Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

*Olivia

Po piętnastu minutach drogi poprzez kolorowe ulice Nowego Jorku, w końcu stanęliśmy pod miejscem do którego zaprosił mnie mój mężczyzna. Naturalnie,gdy wyszłam z samochodu "opadła mi kopara". Ujrzałam przepiękną,przecudowną i wszystkie możliwe pozytywne "prze", restaurację. Nie, to nawet nie była restauracja - to był pałac. I to taki naprawdę odwalony w kosmos. Gdyby nie chrząknięcie mojego szanownego przyjaciela,pewnie stałabym z szeroko otwartą buzią do czasu aż spadłby pierwszy lepszy deszcz,który nalałby mi deszczówki do ust i w ten sposób zaczęłabym się dławić. Uśmiechnął się do mnie słodko,ukazując przy tym dołeczki w policzkach. Brakowało mu tylko loczków,typowych sprężynek,które nosił jako sześciolatek,gdy uczęszczaliśmy do przedszkola. Skinieniem głowy pokazał mi,wejście i chwycił mnie po ramię,ciągnąc w stronę szklanych drzwi. Przed wejściem oczywiście stali mężczyźni otwierający nam drzwi. Wzdłuż chodnika rósł średniej wysokości żywopłot,który zadziwiał swoim niezwykle żywym,zielonym kolorem.W momencie,w którym weszliśmy, naszych uszu dobiegła muzyka -wolna,z lekko jazzowym zabarwieniem,jak muzyka Amy Winehouse,lub niektóre piosenki Adele. Przeszliśmy cały korytarz aby naszym oczom ukazała się ogromnej wielkości sala,w której pełno było stolików o różnych rozmiarach. Łączyły je tylko bielusieńkie jak świeży śnieg obrusy oraz złote wazony z bukietami białych róż i świeczniki. Cała sala wyglądała dość majestatycznie,ściany pomalowane były na biało-beżowy kolor, w równych odstępach zawieszony były trzy ogromne, kryształowe żyrandole,od których odbijał się zarówno błysk złotych dodatków, jak i ciepłe światło świec. Mimo tego całego przepychu, restauracja sprawiała miejsce może nie tyle przytulne,co po prostu bardzo romantyczne. Zachwycona wyglądem tego miejsca,nie zauważyłam nawet gdy znalazłam się na dworze. Mike zamówił dla nas stolik w ogrodzie. Usiadłam na krześle,natomiast on poszedł odwiesić nasze kurtki. Z zaciekawieniem rozglądałam się po ogrodzie. Wystawionych było kilka stolików, przy których siedziały jakieś pary, za ogromnym labiryntem, na wzgórzu stała altanka,od której biło światło. Zawsze zaskakiwało mnie to ile nastroju może wprowadzić oświetlenie - w przypadku tej restauracji - świece i pochodnie.W końcu zjawił się mój chłopak. Dopiero teraz zobaczyłam jak był ubrany - miał na sobie proste jeansy, granatową marynarkę,której rękawy lekko podwinął. Cóż się dziwić,mimo wieczornej godziny,było dość ciepło. Na nadgarstku widniał jego ulubiony,czarny zegarek ze srebrną tarczą,który zakładał tylk ona specjalne okazje. Włosy postawił do góry na żel, niszcząc przy tym swoją (i moją) ukochaną,niepoukładaną czuprynę. Mimo to i tak w dalszym ciągu wyglądał niesamowicie. W ciągu następnych paru minut zjawił się kelner,który przyjął nasze zamówienia na sałatkę,deser i szampana. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim. Lubiłam w nim to,że był taki otwarty na nowe tematy.Można było podjąć z nim jakiś temat, nie bojąc się,że jedyną odpowiedzią będzie „no...masz rację'' albo „tak,tak! Wiem coś o tym". Chłopak co chwilę niby przypadkiem łapał moją dłoń,lub dotykał nogą mojej, a ja uważałam to za niezmiernie słodkie.Chociaż odkąd pamiętam taki był. W dzieciństwie,jeszcze przed wyjazdem do babci,do Forks miałam straszną kłótnię z Jamesem.Pamiętam,że chłopak bardzo mnie zranił,uderzył akurat w najczulszy punkt mojej psychiki - w pamięć o tacie. Byłam,jeśli mogę się tak wyrazić „świeżo" po jego pogrzebie,tydzień może dwa. Nie pamiętam o co chodziło dokładnie w mojej kłótni z Cameronem,ale powiedział wtedy,że byłam beznadziejną córką i mój ojciec się za mnie wstydził. Nie odpowiedziałam mu nic tylko pobiegłam do domu,w którym akurat siedzieli Mike i Taylor,chwyciłam przyjaciela za rękaw i pociągnęłam go w stronę pokoju. Gdy już tam wszedł,a właściwie został wepchnięty, opowiedziałam mu wszystko. Wiecie co zrobił? Pocałował mnie w czoło, wziął na ręce i położył na łóżko,po czym sam zrobił to samo. Trwaliśmy tak w ciszy długi czas. Nie wiem ile leżałam w niego wtulona,ani tego jak bardzo zamoczyłam mu bluzę swoimi łzami. Wiem,że w tamtym momencie całkowicie zdobył moje serce.

*Mike

Patrzyłem na szatynkę jak zaczarowany. Opowiadała mi teraz coś o filmie,który niedawno oglądała. Oczywiście udzielałem się w rozmowie jednak ona jest wielką gadułą,więc przeważnie to ona zabierała głos. Wyglądała przepięknie - długie ciemne włosy okalały jej kształtną twarz spływając na biust. Już wtedy gdy zobaczyłem ją w domu na korytarzu myślałem,że zedrę z niej tą seksowna sukienkę,ale niestety mieliśmy zarezerwowany stolik w restauracji a na domiar złego w przedpokoju był James,toteż nie mogłem zrobić nic więcej jak tylko przytulić lub ewentualnie pocałować Liv. Ale widziałem furię w jego oczach gdy dziewczyna rzuciła się na mnie,co nie powiem,bardzo mi się podobało. Była taka słodka i taka krucha. Ale gdy zaczynała pyskować trudno było uwierzyć,że to jej prawdziwy charakter. Była bardzo bezpośrednia i chyba to w niej lubiłem.

Wieczór mijał dość miło. Dość ? Nie,nie - wieczór mijał zajebiście miło. Po skończonej kolacji, dopiliśmy jeszcze nasze szampany aby skierować się w stronę pięknego ogrodu. Spacerując po labiryncie,co chwilę zerkałem na Olivię. Wiedziałem,że była zachwycona widokiem tego miejsca. Co chwilę zatrzymywaliśmy się,bo dziewczyna chciała powąchać różę albo popodziwiać, wyjątkowo dziś gwiaździste nocne niebo. Po jakichś dwudziestu minutach wyszliśmy z labiryntu. Zaskoczył nas widok oczka wodnego,wokół którego było pełno kwiatów,małych pochodni i kilka ławek. Olivia odwróciła się do mnie i spojrzała na mnie tymi swoimi brązowymi oczami,w których mógłbym utonąć.

-Dziękuję Ci za ten wieczór. Było wspaniale - powiedziała cicho,delikatnie się rumieniąc.

- Ty mi dziękujesz? - zaśmiałem się - to raczej ja powinienem podziękować Tobie,że dałaś mi szansę i zgodziłaś się ze mną pójść- powiedziałem z bardziej poważną miną. Schyliłem się do krzaczka rosnącego obok nas i urwałem jedną,małą,różową piwonię. Poprzyglądałem się jej chwilę i spojrzałem na dziewczynę, która marszczyła brwi i w skupieniu oglądała trzymany przeze mnie kwiat. Podniosłem odrobinę rękę i włożyłem dziewczynie kwiatek za ucho,która wygięła wargi w szczerym uśmiechu.

- Tu wygląda ładniej - dziewczyna zachichotała na moje słowa - no a nie? - spytałem retorycznie,na co przewróciła oczami i nie musiałem długo czekać aż jej wargi wylądują na moich. Z każdą chwilą zatracałem się coraz bardziej w jej pocałunkach.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro