Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Matt

Trzymałem w uścisku Carlosa i nie było takiej opcji, że mógłby się wyswobodzić. Nie spodziewałem się, że ta walka przybierze taki obrót, tym bardziej że miałem godnego siebie przeciwnika, ale to nie zmieniało faktu, że i tak byłem od niego znacznie lepsze.

Nawet to, że teraz starał się wydostać z mojego chwytu więc musiałem przystąpić do kolejnego etapu, aby zakończyć to jak najszybciej. Założyłem mu ramię na szyję w ten sposób, że mogłem go chwilę poddusić, aby stracił na tyle siły i pogodził się z przegraną.

Słyszałem ryk tłumu, który podziwiał naszą walkę, ale i widział, że to koniec. To było niesamowite uczucie wiedzieć, że po raz kolejny pokonałem przeciwnika i tym samym wyeliminowałem go z dalszej walki. Nie miałem zamiaru tak łatwo odpuścić, bo czy tego chciał czy nie ten mistrzowski pas będzie należał do mnie.

Musiałem jednak przyznać, że był niesamowicie dobry.

- Poddaj się. – wydyszałem mu to na ucho a przez to, że odwrócony był do mnie tyłem nie widziałem dokładnie jego twarzy jednak, kiedy z każdą chwilą zaczął tracić siły i wiedziałem, że prędzej czy później się podda.

Byłem przekonany o mojej wygranej na samym początku, kiedy znaleźliśmy się w klatce. To był właśnie ten jeden problem, z którym borykał się Carlos a który odkryłem oglądając jego walki. Myślał, że każdemu da radę i za bardzo się przez to wszystko rozproszył. Też kiedyś taki byłem, ale z czasem zrozumiałem, że właśnie przez takie coś przegrywałem.

Na szczęście mężczyzna posłuchał to co do niego powiedziałem i klepnął dwa razy w matę. Puściłem go i wstałem wiedząc, że dobrze się spisałem. Tłum zaczął szaleć a adrenalina krążąca w moich żyłach była tak uderzająca, że ledwo zarejestrowałem to, że Mike wbiegł do środka klatki.

- Udało ci się młody. – klepnął mnie mocno w plecy i wiedziałem, że był ze mnie dumny.

Wokół słyszałem tylko swój przydomek. ATOM! ATOM! AROM! ATOM!.

Cały pomieszczenie wypełnione było krzykami ludzi, którzy skandowali moje imię. Właśnie dla takich chwili żyłem i cieszyłem się każdą z nich dlatego podniosłem do góry ręce wiedząc, że tego ode mnie oczekiwali. Jeśli to było jeszcze możliwe krzyki stały się o wiele bardziej donośniejsze.

Spoglądałem na cały ten tłum, który tak bardzo mnie podziwiał, który tak bardzo mnie kochał i przychodził na moje walki. Będzie mi tego brakowało, kiedy odejdę jednak właśnie dla nich to robiłem, ponieważ zasługiwali na kogoś kto nadejdzie w chwale i to z takim przytupem, że nigdy się o nim nie zapomni.

Nie przywiązywałam zbytnio uwagi do tego kto kręcił się po sali jednak w tłumie coś przyciągnęło mnie do jednej kobiety stojącej przy wyjściu. Przez chwilę jakby się zawahała i przez to mogłem podziwiać jej niesamowita rysy twarzy, które tak bardzo utkwiły mi w pamięci. Jej jasne włosy spięte w kucyk, który poruszały się, kiedy w końcu opuściła pomieszczenie.

Wystarczył mi rzut oka na jej sylwetkę a już wiedziałem, że byłaby dla mnie idealna. Nie wiedziałem więc dlaczego wyszła tuż po zakończonej walce, tym bardziej że najwyraźniej po to przyszła. Gdyby to zależało ode mnie zapewne wyszedłbym z klatki i ruszył w ślad za nią, ale nie mogłem tego zrobić, bo zbyt wielu ludzi na mnie liczyło.

- Chodź młody. – Mike poprowadził mnie do schodów prowadzących do jednych z wyjść.

Od razu ludzie zaczynają wyciągać ręce więc pozwalałem im się dotykać a nawet niektórym osobom poklepywać. To była właśnie ta mniej przyjemna rzecz związana z moją sławą jednak uśmiechałem się i kiedy było trzeba podpisywałem się na kartkach czy nawet piersiach niektórych kobiet, które były na zbyt chętne, aby spędzić ze mną tą noc.

Mike przez cały czas popychał mnie w stronę wyjścia coraz bardziej zniecierpliwiony a mnie to coraz bardziej bawiło, bo nawet jemu uszczknęło się trochę z tego wszystkie. Nawet jedna z kobiet która mogła być zaledwie po dwudziestce szarpnęła go za koszulę i krzyknęła, że chciałaby zostać matką jego dzieci.

To był właśnie ten moment, który dzielił mojego trenera od wybuchu, dlatego podpisując się ostatni raz po prostu ruszyłem w kierunku szatni nie oglądając się za siebie. Zawiodłem tym samym niektóre fanów krzyki były tak ogłuszające, że nawet się nie zdziwiłem, że kiedy przekroczyliśmy próg pomieszczenia Mike powiedział:

- Kurwa w końcu spokój. – odetchnął z ulgą.

- Jakaś kobieta chciała mieć z tobą dziecko. - parsknąłem przypominając mu o tym zabawnym incydencie.

- Weź nawet mi nie mów. – ściągnął z głowy czarną czapkę z daszkiem i przejechał po swoich siwych włosach. – To był jakiś koszmar.

Miałem ochotę mu powiedzieć, że przecież uwielbiały jak kobiety się za nim oglądały, ale wtedy drzwi ponownie się otworzyły i wszedł przez nie Carl. Jak zwykle ubrał się w garnitur jakbyśmy wychodzili na nie wiadomo jaką imprezę a to była tylko walka.

- Dzięki wygranej zyskałeś lepszą pozycję w rankingu. Nie możesz jednak pozwolić sobie na przegraną. – Carl aż zacierał ręce co wcale mnie nie dziwiło, bo jako mój menadżer zarabiał o wiele więcej na moich wygranych walkach.

- Nie martw się Carl. Matt nas nie zawiedzie. – Mike wiedział, że coraz bardziej działał mi na nerwy, dlatego starał się załagodzić każdą naszą sprzeczkę. Ale zdawał sobie też sprawę z tego, że miałem krótki zapłon i mogłem wybuchnąć w każdej chwili.

Na szczęście i z tej sytuacji wiedział, jak wybrnąć i zaczął opatrywać rozcięcie na mojej brwi sprawiając, że tym samym miałem czas, aby ochłonąć. Nienawidziłem tych rozmów o statystykach i rankingach które niezwykle mnie irytowały, bo w tym wszystkim chodziło tylko o to, aby rozplanować każdy mój krok w celu wygrania kolejnej wali. A nie o pieniądze które będę mógł zarobić, jak obiję komuś ryj.

- Kiedy kolejna walka? – zapytałem Carla o wiele spokojniejszy niż wcześniej.

- Za sześć tygodni. Tym razem walczysz z Antoniem Luccio. – odpowiedział wkładając ręce do kieszeni spodni.

- Facet jest znany z tego, że wiele walk kończył nokautem. Będziesz się musiał pilnować. – Mike jak zwykle wiedział wszystko i ty razem nawet mnie nie zaskoczył informacjami na temat mojego kolejnego przeciwnika. – Gotowe. Teraz wyglądasz prawie normalnie. – stwierdził.

Kiwnąłem mu nieznacznie głową w ramach podziękowania i oparłem łokcie na kolanach. Przede mną jeszcze kilka walk i wtedy będę mógł na spokojnie odejść. Rozmyślałem nad tym od dawna i wiedziałem, że to najodpowiedniejsza pora.

Nie miałem jakoś specjalnych planów na przyszłość, ale na pewno chciałbym robić coś związanego ze sztukami walki. Nawet kilka razy napomknąłem mojemu trenerowi o tym, że chciałabym otworzyć swój własny klub bokserski. Za pierwszym razem wspomniałem o tym jakieś trzy lata temu jednak przez cały czas nie mogłem o tym zapomnieć.

Może to był właśnie mój plan na przyszłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro