#19 -Wiecie, że na górze są pokoje?
Miesiąc później odebrałam swój dyplom i razem z Camil'em skierowaliśmy się moim samochodem do drogiej restauracji, w której moi rodzice wynajęli stolik na tą małą okazję.
Wreszcie moja nauka się skończyła. A mianowicie, ukończyłam studia. Trzy pieprzone lata imprez dobiegło końca. Za dwa tygodnie będę właścicielką Shelvin & Thomson Bank!
Miałam na sobie czarne rurki, kremową koszulę na grubych ramiączkach z pozłacanym kołnierzykiem i na niej biały żakiet. Na nogach miałam czarne, matowe sandałki na wysokiej szpilce. Było ciepło, ale słońce i tak jeszcze kryło się za chmurami.
Weszliśmy do środka, a przy pięcioosobowym stoliku zauważyłam rodziców. Moja mama miała na sobie ładną, beżową sukienkę, a tata garnitur. Widziałam ich na apelu. Jako jedyni krzyczeli i zachowywali się jak niedojebani.
-Gratulacje młoda.- powiedział mój tata, przytulając mnie do siebie.- Zawsze wiedziałem, że jesteś zajebista i nawet z takim gównem jak studia sobie poradzisz.
O tak, to są słowa, które każda córka chce usłyszeć od swojego ojca.
-Dziękuje.- zaciągnęłam się tacinym zapachem, który zawsze dawał mi bezpieczeństwo.
-Moja mała córeczka!- pisnęła mama, rzucając się na mnie. A konkretnie na kawałek papieru, który trzymałam w dłoni.- Co za kutas! Leo, wiesz, że Twój kuzynek uwziął się na naszą malutką Kitty?
-Czy taką malutką to ja nie wiem.- mruknęłam cicho do siebie, na co Camil posłał mi rozbawione spojrzenie.
-Zawsze mi zazdrościł, Evo. Czego ty się dziwisz? Ja mam wspaniałą rodzinę i firmę, a on jako samotny dupek naucza młodych czegoś, czego sam rozumie.- nasza czwórka roześmiała się na słowa taty.
-Mnie lubił.- Camil wzruszył rozbawiony ramionami.
-Bo ty nie masz na nazwisko Shelvin, kochanie.- powiedziała moja mama, kiedy tata objął ją w talii, przyciągając ją do siebie. Ciekawe, gdzie zauważył faceta, który się gapił na moją mamuśkę.
Po chwili przy wejściu zabaczyłam Nathan'a, który się rozglądał. Przez ten miesiąc przbliżyliśmy się do siebie i nie tylko pod kątem fizycznym. Staliśmy się dobrymi przyjaciółmi i zarazem narzeczeństwem.
Wyszłam po niego na pole i przywitałam go pocałunkiem w usta. Smakował papierosami i miętą. Uwielbiałam jego smak. Był ubrany w białą koszulę i opinające czarne spodnie od garnituru. Wyglądał gorąco.
-Cześć, mała.- mruknął, uśmiechając się do mnie.- Mam dla Ciebie niespodziankę. Ale to w domu, Kitty.- puścił mi tajemnicze oczko i skierowaliśmy się do środka, gdzie chłopak przywitał się z moimi rodzicami i Camil'em, który zdążył nas shipować. Nawet wymyślił imiona dla naszych dzieci. Kate Junor i Nathan Junior. Pomysłowo Camcam. Naprawdę dobry z Ciebie wymyślacz imion.
Zjedliśmy obiad i długo rozmawialiśmy. Nie tylko na tematy związane ze studiami, bo jeszcze o firmie.
Mama uparła się, że ona sama zaprojektuje moje biuro, a ja się zgodziłam, ponieważ gdy zobaczyłam jej gabinet w szpitalu, miałam ochotę w nim zamieszkać.
-I w tym roku jedziemy na Florydę!- pisnęła radośnie Eva mama, na co zatkałam sobie uszy.
-Miłego wyjazdu.- powiedział z grzeczności Nat. Chyba czuł się nieswojo wśród moich rodziców.
-Oh, ty głupi! Jedziecie z nami!
-A ja?- zapytał Camil, szczerząc się. Zapewne znowu załapie się na wspólne wakacje.- pomyślałam.
-Oczywiście, że jedziesz, Cam.- oburzyła się mama. Campbell często z nami wyjeżdżał. Jego rodzice nie posiadali fortuny, ale niczego mu nie brakowało. Uwielbiałam jego rodzinę. A szczególnie młodszą siostrę.
Pamiętam jego pierwszym lot samolotem, kiedy trzymałam go za rękę. Lecieliśmy wtedy na ferie zimowe do Włoch z moimi rodzicami i Owen'em. Bylismy w ostatniej klasie liceum. Biedak złamał nogę na nartach i chodził miesiąc w gipsie. Zaśmiałam się na to wspomnienie.
-Z czego się śmiejesz?- zapytał mój przyjaciel, mierząc mnie wzrokiem.
-Włochy.- rzuciłam mu, na co zmarszczył brwi, zamyślając się. Po chwili jednak podniósł na mnie głowę i zacisnął oczy.
-To nie było śmieszne.- powiedział, a następnie zrobił obrażoną minę. Okej, on zawsze się obraża. Za chwilę mu przejdzie.
Objęłam go ramieniem w talii i pocałowałam w policzek, na co się uśmiechnął i założył mi rękę na ramiona.
-Dalej się fochasz, kotku?
-Juz nie.- wyszczerzył się i też pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się szeroko. Jego foch na mnie był jak sprzątanie. Nie lubiał być obrażony.
-Kochani nie chcę wam nic mówić, ale Nathan chyba jest zazdrosny.- zaświergotała mama.
Spojrzałam rozbawiona na bruneta, który wyglądał, jakby chciał rozwalić swoje krzesełko. Tak się na nim wiercił.
Nachyliłam się nad nim i dałam szybkiego buziaka w usta. Tata posłał mu srogie, ale rozbawione spojrzenie.
-Wiecie, że na górze są pokoje?- zapytał, na co mama posłała mu mordujace spojrzenie. Sam tylko posłał jej uśmieszek i buziaka w powietrzu.
-O fuj, wy jesteście zastarzy na to.- skrzywiłam się. Rodzice wymienili tajemnicze spojrzenia, przygryzając wargi.- Mamo, tata nie jest kąskiem na porzarcie, więc proszę, przestań się na niego patrzeć, jak na mięso. To samo tyczy się Ciebie, tato.
-Zamknij się, bo zrobisz im większą ochotę. Słyszałem, że osoby w wieku średnim mają większą chcicę.- powiedział mi na ucho Nathan, na co zachichotałam.
-Kochanie, przebierześ się dla mnie w seksowną panią lekarkę?- zapytał mój tata zachrypniętym głosem, nachylając się nad mamą.
-Oczywiście, panie biznesmen.- pociągnęła jego krawat, a ja zakryłam oczy, żeby tego nie widzieć .
-Ty też mogłabyś się dla mnie kiedyś przebrać, seksowna pani bizneswoman.- Nathan przygryzł płatek mojego ucha. Przeszedł mnie dreszcz.
-Chyba śnisz, Thomson.- powiedziałam mu, a następnie przygryzłam kolczyk w wardze.
-Czuję się pominięty!- usłyszałam głos Campbell'a. Mama oderwała się od taty, a Nat ode mnie.
***
Dwie godziny później każdy pojechał w swoją stronę. Campbell jumnął mi samochód, ale i tam miałam zostać na noc u Nathan'a, więc właśnie siedzieliśmy w salonie u niego w apartamencie.
Ostatnio bardzo dużo przebywałam w tym pomieszczeniu. Jedyne co się w nim zmieniło to zawartość jego szafy. Oficjalnie ukradłam mu jedynie 1/3 jego koszulek i podkoszulków.
-Mam dwa bilety na wakacje do Rio.- powiedział nagle, a ja zmarszczyłam brwi.
-Czemu mi to mówisz?- zapytałam, nie wiedząc o co mu chodzi. A jednak domyślałam się czemu.
-Lecimy do Brazylii, kochanie.- uśmiechnął się, a ja otworzyłam szeroko oczy. Nie, tego się akurat nie spodziewałam, ale to było moje marzenie.
-Naprawdę?!- pisnęłam podekscytowana, rzucając się na jego szyję.- Jesteś najlepszym narzeczonym na świecie!
-Przecież wiem.- ścisnął mój pośladek.- Lot mamy zarezerwowany na niedzielę wieczorem.
-ŻE Co?!!!!
💬⭐💬⭐💬⭐💬⭐💬⭐💬⭐💬
Ale klej. Nie miałam pojęcia, jak zakończyć ten rozdział. Jutro nie będzie rozdziału, za to będzie w sobotę i w niedzielę. Ps. SZKOŁA TO ZŁO!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro