11
Z ciężką głową wchodzę do mieszkania. Ledwie pamiętam, jak w ogóle udało mi się do niego dostać. Zamówiłam taksówkę i nagle znalazłam się przed kamienicą, nic pomiędzy. Taksówkarz w podeszłym wieku przez całą drogę próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt, ale nie jestem pewna, czy choćby się z nim przywitałam.
Przekręcam klucz w drzwiach, otwieram je i słyszę dźwięk przychodzącego powiadomienia. Charles nie daje za wygraną. Przez cały czas upomina się o kontakt, co mnie niesamowicie stresuje, bo zwyczajnie nie mam ochoty z nim rozmawiać, a przynajmniej nie na proponowany przez niego temat. Odkładam torbę koło szafy, ściągam buty i wchodzę do mojej ulubionej przestrzeni na całym świecie. Rozkładam się na dużej sofie, by chociaż przez chwilę beztrosko pogapić się w sufit. Ignoruję nadchodzące połączenie, nie odczytuję wiadomości, daję sobie czas, by nastawić się na zmierzenie się z prawdopodobnie najdziwniejszą rozmową między mną a Charlesem.
Kiedy telefon znowu dzwoni, wkurzam się, i to na poważnie. Irytacja zmienia się w złość, a zszargane nerwy dają o sobie znać jeszcze bardziej. Matko jedyna, ten facet naprawdę nie potrafi odpuścić. Nie mylę się, bo kiedy wyciągam komórkę i spoglądam na jej ekran, oprócz powiadomień od Charlesa, nikt więcej nic ode mnie nie chciał. Chociaż tyle. Połączenie kończy się, zanim zdążę zareagować, przez co oddycham z ulgą. Cisza nie trwa jednak zbyt długo, bo Charles ponawia połączenie. Odbieram, bo nie mam już innego wyboru. Będzie mnie męczył do usranej śmierci.
– Przestaniesz być taki natarczywy? – zaczynam rozwścieczonym tonem. – Nie pomyślałeś, Charles, że jestem zajęta?
– Wystarczyło napisać! – fuka, a mnie jeszcze bardziej podnosi się ciśnienie.
– Jeśli nie odbieram za trzecim razem, to oznacza, że albo już nie żyję, albo nie mam czasu. No dobra, mogę też nie mieć chęci z tobą gadać, i tak też było właśnie teraz! – syczę i podnoszę się z kanapy, by rozchodzić trochę rozsadzające mnie emocje. – Czego chcesz? – wybucham, choć nie do końca chciałam tak zabrzmieć.
– Teraz już niczego. Nie będę z tobą rozmawiać, gdy jesteś aż tak naburmuszona – odfukuje, a ja zaczynam się śmiać.
– Ja jestem naburmuszona, tak? A Ty zachowujesz się jak rozkapryszony bachor, który nie potrafi odpuścić i nie umie uszanować, że ktoś jest zajęty! – Rzucam się do słuchawki, przez co spotykam się z ciszą. – Sorry – burczę już dużo spokojniej.
– Skoro już trochę się uspokoiłaś, to chcę powiedzieć tylko jedno. Wiem, że do próby mojego wyznania dorobiłaś już sobie pewnie milion teorii, jednak muszę cię zapewnić, że żadna raczej nie jest prawdziwa – zaczyna, a ja czuję się dziwnie niekomfortowo. – Nie chcę, by cokolwiek między nami się przez to zmieniło, okej? Tak naprawdę nie chciałem wyznać ci żadnych uczuć, a myślę, że właśnie tak to mogło wyglądać. Prawdopodobnie byłem trochę przebodźcowany i przestraszony tym, że moja relacja z Denise wchodzi na wyższy poziom. A wiesz, jak to u mnie jest z tymi związkami...
– Wiem – wtrącam szeptem.
– Tak więc wybacz, jeśli sprawiłem, że czułaś się jakoś źle i że pewnie próbowałem zrzucić na ciebie jakąś bombę. Myślę, że sporo w tej sytuacji zrobił też alkohol i... Tak jakoś wyszło. – W jego głosie słyszę skruchę. A może zawód? Nie umiem ocenić. – Wszystko między nami okej? Widzimy się na weselu? – pyta, a ja kiwam głową, mimo że nie może mnie zobaczyć.
– Okej, tak, okej – mówię, ale mój głos nie brzmi ani trochę pewnie. – Widzimy się, pewnie...
– Super. Cieszę się, że między nami wszystko gra. – Głos Charlesa jest równie słaby co mój. – Nie mogę się już doczekać. Na pewno będzie fajna impreza.
– Tak. Na pewno – szepczę, a kiedy kończę, między nami zapada długa cisza. – Tak. Więc... Miłego wieczoru. Czy coś.
– Tak. Tobie też. Czy coś – podsumowuje, a potem kończy połączenie.
Mrugam kilkanaście razy, próbując zrozumieć, co właśnie zaszło i czemu po tym wszystkim czuję się tak dziwnie. Charles nie miał racji, że dorobiłam jego próbie wyznania milion różnych teorii. Ja doskonale wiem, że on chciał wyznać swoje uczucia względem mnie. Cieszyłam się przecież, że koniec końców do tego nie doszło, bo straciłabym kolejną osobę, na której mi zależy. Czemu jednak teraz czuję, że może i nie byłoby to takie złe?
Zaczynam zastanawiać się nad jego nagłą zmianą. Kiedy napastował mnie telefonami, byłam niemal pewna, że ponowi próbę wyznania. Ba, mogłabym dać sobie uciąć palec od stopy, że pierwszym co mi powie, będzie to, że chce zaprosić mnie na oficjalną randkę albo zaskoczy mnie głośnym i nerwowym „Kocham cię, Eris".
No cóż.
Sama już nie wiem, co jest gorsze – wycofanie się z całego tego szajsu, który stworzył, czy kolejna próba bycia szczerym z samym sobą. Bezsprzecznie każda z tych sytuacji ma swoje zalety. Przy pierwszej nadal mam dobrego przyjaciela, przy drugiej mogłabym mieć w końcu szansę na zbudowanie czegoś prawdziwego. Ale...
Chwila, chwila.
Czy ja właśnie przyznałam się przed sobą, że mogłabym stworzyć coś więcej niż tylko przyjaźń z Charlesem? Z pieprzonym Charlesem Grayem, którego poprzysięgłam nigdy nie pocałować, nie pożądać, nie brać pod uwagę do zdrady, gdybym chciała to zrobić mojemu eksmężowi?
Jestem przerażona samą sobą.
Idę do łazienki, by wziąć lodowaty prysznic. Okazuje się jednak, że woda, która mrozi moje ciało, nie sprawia, że czuję się lepiej. Teraz trzęsę się jak galareta, a umysł wciąż kręci się wokół myśli o Charlesie. Liczę, że do końca dnia mi przejdzie i że zapomnę o tym, co mi powiedział. Ale bez przerwy powracają do mnie słowa:
Tak naprawdę nie chciałem wyznać ci żadnych uczuć, a myślę, że właśnie tak to mogło wyglądać. Prawdopodobnie byłem trochę przebodźcowany i przestraszony tym, że moja relacja z Denise wchodzi na wyższy poziom. A wiesz, jak to u mnie jest z tymi związkami...
No właśnie, Charles, jak to jest u ciebie z tymi związkami? Zaczynam prowadzić wewnętrzny dialog, próbując przeanalizować życie miłosne Charlesa, odkąd się poznaliśmy. Na uczelni pojawił się, kiedy ja byłam na drugim roku. Przez całe studia nie był w żadnym poważnym związku, ale w zasadzie nigdy nie zastanawiałam się głębiej nad tego powodem. Tłumaczył się tym, że nie jest gotowy, a mnie to jak najbardziej wystarczało. Po co zresztą miałabym się interesować życiem miłosnym swojego przyjaciela, skoro miałam własne, i to całkiem zaawansowane i na zupełnie innym poziomie niż większość studentów.
– Ja pierdolę, czy on już wtedy coś do mnie czuł? – mówię ze szczoteczką między zębami.
Wgapiam się w swoje odbicie, ręcznik niemal spada mi z mokrych włosów, a kropelki spływają po nagim dekolcie. Wyglądam przerażająco, ale jestem też przerażona. Czy to możliwe, by Charles czuł do mnie coś przez te wszystkie lata i to dlatego nie chciał ładować się w żaden poważny związek?!
Moja dusza płonie. Albo krzyczy. Albo wszystko na raz.
Płuczę usta, przemywam twarz i wybiegam do salonu, mając nadzieję, że uda mi się do niego dodzwonić. Padam na kanapę z walącym sercem, ale wiem, że jeśli nie dowiem się tego, o czym właśnie myślę, nie będę mogła spać. Wybieram jego numer, a on odbiera po trzech sygnałach. Słyszę jego płytki oddech. Nie umiem się odezwać.
– Eris? – pyta cicho i niepewnie.
– Słuchaj, muszę ci zadać jedno cholernie ważne pytanie – mówię śmiertelnie poważnie. – Musisz być ze mną całkowicie szczery, zrozumiałeś?
– Obiecuję.
– Okej – słowa ledwo przechodzą mi przez zaciśnięte gardło. – Ale obiecujesz na serio?
– Na serio – potwierdza.
– Dobrze – zaczynam, ale milknę. To takie trudne. Czemu to takie trudne? – Czy to, że nigdy na studiach nie miałeś dziewczyny, ma związek ze mną?
Po drugiej stronie wita mnie długa i głucha cisza. Nie jestem zaskoczona. Właśnie w taki sposób zyskuję potwierdzenie. Kiedy jednak chcę się odezwać, słyszę głośne i przeciągłe westchnięcie.
– Wiedziałem, że będziesz wymyślać kolejne teorie i nie przestaniesz drążyć – podsumowuje i chichocze.
Idealny moment na chichot, rzeczywiście. Wspaniały.
– Eris – zaczyna bardzo pewnym głosem. – Jesteś piękna, rozkwitasz w towarzystwie, kiedy czujesz się pewnie. Lubiłem cię, to na pewno. Tak samo, jak lubiłem spędzać z tobą czas i lubię to robić do tej pory – opowiada przyjemnym, gładkim głosem.
Mogę sobie tylko wyobrazić, że dotyka się teraz po szyi. I czemu w ogóle podoba mi się ta wizja?
– Może był pewien moment, kiedy liczyłem na coś więcej, ale pamiętaj, że wyskoczyłaś nagle z tym, że wzięłaś ślub i w ogóle. Nie mówię, był to kubeł zimnej wody, więc odpuściłem – kontynuuje. – Ale to nie dlatego nie związałem się z nikim podczas studiów.
– To czemu? – wcinam mu się, ale muszę mieć pewność, że powie mi całą prawdę.
– Bo byłem dwudziestoletnim hokeistą, który nie tylko marzył o seksie, ale był też otoczony chmarą hokejowych króliczków. Czy to wystarczający powód, by nie być w związku?
– Tak – szepczę, choć intuicja podpowiada mi, że wcale nie powiedział mi prawdy.
Charles rozłącza się chwilę po mojej odpowiedzi. Zostaję więc sama z myślami, które przez cały wieczór nie chcą dać mi spokoju. Zaczynam niepotrzebnie analizować zachowania Charlesa wobec mnie z przeszłości. Czy to możliwe, bym nie dostrzegała gestów wykonywanych w moim kierunku? Czyżbym była aż tak otumaniona Jacobem i (nie)idealnym małżeństwem, nadzieją, że to wszystko ma szansę się udać?
Na dobrą sprawę nigdy nie spojrzałam na Charlesa w ten sposób. Chyba wiedziałam, że jest poza moim zasięgiem, właśnie przez Jacoba i prawdopodobnie przez to, że wydawał mi się być chłopakiem z wyższej ligi. Wywodzi się przecież z wysoko usytuowanej rodziny lekarzy. Sam miał zostać chirurgiem, by podtrzymać tradycję Grayów. Ale wygrała miłość do hokeja i koniec końców stanęło na fizjoterapii, którą studiował na moim uniwersytecie.
– Jest nowy zawodnik! – wykrzyczała Elena, kiedy weszłam do domu, gdzie mieściła się główna siedziba naszego stowarzyszenia. – Simon dał mi znać, że właśnie pojawił się na treningu. Idziemy obczaić? Annie i Holly już są w drodze.
– Kobieto, uspokój się, właśnie wróciłam z pierwszych zajęć, a ty już ciągasz mnie na lodowisko, bym odmroziła sobie tyłek? – odburknęłam, wyrzucając ręce w powietrze. – Świetny plan. Potrzebuję rozrywki, Jacob znowu ma muchy w nosie i sprawia, że chce mi się płakać.
– Co tym razem? – spytała moja przyjaciółka podczas zakładania ocieplanych butów.
Na zewnątrz nadal było ciepło, słońce mocno grzało, jak na październik, ale na nowoczesnym lodowisku należącym do UIC zima trwała przez cały rok.
– Stwierdził, że dramatyzuję, gdy przyznałam, że bardzo stresuje się rozpoczynającym się rokiem. Powiedziałam, że będzie na pewno trudniej, ale mnie wyśmiał – wzruszam ramionami i wypuszczam całą zawartość powietrza z płuc.
– Dupkowaty dupek.
– Dupkowaty dupek do kwadratu – potwierdziłam.
W drodze na lodowisko, które znajdowało się naprawdę w niedalekiej odległości od naszego domu, gawędziłyśmy o wrażeniach pierwszego dnia zajęć. Omawiałyśmy plany zajęć, zaliczenia i możliwość ewentualnego samobójstwa. Zimno szczypało mój nos, kiedy weszłyśmy do środka ogromnego budynku. Zajęłyśmy nasze standardowe miejsca w loży komentatorskiej, bo stamtąd był zawsze najlepszy widok, i ukradkiem spoglądałyśmy na odbywający się na lodzie trening.
– Skoro już tu jestem, to zrobię zdjęcie do tej pieprzonej gazetki – fuknęłam niezadowolona i zrobiłam kilka zdjęć, by później zamieścić je na uczelnianej stronie internetowej poświęconej hokejowi.
W tym czasie doszły do nas Holly i Annie, obie owinięte ogromnymi szalikami. Wyglądały, jakby co najmniej wróciły z Alaski. Przywitałam się z nimi krótkim przytulasem, a potem zajęłam miejsce w rzędzie niżej, by móc bez przeszkód słuchać paplaniny moich przyjaciółek.
– Jaki ma numer koszulki? – spytała Annie, kiedy chłopacy trenowali asysty. – Czy wiemy o nim coś więcej tak w ogóle?
– Czekaj, muszę odszukać, co napisał mi Simon – szepnęła Elena.
– Znowu nie ogarniam, kto jest kim – fuknęła Holly. – Przywykłam do zeszłorocznych zawodników, ale oczywiście, że musieli ukończyć studia i przenieść się na zawodowstwo.
Zachichotałam pod nosem na ten komentarz.
– Niestety, twojego ukochanego Williama Todda już z nami nie ma – dogryzłam jej rozbawiona.
– Mówisz, jakby już nie żył.
– Mam! – krzyknęła Elena w niemałej ekscytacji. – Dobra, Charles Gray, numer siedemnaście.
I jak na zawołanie wszystkie zaczęłyśmy wypatrywać siedemnastki na koszulce. Zawsze podobało mi się to, że nawet na rzeczach treningowych chłopacy mieli swoje oznaczenia. Odkąd w zeszłym roku UIC wróciło do NCAA, wiele na uczelni się zmieniło. Ale to nic dziwnego, w końcu przygotowywali się do tej zmiany przez kilka dobrych lat. Poprawiono całą infrastrukturę sportową, sprowadzono nowych i docenianych trenerów, no i przede wszystkim wypromowano uniwersytet w całym kraju.
– Z tego co napisał Simon, wynika, że Charles gra w ataku na prawym skrzydle. Jest całkiem szybki i silny, kojarzy go z zeszłego sezonu, bo grał w Wisconsin Badgers.
– Co on tu robi? Przecież oni są niesamowici! – oburzyła się Annie i przycisnęła kolana do klatki piersiowej. – Jak można zamienić drużynę z takimi tradycjami na to dopiero co powstające coś!
– Cicho. Jestem pewna, że nasi chłopcy z Chicago Snowstorm w tym sezonie pójdą po zwycięstwo – ogłosiła pewnie Holly.
– Słuchajcie, podobno, ale nie jest to potwierdzone... – zaczęła głośno Elena. – Podobno studiował tam medycynę, ale nie podszedł do egzaminów na drugim semestrze, bo wolał skupić się na wzięciu udziału w rozgrywkach – zapiszczała. – Więc skreślono go z uczelni i musiał zrezygnować z marzeń o wielkiej hokejowej karierze w Badgers! Boże, co za umęczenie! – Nie przestaje piszczeć.
Chciałam się odezwać, uspokoić ją jakoś, ale ktoś wówczas wszedł mi w słowo.
– To prawda, wylali mnie! – krzyknął Charles z lodowiska. – Jestem Charles, a wy macie włączony mikrofon komentatorski. Miło poznać! – Zamachał nam kijem i odjechał, śmiejąc się głupio.
Do końca treningu nie odezwałyśmy się ani słowem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro