8. Kim jesteś?
Fajnie było patrzeć na rozanieloną buzię przyjaciółki, wyglądała tak, jakby zapomniała o całym świecie, jakby życie dla niej zaczęło się na nowo, jakby się zakochała…
Szkoda, że ja nie umiałam tak wyluzować, pokonać demony przeszłości i odpuścić …
— Mówię ci, Diana, było bosko, nawet nie wiem, kiedy ten wieczór się zakończył — westchnęła cicho i kontynuowała opowieść. — Po kolacji poszliśmy na spacer, nad jezioro, a tam siedzieliśmy do białego rana, rozmawiając o wszystkim i o niczym zarazem, już zapomniałam, jakie to cudowne uczucie.
Ona zapomniała? Ja to już nawet nie wiedziałam, co to randka, przy buraku mogłam o tym zapomnieć, a na nowości nie chciałam się otworzyć.
W moim beznadziejnym przypadku stać mnie było tylko na turlanie się po łóżku z przystojnym obcokrajowcem. No naprawdę, czy to był szczyt moich możliwości?
Choć wcześniej nie chciałam go wiązać na dłużej z moją przyszłością, tak teraz nie mogłam odgonić od siebie myśli o nim.
"Dlaczego nie pojawiłeś się w innym momencie mojego życia?".
Nie wiedziałam, czy to pytanie skierowane zostało do odpowiedniej osoby, bo to chyba ja powinnam znać odpowiedź. A pytanie powinno brzmieć: Kiedy będzie ten odpowiedni moment?
Miałam wrażenie, że szukałam wymówek, bojąc się przyznać przed samą sobą, że nie miałam odwagi wejść w nowy związek.
— A jakiś pocałunek? — Wróciłam myślami na ziemię, przyłapując się znowu na tym, że nie poświęcałam przyjaciółce tyle uwagi, ile powinnam.
— Ta tylko o jednym. — Z ust Emilii wydobył się chichot.
— Nie trzymaj mnie w niepewności, bo się odwdzięczę, złośliwa małpo — ponaglałam, biorąc do ust pierwszy kęs kolacji, jednocześnie próbując nie dać poznać po sobie, że moje myśli błądziły gdzieś daleko.
— Uważaj, bo się zadławisz tą swoją zieleniną. — Ta cholera wiedziała co powiedzieć, ona nie musiała liczyć każdej zjedzonej kalorii. I gdzie tu sprawiedliwość?
— Najpierw chcę poznać pikantne szczegóły tej randki, potem mogę się dławić. — Zerknęłam na nią, w oczywistym geście poruszając brwiami.
— Tak, całowaliśmy się długo i namiętnie…
— A dalej? — przerwałam opowieść.
— A dalej… odwiózł mnie do domu i grzecznie się rozstaliśmy, wariatko. — Przyjaciółka pokręciła głową i zaczęła rozczesywać włosy, szykując się na wieczorny odpoczynek w piżamie, przed telewizorem.
— To już coś! Kochana, tylko patrzeć, a będę słuchać twojej relacji z waszego pierwszego seksu, mówię ci.
— Znowu zaczynasz? Ja będę upierać się przy swoim i mogę powtarzać w kółko, że tak szybko się nie doczekasz. Ty się bzykasz za nas dwie, jak na razie to wystarczy. — Wypowiadając ostatnie słowa, pokazała mi język i sięgnęła po kubek z zieloną herbatą.
Nie, tylko nie to, nieświadomie Emilia znowu sprowadziła moje myśli na temat, o którym tak uparcie starałam się zapomnieć.
— Bzykałam, kochanie, czas przeszły.
— Nie odezwał się? — Natychmiast spoważniała, odniosłam wrażenie, że ona naprawdę wiązała jakieś nadzieje względem nowo poznanego przeze mnie mężczyzny.
— Jak widać i jakoś mi to nie przeszkadza, znasz moje zdanie, nie zmieniłam go przez kilka gorących chwil.
Skłamałam, bo tak było mi łatwiej. Udawanie twardzielki dobrze mi wychodziło i jak do niedawna sama w to uparcie wierzyłam, tak kilka ostatnich dni pokazało mi, że było zupełnie inaczej.
Dochodziła do mnie bolesna prawda, że idealne życie, które próbowałam stworzyć, to tylko powłoka, która mnie otaczała, a może chroniła?
Tylko przed czym? Po co budowałam tę iluzję? I dlaczego sama w nią wierzyłam?
Tak naprawdę, pojawienie się Emre zaczęło mi uświadamiać, że żyłam w kłamstwie, którym sama otoczyłam swój świat.
— Ale, Diana…
— Emilia, koniec tematu — przerwałam jej i stanowczo dałam do zrozumienia, że nie żartuję.
Przyjaciółka znała mnie już na tyle, żeby wiedzieć kiedy odpuścić, wiec przeszłyśmy na bardziej przyziemne tematy. Opowiedziałyśmy sobie, jak minął nam dzień, co u dzieci i razem przeniosłyśmy się przed telewizory, odpalając ulubionego diabła. W ten sposób często spędzałyśmy wieczory, oglądając na kamerkach seriale.
Szkoda tylko, że ten serial przywoływał wspomnienia o innym przystojniaku ze spojrzeniem rodem z piekła.
***
Grudzień zaczął się klimatycznie, kiedy mała Klara obudziła się i zobaczyła pierwszy śnieg, jej radości nie było końca, u nas to taki niespotykany moment. Niestety moje dziecko nie wiedziało co to sanki, lepienie bałwana czy robienie aniołków na śniegu, ponieważ tutaj — w Niemczech — bardzo rzadko padał śnieg. A jeśli już zaszczycił nas swoją obecnością niczym jakiś hrabia, nie trwało to długo. Zazwyczaj w kilka godzin robiła się ponura ciapa, pozostawiając po sobie tylko mróz i błotniste plamy, ot co!
Widok rozradowanej córki, biegającej oraz krzyczącej wesoło: "Śnieg! Mamy śnieg!", sprawiał mi wielką przyjemność. Tak samo, jak odciągał od ponurego nastroju, który towarzyszył mi przez ostatnich kilka dni, spowodowany kumulacją złych emocji.
Oczywiście natychmiast musiała poinformować o tym babcię, więc do niej zadzwoniłyśmy. Po dwudziestu minutach od rozmowy, usłyszałyśmy domofon. To była Aleksandra, z torbą pełną jedzenia i swoim czarującym uśmiechem.
— Pomyślałam, że zjemy razem obiad, dziś sobota, masz wolne, więc po co będziesz stać przy garach? — Rozbierając swój płaszcz, wysłała mi buziaka w powietrzu.
— Cudownie, mówiłam już, jak bardzo cię kocham? — Powiesiłam na wieszaku czerwone okrycie teściowej i zaniosłam do szafy.
— Tak, wiele razy. — Mama krzyknęła za mną z kuchni.
Klara była już przy niej, z zaciekawieniem wypatrując w torbie czegoś dla siebie i nie pomyliła się, babcia jak zwykle miała ulubiony soczek dziecka oraz żelki Haribo. Tłumacząc, że po obiedzie będzie mogła wszystko otworzyć, wzięła ją w ramiona, na co mała zareagowała natychmiast i owinęła swoje drobne ręce wokół jej szyi.
Przypatrywałam się tej scenie, stojąc w drzwiach kuchennych. Takie momenty zawsze mnie rozczulały, bo choć ojciec Klary nie był elementem stałym jej życia, to jego matka już tak. A nawet nie elementem, a mocnym filarem.
Rodzina Arka odsunęła się od nas, cała. Uważali, że to ja byłam tą złą, no cóż, takie są efekty, gdy przez większość życia ukrywało się wiele rzeczy, a idąc do ludzi przybierało maskę.
Maskę, którą potocznie zwą szczęściem, gdy w rzeczywistości owo szczęście było czymś ulotnym. Niczym drogi produkt na sklepowej półce, na który można tylko popatrzeć, ale nie kupić.
Od tego pięknego obrazka odciągnął mnie dzwoniący telefon, który odebrałam, nie patrząc nawet, jaki numer wyświetlał się na ekranie. Wycofałam się do salonu.
— Halo? — pogodnie przywitałam osobę, po drugiej stronie słuchawki.
— Jak się masz, baby? — Zdziwiłam się na głos Emre w słuchawce.
— Dziękuję, świetnie. A ty? — odpowiedziałam, nie zmieniając radosnego tonu.
Była szansa na to, że mój głos mnie nie zdradził z faktem, iż wesołość maskowała napięcie, ale jednego mogłam być pewna, nie mógł wyczuć delikatnego drżenia ciała i przyspieszonego o dwa więcej uderzenia serca. Czy zresztą aby na pewno tylko dwa?
Nie miałam do niego żalu, choć jego zachowanie było dziwne, pamiętałam to popołudnie, kiedy wyszedł po informacji, że mam dziecko. Owszem, pożegnał się i nawet powiedział, że nie miał problemu z tym faktem, jednak do dziś się nie odezwał, czyli przez dwa tygodnie.
Czyli jednak trochę już minęło, a ja przez ten czas próbowałam sobie wbić do głowy, że tym zachowaniem udowodnił, iż dla niego – tak jak dla mnie – łączył nas tylko seks.
— Przepraszam, że się nie odzywałem tak długo, ale miałem pewne ważne sprawy do załatwienia i nie było mnie kilka dni — tłumaczył.
— Ależ nic się nie stało, nie musisz mi się spowiadać, spokojnie.
"Diana, w co ty grasz, przecież czekałaś na ten telefon pieprzonych czternaście dni, zamęczając się myślami, dlaczego tak postąpił, niech się tłumaczy!". — W mojej głowie rozpoczęła się gonitwa myśli, jak mogłam być tak wielkim zaprzeczeniem samej siebie?!
Nie chciałam go, a jednocześnie chciałam, z każdą wspólnie spędzoną chwilą coraz bardziej. Odkrywałam w sobie nieznane pokłady energii, które służyły mi do torturowania siebie samej. Coś działo się ze mną niedobrego, a ja nie znałam jeszcze odpowiedzi na pytanie: CO to takiego?
— Nie muszę, ale chcę. Co porabiasz? Może wpadnę pogadać?
Przyznam, że to pytanie, a ściślej propozycja, mnie zaskoczyła. Dupek, tyle wam o nim powiem. Znika jakby nigdy nic, następnie udaje, że chce się wytłumaczyć, rzuca jakiś tani wykręt i pyta, czy może przyjechać pogadać?
"Tupeciarz z niego, czy ja tylko wyolbrzymiam?".
— Spędzam dzień z rodziną — odpowiedziałam natychmiast.
—OK, rozumiem. Może dasz się gdzieś zaprosić? — Nie ustępował, widocznie zależało mu na naszym ponownym spotkaniu.
— Niestety to niemożliwe, nie mam opieki do dziecka na dzisiejszy wieczór. — Przecież nie skłamałam. No dobra, może trochę, bo wiedziałam dobrze, że mama chętnie zajęłaby się małą, gdyby tylko usłyszała, że umawiam się z mężczyzną.
— Wielka szkoda. Gdybyś jednak zmieniła zdanie daj znać. — Uparta bestia z tego Turka, teraz już wiedziałam, dlaczego odnosili tyle sukcesów w handlu.
Pożegnałam się z Emre i z zamiarem pójścia do kuchni odwróciłam się w stronę drzwi. Nie dane było mi jednak zrobić ani kroku, bo czujne uszy Aleksandry już chyba jakąś chwilę temu przywiodły ją do salonu.
— Ależ ja chętnie zostanę z Klarą, wyjdź jak masz okazję. Czy to był mężczyzna? — zapytała podekscytowana.
— Tego już nie podsłuchałaś, z kim rozmawiam? — Zmarszczyłam brwi i skupiłam się na rozbawionych oczach teściowej.
— Przestań pajacować tylko odzwoń, że przyjdziesz. Klara, chcesz spać dzisiaj u babci? — Decyzję podjęła za mnie, wiedziałam, że jak mała tylko usłyszy tę propozycję, będzie skakać ze szczęścia pod sam sufit.
Pomyślałam chwilę i doszłam do wniosku, że skoro tak, to dlaczego nie? Ale obiecałam sobie, że dzisiaj porozmawiam z Emre o tym, jak chciałabym, aby wyglądała nasza relacja. Od niego będzie zależeć, czy się zgodzi.
***
Moim oczom ukazała się nazwa THE RITZ – CARLOTON. Nie mogłam uwierzyć, że zabrał mnie do najbardziej luksusowego hotelu w Niemczech, pięciogwiazdkowej chluby Berlina. Na szczęście uprzedził mnie smsem, abym ubrała się elegancko.
Tak więc przywdziałam elegancki kombinezon w kolorze ciemnobordowym. Dół był gładki, w przeciwieństwie do góry, która mieniła się kryształkami. Dekolt układał się w literę V, a długie rękawy zostały zrobione z przezroczystego materiału.
Białe buty na wysokiej szpilce oraz tego samego koloru kopertówka rozjaśniały całość stylizacji. Jeśli chodziło o biżuterię, założyłam tylko długie, wiszące kolczyki. Strój sam w sobie błyszczał, więc nie trzeba było tego jeszcze bardziej podkreślać tonem biżuterii.
"Przeciwnie niż brakiem bielizny, to z pewnością podkreśliłoby ulubione przez Emre miejsca na moim ciele" — pomyślałam.
Zerknęłam na Turka, obserwował moją reakcję. On sam był równie elegancki co ja, ubrany w garnitur i czarną koszulę. Na palcu serdecznym lewej ręki miał srebrny pierścień z granatowym oczkiem, a także bransoletę na tej samej dłoni. Włosy jak ostatnio, równo ułożone. Wyglądał oszałamiająco, niczym włoski capo lub ktoś tego typu.
— Nie mogę się na ciebie napatrzeć, błyszczysz. — Nachylił się do mnie, po czym pocałował delikatnie w skroń.
— Żartujesz? Ty wiesz jacy tu ludzie przychodzą? Takie miejsca to ja tylko na filmach widziałam, nie mam pojęcia, dlaczego mnie tu zabrałeś. Słysząc o eleganckiej kolacji myślałam, że zabierzesz mnie do jakiejś fajnej restauracji, a to… — Wskazałam ręką ogromny budynek, stojący przed nami, który krzyczał do nas swoją elegancją i przepychem. — To jest jakieś szaleństwo, nie wiem co powiedzieć.
— Nic nie mów, to nasza pierwsza randka chciałem, zrobić ci przyjemność.
— Emre, mnie nie stać nawet na pięciominutowy pobyt tutaj.
— Ale mnie stać, to ja zaprosiłem cię na kolację, więc w czym problem? — Patrząc głęboko w moje oczy, pogładził mnie ręką po zimnym policzku.
— Nie znamy się długo…
— Cicho już. — Delikatnie położył palec na moich ustach, na co natychmiast zareagowało głodne jego pieszczot ciało. — Nie psujmy tego wieczoru, ma być miło. Szczerze powiem, nie obchodzi mnie twoje zdanie na ten temat, zgodziłaś się na tę kolację, więc przyjmij moje warunki. Koniec tematu. A teraz może wejdziemy do środka? Bo zaraz zamarzniesz, a ja przy tobie.
Nic nie odpowiedziałam i przyjęłam jego ramię, które mi ofiarował. Miał rację, po co psuć taki magiczny wieczór, chwile są takie ulotne, trzeba cieszyć się każdą z nich.
Emre podszedł do recepcji informując, że miał rezerwację na dziś, przekazał jakieś informacje, których usłyszałam tylko strzępki, ponieważ z zaciekawieniem przyglądałam się wnętrzu hotelu, jednak zauważyłam, gdy odebrał kartę magnetyczną, co było jednoznaczne z tym, że wynajął tutaj również pokój.
Szkoda, że pominął tę informację, nie miałam ze sobą nic na zmianę ubrania ani tym bardziej kosmetyków. Nie martwiłam się o makijaż, bo widział mnie już bez niego, ale co ze szczoteczką do zębów! O zgrozo, tylko nie to!
— Nad czym się tak zastanawiasz, baby? — Jego niski głos wyrwał mnie z zamyślenia.
— Jak umyję zęby, skoro planujesz tu zostać? — odpowiedziałam krótko, na co on się uśmiechnął. Nie wiedziałam, co w tym śmiesznego, to była poważna sprawa.
— Nie martw się, jakoś to będzie. Chodź, stolik już na nas czeka. — Schował pokojowy klucz do wnętrza marynarki, która mignęła spod płaszcza.
Taaa… jakoś to będzie, w głowie liczyłam ile gum do żucia zostało w opakowaniu, które wrzuciłam do torebki tuż przed wyjściem. Uśmiechnęłam się blado do niego i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę restauracji.
Tam doznałam kolejnego szoku, wystrój był oszałamiający. Ekstrawaganckie wnętrze w amerykańskim stylu art deco robiło wrażenie. Podszedł do nas elegancki mężczyzna.
— Sezgin — odpowiedział Emre.
— Zapraszam państwa za mną, w zeszłym tygodniu pański ojciec u nas gościł. Przepraszam, że pana nie poznałem — zagadnął go konsjerż.
— Wiesz co to dyskrecja? Nie chwal się obecnością gości na lewo i prawo, nie wypada. — Chłodne spojrzenie Emre napotkało przestraszone oczy faceta.
"Kurwa, Grey miał pięćdziesiąt twarzy, a ty masz pięćdziesiąt spojrzeń?" — pomyślałam, nic nie mówiąc, bo oto miałam przed sobą Emre — górę lodową.
W stronę obcego emanował takim chłodem, że nie dało się go nie zauważyć. A jego spojrzenie, jeśli przy mnie było mroczne, to teraz mogłabym je porównać do ognia piekielnego, który na ułamek sekundy został zamrożony. Zdecydowanie, jego twarz niemą ciszą ostrzegała: "Zadzierasz z nieodpowiednim facetem, uważaj".
Idąc w głąb sali, nadal trzymając Emre pod ramię, odwróciłam od niego skupiony wzrok oraz analizowałam sytuację.
Odnosiłam wrażenie, że miał pewne zasady, oraz określone zachowania. Nie umknęło mojej uwadze sposób, w jaki potraktował go konsjerż, tuż po tym, jak Emre zwrócił mu uwagę na dyskrecję — z dystansem i pełnym szacunku, jak do tej pory niewiele o nim wiedziałam, jednak z daleka można zauważyć, że przypominał osobę, odważę się określić – trochę mroczną.
Jego oczy były hipnotyzujące, wręcz intrygujące, ale miały w sobie coś takiego… Jakby należały do samego diabła! Mrok, tajemnicę i niebezpieczeństwo.
W przeciwieństwie do spojrzenia, sposób w jaki chodził, mówił, czy mnie dotykał, był spokojny i bardzo wyważony. Niemal pozbawiony silniejszych emocji. Tak samo jak śmiech, nie słyszałam go jeszcze, choć może za wcześnie aby o tym mówić.
Właściwie to Emre miał rację, pracownik tym stanowisku nie powinien, zwłaszcza niepytany, udzielać tego typu informacji. Odnosiłam wrażenie, że konsjerż chciał się tym przymilić tajemniczemu Sezginowi, ale mu nie wyszło.
I właśnie, w tym oto momencie mnie oświeciło. Minął pierwszy szok oraz zachwyt tym cudownym miejscem. Uświadomiłam sobie, jak niewiele o widziałam o tym mężczyźnie. Na dzień dzisiejszy zdecydowanie najwięcej wiedziałam o jego penisie i o tym, na jak wiele sposób potrafi całować.
Nie miałam jednak pojęcia, jakim cudem stać go na takie randki, a co najdziwniejsze, dlaczego ludzie w tym miejscu tak bardzo potrafili się do niego zdystansować i patrzeć na niego, jak na samego Boga.
Odwróciłam powoli twarz w kierunku mojego towarzysza, który spojrzał na mnie czule. Wyswobadzając moją dłoń spod swego ramienia, wziął ją tym razem w silną rękę, delikatnie przesuwając kciukiem po jej wewnętrznej części.
Cholera, czy on właśnie odgadywał moje myśli, bo znów zrobił się taki czarujący, a po wiejącym chłodem człowieku nie został ślad?
Uśmiechnęłam się do niego lekko i zadałam sama sobie w duchu pytanie:
"Kim jesteś Emre Sezgin?".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro