Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#38 -Kocham jak wariat.

Pracowałam w biurze już jakieś dobre dwie godziny, gdy do mojego gabinetu wpadł mój narzeczony oraz jego najlepszy przyjaciel. Oboje się z czegoś cieszyli, ale nie wiedziałam, o co chodzi, więc zdjęłam okulary, żeby im się bliżej przyjrzeć.

-Czemu mi nie powiedziałaś?- mój narzeczony wyszczerzył się, wyciągając z kieszeni białe pudełko, które zostawiłam w moim mieszkaniu w łazience. Test ciążowy Bell, o Boże.- Bałaś się? Kitty, wiesz, jak ja się cieszę?

-W sumie, to gdybym miał z kim, też bym się z kimś związał na stałe.- powiedział zamyślony Dean, przybijając męski uścisk z 
Nathan'em, który wydawał się szczęśliwy.

Najlepsze było to, że dzisiaj o szesnastej miałam iść Bell do ginekologa, a ja chciałam kupić Deanowi okulary za to, co powiedział. Miał zajebistą osobę przed sobą, idealny materiał na żonę, ale był zbyt ślepy, żeby to zauważyć.

-Kate, wstań kochanie.- powiedział nagle Nathan. Nie wiedząc, co chciał zrobić, wstałam, a on podszedł do mnie i położył mi dłonie na biodrach.- Tak bardzo się cieszę.

-Musimy porozmawiać.- powiedziałam mu na ucho.- Przyjadę do Ciebie po osiemnastej. Okej?

-Wybierzemy łóżeczko?- w jego ochach zapaliły się kolorowe ogniki, które można było widzieć z daleka.

-Nie Nathan, porozmawiamy. Sami. Proszę Cię, wyjdź, bo mam dużo pracy. Przywiozłeś mi te papiery, po które jechałeś do mojego mieszkania?- zapytałam, ściągając jego dłonie z moich bioder. Mężczyzna skinął głową i położył teczkę na biurku.- Dean zaczekaj.

Na karteczce napisałam mu adres przychodni, do której szłyśmy z Bellą. Ona nigdy by mu nie powiedziała, a ja zachowałam się jak wredna suka względem swojej przyjaciółki, ale uważałam, że powinien wiedzieć. Podałam mu karteczkę, a ten nieco zdziwiony wziął ją i zmierzył wzrokiem, po czym spojrzał na mnie niezrozumiale.

-Poczekaj na zewnątrz około 17.- powiedziałam i wyprosiłam ich ze swojego gabinetu. To się porobiło...

***
-Denerwujesz się?- zapytałam Izy. Ta jedynie pokręciła głową. No oczywiście, że się nie denerwowała. Pieprzona oaza spokoju, podczas gdy ja rwałam sobie włosy.

-Izabella Plation.- usłyszałam nazwisko przyjaciółki. Zdecydowałam się, że poczekam przed gabinetem. Chodziłam od prawej do lewej, a nerwy zżerały mnie od środka od jakiś 40 minut.

-Pani w kolejce?- zapytała mnie wchodząca do kliniki kobieta w zaawansowanej ciąży. Pokręciłam głową na nie, a w tym momencie z gabinetu wyszła Bell.

-I jak?- zapytałam jej szybko.

-Ciąża jest pewna, ale musimy jeszcze poczekać 20 minut na wyniki badania krwi.- powiedziała i usiadła na fotelu.

-Jestem z Ciebie dumna, dziwko.- wyszczerzyłam się, rozwalając się na fotelu obok.

-Patrzysz na mnie, jakbyś miała zespół Down'a.- poruszała się niespokojnie.- Nienawidzę mieć pobieranej krwi, a najgorsze było to, że nie chciała mi lecieć.

Siedziałyśmy, czekając niecierpliwie na wyniki badań. Każda z nas zajęła się sobą, ja przeglądałam zdjęcia na telefonie, a Bell chyba rozmyślała. Gdy wyszłyśmy z przychodni, w oczy rzucił mi się szary Aston Martin, ale bez właściciela. Bell była zajęta czytaniem papierów.

-No to oficjalnie masz przyjemność poznać przyszłą matkę!- wykrzyczała, nie zdając sobie sprawy, kto za nią stał.- Mówiłam Ci, Kate!

-Wiesz, co myślę.- posłałam jej oczko, w międzyczasie dając znak Dean'owi.

-Nie powiem mu. Nawet o tym nie myśl, Kate.

-Nie powiesz mi tego, że będę ojcem? Że będę miał dziecko? Z Tobą?

Trochę nie tak wyobrażałam sobie postawę mężczyzny. Myślałam, że będzie jakiś huk, bijatyka i słowa, których oboje będą żałować.

Bella z nikłym wyrazem twarzy odwróciła się do niego i spojrzałam mu wyzywająco w oczy.

-Nie zamierzałam Ci powiedzieć, ale skoro już tu jesteś, nawet nie wiem dlaczego.- tu spojrzała na mnie ostrym wzrokiem.- Zostaniesz ojcem, Dean.

-Fajnie.- zamyślił się, a po chwili na jego twarzy zawitał promienny uśmiech.

-Cieszysz się?- dziewczyna zmarszczyła brwi, a on skinął głową, a po chwili stali wtuleni w siebie.

Po cichu usunęłam się z ich pola, a następnie byłam w drodze swoim samochodem do apartamentu Nathan'a.

Wjechałam na górę, a następnie z kultury zapukałam do drzwi. Nathan zaprosił mnie do środka, szczerząc się jak nienormalny.

-Mogę do niego mówić?- zapytał na wstępnie.

-Nathan, nie jestem w ciąży.- powiedziałam trochę zbyt ostro, przeczesując palcami nerwowo włosy.

Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił.

-A te..te testy?- zapytał, jąkając się. Usiadł na kanapie i schował twarz w dłoniach.- Poroniłaś?- podniósł gwałtownie głowę.

-Nigdy w życiu nie byłam w ciąży, Nathan.- powiedziałam, siadając bokiem na jego kolanach.-I nie mogę w niej być przez najbliższy rok.

-Dlaczego?!- oburzył się, wzmacniając uścisk na moim brzuchu.

-Ponieważ mam kapsułkę pod skórą, której data ważności trwa jeszcze rok. Ogólnie jest na dwa lata.

-Usuniemy to gówno chirurgicznie.- zmrużył oczy, a następnie spojrzał z żalem na katalogi z meblami do dziecięcego pokoju, które były porozrzucane po stole. Zrobiło mi się go szkoda, tak bardzo się starał.

-Zależy Ci na dziecku czy na mnie?- zapytałam, chcąc wstać z miejsca. Jednak ten mnie nie puścił, więc byłam zmuszona siedzieć w jego silnych ramionach.

-Zależy mi na dzieciach, zależy mi na miłości, na rodzinie i na szczęściu. Zależy mi na rodzicach, na przyjaciołach i na domu, który wszyscy tworzymy. Zależy mi na firmie, zależy mi na pieniądzach, na dobrych pracownikach oraz inwestorach. Ale najbardziej w tym zasranym świecie zależy mi tylko na Tobie, ponieważ Cię kocham.

-Kochasz mnie?- zapytałam, patrząc w jego piękne oczy. Były one tak strasznie szczere.

-Kocham Cię, Kathrine Shelvin. Kocham Cię.- powtarzał.- Kocham jak wariat.

-Ja Ciebie też kocham.- wtuliłam się w jego gorące ciało.- Potrzebuję Cię. I wiem, że ty potrzebujesz mnie.

- Tak, najbardziej na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro