Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05| Anika will kill me

Harper Lazar, ty głupia, pusta, tępa idiotko. Oddychałam ciężko starając się jak najszybciej ubrać i opuścić zaplecze mojej pracy, którą w każdej sekundzie mogłam stracić.

- Hej, wyluzuj trochę. - Joost śmiał się z moich ruchów i leżał połowicznie ubrany na czerwonej kanapie.

- Wyluzuj? Wyluzuj?! Przychodzisz tu niewiadomo po co... A nie, przepraszam! Przychodzisz tu żeby znowu zaciągnąć mnie siłą do łóżka! - Krzyczałam w pośpiechu zapinając zamek swoich jeansów.

- Siłą? Smerfetko kogo ty oszukujesz. - Blondyn roześmiał się głośno a ja schyliłam się podnosząc jego koszulkę.

- Ubieraj się i wypad. - Rzuciłam w niego zwiniętym w kulkę ubraniem i na szybko podeszłam do lustra zmywając chusteczką resztki mojego rozmazanego makijażu.

- Mieliśmy pogadać. - Chłopak założył koszulkę i stanął za mną uważnie mi się przyglądając.

- Było minęło, won.

Złapałam swoją torbę i otworzyłam drzwi w pośpiechu pokazując chłopakowi ręką kierunek w którym ma się udać. Kiedy w końcu to zrobił ja wyszłam zaraz po nim.

- I co teraz? Do trzech razy sztuka?

Przewróciłam oczami załamana i wyszłam za bramę szybkim krokiem idąc w stronę autobusu.

- Teraz będziesz mnie ignorować do końca świata i dzień dłużej? - Blondyn zaśmiał się promiennie i podbiegł, zrównując ze mną tempo. - Gdzie idziemy?

- W dwa zupełnie inne kierunki. Do domu. Ja do swojego, ty do swojego. - Rzuciłam zdenerwowana, ale chłopak dalej nic sobie z tego nie robiąc za mną podążał. - Przysięgam, że zaraz stracę cierpliwość. - gwałtownie się zatrzymałam i spojrzałam na Joosta wściekłym spojrzeniem. - Czego ty chcesz?!

Chłopak zatrzymał się speszony i podrapał się niezręcznie po karku.

- Właściwie to... Nie wiem? Chce po prostu cię poznać, pogadać... Jezu nie wiem okej?

- Joost przysięgam... Nie jestem typem osoby, którą chce się "poznać" daj sobie spokój. - Przewróciłam oczami i odwróciłam się z zamiarem odejścia jednak ręką chłopaka ciasno zacisnęła się na moim nadgarstku.

- Dasz się przynajmniej odwieźć do domu..? Jest późno a ja czuję za ciebie minimalną odpowiedzialność.




























Jestem tak kurewsko idiotyczna, że sama się sobie dziwię. Czy właśnie siedzę w samochodzie chłopaka, któremu kazałam zostawić mnie w spokoju? Boże przecież ja sama pcham się w paszczę lwa!

- Nie spinaj się tak. Nie zgwałce Cię przecież. - Joost prychnął skupiając się na drodze a ja nerwowo stukałam paznokciami w swoje kolano.

- Jakbyśmy już tego nie przeżyli... Dwa razy.

- Hej! To nie był gwałt! - Blondyn spojrzał na mnie a ja natychmiast skierowałam swoje palce na jego policzek, odwracając jego głowę na jezdnię.

- Zaraz zostaniesz gwałcicielem i mordercą w jednym. - Spojrzałam za okno i dostrzegłam znajome okolice... Jeszcze tylko kilka minut.

- Nie mów tak bo czuję się niekomfortowo... - Odwróciłam wzrok na chłopaka, który mocniej zacisnął ręce na kierownicy. Westchnęłam cicho i spuściłam wzrok na swoje kolana.

- Wiem, że oboje się na to zgodziliśmy. Nie winie cię za nic. Po prostu musimy zadbać o to żeby to się już nie powtórzyło.

- Dlaczego? - To pytanie zbiło mnie kompletnie z tropu. No właśnie... Dlaczego? Przecież odpowiedź była oczywista, prawda? Musiała być.

- Bo... - zaczęłam, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Po prostu każda moja teoria, każda wymówka po chwili okazywała się totalnie do kitu.

Joost zwolnił, zatrzymując samochód na poboczu. Odwrócił się do mnie, jego oczy pełne były determinacji.

- Posłuchaj Smerfetko... Jeżeli jesteś pewna na więcej niż tysiąc procent, że nie chcesz żebym się do ciebie zbliżał to to uszanuje, ale chcę żebyś była świadoma tego, że nie ukryjesz tego jak twoje ciało na mnie reaguje. - Joost założył mi włosy za ucho a następnie przejechał zimną dłonią po prawym boku mojej szyi. Przełknęłam nerwowo ślinę i spięłam się siadając bardziej sztywno na fotelu. - O tym mówię... Dlaczego nie chcesz po prostu dać się rozwijać sytuacji?

- Bo to wszystko jest pojebane Joost! Przychodzisz sobie pewnego dnia, łamiesz wszystkie moje życiowe zasady i co? I pytasz mnie czy chce żeby to się rozwijało? Oczywiście, że nie! Czuję się jakbym zdradzała sama siebie. - Westchnęłam opierając głowę o oparcie fotela.

Joost milczał przez chwilę, przetrawiając moje słowa. Widziałam, jak jego szczęka napina się, a ręce na kierownicy bieleją od zaciśnięcia. Widać było, że moje słowa naprawdę do niego dotarły.

- Harper, nie chcę cię zmuszać do niczego, ale czy nie warto czasem złamać te głupie zasady, które sami sobie narzucamy? Zasady, które nas ograniczają... Hamują? - Jego głos był spokojny, niemal ciepły. Nie byłam przyzwyczajona do "spokojnych kłótni" o ile w ogóle tak można było nazwać tą głupią wymianę zdań.

- Może - Mruknęłam, nadal patrząc w okno. - Ale moje zasady są tym, co trzyma mnie w ryzach. Bez nich jestem tylko bałaganem, chaosem. A ty... ty jesteś jebanym huraganem, Joost.

Uśmiechnął się smutno, jakby wiedział, że moje słowa były prawdą, ale nadal chciał próbować przekonać mnie, że to on ma rację...

- Może potrzebujesz trochę silniejszego wiatru w swoim życiu? - Zasugerował delikatnie.

- Może - Przyznałam niechętnie. - Ale takie wiatry potrafią zniszczyć naprawdę wiele na swojej drodze. - Joost wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie z determinacją.

- Ten wiatr Ci nic nie zrobi. Prosi tylko o jedną randkę... No może dwie, albo trzy.

Prychnęłam słysząc słowa chłopaka i przewróciłam zmęczona oczami. Jestem idiotką, dlaczego ja się w ogóle śmieje?

Spojrzałam na chłopaka a w mojej głowie panował huragan, który chłopak własnoręcznie wywołał. Co ja do cholery wyprawiam?

- Dobra - westchnęłam w końcu. - Spróbujemy... Ale tylko pod jednym warunkiem. - Blondyn spojrzał na mnie z zaciekawieniem i szokiem w oczach. - Żadnych więcej niespodziewanych wizyt w mojej pracy. I żadnych więcej... - zawahałam się, nie wiedząc, jak to ująć. - Incydentów na zapleczu.

Śmiech chłopaka ogarnął cały samochód a mały, nic nie znaczący uśmieszek pojawił się na mojej twarzy.

- Takie są najciekawsze...

- Joost! - Spojrzałam na niego karcąco niczym matka na swoje pięcioletnie dziecko, które pomalowało białą ścianę kredkami.

- Dobra, zero "incydentów".

- Zobaczymy, jak ci pójdzie. - Wydostałam się z samochodu, a on natychmiast wyszedł za mną, opierając się o drzwi swojego auta.

- Może jutro, kawa? - zapytał, gdy staliśmy na chodniku przed moim domem. Zastanowiłam się przez chwilę, a potem skinęłam głową.

- Osiemnasta. Nie spóźnij się bo to będzie nasze ostatnie spotkanie. - Stanęłam na schodach do domu i delikatnie pomachałam chłopakowi zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie. Natychmiast wyciągnęłam telefon pisząc desperackie wiadomości do Aniki. Co ja właśnie zrobiłam? Zgodziłam się na randkę z chłopakiem, który wprowadzał chaos do mojego życia. Harper Lazar... Jesteś bezmyślną kretynką.

Czując wibracje telefonu wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran zszokowana. Joost Klein prosi o możliwość obserwowania mnie?

Anika mnie zabije.


































MXERCA
Tak mnie męczyliście, że poddałam się waszym manipulacjom :P

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro