12
Charles
– Schrzaniłeś, człowieku – podsumowuje Simon, kiedy siedzę wraz z nim, Mattem i Tylerem w Parku Lincolna.
– Wiem, człowieku – mówię cierpko i zatykam sobie usta kawą.
Pies Matta wariuje wokół ławki, próbując przyciągnąć przy tym naszą uwagę. Wiedziałem, że jamniki są bardzo ruchliwe, ale ten zdecydowanie przesadza. Matt rzuca mu co jakiś czas gumową piłkę, ale z rzutu na rzut pies domaga się coraz więcej, co niestety zaczyna mi przeszkadzać. Lubię zwierzęta, psy w szczególności, ale dziś nie mam do nich zbyt dużej cierpliwości.
Spotkałem się z chłopakami w parku niedługo po ich dzisiejszym treningu na siłowni, bo powoli przygotowują się do nadchodzącego sezonu hokejowego. Nie da się ukryć, że kibice bardzo liczą na zobaczenie Chicago Blackhawks w tegorocznej walce w Pucharze Stanleya po blisko dziesięciu latach przerwy. Matt wpadł po psa, Tyler odstawił swoją młodszą siostrę do koleżanki, a Simon przyjechał do mojego mieszkania, by zabrać mój zdrętwiały tyłek na świeże powietrze. I chociaż wolałbym zaszyć się w swoim mieszkaniu, wypić tam mrożoną herbatę i pograć w NHL, te dupki uparły się, że dawka słońca nam nie zaszkodzi.
– To wszystko przez Denise, przysięgam wam na moją hokejową karierę – ogłaszam poważnie i czekam na ich reakcję. – Coś czułem, że ten plan z zazdrością nie wypali. Eris nie jest typem zazdrośnicy.
– Ty nie masz hokejowej kariery, koleś, więc nie mów takich rzeczy – burczy Matt z uniesioną brwią.
– To przysięgam na wasze – powtarzam przysięgę i zaczynam chichotać z ich niezadowolonych min.
– Odszczekaj to, gówniarzu – warczy Simon. – Nie mów takich rzeczy przed sezonem.
– Dobra, dobra – mruczę i unoszę ręce we własnej obronie. – A tak całkowicie na poważnie. Naprawdę zasugerowałem się radą Denise, by wszystko odkręcić, wycofać się z próby wyznania i wrócić do takiego stanu, jaki był.
– Ale po co? – dopytuje Matt, marszcząc brwi.
– Kurwa, stary, ile można ciągnąć to cholerstwo? – dodaje Tyler. – Masz świetną okazję do wyznania jej, że nie jest ci obojętna. I co robisz? Spierdalasz.
– Nie spierdalam, to po pierwsze – zaczynam się tłumaczyć, ale chyba nie ma to większego sensu. – Po drugie wyznam jej to, ale muszę mieć najpierw pewność, że ona też jest zainteresowana.
– Elena jest pewna, że Eris jest zainteresowana, tylko trudno jest jej się do tego przyznać, najbardziej przed samą sobą – tłumaczy Simon. – Dlatego spierdzieliła ci wtedy i pognała po pizzę.
– No właśnie. Dlatego Denise poradziła mi, żebym jeszcze trochę pobadał sytuację, sprawdził, jak zareaguje na wycofanie się z tego szajsu. Według niej powinno to wzbudzić w Eris zazdrość i zaintrygować ją moim zachowaniem – wyjaśniam bez większych emocji.
– A czemu niby by miało? – dopytuje Matt.
– Wiesz, ja na jej miejscu byłbym zazdrosny, Matt – wzruszam ramionami i wypijam kawę do końca. – Szlag mnie trafia na samą myśl, że obok niej kręci się jakiś pizduś.
Przecieram twarz dłońmi, moi koledzy wzdychają. Czuję, że pies szturcha mnie w łydkę, przez co jestem zmuszony pogłaskać tego krótkołapkiego przybysza.
– Mówię ci, przestań bawić się w te cholerne podchody i po prostu powiedz jej, jak jest – ogłasza Simon z udawanym bólem w głosie. – Nie wiem, czy będziesz miał teraz okazję się gdzieś z nią spotkać...
– Raczej nie, dopiero na waszym weselu. – Nie daję mu dokończyć. – No jedynie, że wpadną na twój kawalerski. Wtedy jest szansa na pijacki podryw z mojej strony.
– Z tego co mówiła Elena, jutro mają się zobaczyć, jakoś po południu. Będą szyć suknie czy cholera wie co. Jak chcesz, możesz wpaść, pogramy w NHL. Dam ci znać, kiedy już będzie.
– Daj spokój, nie chcę wyjść na jakiegoś natręta, który nagle zaczyna się pojawiać tam, gdzie ona – wyjaśniam i kręcę głową, bo cały ten plan brzmi co najmniej absurdalnie.
Nie czułbym się w porządku, pojawiając się specjalnie w domu Eleny i Simona, by natknąć się na Eris. Na samą myśl czuję się jak desperat, który nie potrafi sprostać poderwaniu kobiety. Doceniam propozycję przyjaciela, ale nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.
Poprawiam się na ławce i kręcę głową, zakładając ramiona na klatce piersiowej. Matt śmieje się pod nosem, a Tyler ma minę, jakby chciał mnie uderzyć i trochę otrzeźwić.
– Czy ty musisz być taki uparty? – Simon wzdycha i przewraca oczami. – Człowieku, nie mogłeś zamknąć jadaczki, kiedy wchodził temat Eris, robiłeś wszystko, by się z nią zobaczyć, ale nie mogłeś, bo była z tym chujem. Tymczasem teraz, kiedy jest wolna, robisz wszystko, by tej szansy nie wykorzystać.
– On ma trochę racji, stary – wtrąca się Matt. – Przemyśl to.
– Prawie się nie zesrałeś, kiedy przyszedłem ci powiedzieć, że Jacob jest już przeszłością, nie pamiętasz? – pyta Simon, a mnie robi się dziwnie na wspomnienie sprzed kilku miesięcy.
Trudno zapomnieć moment, kiedy przyjaciel staje przed drzwiami z bardzo poważną miną i ogłasza, że Eris kilkanaście minut temu powróciła do grona niezamężnych i spragnionych gorącego mężczyzny kobiet. Swoją drogą, to jego słowa, nie moje, bo ja akurat wiem, że Eris nie ufa i nie wchodzi w romanse tak łatwo. Chyba...
Niemniej pamiętam, że Simon niemal nie wytargał mnie z mieszkania za fraki, by wsadzić do samochodu i zmusić do stanięcia twarzą w twarz z Eris. Kupił nawet bukiet stokrotek i czekoladki, które później dostała Elena, bo ja nie byłem w stanie zrobić wymyślonego przez mojego przyjaciela kroku. I nie dlatego, że nie chciałem. Ba, byłem wtedy bardzo zmotywowany, by przypomnieć Eris o swoim istnieniu. Wydało mi się to jednak wyjątkowo nie na miejscu, by tak po prostu stanąć przed jej drzwiami i powiedzieć: „Cześć, kocham cię od drugiego roku studiów, chcesz być moją dziewczyną?".
Obiecywałem sobie, że powiem jej za miesiąc, ale nie zrobiłem tego, bo Eris prawie nie wychodziła z domu, przełożyłem więc to na kolejny miesiąc. Niestety – kiedy stanąłem pod jej drzwiami zwarty i gotowy, otworzyła mi zapłakana, przez co nie byłem w stanie ogłosić jej, że jestem gotów poświęcić dla niej swój status związku i wszystkie inne kobiety, które są lub były mną zainteresowane. Wziąłem ją wówczas w ramiona i pozwoliłem się wypłakać, a kiedy skończyła, wypiliśmy mrożoną herbatę i wróciłem do siebie.
Po tym małym łzawym incydencie Eris unikała mnie przez dwa miesiące. Byłem pewien, że wszystko już stracone, ale Elena i Simon uspokoili mnie, że moja kandydatka na żonę wciąż znajduje się w niemałym kryzysie i potrzebuje spokoju. Kryzys trwa chyba do dziś, bo nie dość, że nasz kontakt trochę osłabł, to jeszcze panikuje na samą myśl, że mógłbym jej w ogóle coś takiego powiedzieć.
– Dobra, kurwa – zaczynam cicho i bez przekonania. – To o której mam u ciebie być, Simon?
***
Po raz pierwszy w życiu w domu Simona czuję się jak intruz. I chociaż ze wszystkich sił staram się rozluźnić, by nie siedzieć jak z kijem w tyłku, co chwilę zerkam w kierunku drzwi, upewniając się, że Eris przypadkiem już się nie pojawiła. Przegrałem trzy mecze z rzędu, co raczej mi się nie zdarza, bo w cyfrowym hokeju jestem mistrzem. Nie tym razem – pad drży mi w rękach, nie mogę wyczuć podań i ciągle popełniam ten sam błąd, który kończy się spalonym.
– Gdybym wiedział, że będziesz tak chujowo grał, to nawet bym cię dziś tu nie zapraszał – burczy Simon i odkłada kontroler na kolana, kiedy zatrzymuje grę. – Wyluzuj. Pewnie zaraz będą. Zachowujesz się, jakbyś miał coś na sumieniu.
Wywracam oczami na te słowa, bo wcale nie uważam, bym zachowywał się w taki sposób. Okej, może trochę przejmuję się pierwszym spotkaniem Eris po tym, jak stchórzyłem, bo wiem, co akurat ona sądzi o wycofywaniu się w relacji przez faceta, ale, cholera jasna, tylko głupi w takiej sytuacji by się nie przejmował.
– Gdybym wiedział, że się spóźnią, to też przyjechałbym później. Mam co robić – mówię drętwym tonem i sięgam po mrożoną kawę, która stoi na stoliku.
– Akurat masz jeszcze urlop. Nie masz więc nic do roboty, głupolu – pyskuje Simon i wznawia grę.
– A skąd możesz to wiedzieć, co? Może miałem plany iść na zakupy albo na siłownię.
– Zakupy zawsze załatwiasz rano, zaraz po siłowni – odburkuje mój najlepszy przyjaciel. – Mieszkałem z tobą dwa lata. Znam twoje nawyki na pamięć.
– Dobra, masz mnie, pajacu. Zakupy robiłem o siódmej trzydzieści, tuż po porannym bieganiu.
– Chora godzina.
– Gadasz tak, bo jeszcze się byczysz. Niedługo wrócisz do wstawania po szóstej i zapierdalania do dziesiątej. Potem przerwa i od nowa – dogryzam mu, a on wzdycha i przyznaje mi rację. – Po zakupach wpadłem na uczelnię tak w ogóle. Trener Clark już przygotowuje skład na przyszły sezon. Ciężko będzie przejść do play-offów.
– Myślisz? – dopytuje Simon wyraźnie zaskoczony. – Cholera – fuka, kiedy na ekranie wyświetla się wielki napis „Spalony". Ha. Nawet on popełnia takie głupie błędy.
Gra się zatrzymuje, żebyśmy mogli obejrzeć powtórkę, co daje nam chwilę, by poważniej pogadać, bez skupiania się na gierce.
– Dużo nowicjuszy, a wiesz, jak to z nimi jest na początku.
– Panikarze – śmieje się Simon.
– No. Trener w zeszłym roku przyjął trochę za mało pierwszorocznych do drużyny i teraz mu się to odbija – komentuję poważnie. – Teraz ma tylko dwa składy doświadczonych graczy. To trochę mało.
– Kurde, rzeczywiście wygląda to nieciekawie – burczy Simon.
– Dlatego zgrupowanie organizuje już w drugim tygodniu września. Wracam więc do roboty, żeby opatrywać im te poobijane mięśnie – śmieję się, bo na myśl przychodzą mi nasze poobijane ciała i studentki fizjoterapii, które co najmniej chętnie się nami zajmowały.
– Wejdziesz? – pyta, nie podając szczegółów, ale ja doskonale wiem, do czego nawiązuje.
Czy wejdę na lód...
– A w życiu. Nie ufam sobie i swoim emocjom – mówiąc to, patrzę na spuchnięte palce i szorstką skórę.
– To był wypadek, stary. Tam nie było żadnych złych emocji – przypomina mi mój przyjaciel. – Maurier żyje, niedawno nawet zaczął chodzić, powoli, ale robi kroki. Wiesz, że ci wybaczył, nam wybaczył... Widzieliśmy się z nim i pewnie niedługo znowu się zobaczymy.
– Wiem. Serio, wiem to. Ale co jeśli moja potrzeba wygrywania znowu się uruchomi, kiedy wejdę na ten pieprzony lód i stanę między chłopakami? – pytam i aż czuję przerażające ciarki, które przechodzą po moim ciele. – Trener już parę razy mi proponował, bym został jego drugim asystentem i żebym popracował trochę nad wydolnością i motoryką chłopaków. Raz to nawet rozważałem. Ale, cholera, co jeśli znowu włączy się we mnie mania wygrywania za wszelką cenę i nie będę potrafił odpuścić? Albo co jeśli okaże się, że jestem chujowym trenerem? Co jeśli spanikuję na lodowisku?
Przejeżdżam palcami po chropowatej części pada, mając nadzieję, że złagodzi to rozsadzające mnie od środka emocje. Znowu odtwarzam w myślach wydarzenia tamtej nocy, znowu robi mi się niedobrze i znowu mam chęć uciec, by pobyć sam. Wiem, że Maurier mi wybaczył, wiem, że tak naprawdę nigdy nie miał mi tego za złe. Wszyscy byliśmy winni, że wpadliśmy na tak beznadziejny pomysł, ale to ja w niego wjechałem, i to ja spowodowałem, że doznał paraliżu dolnych części ciała. To przeze mnie lekarze składali mu kręgosłup przez kilkanaście godzin. Moją winą jest to, że nigdy nie przeszedł na zawodowstwo, choć miał do tego świetne predyspozycje. Swoją karierę też zawaliłem, bo na prośbę trenera, sam porzuciłem uniwersytecką grę. Bo jakąś karę ponieść musiałem, a nie chciałem, by przez moją głupotę z drużyny wypadli też inni chłopacy, którzy akurat postanowili się wówczas zabawić.
– Nie będzie tak, bo nie jesteś już tym samym człowiekiem, stary – mówi z pewnością w głosie Simon i klepie mnie po ramieniu. – Akurat od ciebie te dzieciaki mogą się wiele nauczyć. Wiesz to.
– Czemu nazywasz ich dzieciakami? Jesteśmy tylko kilka lat starsi.
– A jak mam niby ich nazywać?
– Szczeniakami? Nowicjuszami? Początkującymi gwiazdami?
– Czepiasz się – fuka Simon i uderza mnie pięścią w ramię. – A poza tym... – Wymierza we mnie palec. – Jesteś chujem, bo wiem doskonale, że wszedłeś na lód, ale z Denise. Jak się z tego wytłumaczysz, pacanie?
– Człowieku, to było marketingowe zagranie – śmieję się cicho. – I zresztą jej pomysł. Wiedziała, że Eris to zobaczy. No i zobaczyła, ale niestety nie spotkało się to z żadną reakcją z jej strony, a ja spanikowałem, wyobrażasz to sobie?
– No nie bardzo, bo raczej nie kojarzysz mi się z wielkim panikarzem.
– No właśnie, a tu, kuźwa, musiałem złapać się chodzika, żeby nie paść, jak długi. Nogi mi się trzęsły, stary, jak galareta. A ona kazała mi zrobić jeszcze jedno kółko wokół lodowiska, bo poprzednie wyglądało paskudnie na nagraniu. – Śmiejemy się obydwoje z tej sytuacji. – Masakra. Ale chociaż strzeliłem sobie bramkę.
– Trudno było?
– Strzelić? – dopytuję. – Nie. Tego się nie zapomina po tylu latach trenowania.
– A w ogóle wejść na lód?
– Cholernie. Sześć razy próbowałem, zanim serio się odważyłem.
– Co próbowałeś? – słyszę uroczy głos Eleny.
Odwracam się za siebie, by dostrzec dwie stojące za kanapą kobiety. Najwyraźniej Eris wraz z Eleną musiały wejść przez garaż. Uśmiecham się w kierunku przyszłej żony mojego przyjaciela, która zaczyna rozkładać zakupy na kuchennym blacie.
– Nie martw się, do niczego nie namawiam mężulka – mówię rozbawionym tonem i klepię Simona po ramieniu.
– Jeszcze na tyle mu ufam... Jestem po prostu ciekawska, tak gdybyś zapomniał – przytyka mi i wystawia język w moim kierunku. – Robię sałatkę z kurczakiem i zapiekanki, zjecie?
– Zawsze! – wykrzykuję i wgapiam się w Eris, która nie ruszyła się z miejsca. – Hej – mówię do niej, a ona kiwa mi głową i zaczyna bawić się swoimi długimi brązowymi włosami.
– Hej – odpowiada i uśmiecha się niewinnie.
Boże! Ta kobieta doprowadza mnie do szaleństwa. Mam ochotę do niej podejść, złapać ją za te zaróżowione policzki i przyciągnąć do siebie tak, by poczuć jej ciepło i słodki zapach. Chcę ją pocałować, mocno i namiętnie, a najlepiej od razu zabrać prosto do łóżka i zerżnąć tak, aż zapomni o całej swojej przeszłości. I przy okazji ja zapomnę o swojej.
– Jak tam? – pytam trochę nieśmiało, ignorując przy tym przenikające mnie spojrzenie Simona.
– Dobrze – odpowiada cicho i wzrusza ramionami. – Idę pomóc Elenie.
– Dobrze – zgadzam się z nią i nie odwracam od niej wzroku, dopóki Simon nie sprowadzi mnie na ziemię.
Zaczynam fantazjować przy moim przyjacielu, co raczej nie zdarza mi się często, ale trudno jest mi się powstrzymać, zwłaszcza że Eris ubrała dziś zwiewną, bordową sukienkę wyszytą białymi kwiatkami. No i te usta... Oczywiście, że użyła bordowego błyszczyka. Wygląda oszałamiająco i szczerze zrobiłbym wiele, by wstać, złapać ją za rękę i wziąć na górę, byśmy mogli zostać tylko we dwójkę. Ale, cholera. Postanowiłem posłuchać Denise i wycofać się z próby mojego wyznania. A mogłem to zrobić! Miałbym wtedy pięćdziesiąt procent szans na powodzenie.
– Ślinisz się – szturcha mnie Simon i podśmiewa się pod nosem.
Przenosi rękę na mój podbródek i przechyla moją głowę w jego kierunku. Widzę jego kpiący uśmieszek.
– Spierdalaj – odpycham jego rękę i czuję, że robi mi się gorąco. – Idę do łazienki.
Wstaję z kanapy i mijam wyspę kuchenną, przy której pracuje Eris wraz z Eleną. Zerkam na pierwszą z nich ukradkiem i dziwię się, kiedy dostrzegam, że ona też na mnie patrzy. Uśmiecham się i wpadam na ścianę, bo nie zauważam, że nie mieszczę się w futrynie. Wszyscy na mnie patrzą, a ja posyłam im krzywe spojrzenie.
– Sprawdzam twardość waszych ścian – tłumaczę pospiesznie. – Jest bezpiecznie.
Znikam w korytarzu i słyszę chichot Eris, który nie znika z mojej głowy do nocy. Nie mogę przestać się cieszyć, że ją rozbawiłem.
Życzę Wam samych dobroci w Nowym Roku!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro