Rozdział szesnasty
Czas świąt zawsze wydawał się wyjątkowy.
Pomimo tego, że trwała wojna, ludzie starali się jakoś spędzić ten czas ze swoimi rodzinami.
Jeszcze kilka lat wcześniej nikt nie bał się, że może już nie wrócić z przerwy świątecznej.
Niegdyś świat wydawał się zupełnie inny, jakby bardziej kolorowy.
Teraz przez ostatnie pół roku gazety donosiły o kolejnych zabójstwach, dokonanych przez popleczników Voldemorta.
I chociaż opuszczenie szkoły było ryzykowne, to jednak dużo osób chciało zobaczyć swoje rodziny. A przynajmniej te osoby, które przeżyły.
To było aż dziwne, ile mogło się zmienić w przeciągu ledwo kilku lat. Dwa lata wcześniej wszyscy byli podekscytowani Turniejem i Balem Bożonarodzeniowym. Nikt nie myślał o wojnie, a to, co stało się podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu, wzięto za jednorazową sytuację.
Pół roku później powrócił Voldemort, ale wielu w to nie wierzyło, włącznie z samym Ministrem Magii.
Megan jadąc pociągiem do Londynu, przypominała sobie, jak niegdyś to wyglądało. Gdy nie musiała się bać o rodzinę i przyjaciół.
Bo chociaż zazwyczaj była do wszystkiego optymistycznie nastawiona, nie znaczyło to, że się nie bała.
Aktualnie siedziała w jednym przedziale z Susan, Erniem, Justinem i Neville'em, który zgodził się do nich dołączyć. Przedział obok miała też swoją kuzynkę Alice wraz z jej przyjaciółmi, a więc była otoczona osobami, które lubiła.
Tęskniła za rodziną, nawet za siostrą, z którą kontakt bywał różny. Martwiła się o nią, bo w końcu Hestia działała aktywnie w Zakonie Feniksa. Nie wiedziała, czym dokładnie się zajmuje, ale i tak znajdowała się w centrum tego wszystkiego. Natomiast rodzice byli po stronie Zakonu, ale nie angażowali się w misje.
- Meg, wszystko w porządku? - zapytał ją Neville, siedzący obok niej. Dziewczyna wpatrywała się przez chwilę zamyślona w okno, przerywając dopiero, gdy Gryfon dotknął delikatnie jej ramienia.
- Jasne, wszystko dobrze. Po prostu się zamyśliłam i tyle - Megan uśmiechnęła się do niego. Cieszyła się, że zgodził się usiąść w przedziale z nią i mogli spędzić razem czas w pociągu.
Po przyjęciu Bożonarodzeniowym Megan zapoznała Gryfona ze swoimi przyjaciółmi z domu, a ci przyjęli go naprawdę dobrze. Dzięki temu chłopak nie czuł się teraz tak skrępowany ich obecnością.
Susan siedziała naprzeciwko Megan i przymykała oczy, jakby starając się zasnąć. Obok niej siedzieli Ernie i Justin, rozmawiając o czymś między sobą.
Neville może i mógłby spróbować włączyć się do rozmowy z nimi, ale jakiś bardziej miał ochotę pogadać z Megan. Poza tym, zobaczył, że wpatruje się w okno przez kilka minut i chciał wiedzieć, czy coś się dzieje.
- Na pewno? - zapytał Gryfon, chcąc się upewnić. Zastanawiał się, czy może za bardzo nie docieka, ale na szczęście dziewczyna nie wyglądała na zirytowaną.
- Tak. Po prostu pomyślałam o tym, że chciałabym, żeby to wszystko się już skończyło. Żebyśmy nie musieli martwić się o naszych bliskich i mogli żyć w spokoju - odparła szatynka.
Chociaż zazwyczaj była pełna pozytywnej energii, tego dnia sama miała gorszy humor. Nie wiedziała, czy to przez to, że opuszcza bezpieczne mury zamku, czy z innego powodu. Dziwnie się czuła z tym wszystkim.
- Też bym tego chciał. Ale będziemy walczyć, gdy nadejdzie pora. I zwyciężymy - powiedział Longbottom, zarazem widząc, że Puchonka ma dzisiaj gorszy dzień. Aż żałował, że za kilka godzin będą musieli się rozstać. Chciał, żeby było jej lepiej.
- Skąd ta pewność? - spytała go Jones, chcąc poznać jego zdanie. Sama też na to liczyła, ale bywały momenty, gdy nic nie było pewne.
Chłopak zamyślił się przez chwilę, chcąc dobrze ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć.
- Na początku, po wydarzeniach z ostatniego zadania byłem też zszokowany, jak chyba większość. I przerażony zarazem. Nie miałem pojęcia, jak to się wszystko potoczy i czy dam radę. Wstąpiłem do Gwardii, pomimo tego, że się bałem. Jednak ucieczka z Azkabanu tych wszystkich śmierciożerców dała mi motywację do działania. Chciałem zrobić coś, żeby uchronić rodzinę i przyjaciół. I nadal chcę to zrobić. I wierzę, że wygramy. Wiem, że sama motywacja to może niewielka gwarancja, ale i tak nie zamierzam się poddać. Choćby wszystko wokół wydawało się już rozstrzygnięte, nie zamierzam zmieniać strony. Nigdy nie zdradzę moich przyjaciół i rodziny. Nigdy.
Neville był tak zaaferowany swoją przemową, że nie zauważył nawet, że nie tylko Megan przypatruje mu się z uwagą, ale też i pozostała trójka Puchonów. Zrobiło to na nich wrażenie.
Nie wspomniał tylko o jednym. Że oprócz tego zmotywowała go ucieczka szczególnie jednej osoby. Mimo wszystko nie był pewien, czy powinien mówić o tym, że chce się zemścić na śmierciożerczyni, która była bezpośrednio odpowiedzialna za stan jego rodziców. Czyli Belli Lestrange, jednej z najwierniejszych osób z otoczenia Voldemorta.
Bo chociaż ona była ewidentnie zła i zasługiwała na karę, to czy mimo wszystko motywacją do walki powinna być zemsta?
Może i nie, ale chciał tego. Chciał ją pokonać.
- Z takim podejściem na pewno nam się uda - stwierdziła Megan, której spodobało się, że Neville powiedział co myśli. Sama też chciała, by jej rodzina i przyjaciele byli bezpieczni. I zamierzała walczyć, gdy będzie trzeba.
Pozostała trójka Puchonów nie zdążyła nic powiedzieć, bo w tej chwili drzwi do przedziału otworzyły się i stanął w nich Seamus.
- Cześć wam! Sus, chcesz przyjść do mojego przedziału? - zapytał, a wszyscy spojrzeli w stronę rudowłosej Puchonki.
- Jasne, chętnie! Wrócę tu później, dobrze? - dziewczyna podniosła się i starała się przecisnąć do wyjścia. Zadała pytanie przyjaciołom, ale nikt nie miał nic przeciwko.
- Pewnie, baw się dobrze - rzekła do niej Megan.
- Tylko uważajcie tam, nie chcemy być jeszcze wujkami - mruknął Ernie, a Finnigan aż zapytał:
- Co?
Susan wyglądała, jakby miała spalić się ze wstydu i zażenowania. Posłała przyjacielowi zirytowane spojrzenie, po czym powiedziała:
- Nic, nieważne. Chodźmy stąd.
Następnie zatrzasnęła drzwi przedziału.
- Ktoś tu nie rozumie mojego poczucia humoru - mruknął Macmillan.
- Nikt go nie rozumie - odparł mu Finch-Flechey, za co dostał szturchańca od przyjaciela.
Megan i Neville patrzyli w milczeniu, jak Ernie i Justin się przepychają na siedzeniu naprzeciwko. W pewnym momencie jednak spojrzeli na Puchonkę i Gryfona, a następnie na siebie, po czym kiwnęli głowami.
- To my może pójdziemy poszukać pani z wózkiem, chcecie coś? - zapytał Justin, po czym się podniósł z siedzenia.
- Właśnie, mam ochotę na coś słodkiego - dodał Ernie, również wstając.
- Jasne, może poproszę kociołkowe piegusy - powiedziała Megan.
- A ja likworowe pałeczki poproszę - rzekł Neville, a obaj Puchoni szybko wyszli z przedziału.
- Ale im się śpieszy - zdziwiła się szatynka.
- Bardzo. Tak jakby chcieli specjalnie zostawić nas samych, czy co - rzekł Neville z niedowierzaniem. Zarazem jednak pomyślał, że nie przeszkadzało mu, że zostali we dwoje w jednym przedziale.
- Może tak było, kto ich tam wie - westchnęła dziewczyna.
Przez chwilę milczeli, pogrążając się we własnych myślach.
- Nev, a cieszysz się, że wracasz do domu na święta? - zapytała nagle Megan.
- Tak sobie - mruknął. Gdy zobaczył, że dziewczyna czeka, aż jakoś rozwinie swoją wypowiedź, kontynuował:
- Święta to dziwny czas. Zazwyczaj w czasie świat idziemy do Świętego Munga, odwiedzić moich rodziców. Tylko, że dziwnie jest widzieć, że żyją, a zarazem mieć świadomość, że nigdy mnie nie rozpoznają. Że nigdy nie powiedzą, że są ze mnie dumni i mnie kochają. Bo nic nie pamiętają, ani nie są w stanie funkcjonować normalnie. Jedynie co, to dostaję od nich, to papierki po gumie. Babcia mówi mi, żebym to wyrzucił, ale ja tego nigdy nie zrobię. Nie chcę wyrzucać czegoś, co się z nimi wiąże.
Nie było łatwo to powiedzieć. Gryfon czuł, że miejscami głos się mu jakby łamał. Do niedawna nikt ze szkoły o tym nie wiedział, że jego rodzice są w Szpitalu. W zeszłym roku przez przypadek dowiedzieli się o tym Harry, Ron, Hermiona i Ginny, a teraz Megan. Powiedział jej, bo czuł, że może jej zaufać.
- Tylko nie mów nikomu, dobrze? - zapytał.
- Oczywiście, że nikomu nie powiem. Jesteś moim przyjacielem i nie zdradzę twoich sekretów, tak samo, jak ty moich, prawda? Na tym polega przyjaźń - rzekła szatynka, po czym objęła Gryfona, chcąc go przytulić na pocieszenie.
- Prawda - odpowiedział Neville, po czym odwzajemnił przytulenie.
Każde z nich musiało przyznać, że był o to całkiem miłe uczucie.
- A ty cieszysz się z powrotu do domu? - spytał chłopak. Dziewczyna namyśliła się przez chwilę, po czym odparła:
- I tak i nie. Znaczy oczywiście cieszę się, że zobaczę swoją rodzinę. Ale nie wiem, jakie nastawienie będzie miała moja siostra, bo mam czasami wrażenie, że traktuje mnie trochę jak dziecko, które niewiele wie. Ale tak, chcę wrócić i zobaczyć się z rodziną.
- Mam nadzieję, że będzie dobrze - rzekł Neville. Po chwili już skończyli się przytulać, bo nie chcieli, żeby ktoś wziął ich za parę. Przecież byli tylko przyjaciółmi.
- Oby - stwierdziła Megan.
Chwilę później wrócili już obydwaj Puchoni, przynosząc słodycze dla całej ich grupki. Zaczęli gadać we czwórkę na różne tematy, starając się jakoś nie myśleć o złych rzeczach.
- Neville, czy to czasami nie twoja ropucha? Szedłem właśnie kupić słodycze i ją zauważyłem - do przedziału zajrzał Taylor, trzymając zwierzątko w ręce. Neville momentalniie zbladł, po czym zawołał:
- Teodora! Znowu się zgubiła, dlaczego tego nie zauważyłem...
Podniósł się z siedzenia i wziął zwierzątko od Taylora.
- Ja tam myślę, że wiem dlaczego. Czasami można zapomnieć o czymś, gdy coś innego się robi. Na przykład rozmawia z kimś - stwierdził brunet, po czym poszedł sobie.
- Jak ja mogłem ją zgubić - Neville był zdołowany tym, że znowu to się stało. Od początku Hogwartu ciągle gubił Teodorę.
- Najważniejsze, że już się znalazła - rzekła Megan, stając obok niego.
- Co nie zmienia faktu, że to nie powinno się zdarzać. Zwłaszcza tak często - westchnął chłopak. Po chwili usiedli na siedzeniu, a dziewczyna zapytała:
- Mogę ją potrzymać?
Chociaż trochę go to zdziwiiło, to odparł:
- Jasne. Może tobie nie ucieknie.
Megan wzięła Teodorę delikatnie i zobaczyła, że ta wpatruje się w nią. Puchonka uznała, że zwierzątko najwyraźniej jest zaciekawione, co się dzieje.
Do końca podróży trzymała Teodorę, która nie tylko nie uciekła, ale nawet zasnęła.
W końcu pociąg dotarł na peron, a wszyscy zaczęli powoli wysiadać. Susan wróciła pod koniec podróży, więc teraz w piątkę wysiadali z jednego przedziału.
Neville i Megan obiecali sobie nawzajem, że będą do siebie pisać listy przez święta. Teraz natomiast pożegnali się ze sobą i resztą swoich przyjaciół, po czym ruszyli znaleźć osoby, które po nich przyszły.
Megan zastanawiała się, kto po nią przybył i ucieszyła się, że to mama, nie siostra po nią jest. Jakoś nie była pewna, czy chce już się z nią widzieć i rozmawiać. Chociaż mimo wszystko miała nadz, że będzie dobrze.
- Cześć mamo - przywitała się, podchodząc do niej ze swoim kufrem.
- Cześć Meggie, miło cię widzieć! Dawno się nie widziałyśmy! - Amy Jones przytuliła mocno córkę na powitanie. Była to kobieta o ciemnych, brązowych włosach i niebieskich oczach.
- Wzięłaś sobie wolne dzisiaj? - zapytała Megan, gdy mama ją puściła.
- Tak, specjalnie na twój powrót. Chodźmy, teleportujemy się do domu - stwierdziła kobieta.
Megan zrobiło się miło, że mama zrobiła sobie wolne teraz. Była ciekawa, jak będą wyglądać te święta...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro