Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Każda czarna musi mieć swoją blondynkę

Nie wiem co we mnie wstąpiło i dlaczego powiedziałam o dziecku? To był impuls, pewnie sprowokowany luźną atmosferą między nami, która przyznam, że mnie zaskoczyła. Jak dotąd każdy nasz gest, lub bliskość miały podłoże erotyczne, tym razem było zupełnie odwrotnie.

Nawet przez chwilę pomyślałam, że to przyjemne uczucie, tak po prostu usiąść mu na kolanach i pocałować, jak normalni ludzie, jak najzwyczajniejsza w świecie para. To złudne uczucie zniknęło z mojej głowy, co mnie rozluźniło, bo na samą myśl, o tym że mogło nas połączyć coś więcej, czułam niesmak i strach. Nie byłam gotowa na tak wielkie zmiany w moim życiu.

Tego, co powiedziałam, już nie mogłam cofnąć, więc czekałam, ciekawa jak potoczy się nasza rozmowa. Na tym etapie nie zależało mi na Emre na tyle, aby się obawiać jego reakcji, jednak fakt, że miałam dziecko, pewnie zaskoczył mężczyznę. 

Z jednej strony mnie to nie dziwiło, nasza relacja nie była bliska i nic nas nie wiązało, jednak gdzieś tam jakaś cząstka mnie liczyła na pozytywny obrót sprawy, miałam wrażenie, że jego bliskość była mi coraz bardziej potrzebna. W końcu nasze ciała dogadywały się idealnie, takie połączenie to coś wyjątkowego.

Przez całe moje życie, nigdy nie doznałam wcześniej takiego przyciągania z żadnym mężczyzną. Wiadomo, miałam już zauroczenia, a nawet pierwszą miłość, gdzie serce jak motylek unosiło się wśród lekkich podmuchów wiatru, ale to nie o to tym razem chodziło.

Tamte zbliżenia nie miały tego ognia, żaru, który rozpalał mnie od środka, który był tak cudownym uczuciem, że lada moment mogłam się od niego uzależnić.

Nic nie mówiąc, Emre przedłużał chwilę oczekiwania. Czekałam i czekałam, aż z jego ust wypłyną jakieś słowa. Nie wiedziałam , czy to analizował, jego twarz niczego nie zdradzała, za to ja zaczynałam robić się niespokojna i coraz bardziej zmieszana. 

Miałam prawie pewność, że przeciągająca się w powietrzu cisza nie wróżyła nic dobrego. Cóż miałam uczynić, na ten moment chyba nic. "Łatwo przyszło, łatwo poszło " – pomyślałam, wpatrując się w jego chmurne spojrzenie.

— Co się tak patrzysz, myślisz że mi to przeszkadza? — Jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie, zniknęła chłopięca wesołość, a w oczach pojawił się dawny mrok. — Nie mam z tym problemu, lubię dzieci.

"No pewnie, że ci to przeszkadza, pieprzony przystojniaku, przecież to widzę". – Pomyślałam.

***

Rozmawiałam z Emilią, popijając swoje ulubione białe wino, tym razem to ja słuchałam opowiadań przyjaciółki. Należało jej się trochę więcej uwagi z mojej strony, bo ostatnio zachowywałam się jak skończona egoistka, mówiłam tylko o sobie, o rozwodzie, o relacji z Emre, o tym, co ja czułam i czego potrzebowałam.

Tymczasem u niej też się sporo działo, w końcu kogoś poznała, a mnie bardzo to cieszyło. Moje serce radowało się szczęściem dziewczyny, tak jak powinno być. Teraz chciałam poświęcić jej całą swoją uwagę oraz czas, zasługiwała na to, a ja powinnam dać z siebie więcej, jako jej bratnia dusza.

— Jak Franio? Mam nadzieję, że daje ci popalić – zapytałam z udawaną wesołością, ponieważ moje myśli ciągle błądziły, gdzieś przy Emre.

Emi rozstała się z miłością swojego życia, właściwie w tym samym momencie, kiedy ja odeszłam od buraka i tak samo jak ja, była mamą. Miała syna, w wieku Klary – Franka.

— Nawet nie pytaj, Diana przysięgam, że wywiozą mnie przy nim kiedyś do wariatkowa. — "Gdzie jesteś Emre, coś ty mi zrobił, że nie mogę wybić cię z głowy "?. — Nie umiałam się skupić na rozmowie, mimo woli zastanawiało mnie zachowanie, po naszej ostatniej rozmowie. Przeklęty! Gdybym wiedziała, że tak zareaguje... No właśnie to co bym zrobiła? Nie ukrywałabym przed nim faktu, że miałam córkę, nigdy w życiu!

— Słuchasz mnie? — Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.

—Nie, przepraszam odpłynęłam. — Nie widziałam sensu w tym, żeby ją kłamać, czasem byłam egoistką i myślałam tylko o sobie, ale nie miałam na to wpływu.

— Beszczelna — uśmiechnęła się do mnie, Emilia znała mnie dobrze i wiedziała, jaka jestem. Myślę, że zdąrzyła się do tego przyzwyczaić.

Z nas dwóch to ona była lepszą przyjaciółką, zdawałam sobie z tego sprawę, mnie życie ukształtowało na zimną osobę, niestety. Traumy i lęki zrobiły swoje.

Poznałyśmy się przez internet, to właśnie temat dzieci nas połączył. Emilia prowadziła grupę internetową dla mam, dołączyłam do niej, bo uważałam, że doświadczeniem powinno się dzielić, jak i również je zdobywać.

Od razu złapałyśmy dobry kontakt, wymieniałyśmy się wiadomościami, zdażało, że dzwoniłyśmy do siebie. Jednak to po naszych rozstaniach nawiązałyśmy bliższą relację. Zaczęłyśmy rozmawiać dniami i nocami, wspierałyśmy się, oglądałyśmy wspólnie nasze ulubione seriale przez kamerki.

Ile razy słyszałam w telefonie:  
— Diana, ty chrapiesz! Miałaś oglądać film, patrz ze mną, a nie śpij.

Kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, nie mogłyśmy się nagadać i spędziłyśmy razem trzy dni. To były bardzo emocjonujące chwile, w jej towarzystwie zapominałam o całym świecie, zwłaszcza tej złej jego stronie, ta dziewczyna dawała mi poczucie bezpieczeństwa i ogromne wsparcie.

Czego nie można było powiedzieć o mnie. Nie, to nie tak, że czerpałam z tej przyjaźni, nie dając nic w zamian, ale z mojej strony to nie było sto procent.  Nie raz Emilia, zwróciła mi na to uwagę, ale cierpliwie i ze zrozumieniem znosiła, mój cholerny egoizm.

— Co ci mam powiedzieć, przecież wiesz jaka ze mnie jędza, ale i tak mnie kochasz. — Próbowałam z całych sił skupić swoje myśli na rozmowie z przyjaciółką, nie chciałam i nie mogłam śmiecić sobie NIM głowy. Do niczego, nie było to potrzebne.

"Po jaką cholerę wchodziłeś z butami do mojego życia?" – powtarzałam w myślach te słowa z rosnącą feusytacją. Choć chciałam nie umiałam o nim nie myśleć, zwłaszcza w takiej sytuacji.

Byłyśmy jak woda i ogień, ja ta bardziej spokojna, Emi ta stanowcza i szalona.

— Jesteś nie swoja mów co się dzieje.

— Nie chcę Emi, wolę posłuchać ciebie i pozbyć się tego co mnie rozprasza. — " Tak Emre, chcę o tobie zapomnieć i więcej nie wracać do tematu. "

— Przecież nie wytrzymasz i mi zaraz powiesz, ale ok poczekam. — Dziewczyna znała mnie na wylot i dobrze wiedziała jak się zachować. Czytała ze mnie jak z książki, i akceptowała taką pełną wad i złamaną życiem.

Miałyśmy nawet swoje wspólne powiedzenie: "Każda czarna musi mieć swoją blondynkę, tak jak kawa zawsze musi być z mlekiem". Emilia to posiadaczka pięknych, długich, czarnych włosów, ja, jak już wspominałam, jestem blondynką, zatem zestawienie niemalże idealne.

Niedawno poznała Rafała, starszego od niej o pięć lat blondyna. Nie umiałam określić, czy był przystojny, ponieważ miałyśmy zupełnie odmienny gust co do facetów.

Chwała ci za to losie, bo takie sprawy między nami funkcjonowały bardzo dobrze, choć przyznam, że czasem stanowiło przedmiot naszych sprzeczek. Bo jak można powiedzieć, że Grey nie jest przystojniakiem! Wszyscy wiedzą, że jest, tylko Emi nie.

— No i tak jakoś wyszło, że idziemy na na szą randkę, Diana jestem taka podekscytowana. — Przyjaciółka ćwierkała jak wróbelek, opowiadała o ich rozmowach o tym, że zaplanowali randkę. — Powiedz mi lepiej w co się ubrać. — Przejmowała się tym co założyć i jak ułożyć włosy. Choć miała dwadzieścia pięć lat, miałam wrażenie, że rozmawiam z nastolatką, która idzie na pierwszą w życiu randkę. To było bardzo przyjemne uczucie, widzieć ją taką szczęśliwą.

Emilia była dobrą dziewczyna o wielkim sercu, niedawno przygarnęła kolejnego kota, już trzeciego! Jej marzenie spełni się dopiero wtedy, kiedy założy schronisko dla zwierząt, a ja miałam nadzieję, że tak będzie.

Przypominała mi rakietę, która pędziła przed siebie i nie patrzyła na własne potrzeby, czy dobro. Niestety nie do końca uważałam, że to jest dobre dla niej samej. Martwiłam się o nią, a na samą myśl, że ktoś mógłby wykorzystać jej dobroć, wzbierała we mnie złość pomieszana z niepokojem.

— Tobie we wszystkim będzie ładnie. — Wzruszyłam obojętnie ramionami.
Niestety taki dzisiaj miałam humor.

— Diana zaczynasz mnie denerwować,  mówisz co się dzieje, albo ta rozmowa nie ma sensu. — Każdy miał swoje wady prawda? A więc mojej przyjaciółce dokuczał brak cierpliwości i zaskakująca szybkość złoszczenia się. Charakterek to ona miała, jednak na szczęście jak szybko potrafiła wybuchnąć, tak szybko potrafiła ochłonąć.

Przy jej zmianie nastawienia opowiedziałam w skrócie co się wydarzyło między mną, a Emre, a raczej to co się nie wydarzyło, bo jego szybka i dziwna reakcja ciągle nie dawała mi spokoju, całe zajście trwało może pięć minut?

— Jak to wyszedł? — Emilia na moment przystanęła przed kamerką telefonu, trzymając turkusową bluzeczkę w ręce.

— No tak, powiedział że lubi dzieci, ubrał się i wyszedł. Po prostu — relacjonowałam reakcję Emre na wiadomość, że mam dziecko.

Nie chciałam rozmawiać na ten temat, ale przyjaciółka nigdy nie odpuszczała, zawsze interesowała się, co u mnie, i oczekiwała wyczerpujących sprawozdań. Zapytała, co o tym myślę.

Co myślałam… Nie wiedziałam sama. Nie traktowałam tego poważnie,  co było między mną a przystojnym Turkiem, więc nie byłam jakoś wyjątkowo smutna czy przybita. Może bardziej zaskoczona, ale to też ciężko było mi stwierdzić. Nie znałam go na tyle, aby przewidzieć jego reakcję.

Jednak w sposobie w jaki mnie traktował, wyczuwałam, że dla niego nasza znajomość to nie był tylko seks. Mogłam się mylić, nie mówię że nie, jednak my kobiety czujemy takie rzeczy. Zachowanie, oczy, sposób mówienia to te czynniki, z których idzie wiele wyczytać, a w przypadku tej relacji odnosiłam wrażenie, że Emre chciał mnie poznawać i spędzać ze mną jak najwięcej czasu.

Wiem, to był tylko jeden wspólny weekend, więc jak mogłam wyciągać tak daleko idące wnioski? Pomimo to, słyszałam ten szept z tyłu głowy, zwany intuicją, który podpowiadał mi właśnie taki scenariusz.

Szczerze? Miałam nadzieję, że to mylne przeczucie, że źle odczytałam jego zachowanie, bo chociaż przyjaciółka cieszyła się z tego, że w końcu kogoś poznałam, to ja byłam odmiennego zdania. Nie miałam, czasu, ochoty ani energii na pakowanie się w związek. Chociaż nieraz przyłapałam swoje ciało, jak i myśli na wręcz odmiennych sygnałach.

Emilia wymyśliła teorię, bardzo przykrą niestety. Mianowicie powiedziała, iż mój orientalny książę przestraszył się i uciekł, a to, co powiedział, to tylko po to, aby nie zrobiło się bardziej niezręcznie. Może tak było, właściwie dla mnie takie rozwiązanie miałoby największy sens. Tak myślałam, bo jak wytłumaczyć inaczej jego zachowanie?

Rozmawiałyśmy jeszcze chwilkę, zmieniając temat z powrotem na sprawy Emilii, która w międzyczasie szykowała się na spotkanie z Rafałem. Wyglądała przepięknie, założyła czarne obcisłe leginsy, do tego turkusową bluzeczkę z głębokim dekoltem, podkreślając tym samym swój pełny biust. 

Na górę zarzuciła czarną dopasowaną marynarkę. Do całości dobrała srebrne botki na małym, kwadratowym obcasie. Włosy zostawiła wyprostowane, usta jak zwykle pomalowała czerwoną szminką, natomiast oczy podkreśliła subtelną kreską i tuszem do rzęs.

Tak, jej soczyste i pełne usta zawsze malowała mocnymi kolorami, zazwyczaj na czerwono. Często się śmiałam, że to jej znak firmowy, ale pasowało to dziewczynie, bo mimo mocnych kolorów nie wyglądała wulgarnie, a elegancko oraz seksownie.

Trzeba jej było przyznać, figurę miała nieziemską – piękne długie nogi, duży biust, idealnie zaokrągloną pupę i płaściutki brzuch. Mężczyźni często oglądali się za nią na ulicy, opowiadała mi kiedyś, że zanim zaszła w ciążę chciała spróbować swoich sił w modelingu, ale życie pokrzyżowało jej plany.

Ja uważałam, iż spokojnie mogła do tych planów wrócić, z tak obłędnym ciałem, jednak przyjaciółka zawsze pukała palcem w czoło, jak tylko podejmowałam ten temat. No cóż, to był jej wybór.

Bardzo kibicowałam Emilii, nie umknęły mojej uwadze te iskierki w j pięknych niczym fale oceanu, niebieskich oczach przyjaciółki. Dawno nie widziałam tyle wesołości w zachowaniu dziewczyny, mimo młodego wieku życie również jej nie oszczędzało, a z racji na to jak dobrą osobą była, zasługiwała na  piękne i szczęśliwe życie.

— I jak? — Pomalutku okręciła się wokół własnej osi i zaprezentowała końcowy efekt swoich dzisiejszych starań.

— Wyglądasz rewelacyjnie, coś czuję, że to będzie randka ze śniadaniem w łóżku. — Mrugnęłam oczkiem do przyjaciółki, która naprawdę wyglądała po prostu bosko.

— O nie! Z nas dwóch to ty masz rolę ladacznicy! — Uśmiechnęła się wesoło, ujawniając swoje białe zęby. — Ja nie zamierzam się spieszyć z tymi sprawami — zakończyła zdanie, przybierając poważną minę. Oczywiście, wiedziałam że ta powaga była udawana

— Nie mów na głos tego słowa, bo jeszcze ją obudzisz, niech ta moja ladacznica milczy jak najdłużej. — Jak to my, roześmiałyśmy się głośno.

— Kiedy odbierasz Klarę od mamy?

— Jutro po przedszkolu, Aleksandra ma mammografię. — Momentalnie spoważniałyśmy.

— Nie przejmuj się, to tylko badania kontrolne — pocieszała mnie przyjaciółka.

— Tak, wiem — odpowiedziałam krótko, błądząc myślami. — Mam nadzieję, że będzie dobrze. A teraz, kochana, dość pogaduszek, twój książę zaraz przybędzie.

— No, nie wyjeżdżaj mi tu teraz z białymi rumakami, bo w bajki nie wierzę, wiesz o tym. — Jej spojrzenie na samą wzmiankę, odpłynęło w przyjemniejsze strefy, bardzo dobrze wiedziałam w jakie. — Dam znać jak będę w domu.

— Ależ nie spiesz się, ja poczekam na relację, ty się baw dobrze i korzystaj z chwili. Kocham cię.

— Kocham.

***

W ostatni wolny wieczór wzięłam długą i ciepłą kąpiel, pełną piany i cudownego zapachu wanilii, który ulatniał się ze świeczek i olejku jaki dodałam do wody. Nie mogłam żyć bez tej przyjemności, poza czytaniem i słuchaniem muzyki, był to mój ulubiony sposób na relaks.

Zatracałam się w swoich myślach, planach i marzeniach. Wszechogarniająca cisza uspokajała mnie i dawała poczucie całkowitego rozluźnienia. Nie wiem jak ludzie mogli żyć bez błogich chwil, spędzanych w wannie. Znałam osoby, które nie lubiły długich kąpieli, za to szybki orzeźwiający prysznic. No cóż, każdy woli co innego.

Po godzinie wodnej przyjemności przebrałam się w moją ulubioną niebieską piżamkę, składająca się z krótkich spodenek oraz podkoszulki na ramiączkach i posadziłam moją szanowną panią pupę na kanapie, aby dokończyć serial.

Przykryłam się kudłatym kocykiem w szarym kolorze, wpatrując w przystojnego diabła, którego miałam w telewizorze. Uwielbiałam ten serial i przygody "Lucyfera". Tytułowy bohater był piekielnie przystojny, a ja chętnie oglądałam wszystko, co było piękne.

Sama nie wiedziałam kiedy usnęłam, obudziłam się w środku nocy, wszystko pogasiłam i przeniosłam się do sypialni. Tam w objęciach Morfeusza śniłam o mojej małej pszczółce, za którą już bardzo tęskniłam.

Co prawda rozmawiałyśmy dziennie na kamerkach, ale to przecież nie to samo, jak te małe rączki tuliły się do mnie przed snem i budziły o poranku. Kochałam tego szkraba ponad wszystko, macierzyństwo zmieniło mnie jako kobietę, ustaliło inne priorytety oraz sprawiło, że na wiele innych spraw patrzyłam inaczej.

Te intensywne trzy dni, dały mi się we znaki i spałam mocno, aż do rana. Brakowało mi takiego mocnego snu, to jedna z tych rzeczy, która nigdy nie wróciła do prawidłowej formy. Nie potrafiłam przespać całej nocy, często budzona koszmarami lub dziwnymi snami, takimi, które nieraz wybudzały mnie w stanie, jakiego nie lubiłam najbardziej. Zapłakaną, wystraszoną lub poddenerwowaną. Na szczęście nauczyłam się odróżniać jawę od snu, co dało mi jako taki balans.

Wstałam o godzinie siódmej, jeszcze przed budzikiem, co było do mnie niepodobne, dziś zaczynałam pracę po dziesiątej i nie musiałam się spieszyć. Zrobiłam sobie kawę i czekając na jajka, które często jadałam na śniadanie, popijałam ją, wpatrując się w szary i ponury poranek za oknem.

Widziałam, jak ludzie pośpiesznie wsiadali do swoich aut, zaparkowanych na parkingu pod domem, jak dzieci z plecakami leniwie szły w stronę szkoły, jak autobus z numerem dziewięćdziesiąt sześć przejeżdżał gdzieś w oddali. Już niedługo zaczną się przygotowania do świąt, trzeba będzie kupić choinkę, rozejrzeć się za prezentami i zacząć stroić dom. 

Tęsknie wyczekiwałam wiosny i każdej jej oznaki, zdecydowanie to była moja ulubiona pora roku. Wpływała na mnie kojąco, lubiłam obserwować jak wszystko budzi się do życia, czuć zapach świeżo zakwitających kwiatów lub obserwować jak dzień staje się dłuższy. Miałam wtedy zupełnie inną energię, byłam pełna życia, niczym magiczna wróżka, która mogłaby latać i przyglądać się temu jakże pięknemu procesowi.

Ale póki to nastąpi, trzeba wyszykować się do pracy, dziś pracowałam tylko trzy godziny. Poniedziałki zawsze miałam luźne, czego nie można było powiedzieć o środach i czwartkach, istny kocioł i sterta papierkowej roboty.

W ten dzień wybrałam brązowe skórzane spodnie oraz czarny półgolf, dobrałam złoty długi łańcuszek i duży pierścień z ciemnym oczkiem, który zdobił mój palec serdeczny. Czarne kozaki do łydki miały srebrne diamenciki na obcasie.

Chociaż w naszej pracy nie wymagali, abyśmy byli elegancko ubrani, to ja lubiłam ten styl. W domu ubierałam się zupełnie odwrotnie – na luzie i wygodnie. Obydwie odsłony sprawiały, że czułam się dobrze, dlatego w swojej garderobie miałam przeróżne stroje.

Ściągnęłam z wieszaka biały płaszcz, który sięgał mi kolan i wzięłam torebkę, w dobrym nastroju wyszłam do pracy, z myślą, że dziś będę miała już Klarę przy sobie oraz z nadzieją, że badania mamy okażą się tylko rutynową kontrolą.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że kobiety muszą sprawdzać w pewnym wieku takie rzeczy, ale czułam wewnętrzny niepokój, który tłumaczyłam złą pogodą, bo przecież nic złego nie mogło się stać. Mama była okazem zdrowia, promieniała i świetnie się czuła. Mimo swoich lat była aktywna i nigdy na nic nie narzekała. Może czasem na nadciśnienie, na które chorowała, jednak brała odpowiednie leki i wszystko było w porządku.

Sama siebie przekonywałam, że choroba jej nie zaatakuje, naiwnie myśląc, że natura zrobi z niej swoją ulubienicę i pozwoli zdrowo dożyć setki. Czy słusznie? O tym dopiero miałam się przekonać...

Dzisiaj trochę wytchnienia od ostatnich intensywnych rozdziałów 😈😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro