Rozdział 9
Matt
Trzymałem w uścisku Carlosa i nie było takiej opcji, że mógłby się wyswobodzić. Nie spodziewałem się, że ta walka przybierze taki obrót, tym bardziej że miałem godnego siebie przeciwnika, ale to nie zmieniało faktu, że i tak byłem od niego znacznie lepsze.
Nawet to, że teraz starał się wydostać z mojego chwytu więc musiałem przystąpić do kolejnego etapu, aby zakończyć to jak najszybciej. Założyłem mu ramię na szyję w ten sposób, że mogłem go chwilę poddusić, aby stracił na tyle siły i pogodził się z przegraną.
Słyszałem ryk tłumu, który podziwiał naszą walkę, ale i widział, że to koniec. To było niesamowite uczucie wiedzieć, że po raz kolejny pokonałem przeciwnika i tym samym wyeliminowałem go z dalszej walki. Nie miałem zamiaru tak łatwo odpuścić, bo czy tego chciał czy nie ten mistrzowski pas będzie należał do mnie.
Musiałem jednak przyznać, że był niesamowicie dobry.
- Poddaj się. – wydyszałem mu to na ucho a przez to, że odwrócony był do mnie tyłem nie widziałem dokładnie jego twarzy jednak, kiedy z każdą chwilą zaczął tracić siły i wiedziałem, że prędzej czy później się podda.
Byłem przekonany o mojej wygranej na samym początku, kiedy znaleźliśmy się w klatce. To był właśnie ten jeden problem, z którym borykał się Carlos a który odkryłem oglądając jego walki. Myślał, że każdemu da radę i za bardzo się przez to wszystko rozproszył. Też kiedyś taki byłem, ale z czasem zrozumiałem, że właśnie przez takie coś przegrywałem.
Na szczęście mężczyzna posłuchał to co do niego powiedziałem i klepnął dwa razy w matę. Puściłem go i wstałem wiedząc, że dobrze się spisałem. Tłum zaczął szaleć a adrenalina krążąca w moich żyłach była tak uderzająca, że ledwo zarejestrowałem to, że Mike wbiegł do środka klatki.
- Udało ci się młody. – klepnął mnie mocno w plecy i wiedziałem, że był ze mnie dumny.
Wokół słyszałem tylko swój przydomek. ATOM! ATOM! AROM! ATOM!.
Cały pomieszczenie wypełnione było krzykami ludzi, którzy skandowali moje imię. Właśnie dla takich chwili żyłem i cieszyłem się każdą z nich dlatego podniosłem do góry ręce wiedząc, że tego ode mnie oczekiwali. Jeśli to było jeszcze możliwe krzyki stały się o wiele bardziej donośniejsze.
Spoglądałem na cały ten tłum, który tak bardzo mnie podziwiał, który tak bardzo mnie kochał i przychodził na moje walki. Będzie mi tego brakowało, kiedy odejdę jednak właśnie dla nich to robiłem, ponieważ zasługiwali na kogoś kto nadejdzie w chwale i to z takim przytupem, że nigdy się o nim nie zapomni.
Nie przywiązywałam zbytnio uwagi do tego kto kręcił się po sali jednak w tłumie coś przyciągnęło mnie do jednej kobiety stojącej przy wyjściu. Przez chwilę jakby się zawahała i przez to mogłem podziwiać jej niesamowita rysy twarzy, które tak bardzo utkwiły mi w pamięci. Jej jasne włosy spięte w kucyk, który poruszały się, kiedy w końcu opuściła pomieszczenie.
Wystarczył mi rzut oka na jej sylwetkę a już wiedziałem, że byłaby dla mnie idealna. Nie wiedziałem więc dlaczego wyszła tuż po zakończonej walce, tym bardziej że najwyraźniej po to przyszła. Gdyby to zależało ode mnie zapewne wyszedłbym z klatki i ruszył w ślad za nią, ale nie mogłem tego zrobić, bo zbyt wielu ludzi na mnie liczyło.
- Chodź młody. – Mike poprowadził mnie do schodów prowadzących do jednych z wyjść.
Od razu ludzie zaczynają wyciągać ręce więc pozwalałem im się dotykać a nawet niektórym osobom poklepywać. To była właśnie ta mniej przyjemna rzecz związana z moją sławą jednak uśmiechałem się i kiedy było trzeba podpisywałem się na kartkach czy nawet piersiach niektórych kobiet, które były na zbyt chętne, aby spędzić ze mną tą noc.
Mike przez cały czas popychał mnie w stronę wyjścia coraz bardziej zniecierpliwiony a mnie to coraz bardziej bawiło, bo nawet jemu uszczknęło się trochę z tego wszystkie. Nawet jedna z kobiet która mogła być zaledwie po dwudziestce szarpnęła go za koszulę i krzyknęła, że chciałaby zostać matką jego dzieci.
To był właśnie ten moment, który dzielił mojego trenera od wybuchu, dlatego podpisując się ostatni raz po prostu ruszyłem w kierunku szatni nie oglądając się za siebie. Zawiodłem tym samym niektóre fanów krzyki były tak ogłuszające, że nawet się nie zdziwiłem, że kiedy przekroczyliśmy próg pomieszczenia Mike powiedział:
- Kurwa w końcu spokój. – odetchnął z ulgą.
- Jakaś kobieta chciała mieć z tobą dziecko. - parsknąłem przypominając mu o tym zabawnym incydencie.
- Weź nawet mi nie mów. – ściągnął z głowy czarną czapkę z daszkiem i przejechał po swoich siwych włosach. – To był jakiś koszmar.
Miałem ochotę mu powiedzieć, że przecież uwielbiały jak kobiety się za nim oglądały, ale wtedy drzwi ponownie się otworzyły i wszedł przez nie Carl. Jak zwykle ubrał się w garnitur jakbyśmy wychodzili na nie wiadomo jaką imprezę a to była tylko walka.
- Dzięki wygranej zyskałeś lepszą pozycję w rankingu. Nie możesz jednak pozwolić sobie na przegraną. – Carl aż zacierał ręce co wcale mnie nie dziwiło, bo jako mój menadżer zarabiał o wiele więcej na moich wygranych walkach.
- Nie martw się Carl. Matt nas nie zawiedzie. – Mike wiedział, że coraz bardziej działał mi na nerwy, dlatego starał się załagodzić każdą naszą sprzeczkę. Ale zdawał sobie też sprawę z tego, że miałem krótki zapłon i mogłem wybuchnąć w każdej chwili.
Na szczęście i z tej sytuacji wiedział, jak wybrnąć i zaczął opatrywać rozcięcie na mojej brwi sprawiając, że tym samym miałem czas, aby ochłonąć. Nienawidziłem tych rozmów o statystykach i rankingach które niezwykle mnie irytowały, bo w tym wszystkim chodziło tylko o to, aby rozplanować każdy mój krok w celu wygrania kolejnej wali. A nie o pieniądze które będę mógł zarobić, jak obiję komuś ryj.
- Kiedy kolejna walka? – zapytałem Carla o wiele spokojniejszy niż wcześniej.
- Za sześć tygodni. Tym razem walczysz z Antoniem Luccio. – odpowiedział wkładając ręce do kieszeni spodni.
- Facet jest znany z tego, że wiele walk kończył nokautem. Będziesz się musiał pilnować. – Mike jak zwykle wiedział wszystko i ty razem nawet mnie nie zaskoczył informacjami na temat mojego kolejnego przeciwnika. – Gotowe. Teraz wyglądasz prawie normalnie. – stwierdził.
Kiwnąłem mu nieznacznie głową w ramach podziękowania i oparłem łokcie na kolanach. Przede mną jeszcze kilka walk i wtedy będę mógł na spokojnie odejść. Rozmyślałem nad tym od dawna i wiedziałem, że to najodpowiedniejsza pora.
Nie miałem jakoś specjalnych planów na przyszłość, ale na pewno chciałbym robić coś związanego ze sztukami walki. Nawet kilka razy napomknąłem mojemu trenerowi o tym, że chciałabym otworzyć swój własny klub bokserski. Za pierwszym razem wspomniałem o tym jakieś trzy lata temu jednak przez cały czas nie mogłem o tym zapomnieć.
Może to był właśnie mój plan na przyszłość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro