Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bad Christmas


Lea szybko wysunęła rękę spod kołdry i po omacku wyłączyła budzik w telefonie, dzwoniący już od dobrych kilku minut. Poranki były straszne, a poranki w okresie zimowym już w ogóle powinny zostać zniesione. Kto to widział, by wstawać w środku nocy, gdy za oknem jeszcze ciemno?? Co z tego, że dochodziła siódma...

Dziewczyna wsunęła stopy w kapcie i narzuciła na grzbiet puchowy szlafrok, otulając się nim niczym tarczą chroniącą przed zimnem. Jedyne co ją mogło teraz uratować, to kawa. Gorąca, mocna i słodka. Kiedy ekspres cicho, jednostajnie terkotał, lejąc mocodajny płyn do filiżanki, Lea spojrzała przez okno. Jej oczom ukazał się śnieżnobiały krajobraz. Wszystko wokół było zasypane śniegiem, niestety łącznie z jej samochodem.

-Kur*a - zaklęła soczyście - Napadało tego białego gó*na!

Wiedziała dobrze, że czeka ją odśnieżanie auta, czyli będzie musiała się szybciej ogarnąć i kawę wypić w pośpiechu. A to zwiastowało zły dzień.

❅❅❅

Opatuliła się szczelnie puchową kurtką, zsuwając na głowę kaptur. W rękach otulonych ciepłymi rękawiczkami dzierżyła zmiotkę i skrobaczkę do szyb. Już po pierwszym kroku, gdy jej beżowe emu zapadły się w śniegu, zaczęła mamrotać pod nosem niecenzuralne słowa. Pozbycie się śniegu zajęło jej kilka dobrych minut, przez chwilę skrobała szybę, jednak dała za wygraną i postanowiła odpalić auto, by się rozgrzało i odtajało. Przeszukała kieszenie, jednak nie znalazła kluczyków

- Damn! - krzyknęła i zaczęła się zastanawiać, gdzie je mogła zgubić.

Obeszła auto dookoła, lecz nigdzie nie było ich śladu. Wróciła zdenerwowana do domu, gdzie na stole, w tym samym miejscu co zawsze, leżały jej klucze. Chwyciła je w garść i pospiesznie chwytając w biegu torebkę, zamknęła drzwi od domu i skierowała się do auta. Chwilę mocowała się z przymarzniętym zamkiem, gdy klucze z czerwonym brelokiem radośnie pobrzękiwały o karoserię. Już była spóźniona.

❅❅❅

Szkoła, w której pracowała znajdowała się 10 minut drogi od domu. Przez to zazwyczaj spała do oporu i wykorzystywała fakt, że zwykle była na czas. Dziś poranne manewry sprawiły, że spóźniła się o cały kwadrans.

Szkołę jak zawsze wypełniał gwar i ... jak co roku w tym okresie, muzyka świąteczna. Zewsząd dobiegały pobrzękiwania dzwoneczków i radosne, skoczne piosenki wyrywały się ze szkolnego radiowęzła. Fuj.

- Dzień dobry! - chórem przywitały ją dzieci gromadzące się na korytarzu.

Odpowiedziała im z uśmiechem i skierowała się do swojego kącika - małej szkolnej biblioteki. Marzyła o tym by się tam zaszyć i przyrządzić sobie drugą kawę. Jednak, zanim tam dotarła, spotkała na swojej drodze dwie wesołe nauczycielki, mocujące się z workami pełnymi ozdób świątecznych. Skąd wiedziała, że w opasłych workach są ozdoby? Bo jeden z nich nie wytrzymał presji i pękł, pozostawiając po sobie ścieżkę składającą się z kolorowych, błyszczących bombek.

Przyspieszyła kroku i już za moment znalazła się w bibliotece. Miejscu wolnym od świąt. Z ulgą zamknęła drzwi odgradzając się od tej kiczowatej muzyki i po przyrządzeniu kawy zajęła swoje stałe miejsce za biurkiem. Przez godzinę powinna mieć spokój, bo dzieciaki właśnie zaczynały lekcje, a nie miała w swoim grafiku żadnej grupy na zastępstwo.

❅❅❅

Dzień minął jej w miarę spokojnie, dzieci wyjątkowo nie dokazywały. Zajęte przygotowaniem dekoracji świątecznych, nie miały czasu na wypożyczanie książek.

Lea nienawidziła tej całej świątecznej otoczki. Irytował ją śnieg i zimno. Drażniła świąteczna muzyka, a wszelkie świecąco-błyszczące kolorowe dekoracje, łącznie z choinką na czele, raziły jej poczucie estetyki. Najchętniej zaszyłaby się gdzieś daleko, gdzie nie męczyłoby jej to całe świąteczne przedstawienie.

Rozmyślając o piaszczystych plażach i drinkach z palemką, przemierzała parking żwawym krokiem, by jak najszybciej znaleźć się w swojej bezpiecznej przystani, jaką był jej dom. Sporządzając w głowie listę zakupów - bo zamierzała zamówić wszystko online z dostawą do domu by ominąć kolejki przedświąteczne, nieuważnie postawiła nogę wprost na ślizgawce i jak długa wywinęła orła. Łupnęła na skutą lodem ziemię, aż zobaczyła gwiazdy.

Gdy próbowała się podnieść, znikąd pojawił się nad nią czerwony kształt, który po wyostrzeniu okazał się... Świętym Mikołajem.

- Pięknie - pomyślała. Brakuje jeszcze tylko śnieżynek - mruknęła pod nosem.

- Śnieżynki już rozeszły się do domów. Nic ci nie jest? - powiedział Święty, po czym lekko uniósł ją i postawił na nogi. - Nieźle łupnęłaś.

- Nic mi nie jest - powiedziała Lea i wyswobodziła się z uścisku, otrzepała ręce, a następnie skierowała swe kroki w stronę auta. Tym razem szła wolniej, stawiając krok za krokiem.

- Oj nie dostaniesz prezentu pod choinkę - krzyknął za nią siwobrody i się roześmiał. Jego śmiech odprowadzał ją aż nie trzasnęła drzwiami swojej Corsy.

❅❅❅

Wieczorem coś zaczęło ją rozkładać, było jej zimno i bolała ją głowa. Jak na złość, skończyły się wszystkie tabletki przeciwbólowe. Na przeziębienie też niewiele zostało.

W różowym dresie, z kolorową wełnianą czapką na głowie i zaczerwienionym nosem stanęła w drzwiach apteki. Gdy się zaopatrzyła w potrzebne produkty i zostawiła tam za nie majątek,wyszła na zewnątrz, gdzie jej oczy zaatakowały miliony światełek, zdobiących rynek. Zakręciło jej się w głowie, więc w panice chwyciła się barierki.

- Kogo ja widzę, upadła śnieżynka! - usłyszała w pobliżu. Chciała się odwrócić, lecz każdy gwałtowny ruch powodował jeszcze silniejszy ból głowy, a żołądek zaczynał zaciskać się w supeł.

- Odpuść sobie. Nie jestem w nastroju...

- Idą święta, jak można nie być w nastroju? - spytał wyraźnie zaciekawiony mężczyzna w stroju Świętego Mikołaja.

- Nie lubię świąt - wyjąkała, coraz bardziej blednąc.

- Czyżby mi się trafił Grinch w spódnicy? - zaironizował, po czym nagle spoważniał i w ostatniej chwili złapał dziewczynę, która zaczęła się osuwać na ziemię.

❅❅❅

Po niezbyt krótkiej wizycie na SOR, z dwutygodniowym zwolnieniem od pracy, Lea siedziała w czerwonym Fiacie 126p, na którego dachu widniały atrapy prezentów, a w środku wisiała - jakżeby inaczej, piernikowa choinka zapachowa. Jedynym czego bardziej nienawidziła od świąt, były szpitale. Na szczęście okazało się, że ma JEDYNIE lekkie wstrząśnienie mózgu i po negocjacjach pozwolono jej wyjść do domu.

Za kierownicą, siedział nie kto inny, jak Święty Mikołaj. Zaczynała myśleć, że to kara za wszystkie lata negowania świątecznej atmosfery.

- Podaj mi adres, to odwiozę cię pod same drzwi.

- Spokojna 18 - wyjąkała i zapięła pas. Miała już dość przygód na dzisiaj. Przymknęła oczy, oparła głowę o zagłówek i postanowiła, że nie będzie się odzywać przez całą drogę, lecz gdy w radio rozbrzmiało radosne "All I want for Christmas is Youuuuu...", nie wytrzymała i tłumacząc się bólem głowy, poprosiła o wyłączenie.

Gdy po 20 minutach byli na miejscu, kierowca jako pierwszy wyszedł z auta i otworzył jej szarmancko drzwi. Bez słowa odprowadził ją, tak jak obiecał, pod same drzwi. Kiedy odwróciła się by podziękować, zobaczyła, jak Święty zdejmuje siwą brodę i czapkę. Jej oczom ukazał się przystojny blondyn, zapewne niewiele starszy od niej. Jego zielone oczy błyszczały w świetle latarni. Lea patrzyła jak zauroczona. Ale czego się spodziewała, staruszka z kartoflowym nosem?

- Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś i straciłeś swój czask. To miło z twojej strony. Naprawdę jestem ci wdzięczna.

- Święty jest również od tego by pomagać - rzucił i mrugnął jednym okiem.- Miłego wieczoru.

I tak jak za każdym razem pojawiał się niespodziewanie, tak zniknął. Nie dosłownie, po prostu wsiadł do swojego fiacika i odjechał. Lea miała wrażenie, że wciąż czuje zapach piernikowej choinki.

❅❅❅

Dziewczyna nafaszerowana lekami spała do 10. Całe szczęście był sobotni poranek. Mogła wylegiwać się do woli. Zanim zasnęła poprzedniego wieczora, zdążyła zrobić zakupy przez internet, które miały być dostarczone rano pod same drzwi. Wolnym krokiem, zahaczając o kuchnię i włączając po drodze ekspres, wyjrzała na zewnątrz domu w poszukiwaniu zakupów. Pod drzwiami stały trzy pełne torby. Gdy schyliła się by je podnieść, zobaczyła czerwoną kopertę.

Otworzyła ją.

Jesteś piękna (i zimna!) jak płatek śniegu

Z chęcią napiję się z Tobą kawy. Na rozgrzewkę.

Jeśli jesteś wolna, zadzwoń.

Poniżej znajdował się numer telefonu.

Nie miała wątpliwości, kto zostawił jej ten liścik.

❅❅❅

Była zaintrygowana. Pomyślała, że skoro przez dwa tygodnie jest uziemiona w domu, miło będzie wyskoczyć na kawę. Zwłaszcza że nowopoznany mężczyzna nie mógł wyjść jej z głowy.

Wykręciła numer.

- Ho ho ho... Halo - usłyszała, zanim zrezygnowała i nacisnęła czerwoną słuchawkę. Nie było już odwrotu.

- Z tej strony Królowa Lodu - zażartowała, wsłuchana w ciszę po drugiej stronie.

- Hmm... Nie spodziewałem się, że tak szybko zadzwonisz. Cześć - słychać

było, że jest wyraźnie zadowolony, że się odezwała.

- Czy zaproszenie jest aktualne?

-Jak najbardziej! Choćby zaraz!

❅❅❅

Umówili się w pobliskiej kawiarni, o kuszącej nazwie "Cynamonowe szaleństwo". Jednak gdy Lea weszła do środka, wiedziała, że to był błąd... Jej oczom ukazał się iście świąteczny widok. Czuła się tak, jakby wpadła do kotła ze wszystkimi dostępnymi ozdobami świątecznymi i ktoś by to zamaszyście posypał brokatem. Fuj!

Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu swojego towarzysza. Początkowo go nie zauważyła, jednak po chwili dojrzała przy stoliku blondyna, machającego do niej z uśmiechem.

- Cześć - powiedział podnosząc się by pomóc jej zdjąć płaszcz - Jak miło, że jesteś!

Gdy się rozsiedli, zapanowała krępująca cisza, którą przerwała dziewczyna.

- Mam na imię Lea. A Ty?

- Janek. Szczerze, czuję się, jak na randce w ciemno.

- Szczerze, czuję się jak w domu Świętego Mikołaja - odpowiedziała. Jan zachichotał.

- Poniekąd coś w tym jest... Właściciel ma na imię Mikołaj.

Lea przewróciła oczami, skupiając się na menu. Oboje zamówili po gorącej czekoladzie, pogrążając się w rozmowie. Dowiedziała się, że Jan niedawno przeprowadził się, a aktualnie pracuje jako animator w Domu Kultury. W okresie świątecznym, w przebraniu Świętego Mikołaja, paraduje po mieście, jak sam to określił, "sprawiając przyjemność".

Spotkanie minęło w miłej atmosferze, para dogadywała się znakomicie. Jedynie temat świąt ich różnił...

Kiedy przyszła pora rozstania, Jan zaproponował, że odprowadzi dziewczynę do domu. Co prawda, mieszkała całkiem blisko, lecz nie mógł pozwolić, by szła sama o zmroku. Dziwnym trafem droga powrotna prowadziła przez środek rynku, pomiędzy błyskającymi światełkami girlandami. Po dotarciu w okolicę wysokiej choinki, ozdobionej milionem lampek i taką samą ilością srebrnych bombek, mężczyzna nagle zatrzymał się, chwycił Leę za rękę i odwrócił twarzą do siebie, spoglądając głęboko w oczy.

- Nie wiem, czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia - zaczął cichym głosem - ale mam wrażenie, że właśnie to mnie spotkało. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, wybiegającą ze szkoły a potem upadającą z hukiem na ośnieżony chodnik... Poczułem TO coś...

Lea zszokowana milczała, nie wiedząc, co powiedzieć i jak się zachować.

- Wiem, że się nie znamy za dobrze. Że pewnie wiele nas dzieli...

- Szczególnie podejście do świąt... - zagaiła cicho.

- Szczególnie podejście do świąt - powtórzył za nią - Chętnie pokażę ci, że święta mogą być udane - po czym zaryzykował i zbliżył swoje usta do jej ust, a gdy nie zaprotestowała, dając mu nieme przyzwolenie, pocałował ją.

I stali tak, całując się na mrozie, pod oświetloną choinką, a z nieba zaczęły sypać płatki śniegu, dodając klimatu zaistniałej sytuacji. W pewnym momencie dziewczyna przerwała, nieznacznie odsuwając się od mężczyzny. Pierwszy raz od dawna poczuła, że te święta nie będą takie złe, jak zazwyczaj.

- Zatem zapraszam cię na kontynuację tego wieczoru. Nie mam co prawda choinki, ale znajdzie się butelka czerwonego wina. Mam nadzieję, że lubisz. Adres znasz...

                                                             ☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃☃



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro