Rozdział trzydziesty pierwszy
Megan i Neville wzajemnie utrzymywali, że i tak by jeszcze raz dla siebie się poświęcili, mimo, że kosztowało ich to pobytem w Skrzydle Szpitalnym.
I bynajmniej nie dałoby się ich od tego odwieść.
- Dlaczego się chciałaś za mnie poświęcić? - spytał Neville, gdy rozmawiali o tym, co się stało na lekcji z Carrowem. Siedzieli już w "swojej" kuchni, jedząc babeczki z malinami.
- Bo mi na tobie zależy, Nev - odparła Puchonka, a ten westchnął. - A ty? Aż rzuciłeś zaklęciem w Carrowa podobno.
- Mi też zależy na tobie Meg. I nie chcę, aby coś ci się stało - stwierdził chłopak.
- Jest wojna. To nieuniknione - odparła ciężko.
Niestety oboje wiedzieli, że taka jest prawda.
Wiele osób odmówiło rzucenia Cruciatusa, jednak jak się okazało, znaleźli się tacy, którzy zrobili to z radością.
Vincent Crabbe i Gregory Goyle, dwaj osiłkowie Malfoya, byli jednymi z nich. Ci dwaj wręcz z przerażającą chęcią torturowali tak, jak im kazano, oraz chyba po raz pierwszy byli w czymś najlepsi.
Znalazło się też kilkoro innych osób, ale oni byli wręcz sadystami i z dziką chęcią wykonywali rozkazy Carrowów.
W końcu nadeszła przerwa świąteczna. W tym roku to już raczej wszyscy wracali do domów. Nikt nie miał ochoty zostawać w zamku ze śmierciożercami.
Niestety nie wszyscy w tym roku mogli tam wrócić.
Gdy byli na dworcu w Hogesmeade, nagle kilkoro śmierciożerców porwało Lunę Lovegood.
Jej ojciec wydawał gazetę Żonglera, która była ostatnią mówiącą prawdę o Potterze i popierającą go. Najwyraźniej przez to porwano jego córkę.
Co prawda nie poszło im tak łatwo, gdyż kilka osób, w tym Neville oraz Megan, starało się temu przeszkodzić. Niestety, bezskutecznie.
Tak więc do domu pojechali w jeszcze gorszych nastrojach, a wydawało się, że już bardziej ponuro i źle być nie może.
Nawet jakiekolwiek słowa pocieszenia w takiej sytuacji były bezużyteczne.
Gdy Megan przyjechała do domu, od razu wyściskali ją rodzice i siostra. Z przerażeniem też zobaczyli rany na jej ciele.
- Co oni ci tam zrobili? - zapytała z przerażeniem Amy, gdy siedzieli we czwórkę już w salonie.
- Moje obrażenia to nic - stwierdziła Megan. - Neville obrywa o wiele gorzej i częściej.
- Dlaczego? Co się tam dzieje? - spytał tata tonem, jakby chciał zabić każdego, kto śmiał tknąć jego córkę.
- Właśnie, miałaś uważać na siebie - rzekła Hestia, na ci Megan westchnęła.
- Nie zamierzam stać bezczynnie. Razem z przyjaciółmi staram się walczyć z Carrowami. Oni są okrutni - rzekła Puchonka, przytulając się do mamy.
- A Snape? - spytał tata.
- Snape praktycznie cały czas siedzi w swoim gabinecie. Wydaje rozkazy, ale mało go widać - stwierdziła Megan. - Carrowowie panoszą się po szkole. Nauczyciele niby mają obowiązek odsyłać uczniów do nich, ale starają się jak mogą, by tego nie robić.
Rodzina z przerażeniem słuchała jej opowieści o tym, co się działo w szkole. Przez cały semestr nie można było zbyt wiele pisać, bo listy były kontrolowane. Dlatego teraz wszystko nadrabiali.
- Oni kazali nam rzucać zaklęcie torturujące na lekcji - powiedziała Megan, a rodzina zbladła. - Amycus przyprowadził jakiegoś pierwszorocznego i mieliśmy go torturować. Gdy się sprzeciwiliśmy, sami byliśmy torturowani.
- Moja biedna córeczka... - wyszeptała przerażona Amy, jeszcze mocniej ściskając Megan, nie chcąc jej wypuszczać.
- Kiedyś dopadnę tych Carrowów, to pożałują - stwierdził tata, zaciskając rękę na swojej różdżce.
- Zapewne będziesz musiał ustawić się w kolejce - odparła ponuro Megan. - Bo myślę, że sporo osób z chęcią zrobiłoby to co ty.
Wszyscy byli zmartwieni tym, co się działo. Dziewczyna wiedziała, że rodzice najchętniej by jej w ogóle nie puścili już do szkoły.
Jednakże wszyscy uczniowie mieli obowiązek tam być. A ukrycie całej rodziny i przyjaciół nie wchodziło w grę.
Zresztą nie zamierzała tego tak zostawić. Zamierzała działać.
Wiedziała, że jest potrzebne wsparcie. I ona zamierzała pomóc dopilnować, by walka trwała nadal.
Amy westchnęła.
- Jesteśmy z ciebie dumni - powiedziała. - Jednak też martwimy się o ciebie.
- Jestem czystej krwi, to mnie nie zabiją - rzekła dziewczyna. - A jestem lojalna wobec swoich przyjaciół i wartości, jakie wyznaję. Nie zamierzam się poddawać. Martwię się za to o was.
- Jest ciężko, zwłaszcza, że w ministerstwie ciągle patrzą wszystkim na ręce - stwierdził tata. - Jednak uważamy na siebie.
- Na dom jest rzucone dużo zaklęć zabezpieczających - powiedziała Hestia. - Dużo osób tak robi.
Zawsze coś, ale mimo wszystko jednak ciężko było stwierdzić, ile to da.
Cieszyła się, że przynajmniej może pobyć kilka tygodni z rodzicami.
Pewnego dnia ferii leżała na łóżku w swoim pokoju, gdy przyszła do niej Hestia.
- Możemy pogadać? - zapytała.
Megan westchnęła i usiadła na łóżku.
- Dobrze.
Starsza siostra usiadła obok niej.
- Wiem, że może czasami zachowuję się dziwnie. I przepraszam za to. Ale po prostu się o ciebie martwię - powiedziała.
- Wiem, wiem - odparła Megan. Mimo wszystko nie zamierzała się jakoś bardzo na nią gniewać.
- Boję się o ciebie, ale zarazem pewnie zrobiłabym to samo. Zresztą jestem w Zakonie Feniksa - rzekła Hestia. - Ja i Michael martwimy się o ciebie i o Alice. To prawda. Ale po prostu was kochamy.
- On przynajmniej nie traktuje jej jak małe dziecko - mruknęła szatynka. - Chociaż i tak bywa też trochę nadopiekuńczy dla Alice.
- Obiecuję, że zacznę cię lepiej traktować, dobrze? - rzekła Hestia.
- Mam nadzieję - odparła Megan, wzdychając. Następnie się przytuliły.
Miały nadzieję, że już będzie tylko lepiej.
- W ogóle to chciałabym kiedyś lepiej poznać tego twojego Neville'a, wiesz? - rzekła Hestia.
- Jakiego mojego? To po prostu przyjaciel - mruknęła Megan, chociaż sama już powoli traciła wiarę w te słowa.
Starsza Jones parsknęła.
- Jeszcze zobaczymy.
Niestety święta minęły szybko i czas było znów wracać do szkoły i terroru dziejącego się tam.
Megan oczywiście pocieszała Neville'a, a także inne osoby, cierpiące po porwaniu Luny. Lecz mimo wszystko niewiele to dało.
Starała się być wsparciem dla swoich przyjaciół. Ale było to coraz trudniejsze, skoro sama miała coraz bardziej dosyć.
Wiedziała jednak, że muszą walczyć.
W międzyczasie w styczniu okazało się, że Seamus i Susan się zeszli, co było w sumie jedną z niewielu dobrych nowin ostatnimi czasy.
- Gratuluję! - powiedziała Megan, gdy siedziały we trzy w dormitorium. - Wiedziałam, że tak będzie!
Susan się zarumieniła, a Hannah spojrzała na szatynkę.
- To teraz kolej twoja i Neville'a! - rzekła stanowczo.
- Właśnie! - zawtórowała jej rudowłosa.
- Bez przesady - wybąkała Megan.
Aczkolwiek musiała przyznać, że coraz częściej o tym myślała.
Bardzo lubiła Neville'a i mocno jej na nim zależało.
Była gotowa zrobić dla niego naprawdę wiele.
I on najwyraźniej tak samo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro