chcę być w stanie. — rozłożyłam ręce w geście kapitulacji.

— Nudziarzeee. — zbeształ nas. — Zaraz wracam.

— Cameron, zgadzam się. — opluł się prawie własną śliną.

— C-co? — stanął naprzeciw mnie.

— Wejdę w ten udawany związek, mimo, że kompletnie nie mam pojęcia, czemu ma to służyć. — uśmiechnęłam się, a chłopak podniósł mnie w górę i zrobił obrót wokół własnej osi, śmiejąc się.

— Tak się cieszę, Elizabeth. — odstawił mnie na ziemię. — Naprawdę się cieszę. — musnął dłonią moją twarz, po czym złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a wtedy usłyszeliśmy trzaskanie się szkła, a za roztrzaskaną szklankę był odpowiedzialny Todd, który nie spodziewał się zastać nas w takiej sytuacji po naszej rozmowie.





* * *



Nie widziałam się z moim "chłopakiem" przez weekend, przez co trochę było mi smutno, ale przecież nie mogłam tego wymagać od udawanego związku.

W poniedziałek bałam się wejść do szkoły i miałam słuszność.

Wszyscy się na mnie gapili.

Dosłownie wszyscy.

— Proszę, proszę. — przede mną wyrosła Christine, jak grzyb po deszczu. — Nasza Nelson sypia z Hendersonem, jak do tego doszło? — przeszyła mnie wzrokiem, ale nie miałam ochoty odpowiadać.

— Nasze życie seksualne nie powinno cię interesować, więc możesz juz sobie iść. — nagle obok mnie zjawił się Cameron, obejmując mnie ramieniem.

— Serio? — zakpiła Christine. — Czego niby mi brakuje, że wybrałeś właśnie ją?

— Nie zastanawiaj się, czego ci brakuje, zastanów sie, co ma Elizabeth. Wtedy sama wydedukujesz. — puścił jej perskie oko i pociągnął mnie w przód. — Nie da ci spokoju, ale spokojnie, od teraz muszę cię bronić. — cmoknął mnie w czoło. — Nie rób takiej zdziwionej miny, jesteś moją dziewczyną przecież.

— Wiesz, trochę dziwnie z dnia na dzień przechodzi mi się w taką relacje.

— Ludzie tak zwykle robią, nie wiedziałaś? — uśmiechnął się szeroko.

— Wiedziałam, ale... to... Wiesz przecież, jakie to dla mnie dziwne. — założyłam ręce na krzyż, stając przed swoją szafką.

— Zgodziłaś się, nie masz wyboru, musisz mnie znosić, jeszcze za wcześnie na kłótnie. — dotknął palcem czubka mojego nosa. — Zobaczymy się później, cześć. — skinął na mnie głową i uciekł.

— No bez jaj! — Lara zaczęła się śmiać. — Naprawdę jesteście razem?

— Udajemy tylko. — sprostowałam.

— Udajecie? — uniosła brwi w górę. — Po cholerę macie udawać, skoro was do siebie ciągnie?

— Zadałam to samo pytanie Toddowi, powiedział, że Cam nie lubi się angażować, dlatego chce udawać, żeby oczyścić swoje mienie w szkole. — zironizowałam.

— Śmierdzi mi tu coś i to nie ja fajkami, Lizzy. — zrzedła jej mina. — Mam pewne przypuszczenia.

— Zakład? — podrapałam się po głowie.

— Mhm. — przytaknęła. — Wiesz, nie życzę wam źle, ale... Po prostu intuicja. — wzruszyła ramionami. Wtedy dołączyła do nas Carmel.

— Ludzie, co się dzieje. Ja się schlałam, Lizzy jest z Hendersonem, może jeszcze ty jesteś z Toddem? — zwróciła się do Lary. — Czuję się jak gówno od soboty, mam dość. Nigdy więcej nie piję alkoholu w takiej ilości, ohyda! — skrzywiła się.

— Wyglądasz całkiem dobrze, jak na twój stan. — pocieszyłam ją.

— To dzięki twojej cudownej opiece i herbacie Lachlana.

Moja opieka była cudowna, herbata Lachlana naprawdę była dobra, a związek z Cameronem był dziwny. 

Dziwnie było mówić, że moim chłopakiem jest Cameron Henderson.

Mimo, że na niby.

Mimo, że pewnie na niby coś czuł. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro