#7 -Mogę dotrzymać Ci towarzystwa. I tak mi się nudziło.
-Twoja matka do mnie dzwoniła.- Camil wyszczerzył się, na co przewróciłam oczami.- Zaprosiła mnie na całą tą ich galę czy coś.
-Jaką galę?- zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się.
Dzień później siedzieliśmy w kawiarni, korzystając z mojego dupiatego humoru, który mógł poprawić tylko blok czekoladowy.
-Za dwa tygodnie masz poznać swojego wspólnika.- poruszał znacząco brwiami.
-Jakiego wspólnika?
-Nowego współwłaściciela firmy Twojego ojca. Chyba nie myślałaś, że będziesz ją prowadzić ze starym facetem. On też idzie na emeryturę.- naprowadził mnie, a ja jęknęłam niezadowolona.
-Pamiętaj, że macie razem prowadzić firmę i nie możesz tak po prostu go zabić.- dopowiedział ze śmiechem, na co walnęłam go w ramię.
-Znowu leje.- popatrzałam przez wielkie okno Starbucks'a, nabierając kawałek ciastka na widelczyk.
-Skarbie, nie zmieniaj tematu.
-Mam ochotę na imprezę.- powiedziałam, przygryzając wargę.
-Dla Ciebie wszystko, Kitty.
-Nie podlizuj się Campbell, tylko chodź ze mną kupić dwie kiecki.
-Yeeeeaaaah!
Zaśmiałam się cicho i dopiłam kawę, a następnie razem wybraliśmy się do Zary po sukienkę wieczorową. Ja zajęłam się szukaniem, tak samo jak mój przyjaciel, który uwielbiał zakupy bardziej ode mnie.
Miałam wątpliwości z wyborem koloru. Czarna czy granatowa? Żółta czy czerwona? Życie bab jest do bani.
-Ta jest spoko.- odwróciłam się w kierunku przyjaciela. Trzymał na wieszaku śliczną białą sukienkę na grubych ramiączkach z niewielkim dekoltem, z góry była obcisła do pasa, a następnie rozkloszowana.- Zamierz.
Zrobiłam tak, jak powiedział i w przymierzalni przebrałam się w sukienkę.
Leżała na mnie idealnie, a odsłonięte ramię ukazywało mój tatuaż od obojczyka do łokcia, inaczej zwany rękaw. Z przodu sięgała mi do połowy ud, a z tyłu była do ziemii, co mi się podobało i wyglądała na galową.
Wcale mało nie kosztowała, ale miałam jedną z kart rodziców, którą dali mi na 18 urodziny.
-Podaj mi jakąś imprezową.- powiedziałam do przyjaciela, kiedy rozebrałam się z białej kreacji.
-Masz.- odsłonił moją kabinę, nie przejmując się tym, że byłam w samej koronkowej bieliźnie. Był gejem, elo.
Zabrałam od niego baaardzo krótką bordową sukienkę i zaczęłam ją mierzyć. Ledwo zakrywała mi tyłek i była cholernie obcisła, przez co czułam się jak w balonie, ale nie ma dobrej imprezy bez dobrej sukienki, prawda?
Kupiłam obie kiecki i zachwycona z zakupu ruszyłam w stronę drogerii kupić sobie zapas maszynek do golenia, ponieważ Camcam to pedał i ogolił swoje krzaki moją maszynką, a zapas wyszedł.
-Możesz sobie sama nosić te torby?- jęknął, kiedy już od kilku godzin chodziliśmy po sklepach.
-Nie mam czasu.- mruknęłam, zatrzymując wzrok na męskiej, różowej koszulce z napisem "Prawdziwi mężczyźni różu się nie boją." Uśmiechnęłam się lekko, wspominając prezent, który kupiłyśmy mojemu bratu na 23 urodziny.
Dostał różowy zestaw "faceta". Uprzedzam, że to nie ja wybierałam, tylko moja mamuśka, a ona jest.. jaka jest.
***
-Zaprosić ekipę?- zapytał Camcam, kiedy weszliśmy do mojego mieszkania.
-Nie, oni muszą się uczyć.- mruknęłam, układając nowe ubrania w szafie.
-A my?- zaśmiał się, rzucając się na moje łóżko.
-Oboje wiemy, że ten materiał opanowaliśmy w liceum, głąbie.
-Też Cię kocham.- posłał mi całusa w powietrzu, wyciągając spod łóżka swoje ciuchy, które sobie przywłaszczyłam. Kurwa, a taką zajebistą kryjówkę miałam.
-Bluza z Calvin'a Klein'a, na którą wydałem prawie pół swojej wypłaty z praktyk, spodenki z adidasa, które kupiłem zaledwie dwa tygodnie temu, koszulka.. Raz, dwa, trzy, cztery, siedem, dwanaście... Ej, dużo jeszcze tego masz?
Położył się na ziemi i zaczął grzebać w "swoich" rzeczach.
-Nom.- przygryzłam wargę, kiedy wyciągnął pudełko po butach, w którym było kilka par jego bokserek.
-Ej, stara, ja tu mogę zamieszkać!- pisnął, oglądając swoją bieliznę.- Szukałem ich.- mruknął, kiedy wyciągnął gacie w czerwone serduszka.
Wybuchnęłam śmiechem, a następnie wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki, żeby wziąć długi, odprężający prysznic.
Wykąpana wyszłam, a zegar wskazywał godzinę 20. Ubrałam tą nową, bordową sukienkę, czarne lity, srebny łańcuszek, a na wierzch kurtkę skórzaną. Włosy jedynie wyprostowałam i spięłam w wysoki kucyk.
Gdy podjechaliśmy pod klub, była godzina 21. Mój przyjaciel pożyczył ode mnie swoje ciuchy, jakkolwiek to brzmi.
Za pomocą karty nie musieliśmy stać w kolejce i wybraliśmy się do pustego stolika, do którego zamówiliśmy po kilka shotów.
Jakąś godzinę później byłam trochę wstawiona i szukałam towarzystwa na dzisiejszą noc. Camil poszedł na łowy, a mi w oko wpadł mi przystojny blondyn z włosami postawionymi do góry.
Chyba już go gdzieś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Przygryzłam wargę, idąc w jego kierunku, jednak zamiast się na niego rzucić, niewinnie otarłam się o jego ramię, przez co prawie upadłam, ale mnie złapał.
-Miła niespodzianka, Kate.- wyszczerzył się, a na dźwięk jego głosu miałam wrażenie, że zawału dostanę.
-Nathan.- mruknęłam, lustrując go wzrokiem, tak jak on mnie. Musiałam przyznać, że kurewsko dobrze było mu w ciemnych jeansach, białej bokserce i zarzuconej koszuli w kratę.
-Jesteś tu sama?- zapytał, a ja poczułam jak ktoś obejmuje mnie w talii i przyciąga do torsu.
-Cam, puść mnie. Rozmawiam.- powiedziałam, na co ten parsknął śmiechem.
-Skąd wiedziałaś, że to ja?
-Bo tylko ty pachniesz, jak mój proszek do prania.- przewróciłam oczami, a w duchu miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.- Co chcesz?
-Do domu.- przygryzł wargę.
-Zbieramy się?- zapytałam zdziwiona, on zaprzeczył głową.
-Widzisz tamtego gościa?- zapytał, wskazując na czarnowłosego chłopaka, który nam się przyglądał.- Będę dzisiaj go pieprzyć.
-Przystojny.- mruknęłam, a on uderzył mnie w pośladek.
-Widzimy się jutro u Ciebie!- rzucił na odchodne.
-Ugh, przynajmniej jedno z nas będzie się dzisiaj dobrze bawić.- mruknąłem do siebie, a po chwili przypomniałam sobie o Nathan'ie.
-Uh, Twój chłopak?- zapytał, na co parsknęłam śmiechem.
-Przyjaciel gej, który właśnie mnie zostawił na pastwę losu, żeby się pieprzyć.
-Są tego plusy.- oblizał zmysłowo usta. Ciekawe co potrafi ten jego języczek..
-Jakie?
-Mogę dotrzymać Ci towarzystwa. I tak mi się nudziło.- powiedział, a ja skinęłam głową, ciągnąc go na parkiet.
Potem poszliśmy pić, tańczyć i tak znowu przez kilka najbliższych godzin.
-Idziemy do mnie?- zapytał, a ja wybełkotałam potwierdzenie.
Pracownik klubu, jego kumpel wpakował nas do taksówki, podawając jego adres. Chłopak co jakiś czas składał na mojej szyi pocałunki i zasysał skórę, tworząc sine malinki.
💬⭐💬⭐💬⭐💬⭐💬⭐💬⭐💬⭐💬
Przychodzę z kolejnym rozdziałem! Miłego dnia! ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro