Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Twitter (X): BILYF_wattpad


Lato


– Cholera jasna! – wrzeszczę przed drzwiami Eleny, kiedy po raz drugi w ciągu kilku sekund klucze wypadają mi z dłoni.

Nie dość, że przez ponad minutę grzebałam w torebce, by w ogóle je znaleźć, to jeszcze nie potrafię trafić nimi w zamek. Fukam pod nosem. Reklamówka wypełniona jedzeniem i ulubionym winem zaczyna mi ciążyć. Boję się, że torba z prezentem dla przyszłej pary młodej się rozerwie, a umieszczony w niej wielki wazon roztrzaska się na milion kawałków. Czuję się zmęczona. Dopiero co skończyłam zmianę, zrobiłam rundkę po kilku sklepach w poszukiwaniu odpowiedniego prezentu (bo przecież po co kupić coś wcześniej?) i nawet nie zdążyłam nic zjeść. Jestem spóźniona i zdruzgotana tym faktem, bo przecież nie znoszę się spóźniać. I choć moje spóźnienie było nie tylko usprawiedliwione, ale i zapowiedziane, czuję się winna, że na mnie czekają.

Co drugą sobotę prowadzę audycję poświęconą najgorętszym plotkom i romansom w popkulturze. Słuchacze uwielbiają takie głupotki. Ja też. Ale prowadzenie tego późnymi popołudniami, zwłaszcza w weekend, było i nadal jest wykańczające dla mojej psychiki. No i występują przez to też inne komplikacje, choćby brak czasu na spotykanie się z ukochanymi przyjaciółkami. Nasza cosobotnia tradycja wypicia kawy lub drinka na mieście została przeze mnie mocno naruszona w ostatnim roku. A teraz zmieni się to jeszcze bardziej, bo jedna z nas tak po prostu postanowiła przyjąć zaręczyny i w ekspresowym tempie organizuje wesele.

Właśnie dlatego próbuję teraz po raz trzeci włożyć klucz w zamek – by dostać się do środka wielkiego domu Eleny i Simona, gdzie na jego tyłach, w niewielkim ogródku, trwa właśnie pierwsze z trzech zaplanowanych przedślubnych spotkań. Dzisiejsze przeznaczone jest wyłącznie dla tych młodszych gości, tak byśmy mogli wszyscy się poznać i przygotować na całonocną zabawę, kiedy nadejdzie czas wesela. Serce wali mi jak młotem. Znam większość z tych ludzi, ale i tak odczuwam niewielki lęk przed oceną. Nie miałam jeszcze okazji poznać wszystkich kolegów z drużyny hokejowej Simona. Nie znam też wszystkich kuzynek z rodu Eleny. Nie chcę palnąć przy nieznajomych niczego, czego mogłabym później żałować.

Przekręcam klucz, otwieram drzwi i szybko wchodzę do środka. Powtarzam czynność z drugiej strony, upewniając się, że nikt nie okradnie przyszłej pary młodej, i biegnę przez całą długość domu, by jak najszybciej sprawdzić, na jakim etapie jest impreza. Głośna muzyka wręcz dudni zza otwartych drzwi tarasowych. Słyszę głośne rozmowy, śmiechy i pisk Annie. Mam nadzieję, że nie wpadła do basenu. Jej sztuczne rzęsy nie zniosą tak dużej dawki chloru. Chichoczę pod nosem na samą myśl, a potem z wielkim uśmiechem staję w progu i przez moment wpatruję się w widok przede mną. Simon stoi przy grillu, a Charles, jego najlepszy przyjaciel (a mój po prostu przyjaciel) towarzyszy mu i popija piwo prosto z zielonej puszki. Marszczę brwi, kiedy widzę, że miejsce obok niego zajmuje niska blondynka. Obejmują się wzajemnie, co wzbudza we mnie konsternację. Przyglądam się im przez chwilę, a potem łapię kontakt wzrokowy z Holly, która tylko kiwa głową z uniesionymi brwiami. Otwieram buzię w przesadnym szoku na znak tego, że zdecydowanie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.

Czy to na pewno jest Charles?, pytam bezgłośnie, a Holly przytakuje i zachęca ruchem głowy, bym w końcu do nich podeszła.

– Eris! – krzyczy Elena, która odwraca się na krześle.

Holly klepnęła ją sekundę wcześniej w ramię, by zwrócić jej uwagę. Przy długim drewnianym stole siedzi kilkanaście osób. Uśmiecham się do wszystkich, kiedy podchodzę, i przytulam Elenę i Holly. Annie już biegnie w moim kierunku, odganiając za sobą natarczywego i najprawdopodobniej nie do końca trzeźwego brata Eleny.

– Ratunku – szepcze do mojego ucha, kiedy wpada mi w ramiona.

Wybucham śmiechem, a potem biorę ją za rękę, chroniąc przed Philipem, który patrzy na mnie z posępną miną. Mrugam do niego, a on odchodzi, ale wygląda jakby chciał tupnąć nogą i zganić mnie za to, że zabrałam mu ulubioną zabawkę.

– Muszę przypudrować nos – obwieszczam poważnie dziewczynom, a one kiwają głowami i nie zważając na nic, wstają i ruszają w kierunku wejścia do domu. Za każdym razem, kiedy pada hasło o pudrowaniu nosa, wiemy, że któraś z nas potrzebuje wydostać się z niezręcznej sytuacji, źle się czuje lub musi przegadać coś, co nie daje jej spokoju. W tym przypadku muszę poruszyć temat Charlesa, bo, halo, jeden z moich bliskich przyjaciół nagle ma dziewczynę, a ja nic o tym nie wiem.

– Zaraz wracamy – mówi śpiewnie Holly, kiedy wchodzimy do ogromnej przestrzeni, i zatrzaskuje za nami drzwi tarasowe. – Czekałam na ten moment – wygłasza, a potem, jak gdyby nigdy nic, zasuwa zasłony, oddzielając nas od zdziwionych spojrzeń gości. – Dobrze, że jesteś. Jak tam praca dziś? – pyta mnie, kiedy zmierzamy do otwartej kuchni.

Stawiam na blacie wyspy kuchennej torby, które przez cały czas trzymałam, i zajmuję miejsce na wysokim krześle. Elena grzebie po szafkach, a potem stawia przede mną kieliszek, do którego nalewa wina. Nawet nie zauważyłam, że zabrała je ze sobą z ogrodu. Dziękuję za ten gest skinieniem głowy i zerkam po przyjaciółkach, które wręcz emanują szczęściem i chęcią dalszej zabawy. Nie chcę narzekać i psuć nastrojów, dlatego nie jestem zbyt szczegółowa w opowieści o pracy. Streszczam tylko najnowszą dramę z jedną z topowych influencerek. Po co mam mówić, że naprawdę nienawidzę tego co robię i że każdego dnia mam chęć stanąć przed redaktorem naczelnym, by rzucić wypowiedzenie i już nigdy tam nie wrócić?

– Och, okej, cieszę się, że nie było tak źle jak zwykle – podsumowuje Holly, a ja kiwam głową na zgodę.

Cieszę się, że nie wypytują.

– No, więc... – zaczynam cicho i w zasadzie nie muszę kończyć, bo moje przyjaciółki doskonale wiedzą, o co mi chodzi.

– Tak – potwierdza Elena. – Przyszedł z dziewczyną. Uwierzysz? – pyta, a ja kręcę głową. – Napisał do Simona wczoraj wieczorem, czy nie będzie to problem. Gapiliśmy się w ekran chyba przez dwadzieścia minut.

– Wcale się nie dziwię – odpowiadam. – Od czasów studiów nie widziałam Charlesa w towarzystwie kobiety...

– Oprócz jego siostry – wtrąca Annie, zgadzając się ze mną kiwnięciem głową.

– ... aż tu nagle zjawia się z dnia na dzień z jakąś blondynką? – pytam i wzruszam ramionami.

– Czy wszystko u niego w porządku? – pyta z chichotem Annie.

– A dlaczego miałoby nie być w porządku? – zastanawia się Elena i kręci głową z maleńkim oburzeniem. – Simon z nim rozmawiał i Charles przyznał, że piszą od dłuższego czasu. Spotkali się parę razy. Prawdopodobnie przyjdzie z nią na wesele. Chciał ją wziąć już dziś, żeby potem nie czuła się niezręcznie. To chyba dość logiczne – wyjaśnia Elena trochę za ostrym tonem, jak to ma w zwyczaju, a my wszystkie kiwamy głowami, by nie wprowadzać napiętej atmosfery, nie dzisiaj. – Denise jest naprawdę w porządku – podsumowuje i lustruje każdą z nas po kolei.

– Dobrze – podsumowuje Annie. – Skoro tak mówisz...

– A co, zazdrosna jesteś? – Elena zaczyna drażnić naszą przyjaciółkę. Annie przewraca oczami i daje jej delikatnego kuksańca w bok. – Przyznaj, że to ty od zawsze chciałaś stanąć u jego boku!

– Zwariowałaś? Charles nie jest w moim typie, a nawet jeśli by był, to co to za radość spotykać się z najlepszym przyjacielem męża najlepszej przyjaciółki? Żadnych tajemnic, nuuda! – ogłasza Annie i poprawia swoje splątane włosy.

– Żadnych tajemnic? – pyta Holly i unosi brwi w górę. – Żadna z nas chyba do tej pory nie wie, jak duży jest jego...

– Przestań! – wtrącam, unosząc dłoń w górę. – Czy wy zawsze musicie gadać tylko o tym? – daję nacisk na ostatnie słowo.

– O czym, kochaniutka? – docieka Elena. – Czy chodzi ci o słowo na k...?

– Tak, chodzi mi o słowo na k! – wyrzucam z siebie i przypominam sobie o winie, które stoi przede mną.

Zaczynam pić duszkiem, dzięki czemu nie muszę dłużej ciągnąć tej rozmowy.

– Mówmy po ludzku – dodaje Holly. – Po prostu chodzi o jego kutasa! – wyrzuca na jednym wydechu.

Annie i Elena wybuchają śmiechem, a ja prawie się dławię. Muszę odkaszlnąć, przez co siedząca obok mnie Holly uderza mnie mocno w plecy. Dwie pozostałe przyjaciółki śmieją się przez to jeszcze mocniej. Cała ta sytuacja jest co najmniej absurdalna. Próbuję sobie wmówić, że wcale nie zaczęłam myśleć o przyrodzeniu Charlesa... Ale z drugiej strony, jak o tym nie myśleć, kiedy ktoś ciągle o tym wspomina? Na domiar złego do kuchni wszedł Simon, którego śmiech wypełnia przestrzeń. Ten dupek śmieje się ze mnie. Wiem to.

– Kogo kutasa obgadujecie? – pyta, gdy staje u szczytu wyspy kuchennej i zerka na każdą z nas po kolei.

Lubię Simona. Jest dobry dla Eleny. Co prawda nie sądziłam, że po hucznym i bolesnym rozstaniu jeszcze do siebie wrócą, ale teraz, kiedy patrzę na ich szczęście, cieszę się, że znowu stanęli na swojej drodze. Miło patrzy się na rozkwitającą miłość. Chociaż jedna z nas znalazła coś więcej niż tylko smutki, frustracje, rozwody i internetowe randki w ciemno.

– Oczywiście, że twojego – mówi Elena prowokującym tonem. Podchodzi do swojego przyszłego męża, łapie go za policzki i przyciąga do ognistego pocałunku. Wywracam oczami, kiedy Holly udaje, że wkłada sobie palec do gardła. – A teraz wybacz, ale muszę pokazać suknię dziewczynom. Bez ich akceptacji nie stanę na ślubnym kobiercu – obwieszcza Elena, tuż po oderwaniu się od ust Simona z głośnym cmoknięciem.

– Słaba wymówka, by wymigać się od rozmowy, ale dobrze. Jestem gotów na nią przystać. – Simon wzdycha i wypuszcza z ramion Elenę, po czym kiwa nam dłonią i rusza w kierunku ogrodu. – Ale przyjdźcie niedługo, dobra? – upomina się, a my wszystkie przytakujemy. – Może zawołam twoje siostry? I Denise? – proponuje miło, na co wszystkie jęczymy w niezadowoleniu. – Dobra, nie było pytania. Bawcie się dobrze! – Macha ręką i wychodzi.

– Czemu nie mówiłaś, że masz już suknię?! – piszczy Annie, kiedy znowu zostajemy same. – Jezu, co za wspaniała wiadomość! – Przyjaciółka klaszcze w dłonie i prawie rzuca się na szyję Eleny.

– Bo wiedziałam, że taka jedna nie dałaby mi spokoju, gdyby wiedziała, że suknia czeka w garderobie – mówi Elena, patrząc prosto w oczy Annie. Ta kuli się pod jej spojrzeniem i zaciska wargi, byleby się nie roześmiać. – Chodźcie. Zamknęłam ją przed Simonem w szafie, żeby przypadkiem nie podejrzał – opowiada Elena, ruszając w głąb domu. – Bo wiecie, jaki jest przesąd...

– Zobaczenie sukni ślubnej przez pana młodego przed ślubem przynosi pecha – kończymy za nią, kiedy idziemy korytarzem prowadzącym do garderoby.

– Dokładnie! – krzyczy i pstryka palcami.

Lubię dom Eleny. Jest bardzo nowoczesny, mimo że wybudowano go jeszcze w ubiegłym stuleciu. Razem z Simonem kupili go ponad rok temu za bezcen i włożyli mnóstwo kasy, by stał się ich beżowo-brązowym gniazdkiem. Odsłonięcie zabytkowej cegły i drewnianych stropów było zdecydowanie dobrym posunięciem, mimo że Elena przynajmniej dwieście razy powiedziała, że to nie na jej nerwy i portfel. Z finansami żadne z nich nie ma problemu, dlatego usłyszenie, że coś przekracza jej budżet było niemałym szokiem. Elena zajmuje się modą, prowadzi własny butik ze znanymi markami, a poza tym działa w sieci i wykonuje mnóstwo projektów ubrań dla celebrytów. Kilku z nich miała okazję nawet stylizować na premiery filmowe czy teatralne. Im szersze jest jej portfolio, tym częściej może pozwolić sobie na podniesienie cen. A Simon... Simon jest profesjonalnym sportowcem. Już kiedy go poznałam był wziętym hokeistą, któremu gwarantowano zawodowstwo po ukończeniu studiów. 

Kiedy wchodzimy do garderoby, światła zapalają się same. Biała zabudowa zdobi wnętrze. Elena wyciąga klucz z tylnej kieszeni jej luźnych dżinsów i otwiera jedną z wysokich szaf. Wstrzymuję oddech, patrząc jak chwyta szary pokrowiec, a potem odpina zamek. Wyjmuje białą suknię i wiesza ją przed nami. Zastygam w bezruchu, bo wygląda aż nadto znajomo.

Długie bufiaste rękawy wykonane z siateczki, przylegający gorset z dekoltem w kształcie serca. I długi, kwiecisty dół z rozcięciem na nodze...

Boże.

Przecież ta suknia wygląda niemal identycznie, jak moja, którą spaliłam w wielkiej beczce kilka miesięcy temu. W dodatku razem z Eleną, na tyłach jej domu, kiedy ogród był jeszcze w powijakach!

Co tu się dzieje?

Nie wiem, czy powinnam być zła na najlepszą przyjaciółkę, że zdecydowała się akurat na taki krój, czy może lepiej będzie, jeśli nie będę się w ogóle odzywać. Nie uwierzę w to, że takiego wyboru dokonała nieświadomie. Przecież była na moim weselu, chodziła razem ze mną na przymiarki, a kiedy niespodziewanie schudłam prawie dziesięć kilogramów, sama zwężała mi gorset.

Mrugam kilkakrotnie, nie mogąc przenieść wzroku na nic innego poza suknią. Nic nie poradzę na to, że wspomnienia wracają do mnie jak szalone. Znowu widzę te przeklęte brązowe oczy, kilka pieprzyków na twarzy i zarost, o który tak cholernie dbał. Widzę jego spojrzenie, które posłał mi na pożegnanie. Widzę jego zbolałą twarz, kiedy wgapiał się we mnie na sali sądowej, kiedy sędzia orzekał rozwód. Czuję jego dłonie obejmujące moją talię każdego wieczora przez prawie cztery lata. A potem wracają do mnie słowa, które tak cholernie mnie zraniły.

Nie kocham cię.

– I jak? – dopytuje Elena, gładząc biały materiał.

Stoi do nas tyłem, dlatego nie dostrzega mojej reakcji. Wiem natomiast, że Annie wgapia się we mnie z wielką intensywnością. Mogę poczuć na swoim policzku to mocne spojrzenie. Marszczy brwi, na pewno. Przełykam wielką gulę w gardle, ale to nie pomaga. Kamień nie spada mi z serca. Raczej powiększa się z każdą sekundą. Ciąży tak bardzo, że mam chęć się przewrócić. A potem zwrócić wszystko, co mam w swoim wnętrzu. Oczy zachodzą mi łzami, przez co spuszczam wzrok na zabrudzone trampki i strzelam palcami u dłoni.

– Wszystko okej? – szepcze do mnie Annie. Ledwo słyszę jej głos.

Kiwam głową i wracam uwagą do Eleny, która wciąż na mnie nie patrzy. Może to i lepiej. Obie zaoszczędzimy sobie dramatu. Holly podchodzi do naszej przyjaciółki, by dokładniej obejrzeć sukienkę. Robię to samo, tak dla niepoznaki. Annie gładzi moje plecy między łopatkami, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Obiecuję sobie, by podziękować jej później, kiedy zyskamy chwilę na osobności. Zbliżam się do pięknej sukni i wypatruję kolejnych elementów, które mogłyby nasłać na mnie kolejną falę wspomnień. Ale wtedy Elena odwraca się i posyła mi swój najpiękniejszy uśmiech.

Nie mogę się smucić. Odsuwam więc wszelkie pretensje na bok i tak po prostu ją przytulam. Nie mówimy nic. Stoimy tak wtulone przez minutę, dwie, a może piętnaście. Nie jestem w stanie tego określić. Zamykam oczy i zaciągam się zapachem jej perfum, który działa na mnie kojąco. Dopiero kolejne dłonie, które pojawiają się na moim ciele, otrzeźwiają mnie i sprowadzają do rzeczywistości. Otwieram oczy i widzę przed sobą rozanieloną twarz Annie, która przymyka powieki i niemo mówi, że wszystko jest okej.

Bo jest. Już jest.

– No... Więc? Jak ci się podoba? – podpytuje Elena, kiedy wypuszcza mnie z uścisku. Wciąż jednak trzyma dłonie na moich ramionach, chyba po to, by utrzymać na sobie moją uwagę. – Jestem bardzo ciekawa twojej opinii – mówi ze szczerością w głosie i unosi brew.

Milczę, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Jej intensywny wzrok jeszcze bardziej wybija mnie z rytmu. Otwieram usta, ale żadne słowo z nich nie wylatuje.

– Dobra, chyba cię trochę przytkało – mówi z chichotem Elena. – Wiem, co sobie myślisz. Wiem, co wszystkie sobie myślicie – dodaje i patrzy po dziewczynach. – Ta suknia wygląda niemal identycznie, jak ta, którą miała Eris. Wiem to.

Czuję się zaintrygowana. Co ona znowu wymyśliła? Nie będę ukrywać, że opanowuje mnie ulga. Cieszę się, że Elena nie zrobiła nic z premedytacją i że przyznała, że jej suknia jest łudząco podobna do mojej. Czekam na dalsze wyjaśnienia. Spoglądam na dziewczyny, które wydają się być tak samo zdezorientowane jak ja. Żadna nic nie mówi, po prostu gapimy się na przyjaciółkę. Nasze oczy żądają wyjaśnień.

– Wiecie, że przez ostatnie tygodnie szukałam tej idealnej, wyjątkowej sukni... Nie chciałam jej sama projektować, bo co to za radość? Parę dni temu zaszłam do butiku Jo. No i wisiała tam, samotna, samiuteńka – opowiada, a mnie zasycha w gardle. – Przymierzyłam, mój rozmiar. Patrzę na metkę, a tam...

Zamiast wypowiedzieć nazwę marki, odsłania metkę.

– Vivienne Westwood – szepcze Annie. – Jak to możliwe? Taka suknia? W butiku? Coś tu nie pasuje.

– Przejrzałam chyba wszystkie katalogi sprzed kilku lat i nie znalazłam takiej samej – wyjaśnia Elena. – Myślę, że to przeróbka z kilku sukni. Niekoniecznie tych od Vivian. Chyba nikt nie ma na tyle odwagi, by tak zbezcześcić takie cudeńka – wdycha i znowu gładzi materiał. – Niemniej, kosztowała bardzo mało, właśnie przez te przeróbki. Albo możliwość wystąpienia podróbki, choć wiem, że Jo dokładnie sprawdza swój towar przed wystawieniem go na półki. Grzech byłoby jej nie wziąć.

Kiwamy głowami. O sukni z kolekcji Vivienne Westwood marzy chyba każda panna młoda, która choć trochę interesuje się modą. Wiem jednak, że wydawanie tak wielkiej fortuny na suknię na jedną noc nie leży w naturze żadnej z nas. Nie dziwię się, że Elena postanowiła ją zabrać dla siebie, nawet jeśli to zwykła podróbka.

– Wpadłam więc do hurtowni, gdy wracałam do domu – mówiąc to, Elena otwiera kolejne drzwi wielkiej szafy. – I kupiłam mnóstwo materiałów, żeby tę przerobioną Vivienne przerobić jeszcze bardziej.

Marszczę brwi na jej słowa.

– Serio? Będziesz się bawić w krawcową teraz? Przecież nie chciałaś projektować sobie sukni – mówię niespokojnie. Mój głos brzmi piskliwie. – Nie rozumiem już nic, Eleno.

– To prawda. Ale skoro nie znalazłam żadnej innej, a ta jest dobra. No i ma tę cholerną metkę, to czemu by się trochę nie pobawić? – pyta i wzrusza ramionami. Na jej usta wkrada się głęboki uśmiech. – No i czy nie będzie ci miło, kiedy będziesz odcinać te cholerne rękawy, myśląc, że to ręce twojego eksmęża?

Wybałuszam oczy na jej słowa. Czy ona naprawdę chce, bym pomogła jej uszyć tę suknię? Kiwam głową, ale nie na znak niezgody, raczej, by trochę otrzeźwić umysł. Zerkam na Annie i Holly. Ta pierwsza otworzyła szeroko buzię, druga drapie się po głowie. Wyglądają komicznie. Ja zresztą pewnie też. Zaskoczenie, zszokowanie, brak entuzjazmu i zrozumienia. Chyba to najlepiej opisuje tę sytuację.

– Czy to jakaś próba odczarowania? – pytam i spoglądam na wieszak.

– Raczej nowy początek, Eris. Dla każdej z nas. 

_____ 

hej, hej! bardzo mi miło, że wpadł*ś :) mam nadzieję, że historia Eris i Charlesa ociepli Ci zimowe dni. zaczynamy powoli, bo to jednak slow burn, ale obiecuję, że od drugiego rozdziału zapoznasz się z sylwetką Charlesa. 

z okazji premiery na wattpadzie, przygotowałam małą niespodziankę - drugi rozdział jest już dostępny. zapraszam do jego lektury ;) 

będzie mi miło, jeśli zostawisz głos lub komentarz. 

następny rozdział już za tydzień, 
ściskam, Kasia 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro