Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

-Hej ciociu - uśmiechnęła się wchodząc do pokoju. - Przyniosłam coś dla ciebie - postawiła niewielkie zawiniątko na stole między dwoma fotelami.

-Co to takiego? - Odwinęła papier, a jej zmęczonym, brązowym oczom ukazało się ciasto czekoladowe.

-Zrobiłam je specjalnie dla ciebie, bo wiem jak bardzo je lubisz.

-Oh dziękuję skarbie - uśmiechnęła się. Od dziecka uwielbiała wszystko co ma w sobie czekoladę, generalnie to, co słodkie.

Zajadały się przepysznym ciastem, popijając je ciepłą herbatą. Za oknem wiał silny wiatr i padał deszcz, niezbyt piękna pogoda; doskonała wręcz do opowiedzenia smutnej historii.

***

Siedziała w swoim pokoju rysując dobrze jej znaną sylwetkę Puppeteera. Nuciła jego piosenkę rysując splątane złote nitki.

-Edith, co robisz? - Spojrzała na mamę zaglądającą do jej pokoju.

-Rysuję - odparła spokojnie, powracając do przerwanego zajęcia.

Kobieta podeszła do niej i spojrzała na rysunek przez ramię. Lekko się wzdrygnęła widząc kogo on przedstawia.

-Kto to jest? - Spytała z lekkim zmartwieniem w głosie.

-Puppet.

-Kto?

-Puppeteer - powtórzyła. - Lalkarz.

-Skarbie, czy coś się dzieje? - Była przerażona i poważnie zmartwiona tym, że jej córka rysuje takie rzeczy.

-Nic. Dlaczego miałoby się coś dziać? Ja tylko rysuję.

-Ale coś takiego? - Wskazała ręką na kartkę. Meredith odetchnęła i odłożyła pracę na bok, spoglądając na swoją mamę.

-Mamo, to tylko rysunek. Nic strasznego. On nagle nie ożyje i nie rzuci się na ciebie - bo on już jest żywy - dodała w myślach.

-Nigdy nie rysowałaś takich rzeczy, martwię się.

-Ale o co?

-O to, że możesz brać! - Podniosła głos. Właśnie wtedy w Meredith coś pękło, zrozumiała jak bardzo jej własna matka jej nie ufa.

-Jak możesz mamo? Dlaczego mi tak bardzo nie ufasz? - Miała już prawie łzy w oczach.

-Wychodzisz z domu, nie ma cię prawie całymi dniami. Jak nie jesteś w szkole, to łazisz gdzieś, niewiadomo gdzie.

-Przecież mówię ci, że spotykam się z przyjaciółmi.

-Jakimi? Gdzie?

-Moimi przyjaciółmi. Czy ja cię pytam gdzie i z kim wychodzisz?

-Kochanie martwię się o ciebie.

-Ale mnie nic nie grozi mamo. Mam dobrych przyjaciół - poniekąd - dodała w myślach.

-Nie znam ich. Skąd mam wiedzieć czy nie sprowadzają cię na złą drogę?

-Chyba lekko przesadzasz.

-Nie przesadzam. Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Ciągle coś nucisz, rysujesz dziwne rzeczy, w ogóle z nami nie rozmawiasz.

-Przecież teraz właśnie z tobą rozmawiam.

-Ale nie mówisz co tam w szkole, jak się czujesz.

-Nigdy niczego takiego nie mówiłam. Dlaczego teraz miałabym zacząć? Zrozum, że wszystko jest dobrze - uśmiechnęła się. Kobieta przytuliła ją do piersi.

***

-Czyli martwiła się o ciebie.

-Była nadopiekuńcza. - Odparła dość ostro. - Zawsze miałam jej za złe to, że ciągle mnie kontrolowała. Być może to dlatego nigdy nie dogadywałam się z siostrą, rodzice zawsze mnie poświęcali więcej uwagi.

-To przykre. Tak nie powinno być.

-Ale niestety było. Nie wiem dlaczego, ja tego nie chciałam - wpatrywała się przed siebie, widząc oblicze swojej siostry. - Wracając, tamtego dnia także poszłam do sklepu.

-Myślałam, że po rozmowie z mamą nie będziesz już tam tak często chodzić.

-Nie miałam zamiaru zaprzestania spotykania się z moimi przyjaciółmi. To, że moja matka miała z tym problem mnie nie obchodziło. Byłam już wtedy pełnoletnia, wcale nie musiałam jej słuchać, mogłam się stamtąd wyprowadzić i całkowicie się od nich odciąć.

-Więc dlaczego tego nie zrobiłaś?

-Zrobiłam. Później. W wieku dwudziestu trzech lat. Wcześniej uciekłam z domu.

-Kiedy?

-Właśnie do tego zmierzam - uśmiechnęła się lekko.

***


-Gdzieś ty znowu była co? - Ojciec dziewczyny był widocznie wściekły; patrzył na nią morderczym wzrokiem.

-Mówiłam, że wychodzę spotkać się z przyjaciółmi - odparła spokojnie.

-Czuję od ciebie alkohol.

-Co? To niemożliwe, ja nic nie piłam - pisnęła lekko przerażona.

-Akurat. Już my z matką wiemy co ty tam robisz z tymi swoimi "przyjaciółmi" - zakreślił cudzysłów w powietrzu.

Zmarszczyła brwi. Czuła narastający w niej gniew. Jak oni mogą mnie o coś takiego oskarżać? - Pytała samą siebie.

-Niczego o nich nie wiecie. O mnie tym bardziej. - Powiedziała. - Nie piję i nie biorę. Ubzduraliście to sobie bo nie podoba wam się to, że częściej wychodzę z domu. Powinniście się cieszyć, że nie spędzam całych dni siedząc w domu i sufrując w internecie jak Tamara. Może byście się nią zajęli, a nie mną.

-Grzeczniej młoda damo.

-Powiedziałam to tak spokojnie, że bardziej się chyba nie da wiesz? A mogłam zacząć krzyczeć i płakać.

-Uspokój się i marsz do swojego pokoju. Od teraz będę cię zawoził do szkoły i z niej odbierał, a po lekcjach nie będziesz nigdzie wychodzić, będziesz siedzieć w domu i się uczyć.

-Nie możesz mi tego zabronić! - Wykrzyczała. Nie dała rady już dłużej zachować spokoju. - Jestem pełnoletnia i mam prawo decydować sama o sobie.

-Dopóki mieszkasz pod moim dachem to ja będę decydować. A teraz jazda do pokoju.

-Ah tak? To już tu nie mieszkam! - Po tych słowach wybiegła z domu i co sił w nogach pobiegła do sklepu z zabawkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro