Rozdział trzydziesty siódmy
Megan pierwsza krzyknęła z przerażenia i rozpaczy, a następnie zrobili to także inni. Neville płonął jak żywa pochodnia, nie mogąc się poruszyć.
Chciała coś zrobić, gdy nagle wiele rzeczy wydarzyło się równocześnie. Usłyszeli wrzawę dochodzącą z odległych granic terenów szkolnych, jakby setki ludzi wdzierało się przez niewidoczne mury i gnało w stronę zamku, wydając wojenne okrzyki. Jednocześnie zza rogu zamku wyłonił się olbrzym, jednak chociaż duży, to i tak mniejszy od tych, które przyprowadził Voldemort i ryknął: "HAGGER".
Na to natychmiast rykiem odpowiedziały inne olbrzymy i pobiegły ku niemu jak rozwścieczone słonie, aż ziemia zadygotała. Potem rozległ się tętent kopyt i brzdęknięcia cięciw, a na śmierciożerców spadł deszcz strzał.
Rozbiegli się z krzykiem.
Megan zobaczyła, że Neville w tej samej chwili też się poruszył. Jednym szybkim, płynnym ruchem uwolnił się spod zaklęcia Pełnego Porażenia ciała. Płonąca Tiara Przydziału spadła mu z głowy, a on wyciągnął z niej srebrny miecz z wysadzaną rubinami rękojeścią...
Mimo tego, że wszyscy się rozbiegali, to Megan zdążyła zobaczyć, jak Neville jednym ciosem odrąbał łeb wielkiemu wężowi, który śmignął wysoko w powietrze, połyskując w świetle bijącym z sali wejściowej.
Voldemort otworzył usta, wydając z siebie ryk wściekłości, którego nikt nie mógł usłyszeć, a cielsko Nagini opadło z głuchym łoskotem u jego stóp...
Megan poczuła, jak tata bierze ją za ramię, po czym razem ruszyli w tłum. Jednak zarazem pomyślała o tym, że jest dumna z Neville'a.
Zapanował chaos. Wszędzie słychać było krzyki, wrzawę i łoskot wpadających na siebie olbrzymów.
Wszyscy, zarówno obrońcy Hogwartu, jak i śmierciożercy, popędzili w kierunku zamku, jednocześnie walcząc ze sobą wzajemnie.
Megan po chwili dołączyła do Alice i Michaela, walczących z trojgiem śmierciożerców. Niedaleko widziała też Neville'a i Rona powalających Fenira Greybacka.
Mimo wszystko tak naprawdę walczyli ze wszystkimi przeciwnikami na raz - musieli uważać, by nie oberwać od tyłu, czy z boku.
W wirze walki widziała też swoich bliskich, stawiających czoło śmierciożercom. Jednakże niespodziewany był widok skrzatów, które z tasakami i innymi narzędziami kuchennymi walczyły, raniąc śmierciożerców w łydki.
Walka była zażarta, wydawało się, że nawet bardziej niż wcześniej, o ile to było możliwe.
Z samym Voldemortem natomiast walczyli McGonagall, Slughorn i Kinsgley, a na jego twarzy malowała się nienawiść, gdy krążyli wokół niego, uchylając się przed jego zaklęciami, ale nie mogąc go pokonać...
- NIE W MOJĄ CÓRKĘ SUKO!
Rozległ się krzyk pani Weasley, która następnie stanęła naprzeciwko Bellatrix Lestrange. Sporo osób chciało udzielić Molly wsparcia, jednak ta nie chciała.
Sama zaczęła walczyć ze śmierciożerczynią, aż w końcu ją pokonała, korzystając z nieuwagi Bellatrix, która zaczęła coś gadać.
Wtedy Voldemort zwrócił się w stronę rudowłosej, chcąc ją zabić.
Niespodziewanie jednak na środku sali pojawił się Harry Potter, rzucając zaklęcie tarczy, ratując tym samym Molly przed śmiercią z ręki czarnoksiężnika.
W całej sali rozbrzmiały okrzyki przerażenia, zaskoczenia i radości, a z każdej strony wołano: "Harry, ON ŻYJE!".
Natychmiast wszystko jednak ucichło i zapadła pełna napięcia cisza, w której Harry i Voldemort, nie spuszczając z siebie wzroku, zaczęli krążyć wokół siebie.
- Niech nikt nie próbuje mi pomagać! - zawołał Harry, a w tej głuchej ciszy jego głos zabrzmiał jak fanfara. - Tak musi się to zakończyć. Tylko ja i on.
Voldemort zasyczał jak wąż, a jego oczy zapłonęły czerwienią.
Przerażona Megan spojrzała przez chwilę na Neville'a, który znalazł się obok niej. Oboje, tak samo jak wszyscy zgromadzeni, przypatrywali się temu, co miało się wydarzyć.
Za chwilę wszystko miało się rozstrzygnąć.
Po tylu latach wojny, nadszedł decydujący dla wszystkich moment.
Na razie jednak obaj toczyli ze sobą rozmowę, w której Voldemort chciał szantażować Pottera emocjonalnie, mówiąc mu, że wszyscy się za niego poświęcają.
Harry jednak się nie dał. Nazwał Voldemorta Tomem Riddle, oraz zaczął ujawniać różne fakty.
Przeżyć mógł tylko jeden z nich - dodatkowo, jako, że Harry był gotów się za wszystkich poświęcić, to Voldemort nie mógł ich tknąć.
Powiedział też o tym, że Dumbledore sam zaplanował swoją śmierć, a Snape cały czas był jego szpiegiem.
Poza tym cały czas kochał matkę Harry'ego, którą znał od czasów, gdy byli jeszcze dziećmi.
Okazało się też, że naprawdę istnieją Insygnia Śmierci - Megan słyszała dotąd o nich tylko z Baśni Barda Beedle'a i nie sądziła, że istnieją naprawdę.
A okazało się, że jednak istnieją. Jedno z nich, Czarna Różdżka, należało do Dumbledore'a przed jego śmiercią.
Potem w ciągu ostatniego roku miała kilku właścicieli. Teraz natomiast, chociaż posiadał ją Voldemort, to jednak Harry był prawowitym panem Czarnej Różdżki.
Zaczarowane sklepienie nad ich głowami rozjarzyło się czerwonozłotą poświatą, gdy nad paraptem najbliższego okna pojawiła się krawędź oślepiającej tarczy słońca. Blask padł jednocześnie na Harry'ego i Voldemorta, powodując, że twarz tego drugiego zapłonęła czerwienią.
- Avada Kedavra! - krzyknął Voldemort, jednak Harry w tej samej chwili również rzucił zaklęcie.
- Expelliarmus!
Huknęło jak z armaty, a w martwym środku złotego kręgu, po którym krążyli, wybuchły złote płomienie, znacząc miejsce zderzenia się obu zaklęć.
Dwa promienie się zderzyły, a następnie Czarna Różdżka wyleciała w powietrze, teraz rzeczywiście czarna na tle rozjarzonej blaskiem wschodu słońca zaczarowanej kopuły, wirując w locie, by pod samą kopułą zatrzymać się na moment i dopaść ku swojemu prawdziwemu panu, którego nie zabiła, a który wreszcie w pełni ją posiadał. Harry chwycił ją wolną ręką w tej samej chwili, gdy Voldemort runął do tyłu z rozkrzyżowanymi ramionami, a jego wąskie źrenice podbiegły do górnej krawędzi szkarłatnych oczu. Padł na posadzkę z pustymi rękami, jego ciało skurczyło się i zwiotczało, z podobnej do głowy węża twarzy znikł wszelki wyraz, zagościła w niej pustka. Voldemort był martwy, zabiło go własne zaklęcie, a Harry stał z dwoma różdżkami, patrząc na skorupę swojego śmiertelnego wroga.
Wszyscy zamarli na sekundę, a potem szok minął i wokół wybuchła dzika wrzawa. Okrzyki, wiwaty, wrzaski i piski rozdarły powietrze. Oślepiające promienie słońca zalały całą salę ze wszystkich okien, a Megan i Neville ruszyli ku Harry'emu, razem z pozostałymi obrońcami Hogwartu, pełni entuzjazmu.
Byli też Ron, Hermiona, Luna, pozostali Weasleyowie, Blackowie, Jonesowie, McGonagall, Kingsley, Flitwick, Sprout, Hannah, Ernie, Justyn, Taylor, Susan, Dean, Seamus, Hagrid i jeszcze o wiele, wiele więcej osób. Wszyscy się przepychali, krzyczeli, chcieli go dotknąć, przytulić, powiedzieć mu coś.
Wszyscy chcieli chociaż dotknąć Chłopca, Który Przeżył, którzy wreszcie położył temu wszystkiemu kres... Słońce podnosiło się nad Hogwartem, a Wielka Sala rozgorzała światłem i życiem.
Nareszcie wojna się skończyła.
Wszyscy cieszyli się z tego, a zarazem opłakiwali swoich bliskich, którzy zginęli. Każdy składał Harry'emu wyrazy wdzięczności za pokonanie ich wroga, a do tego zaczęły też napływać nowiny z różnych zakątków kraju. Przekrzykiwano się jeden przez drugiego, że klątwa Imperio przestała działać, że śmierciożercy uciekają w popłochu, a niektórych już złapano, że właśnie z Azbakanu wypuszczają niewinne ofiary i że Kingley Schacklebolt został mianowany tymczasowym ministrem.
Ciało Voldemorta wyniesiono do komnaty przylegającej do Wielkiej Sali, z dala od ciał Hestii, Lavender i innych osób, które zginęły, walcząc z jego złowrogą armią. McGonagall przywróciła na miejsce stoły domów, jednak i tak nikt się tym nie przejmował.
Megan i Neville usiedli przy jednym ze stołów, na którym leżał teraz srebrny miecz. Chłopak został otoczony gronem wielbicieli, którzy teraz bardzo chcieli z nim porozmawiać.
- Szczęściara z ciebie, że masz takiego chłopaka - odezwała się nagle jedna z dziewczyn, a Megan zastanawiała się, skąd ona to w ogóle wie. Jednak w tym zamku plotki roznoszą się naprawdę szybko.
- Wiem - odparła Megan, siląc się na słaby uśmiech. - I jestem z niego bardzo dumna.
Jej entuzjazm był przygaszony przez śmierć siostry. Nadal nie mogła uwierzyć, że jej naprawdę już nie ma.
Zaczęły się ostatnio lepiej dogadywać, a tu stało się coś tak strasznego.
Neville uznał, że muszą porozmawiać, więc powiedział:
- Chętnie z wami później jeszcze porozmawiam, ale teraz wybaczcie, ale chciałbym na chwilę zostać sam z Meg.
Osoby zgromadzone wokół niego niechętnie posłuchały, po czym się rozeszły.
- Chcesz się przejść? - zaproponował Neville, a ona pokiwała głową.
Wziął ją za rękę, po czym razem ruszyli ku wyjściu z Wielkiej Sali.
Wszędzie było widać gruz, krew, oraz inne zniszczenia. Gdzieś z oddali usłyszeli Irytka, szybującego opustoszałymi korytarzami i wyśpiewującego ułożoną przez siebie pieśń zwycięstwa:
Udało się, dostali w kość, niech żyje Potter nam!
A Voldek gnije w piekle, za którym
tęsknił sam!
Chociaż było to naprawdę świetne, to jednak Megan nie miała siły się zaśmiać. Wciąż była przygnębiona śmiercią siostry.
Sama nie wiedziała jak, ale przedostali się przez wszelkie gruzowiska, schody, aż w końcu dotarli do podziemi, gdzie był Pokój Wspólny Hufflepuffu, oraz kuchnia.
Megan domyśliła się, że chce wziąć ją do miejsca, które niejako nazywali "ich miejscem".
Miejsca, w którym zaczęła się ich znajomość i w którym tak często się spotykali.
Na szczęście wejście do kuchni było możliwe.
Kręciło się tam już kilka skrzatów - widocznie te, które nie zostały ranne, wróciły już do kuchni.
Jednak oni chcieli po prostu sobie posiedzieć ze sobą.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to się stało - powiedziała Megan. - Czuję ulgę, że wygraliśmy, ale też smutek, że Hestii nie było dane tego zobaczyć.
Chłopak objął ją ramieniem, po czym westchnął.
- Z pewnością widziała to, gdziekolwiek teraz jest - powiedział Neville. Wiedział, że to niewiele pomoże, lecz czy cokolwiek mogło?
- Nie wiem - odparła dziewczyna. - Ale wiem, że nigdy jej nie zapomnę. Boli mnie to, że nigdy już nie porozmawiamy. Powinnam iść do rodziców, reszty mojej rodziny, dla nich w końcu też to jest przykre. Ale chciałam też porozmawiać z tobą. Wiem, że może nie brzmię zbyt entuzjastycznie, ale jestem z ciebie bardzo, ale bardzo bardzo dumna. Bałam się o ciebie Nev. Byłeś naprawdę dzielny.
Neville jeszcze mocniej ją przytulił.
- A ja tobie dziękuję Meg za to, że cały czas przy mnie jesteś. Za to, że mnie wspierasz. Za te wszystkie pyszne babeczki z malinami. Za każdą naszą rozmowę, a nawet wspólne milczenie. Za wspólny bunt przeciwko śmierciożercom. Za wspólną walkę przeciwko nim. Za wszystko. Kocham cię Meg - powiedział Neville, a ona spojrzała na niego.
- Ja ciebie też kocham Nev - odparła szatynka, a chłopak pocałował ją w policzek.
Obydwoje wiele przeszli.
Mieli zamiar za chwilę wrócić na górę, by porozmawiać z rodziną i przyjaciółmi.
Wiedzieli, że wraz z końcem wojny nastanie nowy etap życia.
Wiele rzeczy będzie trzeba doprowadzić do porządku.
Zarazem jednak niektórych rzeczy naprawić się nie da.
Rany na sercu po śmierci bliskich nie znikną nigdy.
Wiele osób tej nocy kogoś straciło bezpowrotnie. Rodzinę, przyjaciół, ukochanych...
Ci, którzy przeżyli, rozpoczną nowe życie, bez wojny, lecz nigdy nie zapominając o osobach, które zginęły.
Wszyscy walczyli o lepszą przyszłość, chociaż nie wszystkim dane było jej doczekać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro