Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Pierwsze spotkanie

Mieszkanie w dużym mieście miało swoje plusy i minusy, o czym przekonałam się bardzo szybko. Gdyby nie metro pół ostatnich dni spędziłabym w korkach. Drugiego dnia naszego pobytu, po wycieczce po okolicy, mama chciała pokazać nam najciekawsze miejsca w mieście. I naprawdę dziękowałam wtedy Bogu, że człowiek stworzył coś tak cudownego jak metro.

Został mi ostatni weekend do odjazdu Tiny, jak i rozpoczęcia nauki w nowej szkole. Obie rzeczy stresowały mnie równie mocno. Przez ostatnie dni byłam chodzącym kłębkiem nerwów, zwłaszcza od momentu, gdy dostałam telefon od mojego taty. Nie był trzeźwy, co rozpoznałam po głosie i tak naprawdę nasza rozmowa prawie się nie odbyła. Mężczyzna chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że wyjechałam, bo kazał mi po szkole wstąpić do sklepu. Gdy się rozłączałam, poczułam, jak kolejny kawałek mojego serca upada.

– Mam cudowne wieści! – zakomunikowała pewnego dnia mama, gdy wróciła z pracy – syn mojej koleżanki chodzi do tego samego liceum, obiecała, że poprosi go, aby się tobą zajął.

Byłam jej wdzięczna za ten pomysł, bo to oznaczało, że może się nie zgubię. Dlatego przez kolejne dni więcej myślałam o tym, że moja przyjaciółka będzie musiała wracać do siebie. Ogromnie mnie to smuciło, ale ciągle powtarzałam sobie, że przecież będziemy do siebie dzwonić, a gdy skończy się ten rok, pójdziemy razem na studia. Jednak rzeczywistość mogła mnie rozczarować, nie miałam oszczędności, bo dotychczas to ja utrzymywałam siebie i tatę, a pozostawało dla mnie wątpliwe to, że mama ufunduje mi studia, to drogi wydatek.

– Pójdę do sklepu, chcesz coś?

Tina pokręciła głową i wepchała w siebie kolejną porcję popcornu, nie odrywając wzroku od telewizora, w którym leciał nowy odcinek The Kardashians. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się pod nosem. Wzięłam po drodze bluzę i wyszłam z domu, kierując się do osiedlowego sklepu, wciąż potrzebowałam nawigacji, bo moja orientacja była bardzo kiepska. Cieszyłam się, że mieszkaliśmy na obrzeżach, dojazd do centrum nie był trudny, a miałam choć namiastkę spokoju. W słuchawkach grała mi Lana Del Rei, a ja powoli kroczyłam przed siebie, musiałam założyć kaptur, bo z nieba zaczęło kropić. Sklep, mimo że osiedlowy był całkiem duży, jak wszystko w Nowym Jorku. Ruszyłam na dział ze słodyczami, bo miałam ogromną ochotę na nutellę.

– Serio? – mruknęłam pod nosem, gdy zobaczyłam, że produkt stoi na najwyższej półce – bezsensu.

– Zawsze mówisz do siebie?

Odwróciłam się wystraszona i zobaczyłam wysokiego mężczyznę z łobuzerskim uśmiechem. Poczułam się lekko onieśmielona, bo co prawda nie wyglądał jak ci, do których wcześniej wzdychałam. Jednak nie mogłam powiedzieć, że chłopak nie był przystojny – był. Miał ciemne włosy, na które zarzucony miał kaptur czarnej bluzy.

– Hm? – uniósł brew, a jego usta drgnęły w rozbawieniu – teraz nie umiesz mówić?

– Umiem – uniosłam głowę – ale nie mówiłam do ciebie.

– Oj wiem, że nie mówiłaś do mnie – powiedział, a jego głos zawibrował – potrzebujesz pomocy? – kiwnął w stronę półki, na której stała nutella.

– Nie trzeba – mruknęłam.

Boże, idź sobie człowieku.

Chłopak jednak niebezpiecznie zbliżył się w moją stronę i chwycił nutellę na półce za mną. Czułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec, spowodowany zaburzeniem mojej strefy osobistej.

– Trzymaj – podał mi produkt, który niepewnie chwyciłam.

– Dzięki – burknęłam zażenowana tą sytuacją.

– Tak ładnie mi dziękujesz? – chłopak uśmiechnął się pewnie – myślę, że potrafisz zrobić to lepiej. Może zaproponujesz mi kawę?

– Nie prosiłam cię o pomoc – powiedziałam.

W tym momencie usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, mężczyzna niechętnie spojrzał na ekran i odebrał.

– No? – rzucił i Oo chwili odwracając się do mnie tyłem dodał przyciszonym głosem – czy wy wszystko musicie spierdolić?

Uznałam, że to idealny moment do ucieczki, w uciekaniu byłam całkiem niezła, więc szybkim krokiem opuściłam alejkę, a nutellę zostawiłam na przypadkowej półce, żeby wyjść stamtąd jak najszybciej.

Na zewnątrz mocno się rozpadało, dlatego ponownie zarzuciłam na siebie kaptur i ruszyłam w stronę domu. Moje zakupy były więcej niż nieudane, ale i tak odeszła mi już ochota na słodycze, chciałam się już znaleźć po prostu na kanapie przy Tinie.

Nagle usłyszałam jak samochód obok mnie zwalnia, od strony pasażera uchyliło się okno, a ja zdałam sobie sprawę, że znajduję się obok auta chłopaka ze sklepu. Nie znałam się na motoryzacji, ale samochód wyglądał na bardzo drogi.

Banan.

– Chyba czegoś zapomniałaś – krzyknął do mnie i uniósł w górę słoik nutelli – wsiadaj, odwiozę cię, jesteś całkiem mokra.

Po moim trupie.

– Nie wsiadam do aut nieznajomych – powiedziałam, po czym dodałam – nie żebym w ogóle miała na to ochotę.

Chciałam powiedzieć mu, żeby się odczepił, ale nie wystarczyło mi na to pewności siebie. Chłopak znacznie utrudniał ruch innym samochodom, które musiały go omijać, ale zdawał się tym nie przejmować.

– Nie zajmuję się sprzedażą narządów ludzkich, jeśli tego się obawiasz – zaśmiał się, zupełnie jakby powiedział najzabawniejszy żart na świecie – no wsiadaj koleżanko, nic ci nie zrobię.

– Czy nie powiedziałbyś właśnie tak, gdybyś chciał mi zrobić krzywdę?

– Może... – zastanowił się przez chwilę – chociaż najprawdopodobniej bym wtedy z tobą nie rozmawiał.

Aha.

– Wsiadasz, czy mam się tak wlec za tobą, aż do twojego domu? – kontynuował.

Nie chciałam, żeby wiedział gdzie mieszkam, więc postanowiłam, że będę chodzić po okolicy, dopóki się nie odczepi. A przez kolejne chwile ignorowałam wszystkie pytania mężczyzny, które kierował w moją stronę.

– To zdradź mi chociaż swoje imię?

– Odpuść – warknęłam, już tracąc cierpliwość.

– Ja nigdy nie odpuszczam – zaśmiał się, po czym gwałtownie zjechał samochodem na pobocze i wysiadł z niego.

Serce zabiło mi mocniej i rzeczywiście przestraszyłam się, że chłopak może chcieć zrobić mi krzywdę, ulica na której się znajdowaliśmy, w końcu nie była ani trochę ruchliwa. Nieznacznie przyśpieszyłam, zbyt zestresowana, żeby biec.

– Wiesz to nawet słodkie, że się mnie boisz.

Jego pojęcie słodkości zdecydowanie różniło się od normy.

Nie boję się ciebie – skłamałam.

– W zasadzie nie lubię być natrętny, ale uwierz, że czasami warto – powiedział i dorównał mi kroku – chyba nie jesteś stąd.

– A co znasz wszystkich w okolic? – mruknęłam z powątpiewaniem.

– Uwierz, że kojarzę – powiedział, spoglądając na zegarek – słuchaj, nie mam zbyt wiele czasu, powiedz mi jak masz na imię, weź ode mnie tę pieprzoną nutellę, a ja dam ci na dzisiaj spokój.

Propozycja wydała się kusząca, ale niepokoiła mnie ostatnia część zdania a dokładniej dwa słowa: „na dzisiaj", chciałam, żeby odczepił się już na zawsze. Chociaż z drugiej strony, jeśli zacznę chodzić do dalszego sklepu, jest duże prawdopodobieństwo, że nigdy więcej go nie zobaczę.

– Jestem Chloe – poddałam się.

Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i powiedział:

– Luke, na pewno jeszcze o mnie usłyszysz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro