Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Elizabeth, masz fetysz poniżania?

„Przebaczenie nie wymaga od nas, abyśmy przymknęli na coś oczy, a raczej abyśmy je tak naprawdę otwarli."


Richard Paul Evans - Podarunek 














Ogarnianie domu po tym niefortunnym zdarzeniu trwało dwa dni, bo oczywiście mój kochany ojciec uparł się, że zrobimy to sami, bez niczyjej pomocy.

Na szczęście pożar nie zniszczył zbyt wiele i dało się normalnie funkcjonować.

— Nie smakuje ci? — zapytała zawiedziona Rachel, widząc to, jak widelcem dłubię w gofrach i nie wkładam nic do ust.

— Nie, po prostu nie mogę nic przełknąć, mam jakiś ściśnięty żołądek. — westchnęłam i odłożyłam gofry, które od razu zgarnął Lachlan.

— Nie zmarnują się. — puścił perskie oczko swojej mamie, na co ta wywróciłam oczami.

— Nie musisz dzisiaj przychodzić do księgarni, znalazłam chłopaka, który chce sobie dorobić i zna się na rzeczy. — poinformowała mnie. Zamiast się cieszyć, jeszcze bardziej mnie to dobiło, bo nie miałam pojęcia, jak rozplanować dzień i co robić w tym czasie, w którym zwykle bywałam w księgarni.

— Ale masz minę. — skomentował Lachlan. — Jesteś jakaś nienormalna, nie cieszy cię fakt, że masz więcej wolnego czasu?

— Cieszyłby, gdybym miała pomysł, co z nim zrobić. — cmoknęłam. — Chodź, w szkole nikt nas nie zastąpi. — posłałam mu uśmiech i w podskokach wyszłam z domu, żegnając się z rodzicami. Lachlan odezwał się do mnie dopiero w połowie drogi i niestety zaczął temat, przez który to właśnie nie potrafiłam nic zjeść.

— Co się wydarzyło u Camerona? Czy to przez ten incydent w szkole jest taka napięta atmosfera?

— U Camerona nie wydarzyło się nic. Na stołówce chciał zrobić ze mnie idiotkę, ale odwróciłam sytuację. — powiedziałam z triumfem w głosie.

— No właśnie wiem, widzę tego skutki. — zaśmiał się. — Mam wrażenie, że zdjęłaś z niego ręcznik i został nagi.

— Piękna metafora, długo googlowałeś?

— Nie, widziałem na Twitterze. — przyznał. — Carmel chyba tweetnęła.

— Tweetnęła? — uniosłam brwi. — Od kiedy śledzisz życie Carmel w mediach społecznościowych.

— Od kiedy jakiś dupek ją zgwałcił. — spojrzał na mnie oskarżycielsko. — Wracając do tematu, jak się z tym czujesz?

— No właśnie źle, ale nie będę go przepraszała, ani prosiła o wybaczenie, nie zrobiłam nic złego, broniłam się prawdą, a ona najwyraźniej koli go w oczy. — prychnęłam.

— Po prostu nie jest przyzwyczajony, że ktoś ma odwagę mówić ją głośno i prosto w jego twarz. — wyjaśnił. — Dobrze zrobiłaś, może się trochę ogarnie, chociaż to jego przygaszenie jest nieco dołujące. O, jesteśmy. — ucieszył się. Carmel już na mnie czekała i wyglądała dobrze.

— Czy szkoła przestanie plotkować o tym, jak nazwałaś Hendersona słabym kłamcą? Serio, mam dosyć odpowiadania na pytania o was, nie jestem twoją menadżerką, na Boga. — rozłożyła dłonie w geście kapitulacji.

— Nie pytaj mnie, tylko ludzi. — skwitowałam.

— Jak chcesz, to mogę to załatwić. Zamkną jadaczkę raz dwa. — zasugerował Lachlan. Zgromiłam go tylko wzrokiem.

— Dlaczego wasze biedne umysły chcą załatwiać wszystko przemocą? — zapytała Carmel, ale bardziej nieba, niż mojego przyrodniego brata.

— Ponieważ jak wspominałaś, są biedne. Nie wyewoluowaliśmy na tyle, żeby rozwiązywać problemy rozmowami, wciąż pozostajemy zwierzętami, Karmelku. — dotknął palcem czubek jej nosa.

— Jak na zwierzę, bardzo mądrze się wypowiedziałeś. — wtrąciłam. — Chyba musimy zmienić trasę.

— Nie, nie będę mu dawała tej satysfakcji. — postanowiła Carmel. Musieliśmy minąć Charlesa, który jak zwykle dumnie się uśmiechał.

— Mogę mu coś zrobić na boisku? — szepnął Lachlan.

— Nie, Jezu. — Carmel pokręciła głową.

— Ooo, Carmel! — zawołał radośnie Charles. — Mam nadzieję, że nie będę musiał wykładać pieniędzy na aborcję.

— Jesteś spierdolony po całości, kurwa. — skomentował Lachlan.

— Zaraz będziesz musiał wykładać na operację nosa, jak ci go połamię, gnoju. — dołączyła do nas Lara.

— Nelson, pilnuj pieska, bo coś za bardzo szczeka. — odezwał się jeden z kolegów Charlesa i cała ich grupa wybuchnęła śmiechem.

— Chodźmy stąd. — poprosiłam.

— Nie. — zbulwersował się Lachlan. — Co jest, z tobą, kurwa, nie tak? — podszedł do Charlesa. — Powiesz mi? — lekko go pchnął.

— Weź wyluzuj.

— Wyluzuję, jak dasz spokój mojej siostrze i moim przyjaciołom.

— Co jest, Lachlan, tryb bohatera ci się włączył? Sam ją gnoiłeś, hipokryto. — widziałam po oczach chłopaka, że w tamtym momencie ta prawda go zabolała.

— Ja jej nie wykorzystałem. — warknął.

— Właśnie, że wykorzystałeś. Wykorzystałeś, żeby zbudować sobie reputację na jej krzywdach, żeby podbudować własne ego, dowartościować się, bo tak naprawdę nigdy nie miałeś żadnej wartości, jesteś głupi, bez perspektyw na przyszłość, bez czegokolwiek, co sprawiłoby, że ktoś cię serio polubi. — zakończył swój wywód cynicznym uśmieszkiem, a tuż po tym upadł na ziemię.

Lachlan ani drgnął, to Cameron go uderzył.





* * *





— Zostałbyś zawieszony! — krzyknęła Rachel. Dziwnym trafem wszyscy zebrali się u nas.

— Nie zostałem. — burknął Cameron, który jakoś nieszczególnie przejmował się obecną sytuacją.

— Ale zostałbyś! I to przez ciebie! — zwróciła się do Lachlana. — Co zrobiłam nie tak w twoim wychowaniu? Ręce mi opadają, na Boga!

— Zrobiła pani wszystko dobrze, Lachlan stanął między innymi w mojej obronie, a Cameron w jego, przyjaciele tak postępują. — odezwała się Carmel, zanim mój przyrodni brat zaczął się tłumaczyć.

— Po co... — moja macocha ukryła twarz w dłoniach.

— On nic nie zrobił. Ja uderzyłem Charlesa, Lachlan nie był w stanie. — dodał Cameron. — Uderzyłem go, bo nikt nie będzie doprowadzał moich przyjaciół do stanu, w którym nie potrafią się ruszyć.

— Co takiego się stało, że mój głupi syn ani drgnął? — zakpiła. Wiedziałam, że gdyby tata był w domu, zwróciłby jej uwagę, ja nie miałam na tyle odwagi.

— Jak może pani oczekiwać, że ktokolwiek odpowie, kiedy wyraża się o nim w takim sposób? — zapytała Lara.

— Bo niby co takiego w jego wieku mogłoby go sparaliżować?

— Prawda. — wtrąciła Carmel. — Lachlan nie potrafi sobie wybaczyć pewnych rzeczy, które robił, mimo że osoba, której to robił, dawno mu wybaczyła i słowa Charlesa po prostu mu to uświadomiły. Ilu dorosłych byłoby zdolnych to publicznie okazać? Skoro nic nie zrobił, dlaczego pastwi się Pani nad nim?

— Bo ucierpiałaby osoba, która najwyraźniej bardziej pasowałaby jej na syna. — rzucił Lachlan i poszedł do swojego pokoju. Henderson wywrócił oczami, Lara gwizdnęła, Rachel znowu poczuła wstyd i poszła do kuchni, Carmel zamknęła oczy, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Tyle gówna z niczego.

To prawda, Cameron zostałby zawieszony, ale był wspaniałym uczniem i znakomitym zawodnikiem, jednocześnie będąc kapitanem drużyny. Szkoła by po prostu na tym straciła.

— Pójdę z nim pogadać. — zakomunikował Cameron.

— Nie, to zły pomysł. — stwierdziłam.

— Ja to zrobię. — zaoferowała się Carmel.

— Idę, kurwa, zapalić. — zawiadomiła Lara i wyszła. Rachel zaraz za nią.

— Ta sytuacja z waszymi rodzicami jest popierdolona. — spojrzałam na Hendersona, a on uniósł brwi.

— Mnie to mówisz? To z Rachel jest problem. Nie moja wina, Lachlan to wie, dzięki Bogu. — pokręcił głową. — Ja tylko zrobiłem to, na co większość miała ochotę.

— Ciężko się nie zgodzić. — westchnęłam. — Słuchaj, jeżeli oczekujesz ode mnie jakichś przeprosin za to na stołówce, to nie mam ich w planach. — wzruszyłam ramionami.

— Wiem, po co mi to mówisz? — sprawdzał coś w telefonie i trochę mnie to irytowało.

— Ponieważ twoi przyjaciele mi się żalą, że od tego czasu jesteś jakiś przygaszony.

— Skoro i tak wszyscy widzieli i słyszeli, to już mi się nie chce udawać. Oto jaki jestem, przygaszony. Chociaż przy tobie to raczej lśnię tak, że ludzie ślepną. — prychnął.

— O Boże, tęskniłam za tym. — zaśmiałam się, czym zbiłam go chyba z tropu, bo aż podniósł wzrok.

— Elizabeth, masz fetysz poniżania? Możemy się dogadać.

— Nie, ale lubię prawdziwego Ciebie, a prawdziwy ty nie przeżyłby bez bycia wrednym. — uśmiechnęłam się. — Pójdę sprawdzić, co u nich. — powiedziałam, kiedy na długo zapadła dziwna cisza i ruszyłam na górę, na schodach spotkałam Carmel.

— Chodź, powiem ci wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro