Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Matt

Kiedy rozdzwoniła się moja komórka otworzyłem jedno oko i zastanawiałem się czy nie obrócić się na drugi bok i pospać jeszcze chwilę, ale ten dokładny dzwonek był przypisany do mojego trenera więc chcąc czy nie chcąc odebrałem. Musiałem przyznać, że ta rozmowa była nieco dziwna, tym bardziej że poprosił a nie zażądał jak to miał w zwyczaju abym przyjechał do jego domu, bo miał do mnie pilną sprawę.

Tak mnie to zaciekawiło, że w ciągu godziny już u niego byłem i zastanawiałem się, dlaczego był taki tajemniczy. Wprowadził mnie do salonu i usadził na kanapie która lata swojej świetności miała już dawno za sobą, ale musiałem przyznać, że była niezwykle wygodna.

- Więc co było takie pilne, że nie mogło poczekać? – zapytałem.

- Mam dla ciebie propozycję albo raczej prośbę. – w pierwszej chwili pomyślałem, że zależało mu na intensywniejszych i częstszych treningach, ale patrząc teraz na jego minę od razu zorientowałem się, że chodziło o coś ważniejszego. No i w dodatku ta dziwna rozmowa.

- Jaką?

- Chcę żebyś po walce powiedział coś o jednym z zawodników. – to był chyba pierwszy raz, odkąd się znaliśmy, gdy o coś prosił więc byłem w niemałym szoku, tym bardziej że nie spodziewałem się czegoś takiego.

- O którym? – to co powiedział bardzo mnie zaintrygowało, dlatego drążyłem dalej temat. Musiałem się dowiedzieć o co w tym wszystkich chodziło, bo zaczynał mnie coraz bardziej zaskakiwać.

- O Anthonym McMillanie.

- Nie znam. – może walczył przede mną, ale chyba nigdy nie spotkaliśmy, bo bym go zapamiętał. Nadal jednak nie wiedziałem co miała na celu jego prośba.

- Zmarł kilka lat temu podczas walki. Było o tym głośno. Ktoś zaczął strzelać a chłopak nie przeżył. – kiedy to powiedział od razu sobie przypomniałem. – Ostatnio spotkałem jego siostrę i wszystko do mnie wróciło. To był dobry dzieciak. – usiadł z westchnieniem w jednym z foteli.

To był okres, w którym Mike chodził naprawdę przybity. Nie chciał powiedzieć o co chodziło, ale to był trudny dla niego czas, bo właśnie wtedy zaczął pić. A że znałem go na tyle dobrze, że zaczęło mnie to niepokoić. Nie mogłem tego tak zostawić i nachodziłem go codziennie w domu upewniając się czy nie zapił się na śmierć. Trwało to dokładnie kilka tygodni, po których doszedł do siebie, ale i tak musiałem szukać go po barach i prosić ludzi, żeby nie składali skargi ani nie wzywali policji.

Najwyraźniej musiał bardzo dobrze znać tego mężczyznę, skoro po tak długim czasie zaczął o nim wspominać. Sądząc po jego minie był kimś więcej niż tylko jakimś tam zawodnikiem, miałem wręcz wrażenie, że był dla niego bliskim przyjacielem.

- Teraz pamiętam, że było o tym głośno, ale mówisz, że spotkałeś jego siostrę? - musiałem dojść do sedna sprawy.

- Tak, na ostatniej walce. – pokiwał głową. - Dziewczyna bardzo to przeżyła. Byli ze sobą bardzo zżyci. – powiedział przybity. - Była tam przed walką, umarł na jej rękach. – dodał na koniec.

- Ja pierdolę. – nie wyobrażałem sobie tego. Sam nigdy nie miałem rodziców, więc nie wiedziałem, jak to było ich stracić a tym bardziej swojego brata czy siostry.

Miałem Mike'a, ale to było całkowicie coś innego. Pomimo że nie łączyły nas więzy krwi był dla mnie jedną z nielicznych osób którym ufałem w pełni. Sam nie wiedziałem jak bym się zachował gdybym go stracił, ale na samą myśl, że ta kobieta straciła swojego własnego brata i jeszcze to widziała to była po prostu jakaś tragedia.

- Zrobisz to? – dopytał się. Czoło miał zmarszczone a w oczach niepokój. Nie mogłem mu tego zrobić i odmówić.

- Czego konkretnie ode mnie potrzebujesz?

- Krótkiej przemowy na temat życia i tego jak MMA nie zapomina. - pomimo tego, że nie powiedział mi za wiele wiedziałem dokładnie o to samo chodziło. Nurtowała mnie jednak jedna ważna rzecz.

- Dlaczego to takie ważne? – to było to co chciałem wiedzieć.

To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś zginął podczas walki i traciliśmy przez to niesamowitych zawodników. Sytuacja, o której wspomniał była inna, bo stało się to podczas strzelaniny, ale i tak bardzo zastanawiało mnie to, dlaczego mu tak na tym zależało.

- Znałem ich. - nawet nie zdziwiły mnie jego słowa. - Przyjaźniłem się z ich ojcem. To był dobry dzieciak i zasługuję na to, aby o nim pamięć.

Powinienem odmówić, bo nigdy nie robiłem takich rzeczy jednak z jakiegoś powodu nie potrafiłem, tym bardziej że to była prośba od niego. Wiedziałem, że gdyby mógł nie poprosiłbym mnie, ale musiało być to dla niego niezwykle ważne więc jak mógłbym mu odmówić, tym bardziej że tak wiele dla mnie zrobił. To właśnie dzięki niemu stałem się kimś.

- Dobra nie ma sprawy. – powiedział.

Kiedy zobaczyłem na jego twarzy niesamowitą ulgę a nawet i nieznaczny uśmiech wiedziałem, że podjąłem dobrą decyzję. Jak na swoje lata niesamowicie szybko podniósł się z fotela i podszedł do lodówki, z której wyciągnął piwo dla mnie i wodę dla siebie.

Od czasu tego incydentu, kiedy wpadł w ciąg i nie mógł przestać pić ani razu nie tknął więcej żadnego alkoholu. To była jego decyzja i w pełni ją rozumiałem a nawet wspierałem. Mike nigdy tak naprawdę nie zwierzał mi się ze swojego życia i znałem tylko niewielkie urywki, ale skoro potrafił doprowadzić się do takiego stanu to musiało wydarzyć się coś co niesamowicie nim wstrząsnęło.

- Może obejrzymy walki twojego przeciwnika i zobaczymy jakie ma słabe punkty? – zapytał wyciągając w moją stronę butelkę z piwem i chociaż powinienem już wyjść wiedziałem, że nie chciał zostać sam.

Odebrałem z jego rąk butelkę, odkręciłem kapsel i pociągnąłem solidny łyk. Poczekałem aż włączy ten swój stary telewizor, który już od dawno powinien wylądować na śmietniku i poczekałem aż puści jedno z nagrań, które tak skrupulatnie kolekcjonował. Za każdym razem, kiedy miałem rozegrać jakąś walkę nie wiedziałem jakim sposobem udało mu się odkopać stare nagrania zawodników z którymi miałem się zmierzyć.

Od razu, kiedy zobaczyłem na ekranie twarz Antonio Luccio wiedziałem, że to nie będzie tak łatwa walka jak w przypadku poprzedniej. Miałem okazję kilka razy oglądać jego starcia i musiałem przyznać, że mogłem mieć problem, aby pokonać.

Był w podobnym wieku co ja. Nasze statystyki były praktycznie identyczne. Jednak nasze style walki całkowicie się różniły co od razu było widać na pierwszy rzut oka. Ja chciałem wygrać nie zabijając przy tym nikogo a z kolei on miał za sobą kilka walk, po których stracił nad sobą kontrolę i posłał kilka osób do szpitala. Jednemu nawet złamał kręgosłup.

Nie dowierzałem jakim cudem udało się go wybronić i dlaczego nie poniósł z tego tytułu żadnych konsekwencji. Dziwiło mnie to, tym bardziej że opinia publiczna tak szybko o tym zapomniała. Spoglądając na ekran miałem nadzieję, że uda nam się stoczyć walkę bez poważniejszych obrażeń.

Takich które wymagałybydłuższej hospitalizacji albo mojego rychłego pochówku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro