13
Louis zadzwonił dzwonkiem do drzwi dość dużego domu. Będzie dużo sprzątania, pomyślał. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła kobieta z mężczyzną, który prawdopodobnie był jej mężem.
- Dzień dobry, jestem Louis Tomlinson - uniósł prawy kącik ust.
- Miło pana poznać, proszę wejść
Po słowach faceta, Louis wszedł do domu. Stanął niezręcznie w korytarzu i spojrzał na właścicieli domu.
∆
Dwa dni później
Harry otworzył oczy i pierwsze co poczuł, to ból ramienia i głowy. Sapnął, kiedy okazało się, że jego ręka jest usztywniona.
- Rzucili granatem, który upadł blisko ciebie i Zayna. Nie wiem jakim pieprzonym cudem tego nie zauważyliście. Malik ledwo żyje - usłyszał głos generała. - I nie wiemy czy przeżyje kolejną noc
- Co... Jaki granat? O czym sir mówi? - skrzywił się.
- O tym, że jesteście kompletnymi idiotami! Nawet nie wiem, jak wam się udało wyjść cało z tego wszystkiego!
- Sir...
- Zdajesz sobie sprawę, że nie możemy mieć rannych w wojsku? Lecicie do domu, do niczego się nie nadajecie, a my nie będziemy czekać, aż wyzdrowiejecie.
Harry spuścił głowę, czując się jak nic nie warty śmieć.
∆
Nie polecam pisania rozdziału z przeciętym palcem, a raczej z przecięciem w miejscu, gdzie kciuk jakby łączy się z palcem wskazującym :)
Nie polecam również trzymania szkła w ręce, próbując zmyć makijaż :) (rozwaliło mi się lusterko i wypadło szkło)
Piszcie co u was *3*
PS jestem głupia :)
Pozdrawiam
Pati ★
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro