Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#21 -Kochanie, wystarczy mi gorąca minetka w tej chwili.

Obudziło mnie delikatne smyranie po policzku. Niechętnie otworzyłam oczy i przez zamglony wzrok zauważyłam szczerzącego się Nathan'a. Jego włosy były pozbawione żelu, ale i tak mu stały mu do góry. Poczochrałam go po nich.

-Czego chcesz?- zapytałam zachrypniętym głosem, więc odchrząknęłam.

-Za chwilę będzie dla nas obiad.- poinformował, na co przymknęłam oczy. Czułam się wyspana jak nigdy wcześniej.

-Ile spałam?- zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z ukosa.

- Osiem godzin.- powiedział, posyłając mi swój uroczy uśmiech.

Obiad? Poszłam spać o godzinie dwudziestej, spałam osiem godzin i zaraz będę jeść obiad. Czarna magia.

-Strefy czasowe.- mruknął, odpowiadając na moje nieme pytanie. Po chwilowym zastanowieniu skinęłam głową, ponieważ jak mogłam o tym zapomnieć?

-A ty spałeś? Nudziło Ci się?

- Nie nudziłem się, a spałem sześć godzin, ale nie jestem śpiący.- owinął swoją rękę wokół moich ramion i przysunął do swojego ciała. Położyłam głowę na jego piersi, a dłonią robiłam niewidzialne znaczki na jego wyrzeźbionym, kurewsko twardym brzuchu. Tak, specjalnie go napiął by się nim pochwalić.

-Co robiłeś?- skoro spał tylko sześć godzin, to co robił przez dwie, kiedy spałam?

-Przyglądałem się Tobie i muszę przyznać, że mam bardzo piękną narzeczoną.- powiedział bez namysłu, a gdy zorientowałam się, co powiedział, spaliłam buraka.

-Nathan przestań.- powiedziałam speszona, splatając nasze palce, kiedy bawił się moimi włosami.

-Masz takie ładne, kształtne usta, słodki nos i gładką cerę. Chyba się zakochałem.- rozmarzył się. Usłyszałam jak bicie jego serca przyśpieszyło. Od razu mi się zrobiło cieplej, więc wyłączyłam klimatyzację.

Moje chyba też.

-Nie gadaj głupot, Thomson.

Po chwili stewardessa przyniosła dla nas obiad, którym okazała się wieprzowina i saładki do wyboru. Przyłapałam ją, kiedy zatrzymała swój wzrok na torsie Nathan'a, więc zmroziłam ją wzrokiem, co zauważyła.

Na dodatek wypięła cycki w jego stronę, myśląc, że chociaż na pół procent wygląda seksownie. Mi to przypominało bardziej konia, stojącego na dwóch nogach po przeszczepie paszczy.

-Coś jeszcze dla pana?- zaświerdotała, a ja miałam wrażenie, że odpadną mi uszy przez jej piszący głos.

-Kitty, chcesz jeszcze coś?- zapytał mnie rozbawiony Nathan, na co przewróciłam oczami.- Kochanie, naszemu maleństwu nie może niczego brakować.- ułożył dłonie na moim brzuchu, a konika chyba ścięło z nóg.

-Nathan, kochanie, wystarczy mi gorąca minetka w tej chwili.- powiedziałam głośno. Kątem oka zauważyłam, jak stewardessa wycofała się z kabiny.

-Naprawdę masz ochotę na seks oralny?- uśmiechnął się cwanie, chcąc włożyć swoją rękę w moje leginsy, ale w porę ją chwyciłam.

-Popierdoliło Cię? Mam okres. Dziecko? Co to w ogóle miało być?!

-Patrzała na mnie, jakby chciała mnie zerżnąć tu i teraz. A mnie rżnąć możesz tylko ty.- musnął ustami moją szyję.- Jedz, bo wystygnie.

-Straciłam apetyt.- prychnęłam, na co zmierzył mnie ostrzegawczym spojrzeniem.

-Zjedz to, albo inaczej użyję siły.- ścisnął mój pośladek, na co pisnęłam, ponieważ bolało.- Będziesz jadła, misiu?

-Zamknij się już i daj mi jeść, bo jestem głodna.- warknęłam na niego, na co uśmiechnął się szeroko i podał mi jedzenie.

***

Pozostałe cztery godziny w samolocie spędziliśmy na wkurzeniu siebie nawzajem, co oczywiście potem skończyło się serią obściskiwania na małym fotelu.

Gdy wyszliśmy z pokładu samolotu uderzyło we mnie ciepłe, miłe powietrze. Z szerokim uśmiechem odebraliśmy z lotniska walizki i udaliśmy się na parking, na którym miał stać wyporzyczony samochód.

Nathan pociągnął mnie w stronę jaskrawo-zielonego audi TT. Zapakował walizki do małego bagażnika, a ja obczajałam wnętrze samochodu od środka. Samochód miał ściągany dach, więc podczas jazdy moje włosy falowały na wszystkie strony. 

-Byłeś tu już kiedyś?- zapytałam, będąc pod wrażeniem tego, jak potrafił kierować samochód, który miał po lewej stronie kierownicę. Lecz chwilę później sobie przypomniałam, że jego Aston też miał po lewej stronie kierownicę.

-Dwa razy. Kiedy miałem siedemnaście lat byłem na wakacjach z rodzicami, a gdy miałem dwadzieścia jeden przyleciałem tu sam, bo musiałem coś przemyśleć. Muszę Ci coś potem pokazać.

-Okej.- przytaknęłam. Zaczęłam się rozglądać. Faktycznie Rio było piękne. W oddali było widać posąg Chrystusa, na wysokiej górze zwanej Corcovado. Dużo się uczyłam o Brazylii, ponieważ taki temat referatu miałam na pierwszym roku studiów i od tamtego czasu moim marzeniem było przylecieć tu i zobaczyć czy wszystko jest takie piękne, jak sobie wyobrażałam.

Jednak zawiodłam się na sobie, ponieważ tu było jeszcze bardziej wspaniale, niż kiedykolwiek sobie wymarzyłam. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia, a podobno taka miłość nie istnieje.

-Podoba Ci się?

-Podoba? Podoba?! Człowieku, ja tu za chwilę orgazmu dostanę!- pisnęłam głośno.

-Ej, ej, ej! Bez takich. Za chwilę wrócimy do domu, nie będziesz dostawała orgazm od kogoś innego, niż ode mnie.- oburzył się, a następnie parsknął śmiechem.

-O matko, to jest ta ulica!

-Jaka znowu ulica?- zapytał zirytowany.

-No tutaj było nagrywane!

-Możesz się wysłowić?

-Szybcy i wściekli!- wydarłam się, a ja jego twarz wpłynął uśmieszek.

-W naszym mieście też, dziecko.

-Ale teraz się bardziej jaram!

-Z Tobą, jak z nastolatką, Katie.- parsknął śmiechem.

Jak zaczarowana podziwiałam krajobraz i byłam wszystkim zachwycona.

-Gdzie jedziemy?- zapytałam ciekawa. Nawigacja, którą mieliśmy ze sobą, mówiła po portugalsku, a ja nic z tego nie rozumiałam.

-Do naszego osiedla.- powiedział, a ja wzruszyłam ramionami i zaczłam robić zdjęcia jego telefonem.

Położyłam nogi na jego kolanach, siadając bokiem. Przez chwilę wzrok chłopaka zatrzymał się na mojej twarzy. Puściłam mu oczko, a ten natychmiast wrócił wzrokiem na drogę.

-A daleko jeszcze?

-Z pół godziny.- wzruszył ramionami.

Faktycznie pół godziny jazdy później znaleźliśmy się na osiedlu białych, takich samych domków. Było ich chyba z siedemdziesiąt i wszystkie były jednakowe. Jednopiętrowe i urocze.

Nathan podjechał do małej budki i zaczął rozmawiać z kimś po hiszpańsku, co zrozumiałam, ponieważ od podstawówki uczułam się tego języka, jako podstawowy obcy.

Pokazał facetowi rezerwację, a ten dał nam klucze do domku numer piędziesiąt cztery. Zaparkowaliśmy na mini podjeździe, zabraliśmy bagaże i ruszyliśmy do drzwi.

Na twarzy Nathan'a majaczył uśmieszek.

-Czemu się uśmiechasz?- zapytałam, a ten jedynie wzruszył ramionami.

-Akurat w tym domku byłem już dwa razy. Teraz trzeci raz go wynajmuję. Znaczy wcześniej rodzice go wynajęli, a potem ja sam chciałem tu przylecieć, więc też wziąłem namiary na to.- wyszczerzył się.

-Tu jest pięknie.- przyznałam, na co się jego uśmiech się powiększył.

-Wiem, dlatego tu przyjechałem. Wiedziałem, że Ci się tu spodoba. Kiedyś będziemy przywozić tutaj nasze dzieci i opowiadać im o tym, jak zaczęły swój żywot.- wyszczerzył się, na co klepnęłam go w ramię.

-Wal się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro