#38 -Kocham jak wariat.
Pracowałam w biurze już jakieś dobre dwie godziny, gdy do mojego gabinetu wpadł mój narzeczony oraz jego najlepszy przyjaciel. Oboje się z czegoś cieszyli, ale nie wiedziałam, o co chodzi, więc zdjęłam okulary, żeby im się bliżej przyjrzeć.
-Czemu mi nie powiedziałaś?- mój narzeczony wyszczerzył się, wyciągając z kieszeni białe pudełko, które zostawiłam w moim mieszkaniu w łazience. Test ciążowy Bell, o Boże.- Bałaś się? Kitty, wiesz, jak ja się cieszę?
-W sumie, to gdybym miał z kim, też bym się z kimś związał na stałe.- powiedział zamyślony Dean, przybijając męski uścisk z
Nathan'em, który wydawał się szczęśliwy.
Najlepsze było to, że dzisiaj o szesnastej miałam iść Bell do ginekologa, a ja chciałam kupić Deanowi okulary za to, co powiedział. Miał zajebistą osobę przed sobą, idealny materiał na żonę, ale był zbyt ślepy, żeby to zauważyć.
-Kate, wstań kochanie.- powiedział nagle Nathan. Nie wiedząc, co chciał zrobić, wstałam, a on podszedł do mnie i położył mi dłonie na biodrach.- Tak bardzo się cieszę.
-Musimy porozmawiać.- powiedziałam mu na ucho.- Przyjadę do Ciebie po osiemnastej. Okej?
-Wybierzemy łóżeczko?- w jego ochach zapaliły się kolorowe ogniki, które można było widzieć z daleka.
-Nie Nathan, porozmawiamy. Sami. Proszę Cię, wyjdź, bo mam dużo pracy. Przywiozłeś mi te papiery, po które jechałeś do mojego mieszkania?- zapytałam, ściągając jego dłonie z moich bioder. Mężczyzna skinął głową i położył teczkę na biurku.- Dean zaczekaj.
Na karteczce napisałam mu adres przychodni, do której szłyśmy z Bellą. Ona nigdy by mu nie powiedziała, a ja zachowałam się jak wredna suka względem swojej przyjaciółki, ale uważałam, że powinien wiedzieć. Podałam mu karteczkę, a ten nieco zdziwiony wziął ją i zmierzył wzrokiem, po czym spojrzał na mnie niezrozumiale.
-Poczekaj na zewnątrz około 17.- powiedziałam i wyprosiłam ich ze swojego gabinetu. To się porobiło...
***
-Denerwujesz się?- zapytałam Izy. Ta jedynie pokręciła głową. No oczywiście, że się nie denerwowała. Pieprzona oaza spokoju, podczas gdy ja rwałam sobie włosy.
-Izabella Plation.- usłyszałam nazwisko przyjaciółki. Zdecydowałam się, że poczekam przed gabinetem. Chodziłam od prawej do lewej, a nerwy zżerały mnie od środka od jakiś 40 minut.
-Pani w kolejce?- zapytała mnie wchodząca do kliniki kobieta w zaawansowanej ciąży. Pokręciłam głową na nie, a w tym momencie z gabinetu wyszła Bell.
-I jak?- zapytałam jej szybko.
-Ciąża jest pewna, ale musimy jeszcze poczekać 20 minut na wyniki badania krwi.- powiedziała i usiadła na fotelu.
-Jestem z Ciebie dumna, dziwko.- wyszczerzyłam się, rozwalając się na fotelu obok.
-Patrzysz na mnie, jakbyś miała zespół Down'a.- poruszała się niespokojnie.- Nienawidzę mieć pobieranej krwi, a najgorsze było to, że nie chciała mi lecieć.
Siedziałyśmy, czekając niecierpliwie na wyniki badań. Każda z nas zajęła się sobą, ja przeglądałam zdjęcia na telefonie, a Bell chyba rozmyślała. Gdy wyszłyśmy z przychodni, w oczy rzucił mi się szary Aston Martin, ale bez właściciela. Bell była zajęta czytaniem papierów.
-No to oficjalnie masz przyjemność poznać przyszłą matkę!- wykrzyczała, nie zdając sobie sprawy, kto za nią stał.- Mówiłam Ci, Kate!
-Wiesz, co myślę.- posłałam jej oczko, w międzyczasie dając znak Dean'owi.
-Nie powiem mu. Nawet o tym nie myśl, Kate.
-Nie powiesz mi tego, że będę ojcem? Że będę miał dziecko? Z Tobą?
Trochę nie tak wyobrażałam sobie postawę mężczyzny. Myślałam, że będzie jakiś huk, bijatyka i słowa, których oboje będą żałować.
Bella z nikłym wyrazem twarzy odwróciła się do niego i spojrzałam mu wyzywająco w oczy.
-Nie zamierzałam Ci powiedzieć, ale skoro już tu jesteś, nawet nie wiem dlaczego.- tu spojrzała na mnie ostrym wzrokiem.- Zostaniesz ojcem, Dean.
-Fajnie.- zamyślił się, a po chwili na jego twarzy zawitał promienny uśmiech.
-Cieszysz się?- dziewczyna zmarszczyła brwi, a on skinął głową, a po chwili stali wtuleni w siebie.
Po cichu usunęłam się z ich pola, a następnie byłam w drodze swoim samochodem do apartamentu Nathan'a.
Wjechałam na górę, a następnie z kultury zapukałam do drzwi. Nathan zaprosił mnie do środka, szczerząc się jak nienormalny.
-Mogę do niego mówić?- zapytał na wstępnie.
-Nathan, nie jestem w ciąży.- powiedziałam trochę zbyt ostro, przeczesując palcami nerwowo włosy.
Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
-A te..te testy?- zapytał, jąkając się. Usiadł na kanapie i schował twarz w dłoniach.- Poroniłaś?- podniósł gwałtownie głowę.
-Nigdy w życiu nie byłam w ciąży, Nathan.- powiedziałam, siadając bokiem na jego kolanach.-I nie mogę w niej być przez najbliższy rok.
-Dlaczego?!- oburzył się, wzmacniając uścisk na moim brzuchu.
-Ponieważ mam kapsułkę pod skórą, której data ważności trwa jeszcze rok. Ogólnie jest na dwa lata.
-Usuniemy to gówno chirurgicznie.- zmrużył oczy, a następnie spojrzał z żalem na katalogi z meblami do dziecięcego pokoju, które były porozrzucane po stole. Zrobiło mi się go szkoda, tak bardzo się starał.
-Zależy Ci na dziecku czy na mnie?- zapytałam, chcąc wstać z miejsca. Jednak ten mnie nie puścił, więc byłam zmuszona siedzieć w jego silnych ramionach.
-Zależy mi na dzieciach, zależy mi na miłości, na rodzinie i na szczęściu. Zależy mi na rodzicach, na przyjaciołach i na domu, który wszyscy tworzymy. Zależy mi na firmie, zależy mi na pieniądzach, na dobrych pracownikach oraz inwestorach. Ale najbardziej w tym zasranym świecie zależy mi tylko na Tobie, ponieważ Cię kocham.
-Kochasz mnie?- zapytałam, patrząc w jego piękne oczy. Były one tak strasznie szczere.
-Kocham Cię, Kathrine Shelvin. Kocham Cię.- powtarzał.- Kocham jak wariat.
-Ja Ciebie też kocham.- wtuliłam się w jego gorące ciało.- Potrzebuję Cię. I wiem, że ty potrzebujesz mnie.
- Tak, najbardziej na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro