Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

-Miałaś naprawdę pokręconych przyjaciół - stwierdziła po tym jak usłyszała kolejną historię.

-Ale dzięki nim otworzyłam się na innych. Gdyby nie oni prawdopodobnie nigdy nie zaprzyjaźniłabym się z Kaiem.

-Kto to?

-Mój przyjaciel, mąż i pierwsza miłość. Pierwsza oprócz tamtej czwórki wariatów, których kocham ponad życie.

***

Po wielu miesiącach Meredith znów postanowiła wyjść z domu. Już nie bała się tego, że jej rodzice znów ją zgarną ze środka ulicy. To była przeszłość, teraz mogła żyć normalnie i być szczęśliwa.

Wyszła sobie na mały spacer ponieważ Candy, Puppet, Jack i Jason byli zajęci, a ona nie chciała im przeszkadzać.

Postanowiła iść do pobliskiego parku, posiedzieć tam chwilę, może zjeść coś dobrego na mieście. Tak więc zadowolona skierowała swe kroki w stronę miejsca docelowego.

Z kubeczkiem pysznych lodów usiadła na niebieskiej ławeczce. Nagle ktoś bezczelnie przerwał jej chwilę delektowania się cudownym smakiem.

-Mogę? - Spojrzała na chłopaka, który miło się do niej uśmiechnął.

-Jasne - odparła, przesuwając się w bok.

-Kai.

-Meredith - uśmiechnęła się lekko. Nie miała ochoty z nim rozmawiać jednak z drugiej strony wizja poznania kogoś nowego brzmiała dość zachęcająco. - Co tam? - Spytała całkiem obcego człowieka.

-Nic ciekawego. Wyszedłem się trochę przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza. A u ciebie?

-To samo. Jesteś miejscowy? - Spojrzała na niego kątem oka, nadal pałaszując lody.

-Tak. A ty?

-Również. Wybacz, że zapytam, ale ile masz lat?

-Dwadzieścia cztery. A ty? Znaczy jeśli nie chcesz to nie mów - uśmiechnął się.

-Dwadzieścia trzy - odwzajemniła gest. Dla niej wiek to zawsze były tylko liczby, które właściwie nikomu ani niczemu nie służą.

-Jesteś rok młodsza, jak miło - zaśmiał się.

-Dlaczego? - Spojrzała na niego. Miał śliczne lazurowe oczy i bujne ciemne włosy. Chodzący ideał.

-Zazwyczaj obracam się w starszym towarzystwie.

Ja też - pomyślała mając przed oczami obraz swoich przyjaciół, którzy byli od niej na pewno dużo starsi.

-Ja przeważnie siedzę w domu - odparła. - Nie jestem zbyt towarzyską osobą.

-Naprawdę? A wydajesz się być taka otwarta. Spójrz jak łatwo nawiązaliśmy kontak.

-Od czasu do czasu nawet ja muszę kogoś poznać - zaśmiała się.

-Dziś poznałaś mnie - wyglądał tak słodko gdy się uśmiechał.

-Miło mi.

***

-Czyli poznałaś go zupełnie przypadkiem. To takie romantyczne.

-Dla mnie to było zwyczajne. I zawsze będzie. Ale cieszę się, że był w moim życiu ktoś taki jak on.

-Kochałaś go, tak naprawdę?

-Tak. Tak samo mocno jak Puppeta, Jack'a, Candy'ego i Jasona.

-Nie byli o niego zazdrośni?

-Byli. Ale akceptowali go. Przynajmniej ja nie wiedziałam o żadnych planach pozbycia się go.

-To miłe z ich strony, że nie mieli z nim problemu.

-Kochali mnie, a ja ich. To była miłość bezwarunkowa, nic nie było w stanie jej zniszczyć. Nawet fakt, że pokochałam Kaia tak mocno jak ich.

***

Ten wieczór Meredith spędziła wraz ze swoim chłopakiem. Kochała go choć czasem ciężko jej było to okazać.

-Edith - zaczął, bawiąc się kosmykami jej włosów. Leżeli w łóżku przytuleni do siebie.

-Hm?

-Może byś się do mnie przeprowadziła? - Nie spodziewała się, że ją o to zapyta.

-Ja... Nie wiem - odparła po dłuższej chwili milczenia. - Chyba jeszcze nie jestem na to gotowa. Znaczy, nie zrozum mnie źle Kai, kocham cię, naprawdę ale...

-Już dobrze - zaśmiał się. - Nie musisz tłumaczyć. Rozumiem - uśmiechał się. W tym momencie blondynka cała się zaczerwieniła. - Poczekam aż będziesz gotowa.

-Dziękuję. Jesteś kochany - mocniej się w niego wtuliła. Tak bardzo kochała jego zapach, jego całego. A on kochał ją. Do końca swoich dni.

***

-Już niedługo znów będę mogła go zobaczyć - uśmiechnęła się przymykając powieki, które coraz bardziej jej ciążyły. - Już niedługo.

Piwnooka złapała ciotkę za rękę. Wciąż nie mogła pogodzić się z tą myślą.

Meredith była już tak słaba, że nie mogła się podnieść z łóżka. Dlatego też od kilku dni leży, a pielęgniarki zajmują się nią, zapewniając wszelaki komfort.

-Ciociu, muszę ci coś powiedzieć.

-Co takiego skarbie? - Spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem. Jej brązowe oczy już nie lśniły jak dawniej, były jakieś takie matowe, bez życia.

-Jestem w ciąży - wyznała przez łzy lecz z uśmiechem na ustach.

-To wspaniale - uśmiechnęła się mocniej ściskając rękę siostrzenicy.

-Jeśli to będzie dziewczynka, to nazwiemy ją Meredith. Po tobie.

-A co jeśli to będzie chłopiec? - Zaśmiała się.

-Wtedy albo Kai, albo Jack, albo Jason.

-Lub Jonathan.

-Kim jest Jonathan?

-To prawdziwe imię Puppeteera.

-Albo Jonathan - uśmiechnęła się.

-Ja nigdy nie miałam dzieci. Nie chciałam ich mieć. Kai zresztą też nie. Było nam dobrze we dwoje - zamknęła oczy.

-Prześpij się ciociu. To ci dobrze zrobi - ucałowała ją w czoło i obok położyła pluszowego króliczka. - Przyjdę jutro - wyszeptała i cichutko opuściła pomieszczenie.

Jeszcze tylko jeden dzień - błagała. Ona musi wiedzieć co się stało. Ostatni dzień, a potem już mogę iść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro