Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02 Mike


Stukałem palcami o kierownicę w rytm muzyki lecącej w radiu. Zirytowany spojrzałem na ekran telefonu.
Za dziesięć dziewiętnasta.
Zignorowałem dwie wiadomości i nieodebrane połączenie od ojca i schowałem telefon do kieszeni. Wiedziałem, że spóźnię się na tę głupią kolację z jego współpracownicą, ale miałem to gdzieś.
– Dzięki, stary. – Podniosłem głowę, słysząc głos przyjaciela przez otwarte okno od strony pasażera. – Ale miałeś tu być dwadzieścia minut temu.
–  Kup sobie własne auto – odparłem, wywracając oczami, kiedy otworzył drzwi i usiadł na siedzeniu obok mnie. – Nie będę wiecznie robił ci za taksówkę.
Luke prychnął, nie biorąc mnie na poważnie. Przekręciłem kluczyk w stacyjce, odpalając silnik, po czym ruszyłem w kierunku jego mieszkania. 
– Czemu się spóźniłeś? – zapytał, nie patrząc na mnie, tylko na ekran swojej komórki. Najwidoczniej Instagram był ciekawszy.
–  Jakaś laska wbiegła mi pod koła – wyjaśniłem, wzruszając ramionami. – Potem wykłócała się ze mną, aż na pożegnanie przywaliła mi w twarz.
–  Pierdolisz! – krzyknął.
Kątem oka widziałem, jak zablokował ekran komórki i zwrócił twarz w moją stronę, by dokładnie mi się przyjrzeć. Dopiero, gdy stanąłem na czerwonym świetle i spojrzałem na niego, jego wzrok zatrzymał się na lekko zaczerwienionym miejscu pod moim lewym okiem. 
–  No nieźle. – Zagwizdał, czym tylko mnie rozdrażnił. – Była chociaż ładna?   
Mimowolnie uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Powiedzieć, że była ładna to niedopowiedzenie. Gęste, brązowe włosy i jasnobrązowe albo piwne oczy. Nie byłem do końca pewny ich koloru, ponieważ bardziej zainteresowały mnie jej długie i zgrabne nogi. Przez ciemną karnację przychodziło mi na myśl, że mogła mieć latynoskie albo brazylijskie korzenie.
–  Nie musisz mi odpowiadać. – Zaśmiał się, co wyrwało mnie z zamyślenia.
–  Miała w sobie coś takiego... nieokrzesanego. – Przed oczami znowu pojawiła mi się nieznajoma.
Byłem jednocześnie wkurwiony i przerażony, kiedy weszła na ulicę, nie patrząc, czy nadjeżdża jakieś auto. Wiem, że miała rację z tym, że przekroczyłem prędkość w miejscu, w którym mogło to skończyć się tragicznie, ale nie chciałem jej tego przyznać. Byłem zły na Georginę i za mocno przycisnąłem pedał gazu, jednak miałem kontrolę nad pojazdem.
Kłótnia z nią w jakiś popaprany sposób przyniosła mi satysfakcję, dlatego chciałem to przeciągnąć najdłużej, jak się dało. Zapomniałem wtedy, o co byłem zdenerwowany, bo całą uwagę skupiłem na niej. Śmieszyło mnie to, że próbowała mnie obrazić.
Nie miałem zamiaru jej dotykać, jednak kiedy odwróciła się z zamiarem odejścia, moja ręka bez udziału mózgu sama złapała ją za ramię. W tej samej chwili, wzdłuż pleców przeszedł mnie dreszcz. Ostatnim, czego w tamtym momencie się spodziewałem, była jej pięść lądująca na mojej twarzy. Szok sprawił, że cofnąłem się o kilka kroków i spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
Wtedy mi uciekła.
Z tłumu, który się wokół nas zebrał, dobiegały coraz głośniejsze szepty, i tylko to powstrzymało mnie przed pobiegnięciem za nią. Nie wiedziałem, czego bardziej pragnąłem. Przeprosić ją czy zwyzywać jeszcze bardziej.
–  Masz jej numer? – głos Luke’a wyrwał mnie z własnych myśli.
–  Nie – odpowiedziałem, od razu tracąc dobry humor.
Z jego strony usłyszałem tylko ciche prychnięcie. Zirytowany zacisnąłem ręce na kierownicy, nie chcąc mu przypadkiem przywalić.
–  Z kim spotkałeś się na mieście? – zapytałem, chcąc odwrócić uwagę ode mnie.
–  Z Olivią. –  Na dźwięk imienia tej dziewczyny najeżyłem się jak kot. Czułem, jak każdy mięsień w moim ciele napinał się nieprzyjemnie.
Nie znosiłem tej smarkuli od chwili, gdy po raz pierwszy ją zobaczyłem. Odkąd pamiętam, nic tylko sobie dokuczaliśmy i dogadywaliśmy, a ona już w podstawówce miała cięty język. Nasza nienawiść była tak wielka, że kiedyś podczas zajęć plastycznych odciąłem jej jeden z warkoczy. Z zemsty za to dorzuciła mi kilka guzików do kanapki. Tę potyczkę skończyłem w szpitalu na prześwietleniu z podejrzeniem guzików w płucach. Na szczęście kilka lat później wyniosła się do innego miasta i miałem spokój.
–  Wiesz, że wróciła, prawda? – Jego pytanie tylko podrażniło moje zszargane nerwy.
–  Co z tego? – Wzruszyłem ramionami, nie chcąc o tym myśleć. – Przyjechała, to i pojedzie.
–  Nie tym razem, Mike. – Westchnął, dobrze wiedząc, że to, co zaraz powie, nie spodoba mi się ani trochę. – Powiedziała, że Cornelia przepisała ją tu do liceum.
– Tylko nie mów, że ta gówniara będzie chodziła z nami do szkoły – warknąłem rozeźlony. Jeszcze tego mi brakowało.
– Będzie, ale zmieniła się, odkąd ostatni raz ją widziałeś.
– Nosiła aparat na zębach, różowe, rozciągnięte swetry w konie i zawsze łaziła w warkoczach i tych badziewnych, kolorowych koralach. – Wyliczałem rzeczy, które mnie w niej najbardziej denerwowały, kiedy byliśmy młodsi. – Takie osoby się nie zmieniają.
–  Jak uważasz – rzekł, odwracając się twarzą do okna. – Ale chcę, żebyś wiedział, że nie będę tolerował waszego dziecinnego zachowania.
Nic na to nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru rozmawiać o Olivii, bo był to bardzo grząski teren i dobrze wiedziałem, że ta rozmowa nie skończy się dobrze. Luke już od najmłodszych lat miał jakąś dziwną obsesję chronienia Liv przed wszystkim i wszystkimi. Kiedyś myślałem, że się w niej zakochał, ale przez te lata ani razu nie wspomniał o niej w ten sposób.
Zacisnąłem rękę na kierownicy, aż zbielały mi knykcie. Czułem, że atmosfera między nami zrobiła się ciężka.
Jebana Olivia. Nawet jej tu nie ma, a już mam przez nią problemy.
–  Znalazłeś już kogoś na miejsce George’a i Leona? – Była to ostatnia próba rozluźnienia napięcia w aucie. Czułem się, jakbym jechał na pogrzeb.
– Nie. – Westchnął, znowu obracając głowę w moją stronę. Na jego twarzy widoczne było zrezygnowanie. Jednocześnie widziałem, jak napięcie opuszcza jego ciało, przez co sam się rozluźniłem. – Nie jest łatwo znaleźć nowych współlokatorów, ale jeżeli nie zrobię tego przez następny tydzień, będę musiał się wynosić. Samego nie stać mnie na płacenie czynszu.
–  Nikt się nie zgłosił? – zdziwiłem się. To nie było złe mieszkanie. W spokojnej okolicy i blisko metra. Zatrzymałem się przy bloku, w którym mieszka Luke.
–  Kilku typów zadzwoniło, ale nie będę mieszkał ze świrami.
W tamtym momencie zadzwoniła moja komórka, więc wyciągnąłem ją z kieszeni i spojrzałem na ekran. Ojciec znowu próbował się do mnie dodzwonić. Nie chciałem teraz z nim rozmawiać ani go widzieć, bo wiedziałem, że nie obędzie się bez reprymendy. Nie miałem nawet ochoty wracać do domu. W chwili, w której Luke chciał wysiąść z samochodu, naszła mnie pewna myśl.
–  Mam pomysł, jak rozbić dwie muchy jedną klapką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro