Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Jesień

– Zrobiłaś mu bagno z głowy, Eris – podsumowuje Holly dwa tygodnie po weselu Eleny. – Zrobiłaś mu jedno, wielkie, gówniane bagno, więc naprawdę nie dziw się, że ograniczył wasz kontakt. Też bym to zrobiła.

– Moja terapeutka podsumowała to nieco łagodniej – mówię, wgapiając się w wypełniony winem kieliszek.
– Bo jest twoją terapeutką – dopowiada Annie i unosi kieliszek w geście wsparcia swoich słów. – Dobrze, że w ogóle cię do niej zaciągnęłam.

– Wspaniale – komentuję cicho i głęboko wzdycham.

Spotkałam się z Annie i Holly w mieszkaniu tej drugiej, by wypełnić tradycję i porozmawiać przez kilka godzin o tym, co działo się w naszym życiu w bieżącym tygodniu. Korzystamy z ostatnich, w miarę ciepłych dni i siedzimy na balkonie, wgapiając się w zachodzące słońce. Wszystkie owinęłyśmy się już kocem, bo trochę wieje i czekamy, aż Elena połączy się z nami na rozmowie wideo. Dzień po weselu wraz z Simonem wyleciała do Europy na miesiąc miodowy i poszukiwanie śladów jej przodków.

– A pisałaś w ogóle do niego przez te dwa tygodnie? – pyta Holly, podjadając minitortille z miski. – Bo to, że on tego nie robił, to wiadomo, ale czy ty próbowałaś zrobić jakiś krok?

– Raz – mówię niepewnie. – Trzy dni po weselu, zanim Annie umówiła mnie na wizytę do terapeutki.

– Wiesz, że to dobry krok w celu polepszenia twojego samopoczucia, prawda? – odzywa się Annie i nalewa sobie i nam resztkę wina z butelki. – Opłaciłyśmy dziesięć wizyt z góry – wyjaśnia, patrząc w stronę Holly.

– Nie chcesz wiedzieć, ile kasy na to poszło – wtrącam ociężale. – Mój stan konta woła teraz o pomstę do nieba.

– Ale zamkniesz dzięki temu rozdział o nazwie "Jacob to największy błąd mojego życia" – obwieszcza Holly, mocno kiwając głową.

– Ten rozdział wcale nie nosi takiej nazwy – wyjaśniam ze zmarszczonymi brwiami. – Nie demonizujcie aż tak Jacoba, proszę.

– Jak mamy go nie demonizować, skoro cię zdradził i zostawił? – pyta Holly z lekko obrzydzonym wyrazem twarzy. – Nie wybielaj go.

– Nie chodzi o to, że go wybielam. Nie był aż taki najgorszy po prostu. Miał swoje dobre momenty. – Wzruszam ramionami, przypominając sobie chwile, kiedy byliśmy szczęśliwi. – Nie zapominał o moich urodzinach...

– Świetny powód.

– Holly... – szepczę zawiedziona. – Proszę cię.

– Sorry, kochanie, nie chciałam cię zranić. Po prostu postępuję według kodeksu dziewczyn i nienawidzę każdego waszego eks, nawet jeśli to wy zjebałyście.

– To urocze, dziękujemy – wtrąca się Annie i posyła Holly buziaka w powietrzu. – A co do ciebie, Eris, zgadzam się z Holly. Nie wybielaj i nie tłumacz go. Nie był zawsze fair i zrobił ci świństwo. Mógł po prostu zażądać rozwodu, ale wolał włożyć kutasa w inną babę.

– Proszę, nie gadajmy o Jacobie i o jego kutasie. Akurat w tej sferze zyskałam zespół stresu pourazowego – tłumaczę i chwytam z miski kilka chipsów, by zatkać sobie usta, bo w sumie i tak powiedziałam już za dużo.

– Czekaj – zaczyna Holly. – Chcesz nam powiedzieć, że...?

– Że nie byłaś zadowolona z waszego życia łóżkowego? – kończy za nią Annie.

Na moje szczęście żadna z nich nie żąda dalszych wyjaśnień, bo dzwonek telefonu Holly zakłóca naszą rozmowę. Oddycham z ulgą i nadzieją, że temat zostanie przerwany i zapomniany na zawsze. Niepotrzebnie go zaczęłam. Czasami naprawdę nie wiem, gdzie powinnam postawić pauzę.

Holly odbiera komórkę i kładzie ją pionowo na parapecie, tak by opierała się o szybę i przy okazji łapała nasze sylwetki. Przesuwam się z krzesłem bliżej środka, dzięki czemu może nas wszystkie teraz zobaczyć. Kiwam do niej. Ledwo widać jej twarz, bo tam, gdzie obecnie przebywa, jest noc. Ewidentnie.

– Jak tam Europa? – pyta piskliwie Annie. – Gdzie teraz jesteś i czemu jest tak ciemno?

– Bo jest noc! Jesteśmy w Pradze. Wróciliśmy niedawno z kolacji.

– Dobrze was tam karmią? – dopytuje Holly. – Piękną macie pogodę? Jak tam jest?

– Trochę jesiennie, w końcu jest początek września. W Chicago na pewno jest teraz chłodniej – opowiada z niewielkim uśmiechem. – Właśnie wróciliśmy z kolacji z zawodnikami Sparty. Wcześniej Simon miał trening. Fajnie było – mówi z dumą. – A wy co robicie? Dobrze widzę, że jesteście u Holly?

– Taaaak – mówi przeciągle Holly. – Siedzimy, gadamy, przeganiamy kryzys.

– Kto ma znowu kryzys? – pyta Elena nieco zdziwiona. – Eris? Jezu, przez to, że mnie nie ma na miejscu, jestem nie w temacie. Co mnie znowu ominęło oprócz sytuacji po weselu?

– Nic. Charles tylko ograniczył ją na wszystkich socialach, co w sumie odkryłyśmy niedawno, bo nie widzi jego żadnych relacji czy postów – wyjaśnia Holly. – No i właśnie nam się przyznała, że jej sprawy łóżkowe z Jacobem nie były takie, jak dotąd myślałyśmy...

Mam ochotę walnąć sobie dłonią w czoło. Spoglądam na przyjaciółki. Holly chyba nie do końca dostrzega mój błagalny wzrok, ale Annie od razu łapie, o co mi chodzi. Stuka Holly w ramię, co daje jej znak, żeby zakończyła temat, ale jest już za późno. Wiem, że Eleny nic nie powstrzyma. Nie muszę długo czekać na pytanie z jej strony. Pada niemal od razu.

– Jak to? O co chodzi? – dopytuje wysokim tonem. – Nigdy nie narzekałaś... Nie bardzo rozumiem.

– Było, minęło. – Wzruszam ramionami i sięgam po kolejne chipsy. – On miał większe libido ode mnie. Tyle w temacie.

Nie muszą wiedzieć, że niejednokrotnie próbował mnie zmusić szantażem albo naciskał na mnie tak mocno, że ulegałam dla świętego spokoju. Szanował, kiedy mówiłam „nie", nie przekroczył granicy, ale zdecydowanie trudno było mu odpuścić. Nie każdy powód mojego braku ochoty był wystarczający, nieraz musiałam się nagłowić, by nie wciskać mu tej samej wymówki.

– Mieliśmy inne temperamenty w łóżku – dodaję, kiedy widzę niezadowoloną minę Eleny. Nie chcę kolejnych pytań z jej strony. – Naprawdę nie chcę do tego wracać. Te drzwi zostały zamknięte. Poszłam na terapię, by nie tylko upewnić się, że zamknęłam zamki, ale przede wszystkim zabić te drzwi dechami – metaforyzuję w nadziei, że to całkowicie zniechęci Elenę do ciągnięcia tematu.

Holly i Annie patrzą na mnie trochę niezręcznie. Chyba im głupio, że poruszyły ten temat. No trudno, mogły uszanować to, że nie chcę o tym rozmawiać. Znowu naruszono moją granicę, a ja za późno ją postawiłam. Terapeutka ma rację, mam z tym okropny problem.

– Czemu nie mówiłaś o tym wcześniej? – pyta po raz kolejny Elena. – Mogłyśmy przecież jakoś ci pomóc, doradzić coś na ten inny temperament. Przecież od tego jesteśmy.

– Ale po co miałam ci to mówić? Żebyś znowu niepotrzebnie się wtrąciła i zniszczyła wszystko? – wybucham.

Łapię się tematu Jacoba, ale wszystkie dobrze wiemy, że wcale nie chodzi o niego. Piję do jej zachowania na własnym weselu, kiedy zdecydowanie naruszyła granicę. Nie dostrzegałam tego. Myślałam od zawsze, że taka po prostu jest, że troszczy się o mnie w zupełnie inny sposób, ale kilka dni temu zrozumiałam, że to nie troska, to nie jej opieka, to stałe próby owinięcia mnie sobie wokół palca, pokazanie jej wyższości i chęć przejęcia nade mną jakiejś kontroli.

Bardzo mi przykro, że musiałam dojść do takich wniosków z własną przyjaciółką, ale jeśli mam coś naprawić w swoim życiu, muszę zrobić to z każdą sferą, a nie da się ukryć, że Elena jest jedną z nich, i to całkiem sporą, ważną i mającą wpływ na to, jak postrzegam samą siebie.

– Chyba nie próbujesz mi teraz wmówić, że cała ta popieprzona sytuacja z Charlesem to moja wina? – pyta ostro i nachyla się w kierunku kamerki. – Nie żartuj tak nawet, Eris, bo to nie jest zabawne.

– To jak mi wyjaśnisz to, że ciągle nam przerywałaś? Że nas szukałaś? Jak wyjaśnisz cały ten cholerny plan, który razem z nim uknułaś? – pytam ociężale. – Wytłumacz mi rolę Denise, kolację, kiedy nagle Charles pojawił się w twoim domu, ten konkurs z bukietem i krawatem... Tak się zachowuje przyjaciółka?

– A co jest niby złego w tych rzeczach, co? – Podnosi głos. – Pomogłam zarówno tobie, jak i Charlesowi. Bez całego tego planu i otoczki, nawet byś na niego nie spojrzała! A to idealny facet, dosłownie – idealny! – krzyczy przez komórkę. – Gdyby nie Simon, już dawno bym sama do niego podbiła – przyznaje wściekle. – Ale nie, nie mogłabym tego zrobić, bo on był od zawsze tobą tak zaślepiony, że ignorował wszystkie napataczające się mu dziewczyny!

– Oj, już nie mów, że Charles je ignorował. Dobrze wiesz, że też potrafił się nieźle zabawić. A wracając do twojego pytania, co jest złego w tych wszystkich rzeczach, musisz wiedzieć, że to, że ciągle mnie upokarzasz – wyznaję spokojnie. – A zaczęło się od tej pierdolonej sukni ślubnej! – Tym razem to ja wybucham.

– To może my was zostawimy? – pyta Annie z niezręcznym wyrazem twarzy.

– Nie! – odkrzykujemy w tym samym momencie z Eleną.

– Potrzebuję świadków swoich słów. I jej też – wyjaśniam, na co Holly i Annie kiwają potulnie głowami.

– A co niby nie tak było z tą suknią, co? – pyta Elena. – Pomogłaś mi ją przerobić. Nie wyglądało, jakby coś ci przeszkadzało.

– Bo wtedy nie przeszkadzało...

– To, co? Co ci przeszkadza teraz? – wtrąca się wściekle.

– Ale zaczęłam zauważać, że albo chcesz mi wejść na głowę i ciągle testujesz moje granice, albo coś ci we mnie nie pasuje i na siłę chcesz mnie uświetnić i dopasować do swojego wyobrażenia!

Na chwilę zapada cisza. Elena gapi się w ekran wyraźnie zaskoczona. Zerkam na Holly i Annie, które tylko popijają wino. Holly kręci się na krześle i nagle wstaje, ruszając do pokoju. Grzebie po szufladach, szukając czegoś w popłochu.

– Co robisz? – pytam głośno, ale nie odpowiada.

Wraca z niewinnym uśmiechem i schowanymi za plecami rękami. Boję się, co wymyśliła. Przemyka obok mnie i zajmuje swoje miejsce, chichocząc przy tym pod nosem, co trochę zbija mnie z tropu. Annie wzrusza ramionami, a kiedy Holly wyciąga blanta i zapaliczkę, wzdycha głęboko.

– Alkohol to za mało na te wasze wrzaski. Kto chce się rozluźnić? – pyta szaleńczo.

Zdziwienie opanowuje moją twarz, kiedy Annie jako pierwsza wyciąga dłoń i ochoczo przyjmuje ofertę Holly. Tylko raz w życiu widziałam ujaraną Annie i sama nie wiem, czy chcę oglądać ją w takim stanie ponownie.

– Czy wy macie zamiar się upalić? – Z głośnika komórki dociera głos Eleny. – Serio?

– Tak – odburkują. Annie odpala blanta i dodaje: – Wyjaśniajcie sobie to dalej. Posłuchamy, doradzimy, ale rzeczywiście, macie o czym rozmawiać. Eris, tak jak mówiła ci terapeutka – kluczem do szczęścia...

– Jest rozmowa i szczerość – kończę z lekkim burknięciem. Wzdycham i powracam do rozmowy z Eleną, ignorując ciche chichoty pozostałych przyjaciółek. – O co ci chodzi, Elena? Co do mnie masz?

Milczy przez moment. Wygląda, jakby zbierała myśli i analizowała, co powinna powiedzieć, a co powinna zostawić dla siebie. Wzdycha i w końcu zaczyna przestawiać mi swoją wersję.

– Nie wiem, jakich wyjaśnień co do sukni oczekujesz, bo akurat tutaj naprawdę chciałam ci pomóc. Wiedziałam, że nadal przeżywasz całe to gówno z Jacobem, więc uznałam, że może to będzie jakiś sposób. Nie wiem, rytuał oczyszczenia, cokolwiek – wyjaśnia bez większych emocji. – Dlatego tak mi zależało, żebyśmy przerobiły tę suknię wspólnie, chociaż w jakimś stopniu. Nie chciałam cię skrzywdzić i przykro mi, że to tak odebrałaś.

– Ale? – pytam, bo wiem, że to nie koniec i że w przypadku Eleny zawsze znajdzie się jakieś "ale".

– Ale nie da się ukryć, że zawsze bardzo ci zazdrościłam. Być może trwa to do tej pory.

Słyszę, jak Annie i Holly wstrzymują powietrze. Zapada cisza. Chyba wszystkie trzy czekamy, aż Elena dopowie coś więcej i podzieli się z nami swoim sekretem. Przysięgam, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Prędzej powiedziałabym, że jest złośliwa, może nawet nieco narcystyczna, ale zazdrosna? Nigdy.

– O co miałabyś być zazdrosna? – pytam oschle. – Co niby takiego cudownego jest w moim życiu, że mi zazdrościsz?

– Nie chodzi o teraz, Eris – burczy. – Chodzi o to, że zawsze miałaś łatwiej, że o nic, nie musiałaś się starać.

– Co?

– Gdy poznałyśmy się na studiach, już miałaś Jacoba. Byliście idealną parą. Nie musiałaś biegać za facetami i prosić się o ich uwagę, bo miałaś Jacoba – zaczyna cicho. – Ja, zanim zwróciłam uwagę Simona, próbowałam podbić do niego przez ponad dwa lata...

– Ale Simon nie był zainteresowany związkami i dobrze o tym wiedziałaś – wtrąca się Holly, ale kiedy Elena gromi ją wzrokiem, kuli się na krześle. – Wybacz.

– Tak. Tylko, że ja nie potrafię odpuszczać i ja się na coś uprę...

– To nie ma zmiłuj – wtrąca się Annie, którą również Elena piorunuje wzrokiem. – Sorry. Już się zamykamy.

Ledwo powstrzymuję śmiech, kiedy widzę ich niewinne miny i coraz bardziej przekrwione oczy. Teraz tylko zostało czekać, aż ich faza osiągnie szczyt, a potem zaczną ją zajadać i żalić się, że mogły nie palić.

– Przyjaźniliście się, czasami pozwalaliście sobie nawet na jakiś bonus – przypominam Elenie.

Nic nie rozumiem.

– Tak, ale mi to nie wystarczało. Chciałam tego szczęścia, które ty miałaś z Jacobem.

To prawda, na studiach nasz związek przechodził najlepszy czas. Mimo wpadek Jacoba i niewywiązywania się z obietnic na rzecz zaliczeń lub chęci rozwoju byłam z nim wówczas naprawdę szczęśliwa. Zdarzały się kryzysy lub ciche dni, sprzeczaliśmy się, kiedy mnie nie słuchał i zapominał, co powiedziałam, ale potrafił być czuły i uroczy. Oświadczył się, zorganizowaliśmy wesele, a potem... dopadło nas dorosłe życie, rutyna i niezrozumienie.

– Wyskoczyliście z tym nagłym ślubem – Elena kontynuuje wyjaśnienia. – A mnie zachciało się wyć w poduszkę, bo jedyne, co miałam, to potajemne schadzki z Simonem, marzenia, że w końcu mnie zauważy, tak jak ja widzę jego, i że sama stanę z nim na ślubnym kobiercu.

– No i spełniłaś to, kochana! – piszczy Annie, ale ignorujemy jej komentarz.

– I w tym wszystkim był jeszcze Charles – wzdycha Elena. – Pojawił się znikąd. Zawsze był, jak taki szczeniak. Wpadł w ciebie po uszy, kiedy tylko cię zobaczył. Uganiał się za tobą, ale ty tego za nic nie widziałaś, a ja... Ja właśnie tego chciałam, wiesz? Chciałam, żeby ktoś za mną tak latał, żeby całował ziemię, po której przeszłam. To wszystko nie było sprawiedliwe.

– Nie możesz obwiniać mnie za to, że ktoś coś do mnie poczuł. Albo że zrobiłam coś, o czym marzysz, przed tobą.

– Nigdy cię nie obwiniałam i do tej pory tego nie robię. Po prostu ci zazdrościłam – wyjaśnia, spuszczając wzrok. – Może nadal ci zazdroszczę...

– Ale czego? Płakania w poduszkę? Pierdolnika w głowie? Ataków paniki, kiedy potencjalny związek wchodzi na wyższy poziom? – prycham z irytacją.

– Nie! Boże! Tego ci współczuję i cholernie się cieszę, że udało się Annie zaciągnąć cię na terapię!

– Dzięki – piszczy ponownie Annie i chyba nawet czka.

– Kiedy musiałam cię zostawić i pojechać na lotnisko, nie mogłam przestać się zamartwiać. Nie rób ze mnie teraz takiej złej przyjaciółki!

– To czemu tyle razy mnie upokorzyłaś na weselu? Czemu zrobiłaś ze mnie pośmiewisko przed wszystkimi, wyciągając mnie i Charlesa ze stodoły albo skuwając kajdankami?! – unoszę się i wymachuję rękami.

Emocje znowu próbują przejąć nade mną kontrolę. Zatykam jedną dziurkę od nosa, tak jak radziła terapeutka, i biorę głęboki wdech. Po chwili robię to samo z drugą. I tak jeszcze trzy razy, żeby trochę się uspokoić. Ten dziwny sposób działa. Całe szczęście.

– Bo taki był plan. Nasz, mój i Simona. Mieliście się zbliżyć, ale nie przekroczyć granicy. Wiedzieliśmy, że spanikujesz i zobacz, co się stało. Zobacz, gdzie jesteś i bez kogo jesteś – podkreśla wymownie. – Czasami mam wrażenie, że na niego nie zasługujesz. A on nie zasługuje na to, by przez tyle lat czekać i być w taki sposób ranionym.

Po tych słowach Elena kończy połączenie. Serce mi wali jak szalone. Wstaję z miejsca i ruszam w kierunku wyjścia. Robi mi się niedobrze. Biegnę do toalety, dziękując w duchu, że nikogo oprócz nas nie ma dziś w mieszkaniu Holly. Cała zawartość mojego żołądka ląduje w toalecie. Szkoda tylko, że nie mogę pozbyć się poczucia winy, które towarzyszy mi nieprzerwanie od dwóch tygodni. 

___ 

dziś trochę krócej i bez Charlesa, ale czas zamknąć pewne wątki... co sądzicie o postępowaniu Eleny? Eris poszła na terapię, dobrze dla niej :) 

do następnego! pewnie w okolicach środy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro