8
To wszystko jest pokręcone. Ja jestem pokręcona. Zachowuję się jak prawdziwa hipokrytka, kiedy po całej niepotrzebnej aferze i upieraniu się, że powinniśmy wrócić, tak po prostu wpuszczam Charlesa do mojego mieszkania. Głupio mi, bo nie posprzątałam przed wyjściem, ale nie miałam już czasu. Nie spodziewałam się również, że ktoś postanowi mnie odwiedzić. Charles nie jest u mnie po raz pierwszy. Zdarzyło mu się kilka razy wpaść bez zapowiedzi, parę razy umówiliśmy się na wspólne oglądanie futbolu, bo nikt z naszej paczki nie przepadał za tym sportem (wszyscy są zbyt hokejowi). Czasami spotykaliśmy się całą ekipą, by pograć w pokera albo powalczyć w Monopoly. Nie wiem, co ma w sobie moje mieszkanie, ale z jakiegoś powodu ludzie lubią w nim przebywać. Ja zresztą też je lubię.
Błękitne ściany, białe meble, drewniane okna, dębowy parkiet, mnóstwo książek, które walają się wszędzie... Strych na ostatnim piętrze niewielkiej kamienicy przerobiono na przestrzeń, która nadawała się do zamieszkania. Kiedy na gwałt szukałam miejsca, zie mogłabym się skryć przed całym światem, wybór tak naprawdę dokonał się sam. Niski czynsz, możliwość urządzenia mieszkania po swojemu i trójka seniorów jako sąsiedzi. Czy mogłam marzyć o czymś więcej?
– Wybacz bałagan – odzywam się, kiedy zapalam światło.
Charles zdejmuje buty i macha dłonią, by dać mi znać, że zapewne widział już gorsze rzeczy. Wstyd mi jednak trochę przez to, że łóżko sypialniane, które stoi pod jedną ze ścian – a to mieszkanie nie ma zbyt wielu ścian, bo jedyną zamkniętą przestrzenią jest łazienka – zawalone jest chyba wszystkimi sukienkami, jakie posiadam.
– Napijesz się czegoś?
– Obojętnie, byle z procentem.
Podchodzę do lodówki w momencie, kiedy Charles siada na szarej kanapie, stojącej dosłownie na samym środku wielkiego pokoju. Wyciąga nogi przed siebie, zdejmuje czarną muszkę i zrzuca marynarkę. Przełykam ślinę, widząc jego ruchy. Postanawia rozpiąć też guziki białej koszuli – trochę za głęboko, niemal do połowy mostka, przez co mogę dostrzec włoski na jego klatce piersiowej. Obserwuję go ukradkiem i bez żadnego wstydu mogę doszukiwać się zmian, jakie w nim zaszły. Gdy porównam go do tego chłopaka, który trafił do drużyny na drugim roku studiów, trudno mi uwierzyć, że to ta sama osoba. Zmężniał, bez dwóch zdań. Śmiało mogę stwierdzić, że z wiekiem wygląda lepiej. Skrócił włosy, dba o to, by na jego twarzy nie pojawiał się zarost, do czego niekoniecznie przykładał wagę jeszcze kilka lat temu. Mam wrażenie, że rozrósł się też trochę w barkach, chyba też trochę przytył, ale nic dziwnego, skoro mniej trenuje. To, co jednak nie zmieniło się wcale to jego oczy. No i na szczęście nadal ma dołeczki w policzkach, o ile w ogóle są w stanie zniknąć...
Dopiero kiedy dostrzegam, że Charles wyciąga komórkę i zaczyna coś na niej pisać, odwracam od niego wzrok. Po chwili w pomieszczeniu rozlega się dźwięk dzwonka jego telefonu. Charles wzdycha przeciągle i odbiera, ale po jego minie wnioskuję, że raczej nie ma chęci na prowadzenie rozmowy.
– Hej – mówi zduszonym głosem.
Staram się nie podsłuchiwać, ale zwyczajnie się nie da. Nie w mieszkaniu bez ścian. Biorę piwo z lodówki, otwieram je, a potem idę do przestrzeni salonowej i stawiam butelkę na drewnianym stoliku. Zajmuję miejsce w moim ukochanym różowym fotelu i podwijam kolana pod samą brodę.
– Nie bądź zła, proszę – mówi cicho Charles, a ja już wiem, że rozmawia z Denise. Wstaje z miejsca i zaczyna krążyć wokół kanapy. – Musiałem to zrobić, przecież wiesz – wzdycha przeciągle. – Naprawdę nie chciałem zostawiać cię samej. Tak jakoś wyszło. Tak, wiem, że jestem niepoważny – recytuje, a mnie robi się dziwnie głupio. – Tak, niedługo będę w domu. Jestem u Eris, chciałem z nią porozmawiać.
Nie podoba mi się, że postanowił mnie w to wplątać. To znaczy... Denise na pewno domyślała się, że poszliśmy razem, ale wolałam jednak zostać w odmętach jej umysłu, teorią, domysłem... A teraz czuję się, jakby ktoś zerwał ze mnie jedyną część garderoby, która mi została. No dobra, może trochę przesadzam, nie czuję się aż tak koszmarnie z tym wszystkim, po prostu mi głupio.
– Cieszę się, pa. Do później – mówi Charles i kończy połączenie.
Spogląda na mnie niepewnie. Wskazuję brodą na stolik, gdzie umieściłam piwo. Charles kiwa głową z wdzięcznością i rozsiada się na kanapie. Telefon rzuca na siedzenie i ponownie na mnie zerka.
– Wszystko w porządku? – pytam cicho i nieco ochryple.
– Tak. Denise wróciła do mnie, dałem jej wcześniej klucz. Nawet nie wiem, dlaczego to zrobiłem – mówiąc to, przeczesuje swoje włosy, które zdążyły się już nieco rozwalić. – Pytała kiedy wrócę i czy w ogóle wrócę.
– Jest zła? – dopytuję i mam szczerą nadzieję, że zaprzeczy.
– Nie – odpowiada pewnie, a mnie spada kamień z serca. – Jakimś cudem to wszystko zrozumiała.
– Myślę, że tak naprawdę jest zła, ale nie chce pogarszać sytuacji, która już i tak jest nieciekawa. – Bawię się szyjką butelki i nie podnoszę wzroku na Charlesa. – Tak jak już mówiłam, na jej miejscu pogniłabym cię od razu.
– A tak jak ja już mówiłem, nie zrobiłbym tak tobie.
– Czemu? – Nie mogę się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
Charles odwraca się w moją stronę i bierze porządny łyk piwa. Kładzie prawą rękę na oparciu kanapy, a potem wzdycha i zaczyna się we mnie wgapiać. Czuję się trochę niekomfortowo, widząc jego jasne oczy. Mam chęć pokazać mu środkowy palec, byleby tylko zszedł z tej intensywności. Zamiast tego, łapię w dłoń materiał sukni, którą nadal mam na sobie, i pocieram go bardzo mocno, jakbym chciała zrobić w nim dziurę. Znajduję w sobie odwagę, by zerknąć na mojego towarzysza, ale szybko tego żałuję, bo nadal na mnie patrzy.
– Co? – zadaję mu kolejne pytanie, a on nawet nie reaguje.
Znowu bierze łyk piwa, a potem zwyczajnie się do mnie uśmiecha. Nie rozumiem tego człowieka. Czy on w jakiś sposób próbuje mną manipulować? Robię się podejrzliwa, a przysięgam, że nigdy w życiu nie byłam taka w jego obecności. Muszę przyznać, że ufałam, ufam, mu bezgranicznie. Wyluzuj, babo. Nic takiego się nie dzieje. Na pewno nie gra przeciwko tobie, nie chce cię skrzywdzić czy wykorzystać. Przecież to Charles, on nie skrzywdziłby muchy. Umyślnie. Oczywiście umyślnie. Bo już kogoś skrzywdził. Ale nie chciał tego zrobić. Nie nakręcaj się. Ta sprawa jest już dawno zamknięta i nawet nie dotyczy ciebie.
– Nic – przerywa dłuższą ciszę, za co jestem mu potwornie wdzięczna, bo odrywa mnie od własnych myśli. – Szukam satysfakcjonującej cię odpowiedzi.
– Okej, to jak już ją znajdziesz, to mnie zawołaj. Idę się przebrać.
Wstaję z kanapy i ruszam w kierunku wielkiej komody, która stała się jednocześnie szafką telewizyjną. Z jednej z szuflad wyciągam czyste spodnie od piżamy i ogromną hokejową koszulkę na krótki rękaw. Mam ją jeszcze z czasów studiów. Na jej środku znajduje się ogromne logo uczelni. Przechodzę obok Charlesa w nadziei, że suknia nie zaplącze mi się wokół kostek i że nie padnę przed nim jak długa. Kiedy bez większego problemu udaje mi się minąć kanapę, oddycham z ulgą. Chyba nawet nie wiedziałam, że jakimś cudem wstrzymywałam oddech przez tę krótką chwilę.
Nie poznaję swojego zachowania. Coś ewidentnie się zmieniło tego wieczoru. Coś koszmarnie mi ciąży, gdzieś mnie uwiera, nie daje spokoju. Ściska mnie w środku, powoduje nawet lekki ból. Problemem staje się jednak to, że nie potrafię namierzyć miejsca, z którego to wszystko się wydobywa. A może nie znam jeszcze powodu?
Chowam się w łazience i zmywam makijaż. Opłukuję twarz lodowatą wodą, ciesząc się z chwilowego otrzeźwienia. Ignoruję czarne smugi, bo znowu nie domyłam tuszu do rzęs. Szoruję więc twarz, zapominając całkowicie o mojej codziennej pielęgnacji, by cieszyć się młodym i pięknym wyglądem jak najdłużej. Poprawiam włosy i zaczynam męczyć się z zamkiem sukni. Nie mogę go dosięgnąć. Klnę pod nosem, zaczynając chodzić po niewielkiej przestrzeni. Uderzam się w łokieć, przez co piszczę, bo przez całą długość ręki przechodzi mi nieznośny prąd. Kiedy w końcu udaje mi się chwycić suwak i pociągnąć go na sam dół, jakimś cudem zahaczam ręką o niewielki drewniany regał, z którego zaczynają spadać wszystkie moje kosmetyki.
– Jasna cholera! – krzyczę, pozwalam sukni spaść, a potem kucam, by pozbierać to, co właśnie się rozsypało.
– Wszystko w porządku? – pyta Charles.
Jego głos jest zaniepokojony. Zbliża się ku mnie, bo słyszę głośne i ciężkie kroki. Ściany łazienki chyba wykonano z tektury. Wzdycham i błagam, by nie postanowił wejść do środka. Chyba nie byłby tak głupi, by po prostu otworzyć drzwi? Nie zakluczyłam ich, cholera. Wgapiam się z przerażeniem klamkę, która nawet nie drgnie. I dobrze. Bo przecież kucam teraz w samych majtkach, więc gdyby Charles jednak postanowił wejść, zobaczyłby moje piersi. Pytanie tylko czemu ta wizja w ciągu kilku sekund przestaje być przerażająca...
– Okej – odkrzykuję, uświadamiając sobie, że przez cały ten czas milczałam. – Ja... Ja zaraz przyjdę. Zamówiłeś tę pizzę? – próbuję zmienić temat.
– Tak, będzie niedługo.
– Świetnie.
– Okej, więc, jak będziesz mnie potrzebować, to jestem – mówi i odchodzi, a ja oddycham z ulgą.
Pospiesznie układam kosmetyki, ubieram koszulkę i spodnie, a potem upewniam się, że nie mam na twarzy zbyt wielu rumieńców zażenowania. Cała ta sytuacja wydaje mi się jeszcze bardziej niezręczna. Chcę to opisać dziewczynom, może nawet do nich zadzwonić, ale niestety – mój telefon został w torebce. Fukam pod nosem i decyduję się wyjść. Pospiesznie idę na poszukiwania komórki, starając się nie zwracać zbyt dużej uwagi na to, że Charles siedzi na mojej kanapie. Przygasił światło, włączył telewizor i przeskakuje po kanałach. Naprawdę nie mam nic przeciwko temu, by czuł się w moim mieszkaniu i moim towarzystwie dobrze, to ze mną jest problem, bo odzwyczaiłam się, że ktoś przebywa ze mną wieczorami i tak po prostu jest.
Jacob nawet jeśli był, to i tak go nie było. Non stop siedział zanurzony w papierach. Nie winiłam go za to, rozkręcał swój pierwszy biznes. Ba, przez większość czasu byłam nawet z niego dumna, że tak świetnie sobie poradził, wchodząc na niełatwy rynek IT. Nie naciskałam, dawałam mu przestrzeń, starałam się go wspierać, kiedy dostrzegałam, że nadeszły chwile załamania. A on i tak na końcu zarzucił mi to, że byłam nieobecna i nie interesowałam się jego życiem. I że to właśnie przez to przestał mnie kochać – bo zniknęła jego dawna Eris, która była tak ciepła i wspierająca.
Otrząsam się, znowu wzdycham (robię to za często!) i wracam do Charlesa, tym razem jednak z komórką. Dostrzegam masę wiadomości, ale nie odpisuję. Poczekam na lepszy moment, może gdy Charles już pójdzie. Bo w końcu zapowiedział, że pójdzie. Przecież czeka na niego Denise. Mogę się założyć, że zjemy pizzę, chwilę pogadamy o tym, jak paskudny był ten wieczór, może nawet powspominamy czasy studiów i pożartujemy z siebie nawzajem.
Ale kiedy łapiemy ze sobą wzrok, czuję, że będzie poważniej, niż naprawdę się spodziewałam.
Zajmuję miejsce na moim ukochanym fotelu i ignoruję to, że Charles niepewnie porusza się na kanapie. Nagle wstaje i zmienia miejsce, siadając po drugiej stronie sofy. Teraz jest blisko mnie, za blisko. Znowu czuję jego onieśmielający zapach i już wiem, że moje skupienie uleciało jeszcze bardziej. Nie dość, że przez cały ten czas jestem rozproszona, to teraz mogę myśleć wyłącznie o tym, że pachnie oszałamiająco.
– Znam odpowiedź – mówi nagle, a ja marszczę brwi.
– Co? – pytam, bo nie łapię, do czego nawiązuje.
– Pytałaś, czemu nie zrobiłbym tak tobie. Znam odpowiedź.
– Och.
Zatyka mnie. Całkowicie odbiera mi mowę. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu jakiś mężczyzna sprawił, że czuję się pusta. W mojej głowie nie ma żadnej myśli, która mogłaby dać choćby ziarenko nadziei, że jestem w stanie na to odpowiedzieć. Pustka. Totalna pustka. Charles patrzy na mnie, a ja odwracam wzrok. Paznokcie pomalowane na czerwono wydają się dużo ciekawsze od jego niebieskich oczu. Udaję, że nie widzę też tych kilku pieprzyków na jego policzku, które układają się w niewielki trapez. Nie widzę tych symetrycznych brwi, lekkiej zmarszczki na czole. Nie, tam tego nie ma. Wcale nie siedzi przede mną Charles, który chyba chce się przede mną jakoś otworzyć. I nie miałabym nic przeciwko, by mi opowiedział o swoich uczuciach, gdyby nie dotyczyły mnie.
Cholerna ja i cholerne drążenie tematu. Czemu w pracy nie umiem tak drążyć i dociekać? Czemu muszę zadawać najgłupsze pytania świata moim przyjaciołom, a potem znosić konsekwencje słów, które wypowiedzą. A najczęściej kara wygląda tak, że siedzę w jednym miejscu, wgapiam się w jakiś nieokreślony punkt i wymyślam scenariusze, które nigdy się nie zdarzą. Jeśli Charles powie mi to, czego się spodziewam, będę musiała wziąć wolne w pracy, zaszyć się pod kołdrą i przeanalizować każdą literę. Sprawdzić, czy nie kryją się za nimi inne znaczenia. Czy A na pewno oznacza A? Może czegoś nie wiem?
– Eris – zaczyna Charles, a ja zastygam w miejscu.
Boże, to się dzieje, on chce mi coś powiedzieć. Tylko co? Czemu się tak nakręcam?
– Nie zrobiłbym ci tego, bo...
Nie zdążył dokończyć. W całym mieszkaniu rozlega się dźwięk domofonu, który oznacza tylko jedno:
– Pizza przyjechała!
____
Wooo, już rozdział 8! Nawet nie wiem, kiedy to leci.
Dzięki za 1,5k wyświetleń. Mamy też nową okładkę. Co o niej sądzicie? Ja jestem zakochana.
Dziękuję Agnieszce za projekt i poświęcenie czasu na jego wykonanie.
Do następnego <3 K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro