Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

03 Olivia

Stałam przed otwartą szafą owinięta w sam ręcznik. Nie miałam zamiaru stroić się dla obcego mężczyzny i jego synalka. Ostatnie, czego chciałam, to paradować w szpilkach, kiedy mama zmusiłaby mnie do podawania jedzenia. Jednak nie chciałam też pokazać się w krótkich spodenkach, w których chodziłam przez cały dzień. 
Najchętniej nawet nie wyszłabym z pokoju.
Westchnęłam, decydując się na jeansową spódnicę i zwykłą, białą koszulkę z krótkim rękawem. Był koniec sierpnia i nie mogliśmy narzekać na zimno. Mimo że nadchodził wieczór, duszne powietrze lepiło się do skóry jak guma do żucia pod butem. Włosy, które przykleiły mi się do karku, zawiązałam w warkocz i wytuszowałam sobie rzęsy.
– Olivia, chodź już! – krzyknęła mama z dołu.
Z westchnieniem podniosłam się z łóżka, starając się nie przybierać miny męczennika.
– Jakoś to przeżyjesz – powiedziałam do swojego odbicia w lustrze, przy którym stanęłam, by ostatni raz zobaczyć, jak wyglądam.
Może trochę zbyt teatralnie stawiałam głośno kroki po schodach, kiedy schodziłam z piętra, ale w ten sposób chciałam pokazać swoje niezadowolenie.
Kiedy dotarłam na parter i nie zauważyłam nikogo przy drzwiach wejściowych, zmarszczyłam w niezrozumieniu brwi. Czyżby jeszcze ich nie było? Dopiero po chwili usłyszałam śmiechy dobiegające z salonu, na co wywróciłam oczami.  „Nikt się z nikim nie spotyka”, prychnęłam, przypominając sobie naszą rozmowę z kuchni. Poczekaj, bo już ci uwierzę.
– Olivia, jesteś już – oznajmiła mama, kiedy weszłam do salonu.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, lokalizując wysokiego mężczyznę przed pięćdziesiątką. Kiedy mnie zobaczył, odłożył szklankę i podniósł się z kanapy, na której siedział. Za nim podążyła moja mama, ale nie zwracałam na nią uwagi. 
– Olivia, to jest Dan, mój kolega z pracy – mama przedstawiła mi mężczyznę, który ruszył właśnie w moim kierunku. 
Był naprawdę przystojny mimo zmarszczek, które zaczynały być widoczne, i lekkiej siwizny w kruczoczarnych włosach. Szeroki uśmiech tylko pogłębiał zmarszczki wokół brązowych oczu, które wpatrywały się we mnie z ciekawością.  Był postawnej budowy z szerokimi ramionami odzianymi w błękitną koszulę. Na długich nogach miał zwykłe jeansy. 
–  Miło cię wreszcie poznać. – Wyciągnął do mnie rękę, którą po krótkim namyśle przyjęłam.  –  Twoja mama wiele mi o tobie opowiadała.
–  Proszę jej nie wierzyć. – Uśmiechnęłam się. – To na pewno same kłamstwa.
– Na pewno nie. – Dan zaśmiał się, spoglądając na moją mamę. – Mówiła same dobre rzeczy.
– Niech pan nie chwali dnia przed zachodem słońca.
– Olivia! – Mama posłała mi jadowite spojrzenie.
Jestem pewna, że chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przeszkodził jej w tym dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, kto to może być. Przecież mama nie zaprosiła nikogo innego, a do mnie mógł przyjść tylko Luke, który dobrze wie, że jestem teraz zajęta.
– To pewnie Michael – oznajmił Dan, kiedy podeszłam do drzwi z zamiarem otwarcia ich. – Napisał, że się spóźni.
Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że rzeczywiście miał przyjść jeszcze jego syn, a nikogo więcej w salonie nie było.
Złapałam za klamkę i zamaszyście otwarłam drzwi, prawie uderzając nimi w ścianę. W progu stał chłopak albo młody mężczyzna. Nie wiedziałam, ile ma lat. Jednak nie to było teraz ważne. Cała krew odpłynęła mi z twarzy, a ręce zaczęły świerzbić. Czułam się, jakbym nie umiała oddychać i to nie miało nic wspólnego z duchotą panującą tego dnia.
– Mike – usłyszałam za sobą głos Dana.
Mike chyba dopiero teraz zauważył, że drzwi były otwarte, bo ze zmarszczonymi brwiami oderwał wzrok od naszej skrzynki na listy i spojrzał na nas. Przeniósł wzrok najpierw na Dana, potem na moją mamę, a na końcu na mnie. W chwili, w której mnie rozpoznał, wiele emocji przemknęło przez jego twarz, dopóki nie pojawiła się na niej obojętność.
– Przepraszam za spóźnienie – zwrócił się do mojej mamy, kiedy wszedł do domu. – Jakaś idiotka wybiegła mi przed samochód.
Gdy wypowiedział te słowa, moja złość powróciła ze zdwojoną siłą. Jeszcze fakt, że potem spojrzał na mnie z tym uśmieszkiem pełnym satysfakcji, przelał czarę goryczy.
– O, a co ci się stało w twarz? – zapytałam słodko. – Dziewczyna była tak znudzona, że przywalenie ci było bardziej satysfakcjonujące?
– Olivia! – Moja mama wyglądała, jakby zaraz miała eksplodować. To nie była moja wina, że chłopak już na samym początku mi podpadł. On jednak nic nie odpowiedział, co mnie zdziwiło. Widziałam tylko, jak zaciskał zęby, ale nic więcej się nie wydarzyło. Zapowiadał się ciekawy wieczór.
– Córciu, mogę cię prosić na chwilę?
Nawet nie czekając na moją odpowiedź, złapała mnie za nadgarstek i zaciągnęła do kuchni.
– To boli! – Wyszarpnęłam rękę z jej żelaznego uścisku, a następnie zaczęłam ją rozmasowywać, starając się jakoś złagodzić ból.
– Nie tak jak moja duma! – warknęła na mnie niczym pies. – Jak ja cię wychowałam? Co ci odbiło z tymi komentarzami?
– No, już dobra, dobra. Poniosło mnie – przyznałam nie mogąc już dłużej znieść wkurzonego wzroku mamy.
– To nie powód, by go obrażać. – Wymachiwała rękami we wszystkie strony, na co tylko wzruszyłam ramionami. – I właśnie dlatego się nim zajmiesz.
– „Zajmiesz”? Co, mam mu zrobić dobrze?! – krzyknęłam, nie do końca przemyślawszy tę decyzje. Na pewno było mnie słychać w całym domu.
– Olivia, do cholery jasnej!
Znowu złapała mnie za rękę, tym razem wyciągając z kuchni do salonu. Od razu skrzyżowałam się wzrokiem z Mikiem. Powstrzymałam ochotę pokazania mu języka, bo jestem dorosłą osobą, a nie dlatego, że mama stała obok mnie. Jednak nie mogłam sobie darować przewrócenia oczami.
– Mike, Olivia oprowadzi cię po domu. – Uśmiechnęła się do tego dupka, a następnie odwróciła do mnie ze satysfakcją malującą się na twarzy.
–  Nie chcę stwarzać problemu...
–  Ależ to żaden problem – weszła mu w słowo. – Prawda, Olivio?
– Tak naprawdę to... – pisnęłam cicho, czując uszczypnięcie w przedramię. Przeniosłam wzrok z mamy na Mike’a siedzącego wygodnie w fotelu i uśmiechnęłam się sztucznie.  – To żaden problem.

***

– Tu masz kuchnię. – Mój głos był tak monotonny i znudzony, że jakbym była nauczycielką, to sama zasnęłabym na swoich lekcjach. Słyszałam za sobą jego kroki, jednak ani razu nie obejrzałam się za siebie. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Wskazałam na drzwi, które właśnie mijaliśmy. – A tutaj jest łazienka.
Kiedy szliśmy schodami na pierwsze piętro, przez cały czas czułam palące spojrzenie chłopaka na moim tyłku. Zacisnęłam pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę, tylko po to, by nie odwrócić się z półobrotu i znowu mu nie przywalić.
– Tu jest druga łazienka, a tutaj mój pokój. – Przeszłam kilka metrów dalej, nagle stając w miejscu. Podejrzliwie odwróciłam się za siebie, będąc prawie pewną, że słyszę, jak otwierają się drzwi. Myślałam, że zaraz wybuchnę, kiedy zauważyłam, że drzwi do mojego pokoju były uchylone, a po Mike’u ślad zaginął. – Durniu, nie wiesz, co to jest strefa prywatna?
Wściekła wmaszerowałam do mojego pokoju niczym szturmowiec mający tylko jeden cel: wywalić irytującego intruza z pokoju.
Jednak nie było mi to dane, bo gdy przekroczyłam próg, zostałam szarpnięta za ramię i przyciśnięta do ściany. Mike nogą zamknął drzwi, jednocześnie przytrzymując mnie, kiedy zaczęłam się wyrywać. Ogarnął mnie niepokój. Czułam, jak ściska mi się żołądek, a płuca zaczynają coraz szybciej nabierać powietrza. Jakbym przebiegła maraton. 
– Co ty odwalasz? – zapytałam, hardo patrząc mu prosto w oczy. Chociaż niepokój zaczynał przemieniać się w panikę, nie chciałam dać tego po sobie poznać. On jednak nie odpowiedział na moje pytanie, bo był zbyt zajęty przyglądaniem mi się. Odsunął się na odległość ramienia, by zmierzyć mnie od czubka głowy po stopy i z powrotem.
– Luke miał rację – mruknął pod nosem, kiwając głową.
– Co? – Zmarszczyłam brwi na dźwięk imienia przyjaciela.
Usłyszawszy mnie, spojrzał mi prosto w oczy nagle wyrwany z letargu. Chciałam odsunąć się od niego, ale uniemożliwił mi to, opierając obie ręce o ścianę na wysokości moich ramion i zamykając mnie w pułapce. Chcąc mieć jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją, oparłam dłonie na jego torsie i starałam się go odepchnąć, ale on nie ruszył się nawet o centymetr.
– Luke wspomniał, że wróciłaś do miasta, ale nie połączyłem wszystkich faktów, dopóki nie zobaczyłem twojego nazwiska na skrzynce na listy. – Zaśmiał się na własne słowa. Mnie jednak nie było do śmiechu.
Dopiero informacja, że zna Luke’a sprawiła, że zrozumiałam, przed kim stoję.
Michael Carter.
Dlaczego wcześniej nie połączyłam tego imienia z nim. Moim wrogiem z podstawówki. Moim nemezis od najmłodszych lat. To przez niego spędzałam tygodnie w kozie. To przez niego kilka razy w miesiącu lądowaliśmy u dyrektorki. Jak mogłam go nie rozpoznać? Chociaż bardzo się zmienił przez te wszystkie lata, widzę w nim tego małego gówniarza, przez którego musiałam obciąć włosy na krótko. Z drugiej strony jednak wiele osób ma tak na imię.
– Michael. – Szok sprawił, że nie byłam w stanie powiedzieć nic innego.  Patrzyłam szeroko otwartymi oczami, jak na jego twarzy pojawia się ten wredny uśmieszek, z którego w dzieciństwie był znany. – Czego chcesz?
– Nie podoba mi się to, że wróciłaś – przyznał, nie owijając w bawełnę. Złożyłam ręce pod biustem, nieświadomie wypychając go w jego stronę. Widziałam, jak na sekundę jego wzrok utknął na moich piersiach tylko po to, by po chwili znowu wrócić do moich oczu. – Było dobrze, jak cię nie było. – Wzruszył nonszalancko ramionami, podchodząc do mnie bliżej.
Kiedy stał mniej niż krok ode mnie i dotarł do mnie zapach jego perfum, nie mogłam uwierzyć w reakcje własnego ciała. Czułam, jak przechodzi mnie dreszcz, gdy znowu zbliżył się do mnie, równocześnie likwidując przestrzeń, jaka pozostała między nami. Przygniótł mnie ciałem do ściany, pozbawiając jakiejkolwiek możliwości ruchu. Nagle zaschło mi w gardle, kiedy pochylił się nade mną.
– Więc spakuj dupsko i wynoś się z tego miasta – wyszeptał mi prosto do ucha, by po chwili złożyć szybki pocałunek na linii mojej szczęki.
Nie wiem, czy słyszał, jak szybko galopuje mi serce, ale ja przez szum krwi w uszach nie mogłam się na niczym skupić. Widziałam, jak odchylił głowę z cwaniackim uśmieszkiem, by zobaczyć moją reakcję, ale sama nie miałam pojęcia, co teraz myśleć. Byłam pełna obaw, ale i furia zaczęła mnie opanowywać. Jak on śmiał zachowywać się w taki sposób, jakby miał tu cokolwiek do powiedzenia?
– Nie mam zamiaru. – Uśmiechnęłam się, widząc, jak zrzedła mu mina. – Poza tym Luke bardzo się cieszy, że zostaję.
– Gówno mnie to obchodzi.
Złość malująca się na jego twarzy odbijała się w jego oczach. Syknęłam, kiedy złapał mnie boleśnie za szczękę. Mój wcześniejszy niepokój wyparował, a na jego miejscu pojawiło się ożywienie. Adrenalina powoli zaczęła płynąć mi w żyłach. Nie rozumiałam własnych uczuć. 
Kiedy jego palce mocniej zaczęły wbijać mi się w policzki, asekuracyjnie złapałam go za nadgarstek. Wiedziałam, że nie będzie z nim łatwo. Rozmawiałam już o tym z Lukiem i podejrzewa go, że nadal będzie miał mi za złe niektóre sytuacje z przeszłości.  W końcu to przeze mnie przez całą podstawówkę przezywano go „Mokre majtki”. Wtedy uważałam, że zmoczenie mu spodni, które leżały w szatni, podczas gdy on biegał na WF-ie, to wyśmienity pomysł. Nadal tak uważam i nigdy nie zapomnę jego czerwonej ze wstydu twarzy, kiedy wybiegł z szatni.
Nie zmienia to jednak faktu, że każde z nas dorosło, a przynajmniej fizycznie. Powinnam się przynajmniej postarać zakopać topór wojenny.
– Mike. – Spojrzałam prosto w jego szare oczy. Były naprawdę piękne. Ich kolor przypominał mi burzowe niebo na chwilę przed deszczem. – Nie możemy zapomnieć tego, co było?
W odpowiedzi tylko uniósł w niedowierzaniu brwi. Nie był zadowolony z tego, co powiedziałam. Mogłam to tak zostawić i użerać się z nim przez następny rok jak pies z kotem, albo mogłam go jakoś udobruchać.
– Co mam powiedzieć, żeby między nami zapanował pokój?
– Możesz mi obciągnąć, ale to i tak nic nie zmieni – prychnął sarkastycznie. 
Zmarszczyłam nos zniesmaczona. Wyglądało na to, że on nawet nie chciał wziąć pod uwagę tego, że możemy żyć tak jakby nic się nie stało. Nie będziemy się nigdy przyjaźnić, to jest pewne, ale przecież możemy mijać się na korytarzu bez podstawiania sobie nogi. Michael był zawsze uparty.
Widząc wstręt na mojej twarzy, Mike uśmiechnął się diabolicznie. Widziałam, jak coś zabłysło w jego oczach, ale po kilku sekundach zniknęło. Przeniósł rękę z mojej szczęki na biodro. Czułam ciepło jego dłoni, kiedy przycisnął kciuk nad moją kością biodrową. Spojrzałam najpierw na jego rękę, a potem przeniosłam wzrok na jego twarz, która była coraz bliżej mojej.
– Już nie udawaj świętej – wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. Jego ciepły oddech uderzył w moje usta, przez co przeszedł mnie dreszcz. – Na pewno dawałaś każdemu chętnemu.
Wzburzona wyprostowałam się. Wiem, że mówił to tylko po to, by zabolało i niestety działało. Może nie obchodziło mnie jego zdanie, ale nikt chętnie nie słucha takich komentarzy. W tym momencie podjęłam decyzję. Jeżeli on nie zamierza dorosnąć i zostawić dziecięce potyczki za nami, ja też nie zamierzam. Zignorowałam cichy głos Luke’a w mojej głowie, proszący o dogadanie się z nim, i bez przemyślenia konsekwencji pochyliłam się w jego stronę.
Kiedy nasze usta zetknęły się ze sobą, poczułam ciepło roznoszące się po mojej twarzy i dekolcie. Miał miękkie, lekko spierzchnięte wargi, ale nie przeszkadzało mi to. Przez pierwsze sekundy nic się nie wydarzyło. Mike stał jak słup soli i naszły mnie myśli, że może to nie był taki dobry pomysł. Kiedy już chciałam się wycofać, Mike mocniej natarł na mnie, miażdżąc mi usta swoimi. Ten pocałunek nie był powolny i delikatny. Mike otoczył mnie ramionami i lekko rozchylił wargi, językiem badając smak moich. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie elektryzujący dreszcz, ale ja również przesunęłam dłonie za kark mężczyzny, mocniej do niego przywierając. Dłońmi sunął po moich plecach, przyciągając mnie, o ile to możliwe, jeszcze bliżej do jego piersi. Z gardła uciekło mi ciche westchnięcie, kiedy rozpływałam się pod wpływem tego uczucia. Mike stawał się coraz bardziej zachłanny, a nasz pocałunek coraz bardziej namiętny i chaotyczny. Zatapiałam palce w jego włosach, odwzajemniając pocałunek.
Wiedziałam, że osiągnęłam swój cel, kiedy złapał mnie za pośladki, przyciskając bardziej do swojego rosnącego wybrzuszenia w spodniach. Warknięcie uciekło z jego gardła, gdy zaczął niespiesznie ocierać się o mnie kroczem. Wiedziałam, że zaczął się podniecać i tylko na ten moment czekałam.
Położyłam płasko dłonie na jego piersi i odsunęłam twarz od niego. W chwili, w której spojrzał zamglonym wzrokiem w moje oczy, uśmiechnęłam się wrednie, uniosłam kolano i trafiłam go prosto w krocze.
– Ty suko... – zawył, łapiąc się za bolącego członka. Jego piskliwy głos prawie doprowadził mnie do śmiechu. Z bólem widocznym na twarzy upadł przede mną na kolana, niezdolny ustać na wyprostowanych nogach.
Ujrzenie go w takim stanie przysporzyło mi wiele satysfakcji. Uśmiechnęłam się szeroko, wychodząc z pokoju, i ruszyłam na dół, gdzie mama wołała nas właśnie na jedzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro